Aligier był Polakiem!
Te rozważania zrodziła siedemsetna rocznica śmierci Dantego Alighieri, przypadająca 14 września 2021. Nie wynikają one wyłącznie z obowiązku historyka teatru. Boska Komedia wciąż przecież przypomina, że Piekło, Czyściec i Niebo naznaczają dzieje Człowieka.
rys. Kinga Czaplarska
Aligier był Polakiem! Nie miał co do tego wątpliwości autor pierwszej części Nie-Boskiej komedii (Niedokończonego poematu) – Zygmunt Krasiński, który umieścił Aligiera w górach „w okolicach Wenecji”, gdzie modlił się, zbliżając czoło „do samej ziemi”:
A nie proszę Cię, Ojcze niebieski, byś mu ujął co z trudów życia – wiem, że na wzór wszystkich wygnanych w świat, a przez świat wracających ku Tobie, on próbę fałszu przebyć musi, gdy pokusy wybije godzina. Stań się wola Twoja – chłostaj go gradem boleści – poniż go wśród ludzi – niech mu włożą kajdany na ręce – niech ciało jego wycierpi męczeństwo! Jedno uskąp mu hańby podłości, jedno zbaw go od nocy wiecznej ducha!
Tym, którego Aligier chce ostrzec „w tej przedostatniej chwili” i zapewnić mu zbawienie, gdyż to „w nim będzie prawda wiekuista Twoja i prawda doczesna tej ziemi” – jest Młodzieniec o imieniu Henryk (Hrabia Henryk), którego wiedzie przez „wyziewy dolin i pary potoków”. Młodzieniec rozpoznaje przewodnika:
[…] a znam ten wieniec, znam ten podziemny ogień w oczach, z innego świata przyniesion! Taki obraz w sali godowej w domu ojca, na obiciu w gwiazdy srebrne, na obiciu zielonym, w domu ojca… Tak – i ojciec mawiał, że przed laty człowiek ten zwiedził Piekło i Czyściec, i w Raju był…
Aligier przenosi Młodzieńca do kaplicy i pozwala mu zasnąć. W tym śnie „zdało się młodzieńcowi, że się postać Danta k’niemu odwróciła i rzekła”: „Kędy wiekuista Miłość i Rozum, i Wola, stamtąd mnie posłano, bym ci pokazał piekło dni teraźniejszych – zbądź więc trwogi wszelkiej i kędy idę, idź!”.
Tak rozpoczyna się wędrówka Młodzieńca po „piekle na ziemi”. Zobaczył tam „dusze onych wszystkich, na pół z ciał wychylone, nie mogące ani wstąpić do nich na powrót, ani w pełni się oderwać”. W podziemiach spotkał rozpięty na krzyżu posąg Chrystusa, a spod jego stóp Przełożony wyciągał „ciężkie wory złota” i „ciężarnych złotem” wysyłał w świat z różnymi poleceniami. W „bladych cmentarzach” Młodzieniec usłyszał „i niewieści szloch, i dziecinny płacz, i mężów donośny jęk”. Wtedy przemówił do nich „cień Danta”, bo to on – jak Wergiliusz w Boskiej Komedii – jest przewodnikiem po podziemnym świecie: „Przyjdzie na was czas, niebożęta, i żyć będzie podwójną wiecznością – waszą własną i tych, którzy was zgubili – bo z nicości im przeznaczonej wycofnie się duch i przejdzie na was”. Mówiąc to, „zapłakał sam!”. Tymczasem Młodzieniec, schodząc za nim coraz niżej, wpadł w „ciemne dno otworu”: „Tam wrą i kipią dzikie postaci […], czołgają się po ciemnicy jak żmije. […] Słowo »Równość« i słowo »Wolność« na każdego plecach ramionami wykwita”. Wieszcz [Dante] przywołuje Młodzieńca: „Patrz, jak ten człowiek zbiera w tę czarę krew kapiącą z ciał braci, zbiera każdą kroplę jej: – Może myślisz, że on ją zachowa jako świadectwo męki lub okaże ludowi jako godło zemsty? […] On tę krew sprzeda kupcom na miejscu!”.
Idąc dalej za „widmem Danta”, Młodzieniec usłyszał i ujrzał jeszcze wiele przerażających scen. To w „świetle szubienic […] ozwie się krzyk ostatni, śmiertelny – i znowu jęk, westchnienie, płacz, przeciągnion w coraz dalsze i głębsze podziemia”. Kiedy zobaczył „ciałko dziecięcia zdeptanego”, zapytał: „Mistrzu! czy to już sądu ostatecznego godzina?” – A widmo [Danta] wyjaśnia, twarz zasłaniając rękami: „To tylko godzina sądu kupców – to Giełdy i targów godzina!”. Rozlega się „coraz więcej huku, łoskotów, jęków, nawoływań – każden ród, każde plemię, każda zgraja chce się przecisnąć”. Młodzieniec – jak każe mu Dante – patrzy wtedy „na starej szlachty ostatnich potomków! […] Każden z tych ludzi zacznie nożem i młotem pracować koło zbroi, którą przyniósł – tłuc ją, rozrywać i łamać. Patrz, jak wybierają damasceńskie złoto i perskie turkusy z ojcowskich tarcz – jak zmierzchłe diamenty oddzierają od buzdyganów i szabel – by ślad ostatni starożytnej chwały ponieść kupcom na sprzedaż”. Wówczas „ucięły się usta Danta i plusnęła z nich krew, a głosem grobowym zawołał: »Piekło dawnych ludzi nie bolało mnie tyle!«”.
Temat polski występuje coraz wyraźniej:
W widmowym świetle księżyca tłumy ich za tłumami występują tu i tam, i dalej, […] Cała przestrzeń żywa, głośna, konająca nimi. – I poznał młodzieniec, że to naród cały w Chrystusowej męce rozwieszon nad własną ziemią swą – i łzy zalały mu wzrok! […] Uważaj: w tym lesie niezmiernym, pracą umyślną potężną, każda sosna odgałęziona i przeciosana w krzyż! Uważaj: każda podparta mogiłą z gruzu – a gruz ten do żywych niegdyś kościołów i zamków dziś sucha kość! […] I spojrzał znów młodzieniec: to szeregi niewiast i dzieci, w białych szatach pod krzyżami stojące. – I widać było ręce ich, wyciągnięte ku wierzchołkom drzew, gdyby mnóstwo skrzydeł bladych, chcących, a nie mogących wzlecieć – i z niemocy opadały na dół – a wtedy wszczynała się drżąca, modlitewna pieśń, którą pochłaniał płacz!
