10/2021
Jacek Kopciński

Parasezon

W tym miesiącu jak co roku drukujemy naszą ankietę Najlepszy, najlepsza, najlepsi, podsumowującą miniony sezon. Ale jaki sens ma taka ankieta, skoro tylko niektórzy krytycy obejrzeli tylko niektóre przedstawienia na niektórych scenach? Po co układać ten ranking, skoro rok był tak fatalny dla polskiego teatru, wiele zaplanowanych premier się nie odbyło, a inne przygotowywano w sposób urągający idei „procesu”: zdalnie, z przerwami, z nagłymi zastępstwami, na ostatnią chwilę?

Wątpliwości można mnożyć. Jak sprawiedliwie ocenić sezon, w którym nie wszyscy aktorzy mieli szansę zagrać, reżyserzy zainscenizować, dyrektorzy wyprodukować? Skoro jedni stracili rolę, a drudzy spektakl? A przecież nawet jeśli zagrali czy wyreżyserowali, to w stresie większym niż zazwyczaj, bo wirus, koleżanka choruje, a kolega zmarł. I jak tu grać przed ludźmi w chirurgicznych maseczkach, na dystans? „Nie widziałem”, „nie odbyło się”, „przesunęli”, „zagrali tylko dwa razy”, „pokazali online”, „znowu kwarantanna” – brzmi nudny refren tej smętnej piosenki o teatrze w pandemii. Niepełna wiedza, nierówne szanse, niekomfortowe warunki. Odwołujemy?

My także? Gdy zaczął się lockdown, a teatry przerzuciły się do sieci, zachodziliśmy w głowę, czy recenzować pandemiczne spektakle online. Nie dawne rejestracje, ale nowe produkcje, zatrzymane przez wirusa i ukończone przed kamerami, a często wyprodukowane już tylko z myślą o publiczności w domu. Gołym okiem było widać, że to nie to, jakbyśmy podglądali spektakl przez uchylone drzwi, w lustrzanym odbiciu, zza grubej szyby. Ale przecież ktoś za tą szybą się dla nas uwijał, starał się przebić, coś zakomunikować, wypowiedzieć, wykrzyczeć, nawet wzruszyć. Mieliśmy go zostawić bez odpowiedzi? Westchnąć, zrobić minę i czekać na koniec lockdownu?

A teraz, gdy szczepionki umożliwiły pracę teatralnym zespołom (owszem, jeszcze nie całkiem bezpieczną), a nam krytykom pozwoliły przemieszczać się po kraju (owszem, jeszcze nie tak często, jak zazwyczaj) – mamy zrezygnować z oceny tego, co z takim trudem udało się stworzyć i zrealizować w ostatnim sezonie? Wydaje mi się, że nie. Mimo wielu przeszkód sezon ten przyniósł wiele dobrych spektakli, a kilka naprawdę świetnych, wiele udanych ról, a kilka wyśmienitych. Na scenach czy w druku pojawiło się też parę naprawdę interesujących sztuk teatralnych, a w księgarniach lub w sieci można znaleźć nowe, dobre książki o teatrze. Działały też teatry radiowy i telewizyjny, a teatr w sieci znacznie podniósł jakość rejestrowanych i transmitowanych spektakli. Do zdezynfekowanych sal wróciła wreszcie publiczność, ta dorosła, ta dziecięca i młodzieżowa, a także festiwalowa, bo odbyły się też festiwale, na razie w formie hybrydowej, ale zawsze.

Mimo wszystko było więc co opisywać, oceniać, podsumowywać. W tym roku robimy to z jeszcze większą niż zazwyczaj świadomością arbitralności naszych wyborów. Ale też z przekonaniem, że ludzie teatru, którzy w pandemii zawsze na końcu wracają do miejsc swojej twórczej pracy, czekają na nasz werdykt.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.