1/2022

Parawan Mickiewicza. Niewielka improwizacja na motywach Mickiewicza w Stambule Krzysztofa Rutkowskiego

Stambuł, listopad 1855. W parku Sultanahmet Adam Mickiewicz rozkłada obszerny, kolorowy parawan, nadając mu kształt przedrozbiorowej Polski.

 

AM: Tylko za tym parawanem Polska będzie Polską, a Polak panem. Tylko za tym Parawanem Polska jest Polską, a Polak nie jest chamem. Parawanem się przepasuję i zasłaniam jak tarczą, mury parawanu wznoszę barwne i potężne, niech mnie otaczają i chronią jak Mury Teodozjusza to miasto nad Bosforem, do którego przybyłem gorączkowo i w malignie, targany wewnętrznymi sprzecznościami, gnany siłą wewnętrzną, źródło mającą głęboko w sercu i w Polsce, albo w trzustce i Litwie, mieście, do którego przyjechałem żywy i pełen wigoru z Paryża, a wyjadę w trzech trumnach. Sam nie wiem, kiedym zdał sobie sprawę, że przybyłem tu, by umrzeć, ale kiedy tylko Zarzycki w swoim salonie, urządzonym pół po turecku, pół po europejsku, zaprosił mnie w gościnę, odmówiłem mu, bo przybyłem tu, by umrzeć, a umrzeć mogłem tylko w wilgotnym, obskurnym pokoju, wilgotnej celi, gdzie w rogu stała paraszka na odchody, od reszty oddzielona parawanem, którym tu teraz wytyczam na nowo granice kochanej ojczyzny. Ten parawan nie jest zwykłym parawanem, kupionym na jednym z wiecznie żywych kramów Wielkiego Bazaru z parawanami, lecz parawanem uszytym ze sztandaru wielkiego wezyra, sandżak-szerif, zdobytego na wojskach Kara Mustafy przez króla Jana pod Wiedniem. Chorągiew mahometańska długości ponad trzy i pół metra i szerokości blisko dwa i pół, uszyta z jedwabiu karmazynowego w tle i zielonego w bordiurze, zdobiona wielkimi napisami po arabsku, tkanymi złotą nicią, które głoszą: „Nie ma bóstwa oprócz Boga. Mahomet jest wysłannikiem Boga”, co wiem, bo przybyłem tu nie tylko, by umrzeć, ale także zrozumieć: Allaha, Mahometa, Abu Bakra, Umara i Alego, o czym się nigdy nie powie i co będzie zapomniane. Na końcu pola karmazynowego mahometańskiej chorągwi widać dwie gwiazdy ośmioramienne i półksiężyc. Pomiędzy głównym polem a zieloną bordiurą błyszczy żółtawy pas bordiury wewnętrznej ozdobiony srebrnymi kwiatami róży. Wszystko pierwszorzędna turecka robota. Świętą chorągiew po bitwie, w dniu św. Michała Archanioła przekazano z wielką pompą papieżowi Innocentemu, który następnie 17 października 1683 roku zawiesił ją w Bazylice Watykańskiej w pobliżu balustrady Loży Błogosławieństw, gdzie wisiała tak długo, aż się oczy watykańskie z jej wiszeniem oswoiły, i ostatecznie nie zauważyły jej braku, zwłaszcza że chorągiew dwukrotnie podwieszano wyżej z obawy przed złodziejami i tureckimi rękami, które by pragnęły powrotu bezcennej relikwii. Jakem się znalazł w posiadaniu sztandaru Proroka, to jest historia wielka i tajemna, którą opowiem, bo inaczej przepadnie: podarował mi go papież Pius IX w Rzymie wiosną 1848, kiedym ze złości i bezsilności zaczął szarpać jego szatę, bo nie chciał mnie wesprzeć w mojej misji dziejowej oswobodzenia ojczyzny i obietnic żadnych nie złożył, a tylko pustosłowiem moje uszy raczył, doprowadzając mnie na skraj furii tak, że o mało na strzępy nie rozniosłem papieża, co się przecież rzadko zdarza. Dla uspokojenia swojego sumienia i mojej natarczywości, podarował mi, skonfundowany i przerażony, zdobytą przez króla Jana świętą chorągiew, z którą z początku nie wiedziałem, co mam począć, ale którą z wdzięcznością przyjąłem i dumnie dzierżyłem na czele mojego legionu, razem ze sztandarem od zakonnic matki Makryny, wychodząc z Rzymu i biorąc azymut na ukochaną ojczyznę, do której nigdy nie dotarłem. Ale zawiniątko z prezentem od papieża nieustająco pchało moje myśli w stronę Wielkiej Porty, która, wierzyłem, pomoże ukochanej ojczyźnie w przeciwieństwie do papieża, który zawiódł mnie sromotnie. I dlatego musiałem przybyć do dzielnicy spływających rynsztoków, gdzie na podłodze robactwo buzowało w takich ilościach, że przypominało ruchomy dywan, a spod stojącej