Złe biodro
rys. Bogna Podbielska
PAN SIDA
PANI SISKI
PANI ROKSI
PAN GRISZY VEL BORYSA
PANI LOLKA
DUCH BORYSA UWIĘZIONY W CIELE GRISZY
Las miejski, broń Boże państwowy, lato, piąta trzydzieści rano, okolica ma charakterystyczny dla wczesnej pory wygląd „zastygłego w bezruchu widziadła”[1]. Zza górki słychać głosy PANA SIDA i PANI SISKI. Nadchodzą każde w swoim tempie: PAN SIDA dziarsko jak fizjoterapeuta, PANI SISKI utykając, ale nie pozwalając zostawić się w tyle. Psy zataczają wokół nich rytualne koła oraz ósemki, wznosząc tumany kurzu, bo strasznie sucho jest.
PAN SIDA
Pani jest niemożliwie lękowa, powiem pani. Zastrachana do granic.
PANI SISKI
Mój strach jest racjonalny i altruistyczny. Teraz młodzież kopie doły po lesie, zimą śnieg je zasypie, mały zajączek wpadnie, i po zajączku.
PAN SIDA
Zajączki są hycliwe, wyhycnie z dołka. Ale zostawmy zajączka, co pani przeszkadzają sarny?
PANI SISKI
Strasznie tupią i mogą pobudzić dziki śpiące wśród głogów.
PAN SIDA
A dzik co pani, na Boga, zrobi?
PANI SISKI
Wolę nie myśleć.
PAN SIDA
To biodro popsute też by pani mogła wymienić, ale pewnie się pani boi?
PANI SISKI
Boję się.
PAN SIDA (do zbliżającego się PANA GRISZY VEL BORYSA)
Mówiłem, że boi się wymienić to biodro! Strasznie jest kobieta lękowa, zastrachana do granic. Witaj, Borys.
PAN GRISZY VEL BORYSA
To Grisza. Borys nie żyje.
PAN SIDA
Nie żyje? To dlaczego jest taki sam?
PAN GRISZY VEL BORYSA
No właśnie dlatego.
PAN SIDA
A od dawna jest taki sam?
PAN GRISZY VEL BORYSA
Taki sam jak Borys czy taki sam – taki sam?
PAN SIDA
Nieważne. Trzeba coś zrobić z biodrem, pomóc tej kobiecie.
PAN GRISZY VEL BORYSA
Pan chodzi jak fizjoterapeuta, pan się na tym zna. Jak można pomóc tej kobiecie?
PAN SIDA
Wyjąć trzeba złe biodro i wstawić dobre.
PAN GRISZY VEL BORYSA
A skąd wziąć dobre biodro? Dobrych bioder jest jak na lekarstwo.
PAN SIDA
Potem będziemy myśleć, tymczasem trzeba działać. Zrobić pierwszy krok.
PANI ROKSI (przebiegając obok sprintem, bo po rozwodzie trenuje do triatlonu)
On jest najtrudniejszy!
PANI ROKSI potyka się o konar, więc markuje nagłe zainteresowanie losem PANI SISKI, zawraca i dołącza do grupy, wciąż przebierając nogami, żeby nie wybić się z rytmu. Teraz to wokół niej krążą w rytualnych, ale już o mniejszej średnicy kręgach wszystkie psy.
PANI ROKSI
Czyli co, chłopaki, tniecie?
PANI SISKI
Jestem na nie.
PAN SIDA
Jestem na tak.
PAN GRISZY VEL BORYSA
Nie mam zdania.
PANI ROKSI
Ja chętnie potem dołączę, ale na razie się przyglądam.
PAN SIDA
Sytuacja jest patowa, potrzebujemy jeszcze jednego głosu, trzeba ratować tę kobietę, ale przecież nie z pogwałceniem fundamentalnych zasad.
Pojawia się PANI LOLKA. Na oczach ma przepaskę utkaną z pajęczych nitek, snuje się bowiem po ostępach już jakiś czas i wciąż wchodzi w rozpięte na wysokości jej oczu pierwsze pojedyncze pasma babiego lata.
PAN SIDA
Pani Lolka, a pani co myśli, ciąć? Ciąć?
PANI LOLKA (sądząc, że chodzi o przepaskę)
Ciąć, ciąć, na siódmą muszę być w pracy.
PAN SIDA wyciąga z kieszeni wielce zmyślny multitool, który może być zarówno Mjølnirem, jak skalpelem, wspólnie z PANEM GRISZY VEL BORYSA powalają PANIĄ SISKI na ziemię, a PANI ROKSI krępuje ją brzozowymi witkami. PAN SIDA zrywa spódnicę z PANI SISKI, ukazując chude, senioralne biodro. Cięcie, długie i równe, wykonuje z budzącą szacunek powagą. Sok z brzozowych witek miesza się z krwią PANI SISKI. Złe biodro zostaje usunięte.
PANI SISKI
Dziękuję, już mi lepiej.
PANI SISKI czołga się w stronę domu, na szczęście ma niedaleko. Krew wsiąka w piach, znacząc ścieżkę, wygląda to jak ślad ślimaka, gdy ten gruntową drogą próbuje przedostać się z jednej strony lasu na drugą.
PANI LOLKA (nachyla się ku Griszy, głaszcze go)
Cześć, Borys.
DUCH BORYSA UWIĘZIONY W CIELE GRISZY
No, cześć.
Kurtyna
[1] Josephine Tey, Trudna decyzja panny Pym.