3/2022

Widmo przeszłości

W Rewizorze łatwo doszukać się aluzji politycznych. Murawicki pochodzi z Rosji i jest krytykiem Kremla. Dobrze wie, co to znaczy żyć w atmosferze ciągłego zagrożenia przed władzą, która nie chce się rozstać z wizją starego ładu.

Obrazek ilustrujący tekst Widmo przeszłości

fot. Krzysztof Bieliński

 

Zaczyna się jak niemy film. Na tle kurtyny wyświetlają się napisy zapowiadające spektakl, motto sztuki i pierwszy akt. Podobnie będą się rozpoczynać i kolejne akty –zapowiedzią i zwięzłym streszczeniem tego, co wydarzy się na scenie. Ale filmowych nawiązań jest tu dużo więcej. Reżyser Rewizora w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Jurij Murawicki, obficie czerpie inspiracje z przedwojennego kina ekspresjonistycznego i zręcznie spaja grozę z groteską w estetyce przywodzącej na myśl twórczość Tima Burtona. Przy okazji robi ukłon w stronę popularnych obecnie ekranizacji fantastyki, bowiem Gogolowskich bohaterów przeistacza w… zombie. Efekt tych nawiązań i inspiracji już od pierwszej minuty urzeka wizualnie i staje się niezwykle smakowitą ucztą dla oczu.

Zacznijmy od scenografii. Akcja Rewizora rozgrywa się w zapyziałym prowincjonalnym miasteczku i zgodnie z tekstem dramatu toczy się pomiędzy domem Horodniczego i pokojem hotelowym, w którym zatrzymał się Iwan Chlestakow, podrzędny urzędnik z Petersburga, fircyk i utracjusz, omyłkowo wzięty przez lokalną elitę za przysłanego ze stolicy rewizora, o którego planowanym przyjeździe już strachliwie plotkuje całe miasteczko. Scenografka Galia Sołodownikowa zbudowała na scenie przestrzeń monochromatyczną, ciemną i duszną, wyraźnie naznaczoną zębem czasu. Faktury wysokich, burych ścian, pęknięcia czy tapetowe wzory modelowane są światłem i projekcjami. W bocznych ścianach – dwoje drzwi, w głębi – cztery okna, dwa zamurowane, dwa zasłonięte okiennicami z prostych desek. Kiedy w drugim akcie przeniesiemy się do pokoju hotelowego Chlestakowa, pojawi się niski, przytłaczający belkowany sufit. W każdym z ukazanych pomieszczeń stoją po dwa, trzy meble z różnych minionych epok. Całość robi wrażenie zatęchłej podziemnej krypty umieszczonej gdzieś poza czasem.

Podobnie spoza czasu przychodzą Gogolowscy bohaterowie – zombie o groteskowo zniekształconych sylwetkach, potwornie grubych lub przesadnie chudych. W kostiumach (również autorstwa Sołodownikowej) nawiązujących do różnych epok i stylów, a czasem wręcz fantazyjnych, jakby wprost przeniesionych z filmów Burtona. Upiorne biało-czarne makijaże wykrzywiają twarze tych nieumarłych, odsyłając do motta sztuki: „Nie przygaduj zwierciadłu, kiedy masz gębę krzywą”. W tej inscenizacji twórcy podstawiają nam pod nos krzywe zwierciadło.

Gruba kreska, jaką narysowani są bohaterowie Gogola, to jasne nawiązanie do ekspresjonistycznych filmów grozy. Wyraziste twarze postaci podkreśla gra świateł i cieni wydobywająca ich trupią bladość, wyolbrzymiająca znaczone makijażem rysy, nadająca im wyraz to straszny, to groteskowy (świetna reżyseria światła Pauliny Góral). Ekspresyjna gra aktorów, z przerysowaną gestykulacją, i przesadnie artykułowane, niemal wykrzykiwane kwestie oddają paranoiczny strach bohaterów przed tajemniczym wysłannikiem władzy, który ma skontrolować prowadzone przez nich – nie do końca uczciwie – instytucje. Zbiorowy somnambuliczny ruch postaci (Maćko Prusak), zwłaszcza w ostatniej scenie, gdy żywe trupy ogarnia żądza zemsty, przeistacza je w przerażającą bezwolną i niepowstrzymaną masę. Jest wreszcie wśród ekspresjonistycznych nawiązań złowrogi Komendant Uchowiertow (w tej roli Karol Wróblewski) – wampir przypominający Murnauowskiego Nosferatu, odziany w płaszcz enkawudzisty, pojawiający się od czasu do czasu w najmniej spodziewanym momencie i najmniej spodziewanym miejscu.

