11/2021
Obrazek ilustrujący tekst W rajskim ogrodzie Czechowa

W rajskim ogrodzie Czechowa

Z pierwszej fotografii opublikowanej w Antonówkach patrzy na nas Czechow jeszcze bez pince-nez, z rzadką jasną bródką, włos swobodnie rzucony do tyłu.

 

Twarz jasna, świeża, na ustach błąka się uśmiech, może nawet figlarny. Portret dopełnia jasne ubranie, uwagę zwraca tasiemka (sznurek?) oryginalnie zawiązana pod kołnierzykiem. Twarz idealisty, trochę może kpiarza. Musiał się podobać kobietom! Anton Czechow ma na tym zdjęciu dwadzieścia osiem lat, dwa lata przed podróżą na Sachalin. Może nawet o niej jeszcze nie myślał. Nie wiedzieć czemu to doświadczenie miałam często z tyłu głowy, gdy czytałam książkę o kobietach w jego życiu.

Może dlatego, że Sylwia Frołow rozpoczyna opowieść podobnie jak Leonid Bieżyn swą Drogę na wyspę katorżników (Wydawnictwo Sic!, 2016). Obydwoje mieli potrzebę umieścić Czechowa na wstępie w konstelacji innych pisarzy rosyjskich. Ona przypomina sytuację egzystencjalno-uczuciową Lwa Tołstoja, Fiodora Dostojewskiego, Iwana Turgieniewa w roku urodzin Antona Pawłowicza − on egzystencjalną twórców różnych pokoleń (Andrieja Biełego, Wsiewołoda Garszyna, Nikołaja Uspieńskiego, Osipa Mandelsztama, Nikołaja Gogola, a także Dostojewskiego i Tołstoja), która doprowadziła ich do radykalnych gestów. Frołow i Bieżyn dokonują drobiazgowej wiwisekcji życia Czechowa pod określonym kątem, wskazują przełożenia biografii na twórczość i jednocześnie próbują się dobrać do tego, co umyka, do tajemnicy osobowości artysty, poprzez doświadczenia jemu podobnych. W ten sposób i Rosja staje się bohaterką ich książek.

Z wizyty w domu-muzeum pisarza w Jałcie zapamiętałam długi skórzany płaszcz, który znamy z często publikowanej fotografii. Zamknięty w wąskiej gablotce, wydał się przynależeć do wątłego mężczyzny. Toteż ze zdumieniem przeczytałam w Antonówkach, że jego właściciel miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i wcale niechuderlawą sylwetkę. To by się zgadzało ze zdjęciem portretowym – zdrowy wygląd, proste ramiona, no, może trochę wąskie w stosunku do głowy. Płaszcz sprawił sobie Czechow na Sachalin, by strzegł jego bezpieczeństwa (zaszył w nim na przykład asygnaty), zdrowia i nawet w najgorszych warunkach nie odbierał szykownego wyglądu. Stał się jego drugą skórą. Domem.

Z kolei z dawnej lektury wyboru listów Czechowa opublikowanego w Polsce (w oryginale zachowało się ich cztery tysiące czterysta i prawie dziesięć tysięcy tych, które otrzymał) zapamiętałam znój, jaki towarzyszył mu, by utrzymać nie żonę i dzieci przecież, ale rodzinny dom, z którego nigdy się nie wyprowadził, choć zmieniał adresy, czasowo go opuszczał. Mentalnie i finansowo ciągał za sobą całe to towarzystwo – ojca bankruta, zatroskaną matkę, jedyną siostrę, która w jakimś sensie poświęciła mu życie, a i miał na oku czterech braci, ich rodziny i ich nieszczęścia. I jakoś nie widział tam miejsca dla żony. Oni odwdzięczali mu się zazwyczaj szacunkiem i miłością, budowali codzienny azyl. Jeśli wziąć pod uwagę, że za praktykę lekarską nie pobierał pieniędzy, traktował ją jako misję, to praca literata nie była przecież tylko erupcją talentu. Gdyby właśnie nie talent, byłoby to wyrobnictwo.

Książka Sylwii Frołow wypełnia dom Czechowa także przyjaciółmi, wielbicielami jego talentu i osoby, zwłaszcza kobietami. Już wtedy krążące wokół niego (także dosłownie, wokół jałtańskiej willi) fanki nazywano antonówkami. Wydawnictwo ukazuje, jak intensywne było jego życie towarzyskie i uczuciowe − był wirtuozem prowadzenia związków na kilku frontach. Bezcenne jest to, że autorka odwołuje się do źródeł rosyjskojęzycznych. Korespondencja pisarza cenzurowana była i przez siostrę (strażniczkę pamięci i dorobku), i przez żonę, i przez sowiecką pruderię (strzegącą moralności wielkiego literata). Polski zbiór opublikowany w 1988 roku dodał swoją cenzurę (uświadamia to także książka Bieżyna). Tak więc poznajemy Antona Pawłowicza w jego złożoności, także jako miłośnika kobiet. Tych z towarzystwa i tych z domów publicznych, które zaczął odwiedzać jeszcze jako nastoletni młodzieniec. Do zaprzyjaźnionych mężczyzn, braci pisze o tym bez pruderii, nie kryjąc zmysłowych doznań, nie jest to techniczny rejestr podbojów czy głodne przechwałki. Korespondencja prowadzona z kobietami, które bierze na poważniej, przypomina jego twórczość literacką, zdradza przewrotny humor, zaskakujące pointy, niebywały zmysł obserwatora codzienności, detali, natury ludzkiej. Autorka Antonówek twierdzi, że filtr korespondencyjny był wręcz jego ulubioną formą uwodzenia.

