6/2021

Misericordia

Historia prawdziwa, a przez to jeszcze bardziej straszna.

 

NARRATORKA

PACJENTKA

PACJENT

BIURALISTKA

 

NARRATORKA

Przypomniałam sobie ostatnią wizytę w Poradni Zdrowia Psychicznego.

Ciemny ponury korytarz w dziewiętnastowiecznej krakowskiej kamienicy, lamperie z łuszczącej się farby olejnej w kolorze „ciepła sraczka”, stare metalowe krzesła i snujący się po linoleum co najmniej dziwni ludzie, unikający swojego wzroku, patrzący tępo w okna, podpierający osypujące się ściany.

Czy istnieje jakaś odgórna dyrektywa, żeby wszystkie tego typu przybytki meblować tymi samymi sprzętami i tymi samymi ludźmi? A może jednak trafiłam niechcący na plan zdjęciowy Ukrytej prawdy, w której poszukiwania prawdy nie powiodły się i wciąż uważana jest za zaginioną? Tutaj na pewno. Dowodzi tego dobitnie okutany w puchową kurtkę i szalik mężczyzna, który stojąc przy samych drzwiach do gabinetu, przekonuje zajadle swojego niewidocznego dyskutanta:

 

PACJENT

Jak będą miejsca, to pana przyjmą, a jak nie – to nie przyjmą, taki jest świat! No mówię, że jak będą miejsca, to pana przyjmą. Jak będą miejsca, oczywiście. Życie. Co? Pan ze mnie żartuje? Dobre. Naprawdę dobre.

 

PACJENTKA

Przepraszam, stoi pan w kolejce do rejestracji?

 

PACJENT

A owszem. Stoimy. Ale od razu pani powiem. Niech się pani nie nastawia… Będą miejsca, to panią przyjmą, a jak nie – to nie przyjmą! To przecież jasne! Że też wszystkim musimy to tłumaczyć.

 

PACJENTKA (do siebie)

Nigdzie tak dobrze nie można nauczyć się bycia wariatem jak w wariatkowie.

 

PACJENT

Pani będzie się ze mną kłócić? Chce się pani kłócić?! Co?!

 

PACJENTKA

Nie. Nie, przepraszam.

 

NARRATORKA

Po długim oczekiwaniu otworzyły się wreszcie drzwi od rejestracji i zostałam zawołana do środka.

 

BIURALISTKA

Prosz!

 

NARRATORKA

Pomieszczenie było tylko niewiele jaśniejsze od ponurego korytarza. Na swoim wyposażeniu posiadało jedynie metalową szafę z kłódką, dwa krzesła: wygodne i to dla pacjenta, biurko i radio na parapecie. Za rzeczonym biurkiem przywalonym papierami siedziała przywalona ciężarem życia kobieta koło czterdziestki.

„Oho, ktoś tu cierpi najwyraźniej na wypalenie zawodowe” – przemknęło mi przez myśl.

 

PACJENTKA (do siebie)

Oho, ktoś tu cierpi najwyraźniej na wypalenie zawodowe. Cóż w tym jednak dziwnego, jak to mówią, szewc bez butów chodzi.

 

NARRATORKA

Biuralistka nie zwróciła najmniejszej uwagi na wchodzącą, jakby kolejni pacjenci byli tylko na wpół zauważalnym ruchem, podmuchem wiatru, na który przecież na letniej łące nie zwracamy zbytniej uwagi: „A niech sobie wieje…”. Postanowiłam więc samodzielnie przełamać krępującą ciszę, która, gdyby się przedłużała, podważyłaby w sposób absurdalny zasadność naszego spotkania w tym pokoju.

 

PACJENTKA

Ekhm… Chciałabym się zapisać na wizytę u… psychologa…

 

NARRATORKA

Ostatnie słowo zostało wypowiedziane na przydechu, niewyraźnie, niemal szeptem, bo wciąż krępowała mnie przykra konieczność leczenia mojej szwankującej psyche.

 

BIURALISTKA

A skierowanie ma?

 

NARRATORKA

Brutalny konkret pytania postawionego zza ekranu komputera pozbawił mnie złudzeń wspólnoty doświadczania ciężaru istnienia. To, co wzięłam za depresję Biuralistki, było najwyraźniej wypracowaną w toku lat pracy strategią przyjmowania pacjentów.

