9/2021
Obrazek ilustrujący tekst Nieopowiedziane historie naturalne

fot. Andrzej Grabowski

Nieopowiedziane historie naturalne

Historie naturalne – książka wydana przez Polski Teatr Tańca – to pozycja usytuowana na przecięciu dwóch prężnie rozwijających się nurtów współczesnej sztuki i teorii.

Pierwszym z nich jest taniec, czy szerzej – performans, ożywione zainteresowanie, które zostało określone we współczesnej humanistyce mianem „zwrotu performatywnego”. Performans stał się słowem kluczem do analizy wszelkich zjawisk społecznych, nie tylko w polu sztuki, stał się także sposobem rozumienia i zmieniania rzeczywistości, swoistą metodą badawczą[1] pozwalającą lepiej uchwycić stawki zmieniającego się świata, płynnej współczesności, sieci ludzko-nie-ludzkich aktorów i sprawczyń. O tym, że trend ten pojawia się także w sztuce polskiej, mieliśmy okazję przekonać się podczas wystawy Inne tańce w stołecznym Zamku Ujazdowskim w 2018 roku. Projekt ten pokazywał, jak świeżym i nowatorskim zjawiskiem jest taniec, a także dowodził, że eksperymentalne formy pracy twórczej, swoiste myślenie (z) ciałem, pozwalają stawiać ważne współcześnie pytania, w tym o relację między naturą i kulturą, która stanowi także oś zainteresowań twórców i twórczyń albumu Historie naturalne.

Drugim nurtem, w ramach którego można myśleć o Historiach naturalnych, są interdyscyplinarne studia nad zwierzętami. Zajmują się one nie tylko teoretycznym zgłębianiem natury relacji ludzkich i nie-ludzkich zwierząt oraz wypracowywaniem metod odejścia od antropocentryzmu w myśleniu, nauce czy praktyce społecznej, lecz także zmianą postaw, walką o prawa zwierząt i tropieniem przejawów szowinizmu gatunkowego (to znaczy uprzywilejowywania interesów człowieka tylko ze względu na fakt jego przynależności gatunkowej)[2]. Mają zatem studia nad zwierzętami (podobnie jak zwrot performatywny) stawki zarówno badawcze, jak i polityczno-etyczne. Jednocześnie studia nad zwierzętami nie funkcjonują w teoretycznej próżni. Wpisują się one w szerszy nurt badający relacje między kulturą i naturą. Nic zresztą dziwnego – kulturę często postrzega się jako domenę tego, co ludzkie, natura zaś to zwyczajowo świat, w którym człowiek do pewnego stopnia uczestniczy, ale go przekracza, pozostawiając za sobą w tyle i tle inne zwierzęta, rośliny, grzyby, krajobrazy… Nie chcę tym samym zapoznać praktycznego wymiaru studiów nad zwierzętami i rozcieńczać losu nie-ludzkich zwierząt w bardziej abstrakcyjnych kategoriach, lecz raczej wskazać na inne konteksty badawcze, w których studia nad zwierzętami mogą być sytuowane i z którymi mogą wchodzić w inspirujący dialog. Kontekst badań nad naturą i kulturą pozwala na postawienie szeregu pytań: czy kultura to faktycznie świat wyłącznie człowieka? Czy kulturę od natury, a naturę od kultury można oddzielić? Czy to natura w toku ewolucji zrodziła kulturę? Czy też może to kultura wytwarza naturę jako pewien dyskurs, zaś do natury czystej – pozbawionej ludzkiej perspektywy – nie mamy dostępu jak do kantowskiej rzeczy samej w sobie? Czy może świat, który nas otacza, nie daje się podzielić na opozycyjne kategorie kultury i natury, lecz mamy raczej do czynienia z naturo-kulturowymi hybrydami i sami takąż zbitką jesteśmy?

Stawkę tych pytań podbija dodatkowo to, że mamy obecnie do czynienia z kryzysem ekologicznym wywołanym działalnością człowieka. Naukowcy wskazują, że człowiek pozostawi po sobie trwały geologiczny ślad i dlatego możemy mówić o tym, że żyjemy w antropocenie – epoce, w której człowiek jako gatunek wpływa na życie (na) Ziemi na bezprecedensową skalę[3]. Co ważne, antropocen nie jest wyłącznie pojęciem z zakresu geologii czy klimatologii, ożywia dyskusje związane z nierównościami społecznymi, etyką środowiskową czy ekonomią ekologiczną, skupia uwagę naukowców, filozofek, aktywistów, artystek. Z tej perspektywy pytanie o to, jak człowiek ma się do zwierząt, i szerzej – natury, nabiera dodatkowej aktualności, co znajduje swoje odzwierciedlenie w popularności tematu i wielości toczonych debat, bogactwie stanowisk oraz mnogości wystaw, projektów, publikacji.