Ale książka Sylwii Frołow ma podtytuł Kobiety i Czechow. Tak, kobiety są równorzędnymi jej bohaterkami. Autorka przywraca im blask, który musiał przecież zwrócić uwagę Antona Pawłowicza. Nie widzi ich przez pryzmat światła od niego odbitego. Buduje portrety matki, siostry, na koniec żony Olgi Knipper, a nawet żeńskich potomków rodziny, kobiet, które obcowały i z Hitlerem, i z Elvisem Presleyem (iście Czechowowska ironia losu). W ich biografiach odbijają się tragiczne paradoksy XX wieku. Frołow przywraca historii taganroskie, gimnazjalne i studenckie fascynacje, wspomina loretki i nie pomija japońskiej gejszy, portretuje stołeczne i piterskie muzy, koleżanki siostry, literatki, aktorki, malarki, a nawet matematyczkę zwaną Astronomką. Bliżej przedstawia najważniejsze z tego grona – Lidię Mizinową zwaną Liką (osoba wielu talentów i wielkiej urody) i literatkę Lidię Awiłową. Podziw budzi pasja poszukiwawcza Sylwii Frołow, do iluż źródeł dotarła, by odtworzyć relacje wiążące je z pisarzem, sportretować środowisko, w którym się obracali, wreszcie podpowiedzieć, gdzie w twórczości szukać śladów tych doświadczeń. Nie jest ich mało. Jednocześnie jej narracja nie grzęźnie w przyczynkowości i nie stara się być wszystkowiedząca, co jest akurat grzechem pióra Leonida Bieżyna (sytuuje się w głowie Czechowa, w zdarzeniach, które opisuje). Tak jakby sobie wzięła do serca uwagi Antona Pawłowicza, które spisał dla Awiłowej w liście.

 

Po pierwsze architektura… Trzeba zacząć wprost od słów: „Podszedł do okna”… itp. Następnie: bohater powinien rozmawiać z Sonią nie na korytarzu, lecz na Newskim Prospekcie; rozmowę ich trzeba zrelacjonować od połowy, aby czytelnik miał wrażenie, że rozmawiają od dłuższego czasu. I tak dalej. Po drugie – osoba, która jest Dunią, powinna być mężczyzną. Po trzecie, wypada więcej powiedzieć o Soni… Po czwarte, bohaterowie niekoniecznie muszą być studentami i korepetytorami – to przestarzałe. Niech Pani uczyni bohatera urzędnikiem departamentu podatków, Dunię zaś – dajmy na to oficerem… Baryszkina to brzydkie nazwisko. Powrócił – tytuł pretensjonalny… […]

Co do stylu i języka jest Pani prawdziwym mistrzem. Gdybym był redaktorem, płaciłbym Pani co najmniej 200 rubli od arkusza.

[…]

Wszyscy Pani bohaterowie okropnie się spieszą. Radzę wyrzucić słowa „porywy” i „ideały”. Nic po nich!

Gdy krytykujemy cudze utwory, rozsadza nas pycha generalska.

(s. 153–154)

 

Bezcenne rady.

Okładkę zdobi pozowane zdjęcie, które Czechow podpisał „Pokusy Świętego Antoniego”. Dwie ewidentnie zachwycone nim kobiety wpatrują się w jego nieprzeniknioną twarz, on wzrok zwraca za kadr. To Tatiana Szczepkina-Kupiernik (pisarka) i Lidia Jaworska (aktorka), które żyły w związku ze sobą i nie stroniły od relacji z mężczyznami, także z Antoszą. Rok 1893, trzy lata po Sachalinie. Fotografia przywodzi na myśl inną inscenizowaną sesję, którą utrwaliła migawka aparatu – Friedrich Nietzsche, Rainer Maria Rilke u wozu, na którym siedzi z bacikiem Lou Andreas-Salomé. Ta scena sugeruje, że kto inny grał pierwsze skrzypce w tym związku. Czechow uwodził i zwodził na manowce wiele kobiet, małżeństwo zawarł niespodziewanie, na cztery lata przed śmiercią. W dużej mierze toczyło się korespondencyjnie między Jałtą i Moskwą. I może dlatego było udane. Sylwia Frołow stroni od psychoanaliz. Trzyma się faktów, którymi są także dzieła Czechowa. To cenne.

 

 

autor / Sylwia Frołow

tytuł / Antonówki. Kobiety i Czechow

wydawca / Wydawnictwo Czarne

miejsce i rok / Wołowiec 2020

– absolwentka teatrologii UJ, pracowała m.in. w teatrach Starym, Narodowym, Współczesnym we Wrocławiu; w „Didaskaliach”, „Gazecie Wyborczej” i „Teatrze”.