7-8/2021
Grzegorz Kondrasiuk

Pewien pogląd (część druga)

 

Pisząc felietony dla „Teatru” (wiadomo, miesięcznik…) czuję się jak bohater filmu Interstellar, który po odbyciu swoich kosmicznych podróży miał problemy z pogodzeniem kilku planów czasowych. Tak więc kiedy będą Państwo czytali ten tekst, okaże się, która drużyna wygrała piłkarskie Euro, a ja mogę jedynie przewidywać (prawdopodobieństwo graniczące z pewnością…), że chyba nie Polacy. Wrażenie przebywania w osobnym planie czasowym jest tym bardziej dojmujące, że rzeczywistość nagle przyspieszyła po zdjęciu lockdownu. Właściwie to wszyscy siedzimy w jakimś wielkim akceleratorze, tak więc cokolwiek dziś napiszę aktualnego, za dwa tygodnie zabrzmi tak, jakby minęło pół roku. Do tego dochodzi amnezja spowodowana przeniesieniem się debaty społecznej na Facebooka i Twittera, a dla niektórych – i na Instagrama. Tam istotne i rozkręcające dyskusję tematy błyskawicznie zastępowane są nowymi, mieszając się z ekshibicjonistycznym banalizmem. Tak wygląda zarządzanie społeczne poprzez tzw. shitstormy, destrukcyjne szczególnie dla realnego działania. Doskonale to widać na przykładzie dalszych losów sprawy, której poświęciłem poprzedni felieton. W czerwcowym „Teatrze” pisałem o ostrej internetowej kampanii negatywnej, prowadzonej przez dziennikarza i youtubera Krzysztofa Stanowskiego, której celem jest utrącenie ustawy o statusie artysty zawodowego. I oto nastąpił ciąg dalszy.

Nie wiem więc, czy ktoś jeszcze będzie o tym pamiętał (urlopy…), ale w moim punkcie czasowym wciąż nie milkną echa wywołane jednym z odcinków programu Hejt Park, w którym Stanowski dyskursywnie i performatywnie sponiewierał artystę-aktywistę Jasia Kapelę. I tak minutowy klip, wycinek z długiej rozmowy, kiedy to Kapela podnosi ze stolika pogardliwie rzucone sto złotych, zastąpił nieodbytą społeczną rozmowę na temat pozycji społecznej artystów w Polsce. Co więcej, Jaś Kapela – reprezentujący raczej samego siebie, choć z całym inwentarzem lewicowych przekonań – stał się twarzą dużej i zróżnicowanej grupy społecznej, jaką są artyści żyjący ze swojej sztuki. I tak oto już nie rozmawiamy z ludźmi spoza swojej zawodowej bańki o głodowych emeryturach muzyków, aktorów albo tancerzy zespołów baletowych, utrzymywanych najczęściej przez rodziny, nie rozmawiamy o wypchniętych poza ZUS tzw. wolnych strzelcach, całe życie pracujących na śmieciówkach. Rozmawiamy za to o wegańskiej diecie psa Jasia Kapeli, i o mieszkaniu, które zmienił na większe, choć twierdził, że da się mieszkać w mniejszym.

Dlaczego neolibkom w rodzaju Stanowskiego tak łatwo przekierować dyskusję na boczne tory, stawiając zasłony dymne z wykorzystaniem pożytecznych idiotów w rodzaju Jasia Kapeli? Może dlatego, że społeczna rozmowa na ten temat nigdy się nie odbyła, bo zadowoliliśmy się marnym, ale stabilnym status quo? Minęło trzydzieści lat od czasu, gdy Andrzej Łapicki wyznawał – w imieniu środowiska przecież, również w liczbie mnogiej – że „nam się nic nie należy”. Wkrótce okazało się, że nam się jednak należy, że przyzwyczailiśmy się do tych bieżąco wypłacanych, niewielkich, niekonsekwentnie dystrybuowanych pieniędzy publicznych, nie potrafiąc uregulować choćby sprawy statusu artysty zawodowego i dopłat do emerytur dla osób znajdujących się poza systemem. A przecież mieliśmy wielką siłę symboliczną, największe nazwiska były z nami. Dziś przegrywamy jeszcze bardziej, przecieki wskazują na wewnętrzny spór wokół projektu ustawy i pomysłu opłaty reprograficznej (która miałaby sfinansować dopłaty do emerytur) – napisał o tym Michał Duszczyk w „Rzeczpospolitej”. Wielkie społeczne poparcie dla krytyki tych pomysłów może spowodować utrącenie projektu lub usunięcie z niego zapisów na temat opłaty.

W momencie kiedy piszę te słowa, odcinek z Jasiem Kapelą ma 2,8 miliona wyświetleń, i możemy sobie („my”, czyli środowisko artystyczne) pogratulować. Przegrywamy, bo nie potrafiliśmy ludziom wytłumaczyć, po co istniejemy i dlaczego warto w nas inwestować, za to Stanowski potrafił wytłumaczyć, dlaczego nasze istnienie jest niekonieczne. A przecież to my jesteśmy ponoć tą słynną klasą kreatywną. Piszemy scenariusze, przeprowadzamy wywiady, montujemy filmy i seriale – robimy więc wszystko to, co ekipa Stanowskiego w Hejt Parku – ale wszystko to raczej na użytek własnego nazwiska. Wymyślenie oddolnej kampanii społecznej przekracza nasze możliwości, zapewne i dlatego, że należałoby ją zrobić ponad politycznymi podziałami.

teatrolog, dramaturg, krytyk teatralny. Redaktor i współautor książek Scena Lublin (2017) i Cyrk w świecie widowisk (2017). Pracuje na UMCS, współpracuje z Instytutem Teatralnym w Warszawie.