w rogu paraszki wypełzał skorpion czarny jak wnętrze paraszki. Zatrzymałem się tam z Armandem, żeby umrzeć, czego ten głupek nie wie, i szuka kwatery przyjemnej i jasnej. Ze skorpionem zżyłem się, bo wiedziałem, że jest moją śmiercią i zostawić go nie mogę, że skorpion ten czarny jak cholera, która się za mną ciągnie od Burgas, jest moim przeznaczeniem i moją oraz ojczyzny przyszłością, że ja sam jestem tym skorpionem, który w siebie wbija żądło. Dlatego kiedy w willi Zarzyckiego wyszły greckie tancerki w prześwitujących na piersiach jedwabnych szatach, to natychmiast spuściłem wzrok, bo przybyłem tu, by umrzeć, a zięć Mahometa, wielki Ali ibn Abi Talib powiedział: „Opuszczanie wzroku dobrze służy jako bariera dla ludzkich żądz”. Więc kiedy zapraszali mnie na kolację ambasadorowie Francji i Anglii, to spuszczałem wzrok, bo przybyłem tu, by umrzeć. I kiedy Sadykowa szukała kwatery czystej i zdrowej gdzieś w Besziktasz, to opuszczałem wzrok, bo wiedziałem, że jej nie znajdzie, bowiem przybyłem tu, by umrzeć, czego nikomu nie zdradziłem i przed czym nikt mnie nie powstrzyma. I kiedy pułkownik Hipolit Kuczyński wyszukał nam piękny domek nad Bosforem, na końcu dzielnicy Pera, to nie opuściłem wzorku, lecz ostatkiem sił poprosiłem Proroka, żeby natchnął mułłów i derwiszy przeciwko nam, i mułłowie i derwisze poszli do Baszy ze skargą, że nie chcą w swojej dzielnicy Franków, żeby ich za brody brali, więc się Basza uniósł i naszej wyprowadzki, ku mojemu szczęściu, i zdziwieniu Armanda, zabronił. Swoje mieszkanie bardzo niezdrowe pokochałem, bo mi przypomina Nowogródek tak, jak kupy gnoju na wybrzeżach Grecji przypominały mi ojczyznę, bo ojczyzna to nie tylko to, co pachnie słodko, ale wręcz wyłącznie to, co niesłodkie. Na skorpiona nikt nie zwracał uwagi, wydeptuje ścieżkę od paraszki do wyrka, chodzi tam i z powrotem, sumiennie i cierpliwie, wiem, że jadłby mi z ręki. Pozwala mi jeszcze pracować, i to ja sam, bez niczyjej pomocy, uszyłem ze sztandaru Proroka ten parawan, za którym staję ze słowem Imama Alego w ustach: لإمامُ عليٌّ (عَلَيهِ الّسَلامُ): مَن أحَبَّ شيئاً لَهِجَ بذِكْرِهِ. Pozwolił mi Prorok i czarny skorpion sformować Legion Żydowski oraz Pierwszy Pułk Kozaków Otomańskich i Drugi Pułk Kozaków Otomańskich, gdzie służyli sami Polacy, i ten pułk ku mojej wściekłości Zamoyski oddał pod komendę Anglików, a już oczami wyobraźni widziałem, jak powstaje, rośnie duszą i ciałem wieloplemienne Wojsko Polskie, niepokonane i potężne jak turecka fala. Sam siebie widziałem jako żołnierza przyszłej Rzeczypospolitej Dwojga Narodów, Trojga Narodów, Wszystkich Narodów wolnych z ducha i w duchu, których wolne duchy szczeblują coraz wyżej w żywotach i nie ma końca drogi tej. Opuszczamy bowiem dobrowolnie stanowisko zdobyte, życie wyższe i łatwiejsze, aby zstąpić w ziemię walk i niewygód, to poświęcenie się dla dopomożenia innym. Dlatego przybyłem tu, by umrzeć, dźgnięty kolcem jadowym czarnego jak wnętrze paraszki skorpiona, niech skonam i ten głupiec Armand nałoży mi na osiwiałe kosmyki błazeńską konfederatkę, niech w świat pójdą posępne maski pośmiertne, które przypomną im opuchniętą twarz Napoleona, a mi wyłącznie wnętrze paraszki, ciemne jak wieki, które nastały dla ojczyzny. Niech parawan, wielobarwny i piękny, będzie symbolem przeobrażenia, i tak jak święty sztandar turecki zmienił się w granice nowej Rzeczypospolitej, tak niech moje bycie przemieni się w niebycie, które nas wszystkich ocali. Tylko za tym parawanem Polska będzie Polską, a Polak panem. Tylko za tym Parawanem Polska jest Polską, a Polak nie jest chamem.

Nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego Prorokiem.

Andrzeju, nie denerwuj się.

poeta i dziennikarz, publikował w „Gazecie Wyborczej’, „Lampie”, „Odrze”. W 2013 roku za tomik post został nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii „debiut roku”. Za drugą książkę poetycką tarapaty nagrodzony wrocławską Nagrodą Kulturalną „Warto” (2017).