Młodzieniec ujrzał jeszcze „wyzierające z warstw popiołu szczątki dział i połamaną broń […], i płaszcz żołnierski kajdanami podpasan […], i naród cały zamordowany, pływający w morzu niebieskiej jasności – i zawołał: »Za późno, za późno!«”. Cień Danta dał jednak pewną nadzieję:
„Dotąd na waszym świecie piekło tylko i czyściec – ale duch Pana zamieszkał wam w piersiach – wyjście jak z przepaści – a w głębiach waszych tajnie ukryte błękitu. – Wiarą wzbudźcie je w jaśń – skrzydłem woli świętej wznieście je w górę, wynieście na zewnątrz – przed sobą, nad sobą, wokół siebie rozwidnokrężcie je Miłości czynem! […] Lecz skoroście wygrali tak, wnet zwyciężony Wszechistny ucieka z was, a wam pozostaje w zamian wiekuisty brak, wiekuista śmierć, wiekuiste Nic. – Czuwajcie więc nad losami planety waszego!” I mdlejąc śród światła poranku – srebrząc się ostatnim śladem w powietrzu – […] poszła postać Danta w przestrzeń – w oddal – w blask słońca – poszła w niewidzialność nieskończoności!
Pod tymi słowami, które kończą Wstęp, Krasiński zanotował: „Pisano 1843 r.”[1].
***
Była to już druga – i znacznie obszerniejsza – redakcja Snu. W tej wcześniejszej tytułowy Herburt był poetą – „także z polskich niw rodem”. Krasiński tłumaczył, dlaczego nie nazwał go Wacławem, Konradem czy Manfredem. Nie chciał bowiem „okraść Garczyńskiego, Mickiewicza i Byrona”, „a że długów nie lubię, przeto daję mu imię Herburta przed ludźmi, Henryka przed Bogiem!”[2].
Jak przypomniał Stanisław Windakiewicz w rozprawie Krasiński i Dante (1916), „pierwsze wzmianki, świadczące o wielkim zainteresowaniu się [Krasińskiego] Boską Komedią” pojawiły się w roku 1836 w listach do Konstantego Gaszyńskiego i Adama Sołtana:
[…] w ułamkową powieść pod tytułem Herburt (1937) wplótł [Krasiński] wstęp z opisem „snu czy widzenia”, w którym bohaterowi ukazuje się postać Dantego, „wieszcza starych wieków” i prowadzi go po piekle i czyśćcu dni teraźniejszych, będących widoczną reminiscencją z pierwszej uważniejszej lektury Dantego. […] Poetę zarysy i szczegóły tej pierwszej wizji nie zadowoliły, wziął się do pilniejszego studiowania i napisał rozszerzoną przeróbkę widzenia Herburta pt. Sen, stanowiący dziś wstęp I-ej Części Nie-Boskiej Komedii, w którym już w wybitny sposób wystąpił zakres wpływu i doniosłość Dantego dla jego twórczej wyobraźni[3].
Windakiewicz treść tej „reminiscencji” pominął, „bo następne miały się powtórzyć i dokładnie uwidocznić”. Warto jednak sprawdzić, na jakie obrazy polskiej dawności i współczesności natknął się Herburt prowadzony przez Dantego w swym sennym widzeniu. Już na początku wędrówki ze szczytu wzgórza zobaczył oświetloną blado „nieprzejrzaną równinę, na niej tysiąc krzyżów i tysiące konających przybitych, jakoby naród cały w godzinę ostatecznej męki”. Jeszcze jeden obraz klęski ujrzał Herburt: „Oręże i zbroje, gruzy i węgle sterczą naokoło, drobne dzieci w kajdanach, umarłe na piersiach matek umarłych; stały pługi samotne, na pół zakopane w bruzdach, kościotrupy koni, w siodłach bojowych rozciągnione, leżały; dalej kaplice, rozbite ołtarze i dawnych królów krajobraz wypełniało rosnące »milczenie śmierci«. Wieszcz [Dante] jednak rzekł, mijając te niwy i pola stroskane: »tu czyściec dopiero, na ziemi, bo tu zostały pamiątki i wzrosną nadzieje«”. I poprowadził Herburta przez „wstęp do piekła na ziemi”. „A im szli oba dalej, tym jęk dusz i chrzęst stali się wzmagał”. I oglądając „tysiące gadzin bladych”, znów rzekł Dante: „Każda z nich by teraz świeciła w wieczności, gdyby w ostatniej godzinie byli westchnęli do Boga”. Oni wszak prowadzili interesy z „handlarzami” z „wędrownego pokolenia Wschodu: Żydami, Ormianami i Grekami”. I jak w późniejszej redakcji Snu, i tutaj Herburt widział, jak „szlachta dawna, niosąc w ręku stare ojców zbroje, […] z herbów wydzierali ostatek tlejącej pozłoty, by ją zanieść kupcom, a kiedy rdzawe tylko żelazo zostało, miotali je na dół i straszny łoskot powstawał z rozlatujących się tych puklerzy i szabel, i hełmów”. Obudziwszy się, Herburt znalazł się ponownie w modnym nadmorskim kurorcie i w otoczeniu „grafów” (o polskich nazwiskach) oddawał się salonowym przyjemnościom: plotkowaniu, spacerom i grom hazardowym[4].
