2/2022
Artur Pałyga

Jak żyć?

Większość rzeczy, które się przeżywa, znika jak dym – to jest oczywisty i nieciekawy fakt. Gdyby dało się nagrać, jak film, wszystko to, co zostaje w głowie z calutkiego życia, zebrałoby się materiału w najlepszym wypadku na czterdzieści pięć minut. Zająłby jedną szkolną lekcję. Ciekawe jest, dlaczego zostają akurat te rzeczy. Ja ich nie wybieram. Dlaczego niektóre wciąż powracają, odtwarzają się w kółko przy różnych okazjach i bez okazji? I dlaczego niektóre same zestawiają się z innymi, łączą się jak pasujące puzzle i później już zawsze występują razem?

Kobieta z afrykańskiego miasteczka pod Saharą. Sprzedaje orzeszki ziemne z własnego poletka. Mało kto je tam kupuje. Kobieta siedzi w piekącym skwarze godzinami, żeby sprzedać parę garści orzeszków, które są tak tanie, że moje młodsze dziecko za swoje kieszonkowe mogłoby zasypać cały nasz dom orzeszkami, gdyby w tej wsi było aż tyle orzeszków. Ta kobieta wstała o godzinie czwartej, oporządziła dom, naniosła wody ze studni i poszła w pole pozbierać orzeszki, które teraz sprzedaje. Jej życie już się raczej zasadniczo nie zmieni. Chyba że przyjdzie susza albo ktoś napadnie na wioskę i ich ograbi. W tym miasteczku staruszkami są czterdziestolatki. Starszych nie ma. Kobieta jest pogodna i śmieje się ze mnie, kiedy źle zrozumiałem i wyciągam dziesięć razy za dużo pieniędzy, niż chce za porcję orzeszków. Nie śmieje się złośliwie. Po prostu ją to rozbawiło. Każe mi wyjąć drobne z kieszeni i wybiera sobie należne groszaki, a resztę wkłada mi z powrotem w garść razem z orzeszkami. Za każdym razem, kiedy ją potem widuję, jest w dobrym nastroju i szczerze śmieje się ze mnie, bo się jej przypomina, ile chciałem zapłacić za orzeszki.

Amerykańskie miasteczko przy pustyni Mojave. Ludzie z Los Angeles kupują tu sobie domy. Niektórzy fantazyjnie przyozdabiają wejścia wbitymi w piach łodziami albo czaszkami zwierząt. We wszystkich domach jest klimatyzacja. Przyzwoity człowiek bierze prysznic przynajmniej dwa razy dziennie. Większość tych ludzi nie jest zamożna, jak na pierwszy świat. To nie są nadmorskie rezydencje Santa Barbara i Malibu. To proste domy w piachu. Jestem ugoszczony w domu, którego właściciele przyjeżdżają tu z Los Angeles co jakiś czas na weekend. Wiem, że jako serdecznie przyjęty gość muszę szczególnie dbać o porządek i nie zostawić ani śladu chaosu. Wiem, jak bardzo w tym świecie dba się o porządek w domu. Staram się nie dotykać niczego, czego nie muszę dotykać. Kiedy próbując zasnąć, patrzę w oczy klauna-maskotki, w pokoju obok włącza się telewizor. I światło w kuchni. Czekam jak sparaliżowany. Klaun śmieje się. Telewizor sam się wyłącza i włącza się radio, a z prysznica w łazience leci ciepła woda. Przypomina mi się, że mówiono mi o tym. Żeby w tych pustych domach nikt nie chciał zamieszkać do czasu przyjazdu właścicieli, instaluje się w nich oprogramowanie, które symuluje życie. Elektryczny czajnik gotuje wodę, dzwoni głuchy telefon komórkowy. Migocząca lampka oświetla klauna tak, że przez okno jest złudzenie ruchu.

Ukraina tuż przed Majdanem. Festiwal dramaturgii. Czytają również polskie sztuki. Potem jest dyskusja. Tłum młodych ludzi, którzy przez kilka dni przychodzą słuchać czytania dramatów i rozmawiać o nich. Atmosfera trochę jak na festiwalu rockowym, tylko bez rocka. Podczas dyskusji chłopak w kaszkiecie patrzy wyzywająco, z pretensją. W końcu zadaje pytanie:

– Po co wy piszecie te sztuki?

Zaskoczenie. Pauza.

– Dla ludzi je piszecie czy dla kogo?

Pauza.

– Bo dla ludzi najważniejsza sprawa to ta, jak żyć. Dlaczego nie piszecie, jak żyć?

– A dlaczego ja mam mówić komukolwiek, jak żyć?

– To po co piszecie? Czas zabieracie.

– Myślisz, że ja wiem lepiej, jak żyć? Dlaczego miałbym wiedzieć lepiej? Skąd?

– Ale jak nie żyć, piszecie. Krytykujecie. Jak nie żyć, wiecie lepiej. Skąd? Dlaczego ciągle tylko piszecie, jak nie żyć, a jak żyć, nie piszecie? Bo ponarzekać i pokrytykować łatwiej?

Nikt spośród widowni nie zaśmiał się. Czekali na odpowiedź. Coś odpowiadałem, nie pamiętam co. Pamiętam to pytanie i wiele razy irytowało mnie, że je pamiętam. Że banalne, głupie, śmieszne, niepoważne, że co to w ogóle za sprawa, że jak w ogóle można na to odpowiedzieć. Dziesiątki razy kłóciłem się z nim w myślach. Na różne sposoby wykazywałem, że to jest złe pytanie. Ale przecież nie ma złych pytań. Bronię się, atakuję, próbuję zignorować. Sam sobie tłumaczę, że żadna sztuka nie jest o tym, jak żyć, i nie po to, żeby komukolwiek na to odpowiadać. Od tego jest może filozofia, ale starożytna, bo ta dzisiejsza też już nie. Może psychologia. Albo joga. Religia! Na pewno religia! Jeżeli ktoś jest religijny, bo inaczej nie. Może przestano na to pytanie odpowiadać, bo się ośmieszyło, skompromitowało, ograło się, zużyło, jest kabaretowe. Dlaczego się nie śmiali? Dlaczego czekali z taką powagą, aż odpowiem? Co ja jestem? Guru? I wreszcie – dlaczego przez tyle lat ciągle mi się to odtwarza i jeszcze łączy się z innymi puzzlami? Dlaczego z tą kobietą z Afryki i z tym klaunem z ożywionego sztucznie domu? Patrzę w tę układankę i nie wiem.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).