 

PACJENTKA

No… nie mam. Ale właśnie wyszłam od mojej lekarki rodzinnej, która poleciła mi, żeby tu przyjść.

 

BIURALISTKA

To nie można.

 

NARRATORKA

Zapadła krępująca, jednak nie dla Biuralistki, cisza.

 

PACJENTKA

Chciałabym się, mimo wszystko, jakoś zapisać. Rozumie pani, naprawdę źle się czuję.

 

NARRATORKA

Znad komputera łypnęło jedno oko, jak u zastanawiającej się kury. Jednak zaraz zniknęło, widocznie oględziny wypadły niepomyślnie dla dalszego leczenia. Czułe i wprawne prawe oko rejestratorki oceniło pacjentkę na 9 na 10 w skali Apgar, orzekło zdrowie całkowite i wypis do domu.

 

BIURALISTKA

Nie można.

 

NARRATORKA

Padła krótka odpowiedź – niczym podpis pod wypisem, co niedoszłej pacjentce dało impuls do natychmiastowej ewakuacji z miejsca przegranej sromotnie walki o swoje zdrowie psychiczne. Jednak zoczywszy dezercję, Biuralistka zadźwięczała, wychylając się już śmiało zza ekranu.

 

BIURALISTKA

Do psychologa czy do PSYCHIATRY?

 

NARRATORKA

Pacjentka w jednej chwili zrozumiała, że to była GRA i że tę grę właśnie przegrała. W powietrzu zapanowała atmosfera chwilowego rozluźnienia. Po przebiegłej minie Biuralistki można było wywnioskować, że rzuciła mi tym pytaniem koło ratunkowe, które skrupulatnie podjęłam.

 

PACJENTKA

Do psychiatry, oczywiście, że do psychiatry.

 

NARRATORKA

Ze skruchy prawie plasnęłam się w czoło, ale spostrzegłam, że wystarczy głupawy uśmieszek i rękę zatrzymałam w kieszeni.

 

BIURALISTKA

A do PSYCHIATRY to można.

 

NARRATORKA

Biuralistka pokazała zęby w czymś na kształt uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą. Posłusznie czekałam na dalsze instrukcje, lecz, jak widać, w tym tangu to ja miałam prowadzić.

 

PACJENTKA

Ekhm… To na kiedy jest termin?

 

NARRATORKA

Wyjąkałam, przybierając wygląd durnowaty, żeby swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.

 

BIURALISTKA

Za dwa miesiące.

 

NARRATORKA

Zadała ostatni sztych Biuralistka, pocałowała szpadę i podniosła maskę, rozpierając się w fotelu.

 

BIURALISTKA

Pisać?

 

NARRATORKA

Zapytała przymilnie, wychylając się znienacka w moim kierunku. Ja w odpowiedzi skuliłam się na krzesełku przytłoczona nagłym atakiem Biuralistki, który miał być pewnie w zamierzeniu pchnięciem malutką misericordią, nożykiem – litością dla konającego. I tak oto ja, konając posłusznie, pozbywałam się, odchodząc, wszelkich złudzeń, że uda mi się żywą dotrwać do terminu wizyty.

Biuralistka pogłośniła radio, w widoczny sposób sygnalizując, że uważa nasze spotkanie za skończone, i z archaicznego urządzenia wybrzmiał donośnie wokal:

„Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy! Hej, hej! Nanananana!”.

 

PACJENTKA

Życie jest swoją najlepszą parodią.

 

NARRATORKA

Powiedziała PACJENTKA ostatkiem sił. Zamknęła za sobą drzwi i umarła.

 

 

Kurtyna

dramatopisarka, dramaturżka, reżyserka. Absolwentka reżyserii PWST i wiedzy o teatrze UJ. Odpowiadała za dramaturgię spektakli w reżyserii Leny Frankiewicz: Wassa Żeleznowa Gorkiego (2016) Roberto Zucco Koltèsa (2017) oraz Jak być kochaną (2019) wg Brandysa. Ostatnio przygotowała dla Teatru Narodowego adaptację powieści Piknik pod Wiszącą Skałą Joan Lindsay.