***
W Niedokończonym poemacie Krasiński przenosi Młodzieńca (Hrabiego z Polski) na plac św. Marka w Wenecji, wypełniony karnawałowymi maskami, gdzie jego przewodnikiem jest Bankier – Książę. Aligier pojawia się dopiero w „pomieszkaniu” Młodzieńca i zapowiada: „Ujrzysz sam na oczy wszystkie dzieje ziemskie”. Wprowadza go więc w podziemia weneckiego pałacu. Tutaj podczas długiej wędrówki coraz „inny rozświetla się wiek”. Słychać kolejno: chór chaldejczyków („błyskawica ich pożarła”); chór kapłanów egipskich pod piramidami („konamy”); chór eleuzyjski („szkoda helleńskiej ojczyzny, nie zjawi się taki, co poratuje nas”, nawet Platon, który głosi „wieczną miłość”); pierwszych zakonników Karmelu, którzy wprowadzają „w chrześcijański świat – w drugą dziejów część! – do innych prób Ludzkości!”. „Teraz podnieść się możesz – mówi Aligier do Młodzieńca – tu już nie brak przestrzeni”. A jest to przestrzeń wypełniona przez „kacerzy”. Chór Albigensów skarży się: „Po lochach kajdany, na rusztowaniach topór – oto jutro nasze! […] połączył się Rzym z przemocą okrutnych i świeckich, i będzie gnębił po świecku, aż sam zgnębion będzie!”. Chór Napowietrzny te wojny religijne skomentował z bólem: „Rozpadło się Słowo Boże! […] Coraz mniej Chrystusa w świecie, mniej ducha żywego!”.
W dalszej wędrówce Aligier i Młodzieniec natykają się na „nowe mary”. Będą to mularze, którzy głoszą: „Szkielet tylko zostanie nagi z europejskiego społeczeństwa – a my nowym mięsem i nową powleczem go skórą – na ruinach wybudujem…”. Tę nową budowlę rujnują gilotyny. Tak wkraczają „w morze krwi i łez”, co Aligier objaśnia następująco: „O! wstrząsły się posady świata. – Wieków cierpienia nagromadzały się powoli i cicho, aż buchnęły wulkanem! – Raz tak było – musiało być – ale, o Boże Panie, o Wszechduchu duchów, wszak nigdy się już nie powtórzy tak zwierzęcy dzień i zbrodnia takowa?”. Nie pada tu nazwa rewolucji francuskiej, ale przecież o nią chodzi, gdy „w imieniu Człowieczeństwa lud zarzyna króle i kapłany, i wszelką władzę ludzką!”. Ale i to „blednie”. Wędrowcy dostają się teraz w „napowietrzny świat”, a „z orłów złotych, rozskrzydlonych” wyskoczył – rozpoznał go Młodzieniec – „Cesarz! – To Napoleon!”. Dołącza się Aligier do tej polskiej fascynacji „greckim Aleksandrem”: „Wszystkich, tych czy tamtych, on Wskrzesicielem! – Odtąd ni króle, ni ludy już władzy nie dzierżą – ale Narodowości i Ludzkość, a w imieniu Pana!”. Jednak i „wirujące orły opadają. […] Widnokrąg zamierzcha znów. […] Cóż dalej?” – pyta Młodzieniec. Aligier wskazuje mu „kształty [co] jadą na tych trzech koniach, całe okłamione purpurą i szychem!”. To oczywiście Święte Przymierze, co rządzi „dyplomacją – policją – żandarmerią!”. Młodzieniec widzi już „drzwi żelazne w murze!”. Aligier tłumaczy: „Tu dopiero koniec Przeszłości! – Za tymi progi Teraźniejszość się wszczyna i zgromadzenie żywych duchów marzy o tym, co stać się ma, bo stać się powinno!”. Słychać Chór:
Nadchodzi wreszcie obiecany Dzień! – Wiek, który zwie się Pocieszycielem! Godzina, która zwie się Dopełnicielką! Nie na zawsze Chrystus był odjęty nam – nie na zawsze Światło Żywota zaciemnione! – Oto uwielbion będzie przez Ducha Syn, a Duch z Ojca i Syna jest i obu miłośnie kojarzy!
Aligier puka do drzwi i zachęca do wejścia Młodzieńca, a on wyznaje: „Gotów jestem jak do nieba. – Ach! jeśli wszystko ma się ku odżyciu, toć i Archanioł mój!”. Tak brzmi zapowiedź zwycięstwa Henryka nad Pankracym, co dokona się w następnej części Podziemi weneckich[5].
***
Bohaterowie docierają do „ogromnej sali” w weneckich podziemiach. Władzę sprawuje tu Prezes w todze białej, „na tronie wyniesionym”, wokół gromadzą się Chóry Narodów „w swoich barwach”: irlandzki, włoski, germański, francuski, sławiański oraz polski, któremu przewodzi Pankracy. Chór polski poucza Młodzieńca:
Trzykrotny bracie nasz, duchu śród ludów, człowiecze śród człowieczeństwa, synu Polski śród synów jej, pozdrawiamy cię! […] wiedz, że człowiekiem ci być teraz tylko pod postacią Polaka – inną wdziej, a niżej bydlęcia upadniesz! […] O żadną próżność ni zysk, ni pychę nie dbaj, jak trup! […] wiecznie miej się do czynu, jak żywy! – kochaj braci, jak żywy! jak żywy, ufaj w Boga żywych!
Pankracy przekazuje mu biały płaszcz i karmazynową czapkę. Również Aligier tak się przyodziewa: „Przecież i ja do nich, dopókim na świecie, się liczę!”. Prezes rozpoczyna przesłuchanie Młodzieńca: „Zrozumiałżeś, czym przedchrystusowy, czym pochrystusowy wiek? Czego pragnęli w prawdzie tęsknoty wiecznej, a w fałszu nieraz użytych środków owi wszyscy tajemni, wyrywający się ku coraz dalszej przyszłości?”. I zażądał, aby Młodzieniec zdał mu sprawę, co „widział tej nocy!”. Zadowolony z odpowiedzi, odbiera od niego wyznanie wiary: „Czy wierzysz w Ojca, w Słowo, w Ducha Świętego, w oną Trójcę przedwieczną […]. I wierzysz, że Słowo stało się ciałem, że mieszkało między nami?”. Usłyszawszy „wierzę”, zachęca Młodzieńca do podjęcia „czynu powszechnego”, ratującego Ludzkość przed „zamętem”. Ten zamęt Prezes widzi wszędzie: „Naród, państwo, stan, zasada, ustawa, prawo każde nie o postęp, ale o coraz starszą starość się stara. […] Wszelka nadzieja i wszelkie natchnienie buntem i świętokradztwem”. Prorokuje: „Każden trud w posłannictwo, każden urząd w kapłaństwo się zmieni – i czcią Tego, który jest, będzie być i żyć!”.
