3/2022

Chwała Ukrainie!

 

Obrazek ilustrujący tekst Chwała Ukrainie!

rys. Bogna Podbielska / rysunek opublikowany w „Teatrze” w kwietniu 2014

Skończyła się olimpiada, zaczęła się wojna. Rosjanie nie wycofali swoich wojsk znad ukraińskiej granicy i 24 lutego rozpoczęli brutalny atak. Część ich rakiet nadleciała z terenów Białorusi, gdzie brygady Putina i Łukaszenki przez całe igrzyska ćwiczyły inwazję na Kijów. Olimpijski płomień zgasł, kruchy pokój runął, choć przecież zawody sportowe w Pekinie to jeden wielki skandal. Chiny po raz drugi w ciągu czternastu lat zorganizowały olimpiadę, mimo że notorycznie łamią prawa człowieka, a do prześladowania Ujgurów stosują nawet sztuczną inteligencję, która za pomocą kamery bada emocje na twarzach ludzi aresztowanych i orzeka o ich winie. Osiem lat temu zimowe igrzyska zorganizowała też Rosja, która w polityce od zawsze stosuje przemoc, a w sporcie doping. Jedyną sankcją, jaka spotkała jej reprezentantów, był zakaz występowania pod flagą narodową, co oczywiście nie dotyczyło polityków. Olimpiada w Soczi skończyła się 23 lutego 2014, a dwa dni później rozpoczęła się aneksja Krymu. Wkrótce potem Rosja zaatakowała obwody ługański i doniecki na wschodzie Ukrainy. Do obecnej konfrontacji Ukraińcy przygotowywali się więc od dawna – prowadząc wojnę obronną. W tym czasie świat szykował się do kolejnych igrzysk, które jak w soczewce skupiają wszystko, co w nim najgorsze: chciwość, hipokryzję i okrucieństwo.

Zaczęła się wojna, a z nią telewizyjny spektakl, od którego trudno się oderwać. Zasypiamy z głową pełną strasznych obrazów zabijanych ludzi i niszczonych miast ukraińskich, budzimy się z pytaniem, czy Kijów jeszcze się broni, a Wołodymyr Zełenski żyje. Porównanie jego odważnych, inteligentnych, przejmujących, a niekiedy – na przekór wszystkiemu! – dowcipnych wystąpień z tępym kremlowskim przekazem to dziś najlepsza lekcja public relations. Jeżeli rzeczywiście relacja telewizyjna jest równie ważna jak zbrojne starcia, to Ukraina już tę wojnę wygrała. Źródłem sukcesu ukraińskiego prezydenta nie jest jednak jego aktorskie przygotowanie, choć z pewnością pomaga mu ono utrzymać formę w chwilach tak dramatycznych. Decyduje o nim jego prawdomówność, nonkonformizm i poczucie sprawiedliwości. Porównaniem martwej twarzy Putina z żywym obliczem Zełenskiego zajmują się dziś specjaliści, ale przecież materiału do analiz jest więcej. Przypomnijcie sobie spektakl, jaki na kilka dni przed inwazją zagrali najważniejsi rosyjscy politycy, prosząc Putina o uznanie niezależności wschodnich obwodów Ukrainy. Odtworzenie go jeden do jednego w prawdziwym teatrze i przed publicznością, która zasypia i budzi się z obrazami wojny pod powiekami, dałoby porażający efekt.

Do Polski płynie strumień kobiet i dzieci ukraińskich, umęczonych, przerażonych wojną, niepewnych jutra. Polacy masowo przyjmują ich do swoich domów, karmią, ubierają, dają im pracę, uczą języka. Słowo „solidarność” znowu znaczy dla nas coś konkretnego, a zarazem wyjątkowego. Pomagamy uciekinierom i z podziwem patrzymy na nieugiętych Ukraińców, którzy walczą za ojczyznę. Czy byłoby nas stać na taką odwagę? Pamiętam falę katastroficznych spektakli, która przetoczyła się przez polskie sceny po pierwszym ataku Rosjan. Słowo „wojna” odmienialiśmy wtedy przez wszystkie przypadki, nie po to jednak, by wspierać walczących sąsiadów, ale by wyrazić nasz zbiorowy lęk, wściekłość na polityków i niechęć do poświęcania życia w imię ich brudnych interesów. Gdy konflikt na Ukrainie przeszedł w fazę wieloletniego ostrzału, emocja wojenna opadła, a jej miejsce zajęły na polskich scenach inne afekty: złość na Kościół, gniew kobiet, lęk przed katastrofą klimatyczną. Przyczyny tych afektów nie są wyimaginowane, ale też koncentracja na nich zdradza bezradność – także artystyczną. Od lat czytam dramaturgię ukraińską, obserwuję też młody ukraiński teatr, i znajduję w nich zupełnie inne jakości. Mimo że artyści z Kijowa, Charkowa czy Odessy chętnie posługują się fantastyką i groteską, ich przekaz o wiele bardziej skoncentrowany jest na rzeczywistości. Czy wobec niesamowitej odwagi walczących Ukraińców teatr w Polsce porzuci wreszcie swoje komfortowe lęki?

Zanim pierwsze pociski spadły na Ukrainę, przez wiele miesięcy krwawiła Białoruś. Nie na polu bitwy czy w bombardowanych kamienicach, ale w więziennej celi. Łukaszenko zmiażdżył swoje społeczeństwo po tym, jak ośmieliło się zaprotestować przeciwko sfałszowanym wyborom. Represje dotknęły nawet hołubionych dotąd artystów, czego symbolem zwolnienie całego zespołu Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały w Mińsku. Kupałowcy, a także inni artyści białoruscy, uciekają do Polski, by w poruszających spektaklach, które recenzujemy, opowiadać o sytuacji na Białorusi. Choć obrazy wojny na Ukrainie są dziś silniejsze, wsłuchajmy się w ich głos, bo więzienna cela bywa miejscem straszniejszym niż otwarty front. Wsłuchajmy się też w głos rosyjskich reżyserów, którzy otwarcie potępiają reżim Putina, ale pragnęliby uznania i szacunku dla tej części rosyjskiego społeczeństwa, która wiele ryzykuje, protestując przeciwko wojnie. Ich wypowiedzi także drukujemy na naszych łamach. Marcowy numer „Teatru” otwieramy jednak głosem z samej Ukrainy. Należy on do trojga poetów, którzy na przekór lękowi i śmiertelnemu zagrożeniu starają się wyrazić swoje tragiczne doświadczenie. W odpowiedzi na ich poruszające wiersze możemy dziś powiedzieć tylko jedno: chwała Ukrainie!

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.