Grający w spektaklu aktorzy doskonale odnajdują się w narzuconej przez reżysera konwencji. Jako zombie ich bohaterowie zdają się nieco tracić na indywidualności, jednak każdy z nich otrzymuje jakiś charakterystyczny rys. Fenomenalna jest Małgorzata Rożniatowska w roli Żony Horodniczego – jako pretensjonalna i snobistyczna pierwsza dama z prowincji. Agata Góral (Córka Horodniczego) wręcz brawurowo wyolbrzymia obraz swojej naiwnej i zahukanej przez matkę postaci. W białej, mocno już przyszarzałej sukience przywodzi na myśl Burtonowską gnijącą pannę młodą, skazaną na wieczną rolę smutnej panny na wydaniu. Horodniczy Henryka Niebudka to małomiasteczkowy satrapa, choć chwilami całkiem sympatyczny. W obliczu przyjazdu stołecznego rewizora potrafi szybko zmieniać maski i dostosowywać się do sytuacji. Zwracają uwagę także komiczni Kamil Siegmund i Mateusz Weber jako Bobczyński i Dobczyński, zrośnięci ramionami niczym bracia syjamscy, Kamil Mróz – histeryczny, na skraju załamania nerwowego inspektor ds. oświaty Chłopow, czy Łukasz Wójcik w czterech drugoplanowych rolach…

Jurij Murawicki, zapożyczając ze wspomnianych źródeł znaki wyraziste i czytelne, tworzy mistrzowski teatr formy. Jego Rewizor jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Nic tu nie jest przypadkowe. Konwencja, w której na każdym poziomie – akcji, postaci, ruchu czy scenografii – przeplatają się groteska i groza, zdaje się przy tym idealna dla komedii strachu, jaką w istocie jest sztuka Gogola, a której reżyser dość wiernie się trzyma. Nie bez przyczyny podkreśla też ponadczasowość Rewizora, umieszczając akcję gdzieś w przeszłości w ogóle. Mówił o tym w okołopremierowych wywiadach: „Problem nasz i współczesności często polega na tym, że wydaje nam się, iż żyjemy w przyszłości. Ale nagle pojawiają się cienie z minionych epok, widma przeszłości, które nam nie odpuszczają. Kiedy nagle pojawia się iluzja, że żyjemy już w nowym świecie – to równie nagle może zjawić się sytuacja, zdarzenie, które pokazuje, iż przeszłość nas jednak pochłania” (PAP, rozm. Grzegorz Janikowski).

W Rewizorze taką iluzją przyszłości jest postać Chlestakowa. W spektaklu gra go Jakub Szyperski (zamiennie z Waldemarem Barwińskim). Młody utracjusz, karciarz i bawidamek, nieco infantylny i nie najmądrzejszy, za to niewątpliwie czarujący, marzyciel, który swoimi marzeniami żyje, zawsze modny, bo w końcu – ze stolicy, w pierwszej chwili zdaje się powiewem świeżości w zatęchłej krypcie prowincjonalnych zombie. Szybko jednak okazuje się, że nie ma nic do zaoferowania. Nie jest przeciwieństwem świata z przeszłości, bo nie może mu niczego przeciwstawić. W scenie obiadu u Horodniczego, niesiony komplementami i zachwytami współbiesiadników, rozpędza się w przechwałkach poza granice absurdu. Wskakuje na stół, przechadza się jak model na wybiegu, prezentuje niczym gwiazda jakiegoś telewizyjnego show, by wreszcie spektakularnie zakończyć opowieść, wyśpiewując ostatnie słowa do mikrofonu niczym gwiazdor popestrady. Jest więc Chlestakow tylko pustym celebrytą, złudą jakiegoś innego świata.

Murawicki przypieczętowuje takie odczytanie dramatu… zmieniając jego zakończenie. U Gogola Chlestakow, zorientowawszy się, że wzięto go za jakąś ważną figurę, ucieka z wyłudzonymi pieniędzmi. Znika, zostawiając oszołomionych swą pomyłką mieszkańców tuż przed tym, kiedy w miasteczku pojawia się prawdziwy rewizor. My widzowie zostajemy więc z lustrem podetkniętym pod twarze, ku refleksji, a refleksja to zawsze otwarta furtka do zmian. Jednak w wersji Murawickiego świat złożony z widm przeszłości w lunatycznym transie rozszarpie Chlestakowa na strzępy i nieubłaganie wróci na własne tory.

W Rewizorze łatwo doszukać się aluzji politycznych. Murawicki pochodzi z Rosji i jest krytykiem Kremla. Dobrze wie, co to znaczy żyć w atmosferze ciągłego zagrożenia przed władzą, która nie chce się rozstać z wizją starego ładu, snem o powrocie do dawnej imperialnej potęgi i odtworzeniu granic Związku Radzieckiego. A przy tym bezwzględnie tępi najdrobniejsze przejawy odmiennego myślenia. Chociaż spektakl powstał w grudniu i miał uniwersalną wymowę, dzisiaj, w marcu 2022, kiedy trwa agresja Putina na Ukrainę, trudno uciec od jego aktualnej interpretacji. Zombieland z Rewizora to Rosja, a widmo jej przeszłej potęgi wisi nad nami wszystkimi.

 

 

Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy

Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia

Rewizor. Komedia w pięciu aktach Mikołaja Gogola

tłumaczenie Agnieszka Lubomira Piotrowska

reżyseria Jurij Murawicki

scenografia, kostiumy Galya Solodovnikova

reżyseria świateł Paulina Góral

choreografia, ruch sceniczny Maćko Prusak

projekcje Stanisław Zaleski

premiera 10 grudnia 2021

krytyk teatralna, redaktorka i fotoedytorka „Teatru”. Współpracuje z Ośrodkiem Badań nad Polskim Dramatem Współczesnym.