Pankracy odrzuca tę wizję przyszłości:
Jeśliście z Zachodu, wolno wam jeszcze, i to marzyć tylko, że miłosierdziem chrześcijańskim wielkim dopokoicie się celów! – Szlachtęście już zgilotynowali […] ale z bankierami, finansistami, ale i z mieszczaństwem waszym, tę powtórną pasożytnością na ludowym ciele, co poczniecie? […] Sławiańszczyzna cała i Polska cała muszą wyglądać jak jedno morze krwi! […] Dopiero będzie Równość i Lud – a wtedy, wtedy dopiero, wszystko, co ten człowiek w bieli na tronie wyrzekł, prawdopodobieństwem się stanie. – Miłość będzie możliwością na tym globie. – Lecz nie wprzód!
Na te słowa oburzony Młodzieniec chce wyzwać Pankracego na pojedynek, ale Aligier go powstrzymuje i to on – jak Hrabia Henryk w Nie-Boskiej komedii – podejmuje polemikę z Pankracym:
Naczelniku chóru polskiego, ty nie-Polaku! – ty, co tylko powtarzasz „Lud, lud”, a nigdy „Naród” nie powiesz! – ty, co chcesz wielkich rzeczy się przez siebie doczekać, a od Boga nie poczynasz! ty, co za podstawę przyszłej budowy kamieniem węgielnym stawiasz mężobójstwo, ty, co zawiścią zdjęty, starasz się przemienić w prawo wiekuiste Postępu i nadajesz nikczemnym chuciom piersi własnej imię Konieczności! […] ale w imię Boga, sędziego nas wszystkich, Pana narodów i duchów, Pana mojego i twego, odpowiedz: – Wierzyszli sam temu, coś tu oświadczył przed nami?
Zanim Pankracy zdołał odpowiedzieć, Aligier odpowiada w imieniu prześladowanej Polski:
Za to, żem cierpiał wszystkością serca mego nad wszystkimi cierpieniami braci moich, […] a śród nieszczęśliwej Ludzkości pierwszy nieszczęściem i bólem polski mój naród! – wzywam cię, odpowiedz mi! […] Tylem się namodlił po szczytach gór, po falach mórz i śród więzień cytadelowych, i w lochach, i w kopalniach, i koło rusztowań, i w salach sądowych, prosząc Pana za skazanymi […]. Musisz mi prawdę przed wszystkimi braćmi odpowiedzieć – a jeśli milczysz, to, że czujesz sam, żeś obłudnik i kłamca! […] Nie bądź czwartym katem, do trzech onych przydanym przez piekło! […] Lecz przepadniesz przed Bogiem i ślad twój w sercu Boga odnaleziony nie będzie!
Pankracy wzywa na pomoc „ludowego wieszcza” – Julinicza (czyli – jak interpretuje się – Juliusza Słowackiego), aby polemizował z Aligierem: „Toś ty powinien odpowiadać mu – boć w nim wieszcz siedzi także!”. I Julinicz „śpiewa”:
Niegdyś modlitwa i łza, i skrucha – tym było chrześcijaństwo! – Dziś, moc ucieleśniona, ruch, pęd, wir, ton, władza, nakaz, uorężnienie Pańskich tchnień! – Dziś do dzieła nawet łotrów dobiera Pan! – Jak młotów, kos, cepów, dzid i mieczów tysiącem nimi obraca na wsze strony i bije się po świecie, by zatracić wrogi swe! – wrogi ludu! […] I będzie Bogu miłym mord – bo całopaleniem tylko ciągłym wstępuje w niebo on ołtarz kołujący, ten [!] planeta, na którym Ludzkość kapłanem i ofiarnikiem wiekuistym, a zużyte jej plemiona i kasty, i myśli ofiarami.
Aligier nie ustępuje i atakuje Pankracego – jakby sam był Polakiem: „Czym więc ty, […] jeśli nie synem Rzeczpospolitej Lackiej? […] Niewdzięczniku! kto by głosu twego za ludem słuchał, czy wśród twoich własnych, czy śród obcych, gdyby nie Chrobrych miecz, Jadwigi niepokalaność, Zygmuntów mądra miłość, Batorych hart, Zamoyskich rzymska cnota, Żółkiewskich zgon, Czarnieckiego żywot, Sobieskiego trud i europejski czyn?”.
Pankracy odpowiada krótko: „Przeklętyś z twoją przeszłością, z twoim głosem z przeszłości, bo jak z grobu wieje, a dźwięczy i dźwięczy!”. Na inne ataki ma jedno zdanie: „Co tu wykładają, nudzi mnie od dawna. – Wszystko gnuśne, religijne, filozoficzne”. I wykrzykując: „Niech ginie pół Europy”, wzywa: „Do broni wszyscy, do broni – za mną! […] Z jakiego bądź rodu i narodu jesteście, za mną!”. Wstrzymuje go Prezes, nakazując „wiernym Polakom”, by pozostali na miejscu: „Ilu tych kacerzy, wnieść trumien tyle! […] muszę z tronu tego rzucić śmierć na jednego z żyjących – bo muszę wyrzec przekleństwo nad duchem, któremu niegdyś, jak wszystkim wam, pobłogosławiłem!”. Pankracy w odwecie grozi: „Strzelę – do arcyprzewielebnego samego strzelę!”. Jest jednak w mniejszości. Prezes nakazuje wszystkim chórom śpiewać „pogrzebową pieśń”, zaś Aligierowi przekazuje nad „współbracią rząd – i jej wodzem bądź!”. Pankracy jeszcze się broni, atakując Aligiera: „Ach! arystokracji doradca zastępcą mym! Kordecki, Rejtan, Ligenzo, Rymszo, Kazanowski, nie pójdziecie za mną?”. Chór polski odpowiada: „Pozostajemy tu. – Szabla i zacność, nie nóż i srom – oto hasła nasze!”.