Rzetelne przedstawienie wszystkich takich inicjatyw daleko wykracza poza ramy tego tekstu, ale by nie być gołosłowną, wymienię kilka przykładowych przedsięwzięć, aby pokazać, że dyskusja jest zaawansowana i jest z czego czerpać wiedzę, inspirację czy pojęcia do analizy interesujących nas tu relacji między kulturą a naturą. W marcu 2019 roku warszawski Zamek Ujazdowski otwiera wystawę Bezludzka Ziemia, podczas której kuratorzy, artystki i artyści pytali o to, jak człowiek wpływa na życie na Ziemi, jak je przekształca i jak sam się zmienia. W czerwcu 2020 roku w Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie mieliśmy okazję oglądać wystawę Wiek półcienia. Sztuka w czasach planetarnej zmiany i wspólnie zastanawiać się nad tym, jak sztuka wizualizuje antropocen, jak go rozumie i jak mu towarzyszy. Z kolei w łódzkim Muzeum Sztuki kuratorka Katarzyna Słoboda wraz z artystką Agatą Siniarską w projekcie Osuwisko (luty–kwiecień 2021) wykorzystały namysł nad materialnością dzieł sztuki i pojęciem archiwum do refleksji nad dynamiką zmian świata: osuwania się w niepamięć i niebyt starych porządków i warunków możliwości wyłonienia się tego, co nowe, poszukiwania sposobów życia i „przetrwania na zniszczonej planecie”. W kwietniu w Galerii Arsenał w Białymstoku otwarto zaś wystawę Diany Lelonek Kompost, w ramach której artystka poszukiwała nieantropocentrycznych sposobów układania ludzko-nie-ludzkich relacji, snuła wizje popandemicznej przyszłości, w której to, co ludzkie, nie jest już osią organizującą życie na Ziemi, zastanawiała się nad wywrotowym potencjałem kompostu, chwastów, tych roślinnych niepozornych bohaterów marginesów, wysypisk śmieci, postindustrialnych przestrzeni. XIX Biennale Sztuki Mediów organizowane przez Centrum WRO we Wrocławiu i zainaugurowane w maju 2021 roku również stawia pytania o ludzko-nie-ludzkie zależności (na przykład w wystawie Abalietas), perspektywy na przyszłość i możliwości regeneracji życia. Zaś Joanna Rajkowska w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w projekcie Rhizopolis spekuluje na temat możliwych wizji ludzkiej przyszłości.

Wykwitowi projektów artystycznych i kuratorskich towarzyszy intensywna praca badawcza, publikacje teoretyczne dostarczają pojęciowych ram dla toczących się debat, wchodzą z nimi w dialog, inspirują, ale także czerpią z twórczej wyobraźni, która napędza realizacje artystyczne. Nie bez znaczenia jest także to, że spekulacjom i teoriom humanistyki towarzyszą prace z zakresu przyrodoznawstwa. Pokazują nam one, do jakiego stopnia kategorie takie jak „zwierzę”, „roślina”, „przyroda” są niestabilne, wręcz krnąbrne, i jak to, co w nich zamykamy, przekracza te apriorycznie narzucone granice pojęciowe, nic sobie z nich nie robiąc. Badania nad zwierzętami autorstwa Fransa de Waala, Jane Goodall, Alexandry Horowitz, Irene Pepperberg czy Barbary Smuts (a znów to jedynie przykładowy ułamek) pokazują, jak dalece mogą nas zaskoczyć szympansy, goryle, bonobo, słonie, delfiny, psy czy papugi żako, jak wiele mają umiejętności, które niegdyś przypisywaliśmy wyłącznie człowiekowi. Nie dość tego, botanicy (na przykład Monica Gagliano czy Stefano Mancuso) mówią też o inteligencji, wrażliwości, zdolności uczenia się i pamiętania u roślin. O wszystkim tym, rzecz jasna, toczy się debata – niekiedy bardziej afirmatywna, innym razem krytyczna i zdystansowana, oceny są różne, lecz trudno nie dostrzec, że dyskusja wrze i przenika do potocznej wrażliwości i wyobraźni.

