5/2021

Róża Kapitalistka i jej Pracodawca (fragment)

 

Na scenie widzimy samochód typu SUV w możliwie złym guście, który pędzi drogą krajową, więc szyldoza, betonoza, ludzie na parkingu przed lokalem gastronomicznym śpiewają „W barach przy drodze nie ma potraw wegańskich” na melodię „W domach z betonu” Martyny Jakubowicz, w samochodzie siedzi mężczyzna o nieco knurnej posturze, który dobiega pięćdziesiątki, przedsiębiorca z krwi, kości i soli ziemi, a towarzyszy mu suczka buldożka francuskiego, zatrudniona w charakterze asystentki.

 

Róża: Cel, czy cel już blisko?

 

Pracodawca: Dawno nie był równie odległy. Strasznie chrapiesz, to znacząco oddala perspektywę ewentualnego awansu…

 

Róża: Ktoś musi chrapać, by nie spać mógł ktoś – nieregularne chrapanie buldogów francuskich byłoby elementem świetnego systemu bezpieczeństwa w nowoczesnych samochodach, znacząco minimalizując ryzyko drzemki podczas jazdy po zmroku. Opatentowałabym ten pomysł, ale do urzędu nie można wejść z psem.

 

Na scenę gramoli się Narrator Wszechpublicystyczny, ekspert od powieści szkatułkowych, którego, kurwa, naprawdę nikt już nie chce słuchać, w dodatku zasłania SUV-a i bohaterów siedzących w aucie.

 

Narrator Wszechpublicystyczny: I po krótkiej drzemce jechali znowu, choć przecież gdy Róża spała, wcale nie przestali jechać. A dokąd? Nie fetyszyzowałbym przesadnie miejsca akcji, zwłaszcza, jeśli ma się pewne roszczenia wobec uniwersalności, a przecież już wszędzie są samochody i psy, podwładni i pracodawcy. Dokąd by się nie ruszyli, ich pozycja nie zmieni się zasadniczo. Jechali, bo ruch to życie, bo kto stoi w miejscu, ten stoi w miejscu, kto nie słucha coacha, bmw nie jeździ.

 

Pracodawca: I dokąd zabrnęliśmy w historii twojego życia, Różyczko?

 

Róża: Różyczko, właśnie tak zwracali się do mnie rodzice, gdy odebrali mnie z hodowli. Przeniosłam się z podmiejskiej dzielnicy willowej w sam środek nietypowego blokowiska. Nietypowego, bo poprzecinanego ogórkowymi grządkami działek pracowniczych, położonego nad samym brzegiem rzeki – chodziliśmy tam czasem, ale nie skorzystałam za mocno, bo wszyscy wokół uważali, że jestem malutka, więc wszędzie chodziłam na smyczy. W sumie dobrze mi tam było, ale rodzicom zachciało się paniczykowania, więc przenieśliśmy się do innego mieszkania, już na bardziej typowe osiedle.

 

Pracodawca: Przeszłaś jakiś trening? Czy rodzice zachęcali cię do samodoskonalenia i podnoszenia kwalifikacji?

 

Róża: Nauczyłam się brać, co dają. Dość szybko zaczęłam przynosić piłeczkę posiadaczom karmy, uśmiechałam się, gdy fałszowali głupie buldożkowe piosenki, napisane chyba tylko po to, żeby było mi dobrze. Gdy trochę podrosłam, zaznałam odrobiny wolności w terenie niezabudowanym, ale szybko nauczyłam się, że wolność – wolnością, ale trzeba pilnować się ludzi, którzy napełniają miskę, dlatego przychodziłam, gdy mnie wołano. Bałam się samotności i dużych psów, zimnych płytek w kuchni i niewygodnego posłania. Chmura, w której zapisane jest wszystko, okazała się dla mnie dość łaskawa. Jasne, trochę tęskniłam za domem z ogrodem, ale udało mi się zaadaptować do blokowiska, nadrobiłam nieco rapsy, zimową porą zakładałam czerwony dres Dogidasa, starałam się wpasować. Byłam dobrym pieskiem, ale pamiętałam o kłach i pazurach.