Pankracy z kilkoma tylko towarzyszami (Julinicz, Bauman, Kiermasz) zbliża się do ściany podziemnej, a za nimi ich trumny. Nadaremnie wykrzykuje „Puszczajcie!”, gdy Prezes nakazuje: „A teraz niech każdy zgasi gromnicę swą i iskry, i popiół strząśnie ponad głową im!”. Ostatnie słowo należy do Prezesa:
Narody i ludzie, rozejdźcie się w milczeniu i ciemnościach! – Zgorszeniście i smutni – za winą sąd nastąpił – nastąpiła i kara. Módlcie się i rozpamiętujcie – a pokusy nie przypuszczajcie do serca – bo wiednym Ducha grzech przeciwko Duchowi darowany nie jest! – Idźcie – na dzisiejszą noc rozwiązany zbór![6]
***
Jak wiadomo, Krasiński pod koniec lat trzydziestych planował Nie-Boską komedię umieścić w środku trylogii, inspirowanej dziełem Dantego. O swoich zamiarach w liście z 21 marca 1840 informował Delfinę Potocką, chcąc ją unieśmiertelnić. Miała zastąpić Beatrycze jako przewodniczka Dantego po Raju! Badacze obszernie cytują ten list, aby objaśnić Niedokończony poemat: „Ta pierwszą część – pisał Krasiński – będzie to poema młodości. Przyjaciel starszy jest przy nim. Ten przyjaciel to anioł stróż […]. Scena otwiera się na górach niedaleko Wenecji. Młodzieniec hasa po nich i poluje, tymczasem przyjaciel został się na szczycie skały i modli się do Boga o tę duszę, co wkrótce żyć zacznie w realnym świecie i walczyć wśród rozerwania świata. Prosi Boga, by mu pozwolił snem fantastycznym prawdę jej ukazać”. Krasiński wyjaśnia dalej, jaka ma być „prawda epoki naszej”: „Epoka nasza jest przejścia epoką. Każda podobna nosi barwę przeważną złego, bywa piekłem na ziemi, bo z jednej strony wiary stare upadły, nowe nie wywikłały się jeszcze. Równie gwałtownie i nieubłaganie jedni ludzie stoją przy prawach przeszłości, drudzy przy nadziejach przyszłości!”. Charakteryzując strony tego sporu, Krasiński stwierdza (to zdanie znajdzie się w Niedokończonym poemacie): „W naszych czasach piekieł nie ma za ziemią, pod ziemią, ale są one na ziemi. W tym śnie zatem Dante prowadzi Młodzieńca po ziemi, do koszar, gdzie wojska, czyli uzwierzęceni ludzie! Do sekretnych policji, gdzie uszatanieni ludzie! Do giełdy, gdzie upodleni ludzie. Do klubów, gdzie zwariowani ludzie, do fabryk, gdzie nędzą niżej zwierząt przyduszeni ludzie”. Ten „sen fantastyczny – stwierdza dalej – niczym innym, jak wprowadzeniem aktora na scenę i opisem dekoracji, na tejże scenie będącej”. Ale tą dekoracją nie będą jeszcze weneckie podziemia, którędy mają przemierzać Henryk prowadzony przez Danta, lecz Wenecja, w której znajdzie się adresatka listu – „bogini piękności”: „Tam cię młodzieniec kochać będzie, Ty jego, tam was czarna po falach unosić gondoła, tam pod Mostem Westchnień przepływając nieraz wspomnijcie o mnie”[7].
Stanisław Windakiewicz wskazuje, że w pierwszej części Nie-Boskiej komedii „powtarza Krasiński ulubioną sobie dwójkę nauczyciela i ucznia, jak sobie wiernie towarzyszą na górach friulskich i w Podziemiach weneckich – jednak w tej ostatniej próbie zużytkowania Dantego do celów artystycznych – rzeczywistość wspomnień przemaga wpływy lektury – i zbyt ważnych reminiscencji z Boskiej Komedii tu nie mamy. Najciekawsza jest chyba ta, że egzamin jaki składa młodzieniec przed Prezydentem [Prezesem!] zboru w drugiej scenie Podziemi weneckich, przypomina cokolwiek egzamin Dantego w ósmym niebie przed św. Piotrem, Jakubem i Janem”[8].
Współcześni badacze, jak Marek Troszyński, prezentują opinię, że dramat Krasińskiego (idzie o Nie-Boską komedię) „dzisiaj wydaje się już pozbawiony swojej siły wyrazu i mocy oddziaływania”, i że „od niepamięci” ocalił tego artystę Mickiewicz, „czyniąc jego dzieło tematem szczegółowego rozbioru podczas paryskich prelekcji w Collège de France”. Czytając owo „zapomniane ogniwo” Nie-Boskiej komedii, czyli Niedokończony poemat, Troszyński stawia tezę, że to, co Krasiński „sugeruje w Niedokończonym poemacie, może być efektem nie tylko zmiany postawy ideowej czy twórczej, ale aktem zapoznającym czytelnika z tymi motywami, które towarzyszyły powstawaniu środkowego ogniwa trylogii. Jest jakimś rodzajem odpowiedzi autora na recepcję Nie-Boskiej komedii, odpowiedzi, w której doprecyzowuje się opatrznie może zrozumiałe motywy, słowa, obrazy”[9].
Zainteresowanych odsyłam do tej interesującej publikacji, ale zwracam uwagę, że Marka Troszyńskiego nie interesował pojedynek Aligier – Pankracy. Nie pominął wszakże – nad wyraz słusznie! – interpretacji scenicznych Niedokończonego poematu i wszedł w polemikę ze Stefanią Skwarczyńską, która zajęła się „zagadką wileńskiej inscenizacji Nie-Boskiej komedii powiązanej z Niedokończonym poematem w 1914 r.”. Skwarczyńska opisała zamiar twórców tego spektaklu, czyli próbę „ujednoznacznienia w duchu swej, ostatecznie uwstecznionej [przez Krasińskiego] ideologii wymowy ideowej »Nie-Boskiej«”. Troszyński podważa tę opinię, a zarazem wskazuje na przyjętą przez siebie metodę:
Myślę, że konfrontacja innych wizyjnych obrazów Snu ze scenami rewolucyjnym z Nie-Boskiej komedii mogłaby przynieść równie interesujące wyniki. Okazuje się, że nie da się tak łatwo ocenić relacji ideowej pomiędzy oboma utworami. W żadnym zaś wypadku nie można tu mówić o występującym w Niedokończonym poemacie „uwstecznieniu” poglądów w stosunku do idei rozpoznanych w opublikowanym wcześniej arcydramacie[10].