Aktualność debat i ich intensywność sprawiają, że praca usytuowana na przecięciu zwrotu performatywnego i zwierzęcego (wraz z innymi kontekstami badawczymi, które oba nurty za sobą pociągają) wzbudza zainteresowanie i rozbudza nadzieje. Jak – jeśli nie przez ciało – szukać zbliżenia i dystansu między człowiekiem a zwierzęciem? Co – jeśli nie ruch – może poprowadzić nas ku wspólnym, ludzko-nie-ludzkim historiom naturalnym, w których podobieństwa i różnice układają się w całe spektrum barw, odcieni, niuansów, a nie w przepaść nie do przekroczenia? Za pomocą czego – jeśli nie badania zachowań – możemy w pełniejszy sposób uchwycić to, kim jest człowiek, spytać o jego wyjątkowość na tle innych zwierząt i sproblematyzować antropocentryczną perspektywę patrzenia na świat? Oczekiwania czytelnika podbija opis wydawcy umieszczony na stronie internetowej, w którym pobrzmiewają echa dyskusji przytoczone przeze mnie powyżej. Czytamy: „Album Historie naturalne opowiada o organicznych związkach człowieka z naturą. Portretując zwierzęta i ludzi, zadaje pytania o zanikającą bioróżnorodność, rolę gatunku ludzkiego w metamorfozach natury w epoce antropocenu oraz tożsamość człowieka, rozpiętą pomiędzy biegunami natury i kultury”. Zdaje się, że możemy się spodziewać, iż ruch, taniec, performans staną się naszymi przewodnikami po epoce człowieka, pomogą nam odpowiedzieć na pytanie o to, kim jesteśmy, zwłaszcza w relacji do innych zwierząt i zmieniających się krajobrazów ambiwalentnych czasów ludzkiej omnipotencji i bezsilności. Niestety to obietnica, która nie zostanie spełniona, a czytelniczka musi obejść się smakiem. Książka wyważa otwarte drzwi, pozostawia nas w konsternacji i nie dodaje nowych tropów do toczonych w ferworze dyskusji o ludzko-nie-ludzkich relacjach, światach, historiach i przyszłościach. Rozczarowanie rozgrywa się na dwóch planach, które odpowiadają dwóm elementom składającym się na książkę: warstwie tekstu i obrazu.

