4/2021
Obrazek ilustrujący tekst Pieśni dla Prezydenta RP

mal. Jerzy Zachara, fot. Marek Matysek

Pieśni dla Prezydenta RP

 

Ten artykulik dedykuję Jackowi Cieślakowi, memu studentowi wiedzy o teatrze z warszawskiej Szkoły Teatralnej, zarazem znawcy muzyki popularnej, historii zespołów rockowych, biografii gwiazd show-biznesu, ich repertuaru i tras koncertowych etc. Jestem zawsze pełna podziwu dla Jego erudycji (?!), ale zostaje mi w pamięci niewiele, co jest oczywiście winą mojej siwej głowy… Drogi Jacku, zwracam się do Ciebie – jako eksperta – w sprawie, która nie daje mi spokoju. Od kiedy oglądałam transmisję z Capitolu, zastanawiam się, jakie piosenki/pieśni winien usłyszeć nowo wybrany Prezydent Rzeczypospolitej, a z nim wszyscy Polacy i może cały świat. Obsesyjnie pytałam o to najbliższe otoczenie, a także moich studentów. Prosiłam tylko, aby nie były to utwory martyrologiczne i wojskowe. A więc nie Rota, nie Pierwsza Brygada, nie Spoza gór i rzek / wyszliśmy na brzeg (pieśń kościuszkowców walczących pod Lenino). Prosiłam o takie pieśni, jakich wysłuchał Joe Biden i jego goście, a więc sławiące piękną, dobrą, szlachetną, demokratyczną Amerykańską, czyli Naszą Ojczyznę. Mój sąsiad zaczął nawet nucić Agnieszki Osieckiej Niech żyje bal!, ale kiedy doszedł do zwrotki „Drugi raz nie zaproszą nas wcale”, odrzuciłam ją jako zbyt pesymistyczną!

Ceremonia intronizacji wymaga, aby na początek zabrzmiał Hymn Narodowy. Ale w jakim stylu? Czy w takim, jak zaśpiewała amerykański hymn Lady Gaga? Przypominam, że kiedy przed laty Edyta Górniak zmieniła rytm i barwę Mazurka Dąbrowskiego, została zlinczowana przez tzw. opinię publiczną. Może więc zamiast Centralnego Zespołu Wojska Polskiego, skandującego „Co nam obca przemoc wzięła / szablą odbierzemy!”, zaprosić gromadę dzieci śpiewających a cappella? Na pewno wszyscy się wzruszą… Lecz co potem? Oto moje trzy propozycje, które chcę skonsultować z Jackiem Cieślakiem (może znajdzie coś nowszego?):

 

1) „Hymn na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego, z woli Naczelnego Wodza Wojska Polskiego do śpiewu podany” (1816), czyli pieśń Boże, coś Polskę, ułożona przez Alojzego Felińskiego do muzyki Jana Nepomucena Piotra Kaszewskiego z okazji koronacji Aleksandra I na króla Polski; drukowana także pt. Pieśń narodowa za pomyślność króla (1818); zrobiła karierę w Cesarstwie pt. Boże, coś Rosję (1861) i doczekała się również przekładów na języki: białoruski, litewski, francuski, serbski, włoski, niemiecki. Oczywiście zaśpiewana z oryginalnym zakończeniem: „Ojczyznę wolną, pobłogosław Panie…” – ale nie w stylu kościelnym!

2) Piosenka polskich skautów, którą śpiewałam z Naczelnikiem Związku Harcerstwa Polskiego: Płonie ognisko [!] w lesie. Pamiętam, jak druh Aleksander Kamiński akcentował drugą zwrotkę (cytuję z pamięci): „Przestańcie się już bawić / I czas swój marnotrawić / Niech każdy z was się szczerze / Do pracy swej zabierze / Czuj, czuj, czuwaj! / Rozlega się dokoła / Czuj, czuj, czuwaj! / Radosne echo woła”.

3) Piękna nasza Polska cała… Tadeusza Sygietyńskiego, którą tak dostojnie śpiewa zespół „Mazowsze”. Czy udałoby się nieco odmienić ceremonialny rytm poloneza i zaśpiewać na przykład w stylu country?

 

Biorę też pod uwagę rzewną papieską Barkę. Warunek: wszyscy będą mogli podchwycić te pieśni wraz z solistami.

W jakiej scenerii? Bo może nie w tej okropnej sali sejmowej? Mamy wszak Królewski Zamek! A gdyby tak od strony Wisły, na pałacowych krużgankach, stanęli byli i nowo wybrany Prezydent/Prezydentka oraz – niezależnie od wieku – najbardziej zasłużeni Polacy. Zaś pałacowe ogrody wypełniliby wolni obywatele. Im także warto zapewnić specjalną atrakcję. Może taką, jaką widziałam w Ameryce, a wcześniej w Związku Radzieckim, czyli stary, choć już unowocześniony wynalazek dziewiętnastowieczny: cykloramę, krugoramę. Zamiast wystrzałów armatnich, można teren zamkowy otoczyć ekranami i podróżować po Polsce, ciesząc się jej urodą. Właśnie taki film widziałam w kalifornijskim Disneylandzie. Iluzja była zupełna: wraz z pierwszymi osadnikami amerykańskimi przemierzaliśmy konno bądź wozami krytymi płótnem niekończące się prerie, rzeki, puszcze, wodospady. Nad naszymi głowami biły pioruny, przelatywały ptaki i wreszcie samoloty. Wspólnie budowaliśmy drogi, osady i miasta. Także Capitol. A prowadził nas – wspaniałym głosem – Henry Fonda. Wszystkich widzów ogarnęła patriotyczna duma, którą umiejętnie dawkowano. Z kolei krugorama na moskiewskiej Wystawce prezentowała sukcesy radzieckich sportowców. Na przykład skoczków, którzy odbijali się na trampolinie po jednej stronie ekranu i demonstrując różne spirale, wskakiwali – znów nad nami – do rozpryskującej się wody po drugiej stronie okrągłej sali. Oklaskom i wiwatom nie było końca.

Do sztabu organizacji takiej uroczystości warto zaprosić – to moja prywatna prośba – studentów teatrologii i kulturoznawstwa. Co druga praca licencjacka i magisterska ma wszak obecnie w tytule modne słowa: „performer”, „performatyka”, „performatywny”. Niech ci młodzi ludzie wniosą nowe pomysły i nowe pieśni, łączące Rodaków.

 

historyczka teatru, wykładowczyni w warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, do niedawna związana także z Uniwersytetem Łódzkim. Autorka m.in. publikacji Scena obiecana. Teatr polski w Łodzi 1844–1918 (1995), Polska „Szulamis”. Studia o teatrze polskim i żydowskim (2018) oraz licznych artykułów naukowych z historii polskiego i żydowskiego teatru.