***
Tezę o „uwstecznieniu ideologii” przez Krasińskiego w Niedokończonym poemacie Stefania Skwarczyńska sformułowała, rekonstruując scenariusz wileńskiego przedstawienia, a zwłaszcza wskazując na polityczny kontekst tej inscenizacji. Jej premierę, która odbyła się 21 lutego 1914 w nowym gmachu na Pohulance, wyreżyserował – i zapewne udramatyzował – Bronisław Skąpski. Poprzedziła ją prelekcja sprowadzonego z Warszawy wybitnego krytyka Jana Lorentowicza. O daleko posuniętej „polonizacji” spektaklu świadczył już pierwszy obraz, który przedstawiał „cudną perspektywę na okolicę Morskiego Oka!”[11], a nie – jak chciał Krasiński – góry „w okolicach Wenecji”. Oczywiście, w tym „wileńsko-polskim” krajobrazie znajdował się, oczekując na polującego Henryka, Aligier (w wykonaniu Kazimierza Przysłańskiego). Nie wiadomo, kto namalował Tatry dla potrzeb tego wystawienia, ale nie mógł to być – jak sądzi Skwarczyńska – Ferdynand Ruszczyc, gdyż prasa wileńska skrupulatnie odnotowywała jego, budzące powszechny podziw, dekoracje. Jakie fragmenty Niedokończonego poematu wykorzystano? Informuje o tym tylko, i niestety ogólnie, „Przegląd Wileński”: „Wybrano z niego bardzo zręcznie to, co się na deski sceniczne kwalifikuje, tworząc jednocześnie zaokrągloną całość”[12]. Według Skwarczyńskiej mogły to być „cztery ostatnie odstępy” Snu, zredukowane do monologu Danta, a stanowiące zarazem „Epilogus” przedstawienia. Badaczka cytuje te „odstępy”, aby następnie je zinterpretować:
Zaprawdę, zaprawdę, tu czyściec dni teraźniejszych, bo wszelkie ciało na tych równinach umęczone, ale nad duszą narodu tego czuwa Najdroższy Utajony sam! […] tam piekło i rozpad i sądny zgon – a tu ból tylko! […] z bola zmartwychwstaje duch – z podłości tylko zmartwychwstania nie masz! […] Dotąd na waszym świecie piekło tylko i czyściec – ale duch Pana zamieszkał wam w piersiach – wyście jak przepaści – a w głębiach waszych tajnie ukryte błękitu. Wiarą wzbudźcie je w jaśń – skrzydłem woli świętej wznieście je w górę, wynieście na zewnątrz – przed sobą, nad sobą, wokół siebie rozwidnokrążcie je miłości czynem! Wtedy ono trzecie zacznie widomieć na ziemi – lecz bacznie pilnie – żaden doń inny nie powiedzie tor – ni ślepy traf, ni przeznaczeń mus, ni swawoli dąs, ni żadnej pychy kłam! A biada wiekom, jeśli gwałty niebożymi kusić się będą o dóbr bożych łup – bo do tyla was uszanował Pan, stwórca wasz, że wolno wam z Nim staczać bój i złem waszyć zwyciężać Go. Lecz skoroście wygrali tak, wnet zwyciężony Wszechistny wycieka z was, a wam pozostaje w zamian wiekuisty brak, wiekuista śmierć, wiekuiste nic. Czuwajcie więc nad losami planety waszego!
Po tym obszernym cytacie Stefania Skwarczyńska stwierdziła:
Nigdy żaden „Epilogus” lepiej nie wyciągnął morału ze sztuki w imię życzeń organizatorów przedstawienia niż Dante ze Snu morał Nieboskiej w duchu potrzeb narodowej demokracji. Jeśli nasza śmiała rekonstrukcja jest istotnie bezbłędna, to trzeba podziwiać majsterstwo wileńskiego inscenizatora. […] A w takim razie Nieboska rysuje się nie jako relacja historyczna czy obraz współczesnej chwili, a tym mniej jako koszmar złych wspomnień, ale jako ostrzeżenie wskazujące niebezpieczeństwo i wytykające palcem tych, którzy są na złej drodze, którym zagraża piekło, ale jak wszelkie ostrzeżenie otwierające perspektywę dobrego rozwiązania sytuacji.
Skwarczyńska wzmacnia tę tezę, cytując za przedpremierowym artykułem Józefa Wierzyńskiego o Nieboskiej komedii w „Kurierze Litewskim” następującą myśl Mickiewicza: „…pierwej rozstrzyga się wszystko w duchu, nim zwycięstwo urzeczywistni się na ziemi”. „Jakżesz odpowiadało to zdanie sytuacji i programowi endecji, która dążyła do rozstrzygania historii »w duchu«, w imię »ducha« na ziemi, przeciw realnej rzeczywistości i konkretnemu układowi kształtujących ją sił społecznych”[13].
