2/2022
Grzegorz Kondrasiuk

Z wolnością w tle

 

Skoro u nas, to znaczy „przy teatrze”, trudno dziś znaleźć cokolwiek do czytania, co nie byłoby zajęciem stanowiska politycznego, skoro teatralni intelektualiści abdykowali, dobrowolnie zdekapitowali się na rzecz aktywizmu – to może trzeba zajrzeć do sąsiadów, do sztuk wizualnych? Niezmiernie żałuję, że – jakimś dziwnym trafem – polska myśl teatralna nie wykształciła postaci na miarę Sławomira Marca, artysty wizualnego i wykładowcy (Wydział Grafiki na warszawskiej ASP), filozofa, myśliciela, krytyka sztuki.

Porzucając spekulacje na temat przyczyn tego braku, otwieram jego najnowszą książkę, Zabobony sztuki najnowszej. Już za sam tytuł, kojarzący się z pamiętnymi Stu zabobonami ojca Józefa Marii Bocheńskiego, będzie na wieki wyegzorcyzmowany jako obrzydły prawak, konserwatysta i faszysta. Szkoda zatem wspominać, że w dodatku był kuratorem oprotestowanej przez środowiska feministyczne wystawy Chcę być kobietą! (Galeria XX1, 2019), albo że promocję książki, o której mowa, urządzono w Zamku Ujazdowskim pod rządami Piotra Bernatowicza (apage, Satanas!). Ale nic bardziej błędnego, niż utożsamienie Marca z tzw. prawactwem, nawet pomimo faktu, że zapisał się on w krytyce jako wytrwały i konsekwentny przeciwnik sztuki krytycznej, która od lat dziewięćdziesiątych nabierała rozpędu, by stać się porządnie i trwale osadzonym w polskich instytucjach kanonem.

W prologu Zabobonów… autor komentuje sprawę następująco: „Nie stanowi wszakże mojej winy, że oficjalny salonowy artworld niemal w całości i z kopytkami jest dogmatycznie lewicowy, co może sprawiać wrażenie, że szturcham go z pozycji konserwatysty. Nie, robię to za jego koniunkturalizm, niekiedy za brak radykalizmu, precyzji i często samodzielnego myślenia, a nade wszystko za brak szacunku dla wyjątkowości sztuki. I za niepohamowane elitarystyczne ambicje”. Bo jest Marzec, jako współtwórca Forum Nowej Autonomii Sztuki, przeciwnikiem zredukowania sztuki do jej aktualnego, politycznego, aktywistycznego, antyintelektualnego wymiaru – i z tych pozycji opisuje smutny stan, w jakim znalazła się polska sztuka współczesna w ostatnich trzech dekadach. Zabobony… – to archiwum krytyka i zagorzałego publicysty, opatrzone częścią najnowszą, porządkującą własne założenia. Nie brakuje w archiwum rozmaitych wycieczek w stronę przeróżnych wpływowych ideologów (Wolność marionetek; o najnowszej książce M. Potockiej), albo reportaży ze spustoszonego, zdaniem Marca, pejzażu sztuki polskiej (na przykład O (ponurych) konsekwencjach sztuki krytycznej). Wyłania się z tych tekstów smutne i mało optymistyczne rozpoznanie światka polskiej sztuki współczesnej na peryferiach artworldu, który „sam się krytykuje i sam nadzoruje, jest niezaskarżalny i niepodważalny”, gdzie „walka klas to walka wszystkich ze wszystkim i o wszystko” (s. 27), a dominującą kompetencją kulturową artysty jest „chytrość” i siła przebicia: „Coraz częściej kierujemy się wyłącznie logiką przynależności oraz oblepiania się nawzajem etykietkami. […] Obecnie gry na tym parkiecie wymagają braku zahamowań, a niekiedy i skrupułów: skuteczność albo śmierć” (s. 28). Długo by można cytować, i są to cytaty przyległe również i do aktualnego stanu sztuk performatywnych: „[…] większość artystów chce przede wszystkim być artystami, z ich radosną nieodpowiedzialnością, z nadzieją na nieprzytomną karierę, a nie utrudzonymi wytwórcami dzieł. […] Sztuka zamienia się w komercyjną, medialną i polityczną grę towarzyską w sztukę. […] Jeśli ktoś będzie protestował, to tym lepiej, bo dzieło nabierze rangi kontrowersyjnego. Jeśli ktoś będzie dowodził naszej głupoty, to jeszcze lepiej, bo staniemy się ofiarami, którym kneblowane są usta głoszące przecież prawo… wolności słowa” (s. 26). „Chyba nikt już nie wierzy, że aktyw krytyczny (tzw. artywiści) istotnie porzucił przestrzeń sztuki na rzecz działań politycznych. Gdyby tak było, to po pogłaskaniu przed kamerą bezdomnego nie podróżowaliby potem miesiącami z dokumentacją tego faktu po galeriach i festiwalach. I nie występowaliby o granty na kolejne manifestacje swej troski” (s. 38).

Jednak Sławomira Marca zapamiętuje się z innych, subtelniejszych przyjemności: kiedy na przykład wskazuje, że poza obowiązkowym zestawem nazwisk (wiadomo: Foucault, Adorno i pochodne) istnieją też inne ujęcia – Robert Castel, Luc Boltanski, Mary Gergen, Galen Strawson, Harold Bloom (s. 181). Kiedy ujmuje współczesność w szerszej ramie, odsłania uwikłania, w które wpada sztuka deklarująca przecież z definicji wolność od reguł i zależności: „Miejsce dawnych Wielkich Opowieści zajęły cztery nowe: komercji (i jej logika nowości za wszelką cenę), mass mediów (logika atrakcyjnej anomalii), systemu eksperckiego (monopol na »niezrozumiałą« dla laików prawdę) i polityki (czyli: kampanie zorganizowanej interesowności)” (s. 48–49). Albo kiedy, jako zwolennik wymykania się doraźności (co nazywa trans/aktualnością), zamyka swoją książkę konkluzją: „[…] starałem się, naprawdę starałem się, aby ewentualnie istniejący Ten, Który Jest, widział we mnie coś więcej niż przypadkowe lub mechaniczne wirowanie kwantów, myśli lub emocji. Albo, co gorsze – wirowanie aktualne”.

teatrolog, dramaturg, krytyk teatralny. Redaktor i współautor książek Scena Lublin (2017) i Cyrk w świecie widowisk (2017). Pracuje na UMCS, współpracuje z Instytutem Teatralnym w Warszawie.