W planie tekstualnym na książkę składa się pięć esejów, do których napisania zaproszeni zostali przedstawiciele i przedstawicielki różnych dyscyplin badawczych, co jest niewątpliwą zaletą publikacji. Ewa Zgrabczyńska, zoolog, przypomina, że człowiek często dystansuje się od królestwa zwierząt w przekonaniu o własnej wyjątkowości i wynajduje rozmaite czysto ludzkie cechy, umiejętności czy predyspozycje. Tymczasem okazuje się, że zwierzęta wykazują wiele z nich – komunikują się, dbają o wspólnotę, tworzą kulturę i przekazują ją z pokolenia na pokolenie, przeżywają żałobę, reagują na świat wokół nich, w tym na człowieka, i zmieniają zarówno świat, jak i ludzi, są okrutne, zabijają dla przyjemności, wpadają w nałogi, odczuwają sympatię i niechęć, są egoistami i altruistami. Autorka ma nadzieję, że odkrywanie tych podobieństw pozwoli nam jednocześnie na przemyślenie pozycji człowieka w świecie i odkrycie głębokich więzów, które łączą go z innymi istotami żywymi. Dariusz Gzyra, filozof i aktywista, opowiada nam o tym, jak bardzo problematyczna jest sama kategoria zwierzęcia – stanowi pewnego rodzaju worek, do którego wrzucamy wszystko to, co akurat mamy ochotę zepchnąć niżej w społecznych hierarchiach. Jest tak szeroka i ogólna, że używając jej, rozmydlamy różnice między poszczególnymi gatunkami zwierząt – należą do niej bowiem zarówno posługująca się językiem migowym gorylica Koko, jak i mucha domowa. W kolejnym kroku autor przygląda się człowieczeństwu i sugeruje, że czerpanie z jego potencjału dobroczynności pozwoliłoby nam ludziom dostrzec, jak bardzo krzywdzące dla miliardów nie-ludzkich istnień są nasze codzienne drobne nawyki i zaniechania, jak wiele dobrego płynęłoby z wzięcia pod uwagę różnych interesów, potrzeb i uczuć różnych zwierząt. Podaje także przykład dwóch projektów wysuwających propozycje rozpatrywania praw zwierząt w kategoriach praw obywatelskich (zoopolis) oraz przez pryzmat zdolności do odczuwania (sentience). Magdalena Woleńska, aktorka, wraz z Janem Woleńskim, filozofem, kreślą możliwość ludzko-nie-ludzkiej wspólnoty w odwołaniu do powiązanych ze sobą kategorii ruchu, czasu i przestrzeni. Nie zapoznając różnic między ludźmi i nie-ludźmi, właśnie w zdolności do działania, poruszania się, istnienia temporalnego widzą płaszczyznę wspólną, która umożliwia międzygatunkowe (po)rozumienie – oczywiście do pewnego stopnia i w pewnych granicach. Zdaniem autorów, z faktu poruszania się zwierząt można wysnuć wnioski o ich stanach psychicznych – emocjonalności, a nawet niekiedy świadomości czy zdolnościach komunikacyjnych. Podkreślając wyjątkowość ludzkiego umysłu i jego specyfikę, autorzy przypominają, że jesteśmy po prostu jednym z elementów przyrody. Anna Koczorowska, teatrolog, opisuje konteksty, w których zwierzęta pojawiały się na teatralnych scenach. Autorka poddaje interpretacji inscenizowane walki zwierząt, obecność zwierząt w teatrze religijnym (na przykład jasełkach czy misteriach pasyjnych), jarmarcznym, w cyrku, czy też w bardzo współczesnych realizacjach teatralnych określanych tu mianem teatru posthumanistycznego. Autorka pokazuje także, jak różna na przestrzeni dziejów była funkcja zwierzęcego aktora, jakie znaczenia miało jego wprowadzenie na scenę i jakie kwestie etyczne łączyły się i łączą z jego obecnością w świecie teatru. Autorką eseju wieńczącego ten zbiór jest Joanna Ziomek, profesor zoologii i tancerka, która opowiada o tańcu jako sposobie komunikacji i pokazuje wiele różnych rodzajów tańca zwierząt – „taniec pszczół”, szympansi „deszczowy taniec”, „taniec czyszczący” ryb, „psi taniec”, różne rodzaje tańców godowych, czy też „szalony taniec” występujący u młodych chomików, saren, borsuków, królików i łasic. Taniec jest tu uniwersalnym, ludzko-nie-ludzkim sposobem istnienia, bycia w świecie, komunikowania się.

Jest to ciekawy zbiór tekstów, który jednak wydaje się dość przypadkowy. Twórcy albumu nie pokusili się o wyjaśnienie, dlaczego do projektu zaprosili akurat tych autorów i te autorki, co zamierzali osiągnąć właśnie takim, a nie innym zbiorem. Takie wyjaśnienie byłoby ważne, ponieważ same w sobie teksty są bardzo autonomiczne, każdy z nich tworzy swój własny świat, który nie wychyla się ani do kolejnych tekstów-światów, ani do projektu Historii naturalnych jako całości. Żaden z tekstów nie wchodzi w dialog z warstwą wizualną, nie problematyzuje jej, nie opisuje, nie wskazuje jej stawek, celów czy kryjącej się w niej idei. Wprowadzenie mogłoby także pokazać, że prezentowane przez autorów i autorki rozważania mają swoje osadzenie w szerszych dyskusjach, które starałam się zarysować powyżej. Zoologia od lat pokazuje umiejętności zwierząt, których im odmawialiśmy, poza wspomnianymi wcześniej, także zdolność do używania i wytwarzania narzędzi, oszukiwania, robienia żartów, komunikowania się, samoświadomości i wiele, wiele innych. Ta perspektywa uświadamia nam zarazem, jak daleko antropocentryczne były sposoby wytwarzania wiedzy o nie-ludzkich zwierzętach, więcej mówiły one o badaczach niż o obiektach ich badań. Filozofia od lat boryka się ze spuścizną Karola Darwina, który – jak określił to Zygmunt Freud – „zniweczy[ł] roszczenia człowieka do pierwszeństwa, wskazując mu na jego pochodzenie ze świata zwierzęcego i niezniszczalność jego natury zwierzęcej”[4], czym uraził „naiwn[ą] miłoś[ć] własn[ą]” człowieka. Ten trop w klasycznym dziś eseju L’Animal que donc je suis podjął Jacques Derrida, wskazując, że człowiek nie uporał się z zadanym mu przez Darwina ciosem. W ślad za tym rozpoznaniem poszło wiele różnych konceptualizacji tego, czym jest to, co ludzkie, i to, co zwierzęce, jak myśleć o ludzko-nie-ludzkiej wspólnocie, etyce, polityce. Oczywiście nie jest to jedyna filozoficzna droga do przyglądania się relacjom między człowiekiem a zwierzęciem. Inną możliwością jest na przykład ścieżka utylitarystyczna. Peter Singer, autor ważnej pozycji Wyzwolenie zwierząt, aktualizuje rozpoznania Jeremy’ego Benthama i wskazuje na zdolność zwierząt do odczuwania przykrości i przyjemności jako podstawę dla rozpoznania interesów nie-ludzi, które powinniśmy wziąć pod uwagę w naszych ludzkich poczynaniach (na przykład w diecie, przemyśle obuwniczym, futrzarskim czy w dziedzinie eksperymentów na zwierzętach dla branż kosmetologicznej, farmakologicznej czy militarnej). Wreszcie, zwierzęta stanowią wątek badawczy dla literaturoznawców, kulturoznawczyń i historyków sztuki, którzy prześwietlają literaturę, sztukę, praktyki społeczne i rytuały w poszukiwaniu zwierzęcych tropów, ich znaczeń, funkcji i stawek. Zdanie sprawy, choć w części, z tych wątków pozwoliłoby lepiej osadzić warstwę tekstualną albumu w żywym, ważnym i wciąż dyskutowanym kontekście. Właściwe usytuowanie nie tylko pozwoliłoby ukazać, że przedstawione w tekstach debaty mają swoją genealogię, że nie unoszą się w badawczej próżni, a raczej podejmują już zarysowane wątki, ale także dopiero wtedy mógłby wyłonić się zamysł samych Historii naturalnych – co ta propozycja dodaje do refleksji nad człowiekiem i zwierzęciem, nad kulturą i naturą, nad tym, co ludzkie i nie-ludzkie, poza-ludzkie, więcej-niż-ludzkie.