Wileński epizod Snu został niemal całkowicie zapomniany, stąd dla wielu recenzentów, a przede wszystkim widzów Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, wystawienie Nie-boskiej komedii z Niedokończonym poematem (prem. 12 stycznia 1991) było „odrabianiem zaległości” (Lucjan Kydryński), „Nie-Boską na nowo” (Hanna Baltyn), „lekcją Prusa” (Krzysztof Pysiak), „komentarzem do Nie-Boskiej komedii” (Elżbieta Baniewicz)[14]. Opracowania tekstu i reżyserii dramatu Krasińskiego podjął się Maciej Prus, nowy dyrektor tej stołecznej sceny od sezonu 1990/1991, co potraktowano jako rodzaj deklaracji artystycznej. Przed premierą reżyser udzielił obszernej wypowiedzi, w której nie krył, że realizuje „swój prywatny program, to jest repertuar romantyczny i postromantyczny”. Nie mógł jednak nie zauważyć okoliczności, w jakich wystawił Nie-Boską:
Słyszę coraz częściej głosy o tym, że publiczność już teatru nie potrzebuje, bo więcej ma go na ulicy czy w tak zwanym życiu. Mogę tylko tyle powiedzieć, że publiczności do teatru siłą nie napędzę. Głęboko jednak wierzę, że gdy teatr będzie rzetelny i robiony z myślą o publiczności, wówczas ona do mnie przyjdzie. […] Bo przecież rozterki Konrada-Gustawa czy Konrada z Wyzwolenia to nie są dylematy i wybory abstrakcyjne. […] Ten repertuar będzie trwał dotąd, dokąd ludzie zechcą zastanawiać się nad tym, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, co zostawiamy za sobą… i po sobie… Jeśli w społeczeństwie wytwarza się niepokój, to tenże niepokój dogania dramat. Mickiewicz i Wyspiański zuniwersalizowali pytania o naszą kondycję – nie dotyczą one przecież żadnej określonej epoki czy czasu. One dotyczą nas w ogóle[15].
Czy włączenie Niedokończonego poematu do Nie-Boskiej komedii odpowiedziało na pytania „o naszą kondycję”, o to, „jaka powinna być Polska”? Krytyka miała wiele wątpliwości, które najostrzej wyraził redaktor naczelny „Teatru” Andrzej Wanat. Uznał mianowicie, że było to „ryzykowne połączenie”:
Przesycony teatralnie martwą retoryką Niedokończony poemat rozwija i uniwersalizuje niemal wszystkie wątki historiozoficzne Nie-Boskiej komedii. Pokazany przed nią na scenie, sprawia, że Nie-Boska ilustruje tezy już wygłoszone. Nie jestem pewien, czy jest to zabieg korzystny dla całości przedstawienia. Tym bardziej, że narzuca on konieczność dokonania obszerniejszych niż zwykle skrótów, w rezultacie których oba utwory przedstawione zostały w nader ogólnym zarysie.
Pisząc tak, nie twierdzę wcale, że inscenizatorzy Nie-Boskiej powinni zapomnieć o jej pierwszej części – Niedokończonym poemacie. Przypuszczam jednak, że ten ostatni utwór połączony z Nie-Boską na zasadzie konstruktywnie ważnej i odrębnej części przedstawienia, wnosi na scenę więcej komplikacji niż pożytku[16].
Rzeczywiście, Maciej Prus dokonał istotnych skrótów zarówno we Śnie, jak w Podziemiach weneckich, a także zmienił zakończenie całości, na co zwróciła uwagę między innymi Elżbieta Baniewicz:
Spór Hrabiego Henryka z Pankracym właściwie staje się niepotrzebny, nie bardzo widać, o co konkretnie mieliby się spierać, w czyim interesie i po co. Jeśli się różnią, to temperamentem, postawą intelektualną i modelem życia, jaki realizują, ale nie są antagonistami. Mariusz Bonaszewski (Henryk) i Dariusz Siatkowski (Pankracy) padają sobie nawet w objęcia, więc wiadomo, że nie są prawdziwymi wrogami. Całe zło świata, wszystkie wojny, rewolucje, mordy i spiski zostały jako wynik panowania Antychrysta już dawno objawione w Apokalipsie św. Jana z Patmos i wpisane jako część boskiego planu zbawienia ludzkości[17].
Ów „Antychryst” to w spektaklu Szatan, grany przez Jarosława Gajewskiego, „od początku wikłający losy, stale obecny, jakby poruszający postaciami”[18]. Drugim przewodnikiem po tym teatralnym świecie był ubrany w biały płaszcz Aligier (Henryk Machalica), który w epizodzie Snu pokazuje Młodzieńcowi – jak chce Krasiński – „piekło i czyściec dni teraźniejszych”. „A w piekle i czyśćcu – zauważa Leszek Kolankiewicz – jak to w piekle i w czyśćcu – kobiety i mężczyźni są goli. W spektaklu Prusa zjawiają się w malarsko skomponowanych grupach, wydobytych z mroku stonowanym światłem, poukrywanym między geometrycznymi elementami dekoracji. Nagość, owszem, jawna, ale przesłonięta filtrem estetyki malarstwa. Słowem: zarówno oczywista, jak celowa”. Ponieważ na dzieło wielkiego Romantyka przyprowadza się młodzież szkolną, więc Kolankiewicz złośliwie odwołuje się – dając wyrazisty obraz spektaklu – do Ferdydurke Gombrowicza:
A tymczasem Aligier recytuje, recytuje z właściwą intonacją i z uduchowieniem – O „świątyni, w której Ludzkość zamieszkała na dzisiaj, ale w której Boga nie masz”. Recytuje usilnie, z natchnieniem, pobożnie. „Dotąd na waszym świecie piekło tylko i czyściec – ale duch Pana zamieszkał wam w piersiach”. Recytuje tajemniczo: „wyście jak przepaści”. Recytuje tak pięknie, że piękność recytacji wzmożona wielkością poety i majestatem sztuki, sprawia może w końcu, że w Gałkiewiczu nawet – zachwyt, płacz i poryw. Albowiem przed pupą w ogóle nie ma ucieczki[19].
Dla porządku, należy przypomnieć inne postaci z Niedokończonego poematu, wprowadzone do tego spektaklu: Kobietę (Mirosława Krajewska), Beatryks (Aleksandra Konieczna), Olbrzyma (Antoni Ostrouch), Kupca (Krzysztof Kołbasiuk), Prezesa (Krzysztof Wieczorek), Baumana (Antoni Ostrouch), Julinicza (Mieczysław Morański). Widziałam tę inscenizację i zapamiętałam, że w spowitej w mroku scenie błyski świateł wydobywały wykonawców prowadzących żarliwy spór o Polskę. Aligier był oczywiście reprezentantem polskiej tradycji, ergo Polakiem, co dało pretekst do rozważań (na początku III Rzeczypospolitej) o polskiej przeszłości i przyszłości, zawartych z taką niezwykłą siłą i poetycką wyobraźnią w tym niezapomnianym dziele. Zapamiętałam także artykuł Marcina Króla pt. Polityka i sztuka, zamieszczony w programie Teatru Dramatycznego. Król uciekł się w interpretacji Nie-Boskiej komedii do rozważań o charakterze polityczno-religijnym, którym był wierny do końca:
Rewolucjoniści u Krasińskiego nie są tymi samymi rewolucjonistami, jacy występują w wielu innych pamfletach i polemikach z rewolucją. Nie są to ludzie kierujący się wyłącznie ideą rozumu, odrzucającą tradycję i wszelkie inne miary życia społecznego. To prawdziwi rewolucjoniści, którzy chcą zmienić nie tylko zewnętrzny wygląd, lecz także wewnętrzną postać życia duchowego. Katolicyzm, bądź też chrześcijaństwo w ogóle stają tu po stronie cywilizacji, a przeciw pogaństwu, które bliższe jest diabła niż herezji[20].