 

W tym właśnie momencie wyglądający przez boczną szybę wyprzedzanego samochodu seter irlandzki pokiwał z aprobatą łbem, co nie umknęło uwadze Róży, a jej serce napełniło z dawna niewidzianą słusznością.

 

Róża: Bycie dobrym pieskiem nie jest usłane różami. Częścią tej drogi jest świadomość, że w kuchni jest taka specjalna półka, która znajduje się poza zasięgiem, i to właśnie na tej półce znajdują się ciastka i inne smakołyki. Właśnie po to jest społeczeństwo – potrzebujemy współpracować, by sięgać tam, gdzie pysk nie sięga, są też w mieszkaniu rachunki krzywd, i trzeba wiedzieć, co zrobić, by cokolwiek mogło nam skapnąć. W końcu skapnie, to nie może się nie udać.

 

Proszę czytelniczkę o docenienie tego fragmentu, ponieważ to nie tylko najmądrzejsze słowa o trickle-down economics wypowiedziane przez psa, to w ogóle najbardziej odświętna kwestia kiedykolwiek wypowiedziana na ten temat.

 

Na scenie widać, jak kierowany przez Pracodawcę samochód przejeżdża właśnie śpiącego policjanta. Kierujący pojazdem dwukrotnie spogląda w lusterko wsteczne i dwukrotnie przeciera oczy ze zdumienia – rozbudowa programu „Tanie państwo” doszła już do tego momentu, że na asfalcie faktycznie leżał śpiący policjant, ponieważ było to rozwiązanie tańsze od montażu progu zwalniającego.

 

Śpiący, acz wyraźnie rozbudzony policjant: Ała! (i stek Kulsonów)

 

Pracodawca: (oczywiście po krótkiej pauzie spowodowanej odebraniem mowy) Cóż za oszczędność! Jakże wspaniale wykorzystane zasoby ludzkie! Ależ innowacja!

 

Róża: (wskoczywszy na fotel i wychylając się przez otwartą szybę) Dzień dobry, Panie Władzo! Zdaje się, że nastąpiliśmy Panu na odcisk – cóż, widocznie tak właśnie musiało być zapisane w chmurze: właśnie tego dnia musiał Pan odbyć służbę w tym rejonie, i musiało Pana przejechać akurat jedno z cięższych aut osobowych dostępnych na rynku, ale nie ma co się zrażać, na komisariacie na pewno istnieją ścieżki awansu, trzeba tylko na nie wejść. Dobrego dnia! Z Panem Bogiem, Panie Władzo!

 

Na scenę znowu wdrapuje się Narrator Wszechpublicystyczny – pomaga Śpiącemu, acz wyraźnie rozbudzonemu policjantowi wstać, po czym wygłasza monolog.

 

Narrator Wszechpublicystyczny: Jak się spotkali? W przed wiekami zaaranżowanej pułapce potrzeb i pragnień, we wnykach czynszów i zwolnień z podatku; i już siedzą obok siebie w lśniącym poleasingową świeżością BMW X6, być może najbardziej obrzydliwym samochodzie w historii motoryzacji, bezbłędnie łączącym absolutny brak gustu z nieskrywaną pretensją do wszystkiego i wszystkich, brzuchem piwnym dla tych, którzy zarabiają stanowczo zbyt wiele, dokąd jednak jadą? Na zaślubiny spółki córki z egzotycznym inwestorem, tam, gdzie słońce nie zachodzi nigdy, do krainy wiecznej hossy, bo kto podatku nie płaci, raj znajdzie choćby i na Ziemi.

poeta, laureat wielu nagród, m.in. Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” 2012 za debiut roku (tom Kanada), Poznańskiej Nagrody Literackiej – Stypendium im. Stanisława Barańczaka za tom Utylizacja. Pęta miast (2019) oraz Nagrody Literackiej Gdynia 2020 w kategorii „poezja” za tom Bailout.