Drugim obszarem, w którym dotkliwie brak odautorskiego komentarza, jest sfera wizualna książki, która stanowi jej lwią część. Fotografie autorstwa Andrzeja Grabowskiego są piękne i dostarczają ogromnej estetycznej przyjemności. Przeglądając je, mamy wrażenie, że śledzimy ludzko-nie-ludzkie figury taneczne, kolejne kroki w skomplikowanym i intrygującym układzie choreograficznym. Gdy jednak pochylamy się nad nimi głębiej, pojawia się wiele pytań interpretacyjnych, na które autorzy albumu nie odpowiadają. Zdjęcia przedstawiają zwierzęta oraz ludzi. Widzimy tancerzy i tancerki, którzy zastygli w pozach przywodzących na myśl pozy ze zdjęć zwierząt. Czy ludzie naśladują ruch zwierząt? Czy odnajdują w sobie dzięki tej praktyce pokrewieństwo lub więź z nie-ludźmi? Czy starają się wcielić w swoich nie-ludzkich towarzyszy? Czy punktem wyjścia dla ich pracy choreograficznej była obserwacja, czy obraz? Dlaczego fotografie ludzkich tancerzy zawsze ułożone są jako pierwsze? Czy nie osłabia to odruchu interpretowania fotografii z ludzkimi bohaterami i bohaterkami jako pójścia w ślad za zwierzęcą naturą, próbę odnalezienia jej w nas? A jeśli tak, co by miało znaczyć to, że to zwierzęce pozy idą w ślad za ludzkimi figurami tanecznymi? W tym projekcie nie widać, by przedstawione na fotografiach zwierzęta miały faktycznie możliwość wejścia w relacje z tancerzami-ludźmi. To byłby niezwykle ciekawy trop, tyle że w przypadku Historii naturalnych niezrealizowany: czy zwierzęta mogłyby stać się realnie uczestnikami performansu? Gdzie poprowadziłyby swoich ludzkich współtancerzy? Jakiego spektaklu moglibyśmy się po takich eksperymentach spodziewać? Do dialogu nie może tu dojść również i z tego powodu, że bohaterowie i bohaterki zdjęć zwierząt to rezydenci poznańskiego zoo. Skąd taka decyzja twórców albumu? Dlaczego zwierzęcymi bohaterami książki są zwierzęta zamknięte w niewoli? Autorzy publikacji jednocześnie odsłaniają i zasłaniają tę kwestię. Sprawa jest postawiona otwarcie, wyraźnie zaznaczono, że zwierzęta uczestniczące w projekcie to jednocześnie mieszkańcy ogrodu zoologicznego, wszystkie są skrupulatnie wymienione, czasem też z imienia. A zarazem same fotografie ukrywają całą infrastrukturę zoo, ogrodzenia majaczą gdzieś w tle, nieuważna czytelniczka, zachwycając się kompozycją pierwszoplanową, może dać się uwieść temu, że oto wyłania się przed nią dzikość w stanie czystym. Fotografowanie zwierząt już i tak wystawionych na widok publiczny w zoo, a zatem powtarzanie gestu podglądactwa, nie jest ani oczywiste, ani neutralne, nie może być podane jak gdyby nigdy nic, wymaga krytycznego komentarza.