Trudno więc nie zgodzić się z opinią Wandy Zwinogrodzkiej, przy wszystkich zastrzeżeniach recenzentki, że „Nie-Boska komedia połączona w adaptacji Prusa z Niedokończonym poematem ujawnia nie tyle swój sens polityczno-społeczny, co uniwersalny, na poły moralitetowy wymiar”[21].
Fragment Niedokończonego poematu znalazł się również w inscenizacji Nie-Boskiej komedii przygotowanej przez Jerzego Grzegorzewskiego na Scenie przy Wierzbowej w Teatrze Narodowym (prem. 9 czerwca 2002). Reżyser włączył dialogi ze sceny karnawału na placu św. Marka oraz z Podziemi weneckich. Nie wystąpił w nich jednak Aligier. Jego kwestie wypowiadał Henryk w rozmowie z Pankracym[22].
***
Te rozważania zrodziła siedemsetna rocznica śmierci Dantego Alighieri, przypadająca 14 września 2021. Nie wynikają one wyłącznie z obowiązku historyka teatru. Boska Komedia wciąż przecież przypomina, że Piekło, Czyściec i Niebo naznaczają dzieje Człowieka.
[1] Z. Krasiński, Dzieła literackie, tom I, wybrał, notami i uwagami opatrzył P. Hertz, Warszawa 1973, s. 423–466.
[2] Tamże, tom II, s. 629–630.
[3] S. Windakiewicz, Krasiński i Dante, Kraków 1916, s. 3–4 [305–306].
[4] Z. Krasiński, Dzieła literackie, tom II, dz. cyt., s. 636–637, 640–641.
[5] Tamże, tom I, s. 423–533.
[6] Tamże, tom I, s. 534–557.
[7] Z. Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej. 1839–1843, przysposobił do druku A. Żółtowski, Poznań 1930, s. 81–88. Zob. m.in. Z. Sudolski, Krasiński. Opowieść biograficzna, Warszawa 1977, s. 188, 201–202, 440.
[8] S. Windakiewicz, Krasiński…, dz. cyt., s. 13 [315].
[9] M. Troszyński, Zapomniane ogniwo. „Niedokończony poemat” Zygmunta Krasińskiego, [w:] Zygmunt Krasiński. Pytania o twórczość, red. B. Kuczera-Chachulska, M. Prussak, E. Szczeglacka, Warszawa 2005, s. 95, 97–98.
[10] Tamże, s. 105. Zob. S. Skwarczyńska, Zagadka wileńskiej inscenizacji „Nie-Boskiej komedii” powiązanej z „Niedokończonym poematem” w 1914 r., [w:] Księga pamiątkowa ku czci Stanisława Pigonia, red. Z. Czerny i in., Kraków 1961, s. 537–544.
[11] C., Teatr Polski, Nieboska komedia Zygmunta Krasińskiego, „Kurier Litewski” nr 32/1914.
[12] rc., Dokoła sceny, „Przegląd Wileński” nr 7-8/1914.
[13] S. Skwarczyńska, Zagadka wileńskiej inscenizacji…, dz. cyt. Rozprawa ta, poświęcona Stanisławowi Pigoniowi, wcześniej znalazła się jako rozdział VIII w monografii tejże autorki pt. Leona Schillera trzy opracowania „Nieboskiej komedii” w dziejach jej inscenizacji w Polsce, Warszawa 1959, s. 162–183. (Jako studentka i doktorantka Skwarczyńskiej na Uniwersytecie Łódzkim pozwalam sobie wyrazić opinię, iż Autorka wydając powyższą monografię, była jeszcze pod wielkim wpływem idei społecznych i politycznych Leona Schillera. W późniejszych latach Jej „rewolucyjny” ton w interpretacji dramatu Krasińskiego uległ znacznemu osłabieniu).
[14] Zob. L. Kydryński, Odrabiam zaległości: „Nie-Boska” u Prusa, „Przekrój” nr 2392/1991; H. Baltyn, „Nie-Boska” na nowo, „Tygodnik Literacki” nr 5/1991; K. Pysiak, Lekcja Prusa, „Życie Warszawy” nr 13/1991; E. Baniewicz, Komentarz do „Nie-Boskiej komedii”, „Rzeczpospolita”, 20.01.1991.
[15] „Konfrontacje” nr 1/1991.
[16] A. Wanat, Ryzykowne połączenie, „Teatr” nr 4/1991.
[17] E. Baniewicz, „Nie-Boska komedia” w krainie mistyki, „Twórczość” nr 4/1991.
[18] K. Zalewska, „Nie-Boska” w Dramatycznym, „Goniec Teatralny” nr 7/1991.
[19] L. Kolankiewicz, Notatki po spektaklu – „Nie-Boska komedia”, „Dialog” nr 8/1991.
[20] M. Król, Polityka i sztuka, [w:] Nie-Boska komedia z Niedokończonym poematem, program Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, styczeń 1991, k. nlb.
[21] W. Zwinogrodzka, „Nie-Boska i sukces, i porażka, „Gazeta Wyborcza” nr 18/1991.
[22] Zob. M. Prussak, Teraźniejszość „Nie-Boskiej komedii” – inscenizacje Jerzego Grzegorzewskiego, [w:] Zygmunt Krasiński. Pytania o twórczość, dz. cyt., s. 111–127.