2/2022
Antonina Grzegorzewska

Gwiazdy tańczą na lodzie

 

Czy może być coś bardziej wstrząsającego niż masowe samobójstwo morsów? Rzucają się w desperacji z arktycznych skał, dziesiątki obłych ciał ścielą się wzdłuż wybrzeża. Wielu widzów dokumentalnego testamentu Davida Attenborough zgłaszało weto, uważając, że prezentowane w jego filmie sekwencje są zbyt okrutne, aby można było je wytrzymać. Powodem rozpaczy morsów jest galopujące topnienie lodowców i związane z nim konsekwencje. Mnie fascynuje proces odwrotny i woda skuta lodem jako dziwne terytorium. Konserwującą naturę zimna wykorzystano w Madrycie w 2020 roku, gdy w czasie apogeum pandemii olimpijskie lodowisko zmieniono w masową kostnicę. Z kolei Alina Szapocznikow była autorką konceptualnego projektu, idei stworzenia lodowiska na kraterze Wezuwiusza. Ludzie mieliby jeździć po nim do dźwięków radosnej muzyki, nieświadomi pulsującej w środku wulkanu lawy. W jakimś sensie te dwa ujęcia lodowiska korespondują ze sobą, bo oba są nośnikami śmierci. Być może jeżdżące na łyżwach w Disneylandzie wielkie figury Myszki Miki i innych bohaterów wytwórni także są subtelną formą memento mori i odwołują się do faktu, że ich ojciec Walt poddał się pośmiertnej hibernacji.

Jedna z figur w łyżwiarstwie figurowym nazywa się spirala śmierci. Łyżwiarstwo figurowe tylko pozornie jest popisem zwiewności. W gruncie rzeczy oglądanie tańczących łyżwiarzy to upust sadystycznej wyobraźni ewokującej potencjalne wypadki, etiudy odcinania palców przez płozy, wszelkie warianty roztrzaskania. I właśnie kontekst tych tiulów, cekinów i nieskazitelności bieli jest perwersją biało-srebrnej trumny.

Recepcja jazdy figurowej koncentruje się na twarzach łyżwiarzy i ich ekspresji, a nie na ich ciałach. Napięcie i wstrzymanie oddechu przed skokiem i uczucie ulgi, wydech po skoku. Przy lądowaniu z podparciem – grymas rozczarowania. Upadek – wstrzymywany ból i zachowanie pokerowej twarzy. W jakimś sensie zjawisko kontuzji w teatrze (a jest ich bez liku) i biel gipsu na nodze to pochodna bieli łyżew i ich żelaznego uścisku.

Przed laty mój przyjaciel widział w operze w Zurychu Don Giovanniego z Cecilią Bartoli w roli Donny Elwiry i nogę w gipsie śpiewaczki uznał za oryginalną interpretację postaci. Dopiero potem okazało się, że Bartoli po prostu miała wypadek. Jest to tak częsty casus, że już nie wiadomo, kiedy rozgrywana (bo oczywiście była do nieprzytomności rozgrywana, z okładaniem Don Giovanniego kulą włącznie) kontuzja to autentyczna część roli, na przykład Bricka w Kotce na gorącym blaszanym dachu, a kiedy przypadek losowy. Gdy wokół złamanej nogi dużo się dzieje na scenie, można założyć, że aktor naprawdę ją złamał i aby nie odwołać spektaklu, ustalono jego działanie na powołanej ku temu dodatkowej próbie. Prawdopodobnie też po przedstawieniu wszyscy orzekną, że myśleli, iż gips był pierwotnym zamysłem – tak wspaniale wtopił się w dramat.

Lodowisko można uważać za przestrzeń rozrywkową. Taką jest na wieży Eiffla i na wszystkich staromiejskich rynkach, gdy, jak na obrazie Bruegla, ma na celu wychwycenie czaru zimy i jej bajkowego charakteru. Płoza oddziela podeszwę od ziemi, posuwista jazda staje się namiastką lewitacji, nieziemskiego kuligu w oparach mroźnych wydechów. Jednak lodowisko jest częścią planety, a nie przemysłu hotelarskiego, jest geologią, której procesy wiodą morsy ku samobójstwu. Ojcem lodowisk jest Nansen. To on w końcu dziewiętnastego wieku jako pierwszy podjął na nartach wyprawę na Grenlandię i udowodnił, że cała jest skuta lodem. Kto przemierzy ją na łyżwach, zaliczając najwięcej toe loopów i axli?

Stolicą Grenlandii jest miasto Nuuk. W znajdującym się tam Grenlandzkim Teatrze Narodowym kultywuje się inuickie tradycje muzyczno-taneczne. Jedną z nich są muzyczne „pojedynki”, w czasie których skonfliktowane osoby w publiczny sposób wyśpiewują pretensje i obelgi skierowane ku obecnemu przy tym przeciwnikowi. W bufetach teatrów europejskich tradycja jest zgoła inna. Pretensje są szeptane, a w gronie zebranych osób nie znajduje się ich adresat. W ten sposób dyscyplina precyzyjnie wyłożonej urazy ustępuje miejsca obmowie, procederowi bez dyscypliny. Inuicki zwyczaj nie przyjąłby się na południu, pewnych rzeczy po prostu nie da się eksportować. Jako dziecko ulepiłam małego bałwana ze śniegu, którego schowałam do zamrażalnika, żeby przynieść go na podwórko w środku lata i zrobić wrażenie. Nigdy w życiu nie przeżyłam większego triumfu, jednak bałwan, muszę uczciwie przyznać, różnił się od świeżo ulepionego.

Gdy pochodząca ze społecznych nizin łyżwiarka Tonya Harding wynajęła ochroniarza, aby ten metalowym prętem walnął w rzepkę kolanową jej rywalkę Nancy Kerrigan, uosobienie amerykańskiego snu o urodzie, jazda figurowa na lodzie przeszła w sferę greckiej tragedii. Póki na arenie perfekcyjna Katarina Witt tańczyła Carmen, mieliśmy do czynienia z estetyzującą dyscypliną sportu. Tonya dokonała transgresji. Tonya na lodowisko wprowadziła prawdziwy dramat. Tonya Harding jest odnalezioną po wiekach krewną Atrydów.

plastyczka, dramatopisarka, autorka m. in. dramatów On, Ifigenia, Migrena, laureatka konkursu „Dramatopisanie”, w ramach którego napisała dramat La Pasionaria.