John Berger, krytyk sztuki, w eseju Po cóż patrzeć na zwierzęta? czyni szereg istotnych dla tej kwestii obserwacji. Ogrody zoologiczne, pisze Berger, pojawiły się w czasie, gdy nie-ludzkie zwierzęta znikały z naszej codzienności, były w istocie częścią mechanizmu, który doprowadził do marginalizacji zwierząt, ich zanikania i egzotyzacji. Zoo samo w sobie jest zatem symbolem niemożliwości relacji. „To spojrzenie – relacjonuje Berger – wymieniane między człowiekiem i zwierzęciem, które mogło odgrywać decydującą rolę w rozwoju społeczeństwa ludzkiego i z którym w każdym razie wszyscy ludzie zawsze współistnieli jeszcze prawie wiek temu, zanikło”[5]. Opis ze strony internetowej sugeruje, że twórcy publikacji nie dostrzegają tej niemożności spotkania, mają oni nadzieję na „tworzeni[e] przyjaznej przestrzeni współistnienia zwierząt i ludzi w przekazie artystycznym, równouprawnienia ich wizerunku, a także pokazania cech wspólnych, konstytuujących międzygatunkową wspólnotę”. Na jaką wspólnotę możemy mieć nadzieję, jeśli jedną ze stron relacji jest zwierzę w niewoli? Na czym polega przyjazność takiego współistnienia? Czy w ogóle współistnienie jest tu określeniem na miejscu? Jak możemy mówić o równouprawnieniu, skoro zwierzęcy bohaterowie projektu nie zostali dopuszczeni do głosu, nie mieli szansy odpowiedzieć? Patrzymy na nich z dystansu, zachwycamy się formą, ale raczej ich podglądamy, niż zapraszamy do współpracy. Czy to rzekome współistnienie nie staje się mrzonką? Czy, jak często w historii, nie spotykamy się tu z samymi sobą?

 

[1] E. Domańska, „Zwrot performatywny” we współczesnej humanistyce, „Teksty Drugie” nr 5/2007.

[2] M. Bakke, Studia nad zwierzętami: od aktywizmu do akademii i z powrotem?, „Teksty Drugie” nr 3/2011.

[3] Dla ścisłości: Międzynarodowa Komisja Stratygrafii nie wprowadziła nazwy „antropocen” jako oficjalnej nazwy naszej epoki geologicznej, ale wyznaczona przez nią grupa badawcza do spraw antropocenu rekomendowała uznanie antropocenu jako „stratygraficznie prawdziwego”. Por. Anthropocene Working Group, Media note: Anthropocene Working Group (AWG), 29.08.2016; źródło: https://www2.le.ac.uk/offices/press/press-releases/2016/august/media-note-anthropocene-working-group-awg.

[4] S. Freud, Związanie z urazem. Nieświadome, wykład XVIII, [w:] tegoż, Wstęp do psychoanalizy, tłum. S. Kempnerówna, W. Zaniewicki, Warszawa 1982, s. 289.

[5] J. Berger, Po cóż patrzeć na zwierzęta?, [w:] tegoż, O patrzeniu, tłum. S. Sikora, Warszawa 1999, s. 39.

tytuł / Historie naturalne

koncepcja / Iwona Pasińska

zdjęcia / Andrzej Grabowski

projekt graficzny / Ryszard Bienert

wydawca / Polski Teatr Tańca

miejsce i rok / Poznań 2020

adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu w Białymstoku, filozofka prowadząca badania z zakresu filozofii feministycznej, humanistyki środowiskowej i posthumanizmu, tłumaczka. Autorka książki Ciało – poza Innością i Tożsamością. Trzy figury ciała w filozofii współczesnej (Gdańsk 2016, 2019).