3/2022

Engramy leku na całe zło

 

Marta Eloy Cichocka to krakowska poetka i fotografka, iberystka i tłumaczka literatury hiszpańskiej oraz francuskiej. Dwie pierwsze książki artystyczne skomponowała z wierszy i fotografii (Wejście ewakuacyjne, Lego dla ego), a dwie kolejne opublikowała jako dwujęzyczne tomy poezji (Ślady opon na poduszce/Huellas de neumáticos en la alomohada i Skrzyżowanie stu szlaków/Encrucijada de cien caminos). Dla małopolskich teatrów opracowała dramaturgicznie dzieła Pedra Calderona de la Barca i Jeana Baptiste’a Racine’a, a dla Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu napisała inspirowaną Calderonem i Juliuszem Słowackim sztukę Córki powietrza. Sen Balladyny (premiera 16 marca 2019, reż. Ignacio García), którą w „Teatrze” recenzowała Kamila Łapicka. Ponadto w dwóch różnych językach (francuskim i hiszpańskim) wydała dwie książki literaturoznawcze problematyzujące poetykę współczesnej powieści historycznej. I kiedy można już było sądzić, że parzystość oraz dualność (lustrzaność – sic!) gestów autorskich stanowią jej rozpoznawalny znak, Cichocka opublikowała książkę poetycką Engramy (2017), której dominantą okazały się układy i figury trójkowe.

W figurach tych przejawiają się siła, harmonia, pełnia, ale i osobność oraz osamotnienie głosu kobiecego. Stąd też w wierszu Dzień, w którym na moje konto wpłynęło trzy tysiące dolarów mówiąca deklarowała, że z dziewięciu miłości (trzy razy trzy) zostało jej morze łez i jedno płaczące nocami dziecko, a cała nieprzebrana nierozstrzygalność świata zacisnęła się w dojmująco nieprzekraczalną nieustępliwość:

 

zwiedziłam siedemdziesiąt dwa miasta

kochałam dziewięciu mężczyzn

płakałam po wszystkich

 

mam cztery języki w jednym milczę

w drugim mówię w trzecim piszę

w czwartym liczę tylko na siebie

 

mam troje dzieci jedno już nigdy

się nie urodzi drugie nigdy nie umrze

trzecie nie pozwala mi zasnąć

 

mam coraz mniej czasu coraz

więcej wątpliwości i chyba tylko

jedno wyjście:[1]

 

Dane z konta osobistego, prywatne statystyki, wyliczenia i podsumowania, znaczniki oraz symbole zafunkcjonowały w tych wierszach jako wierszotwórcze „engramy”, czyli „ślady pamięciowe” – „zmiany pozostawione w układzie nerwowym przez określone przeżycie, działanie określonych bodźców, stanowiące podstawę późniejszego odtworzenia”. O ile jednak w książce poetyckiej z 2017 roku poetykę engramatyczną fundowały tropy doświadczenia „ja” lirycznego (wiadomo skądinąd, że numerologicznej trójki), to już na przykład w prezentowanej obok prapremierowo miniaturze dramatycznej Lek na całe zło współtworzą ją ślady/okruchy/strzępy źródłowych doświadczeń ludzkości – w tym między innymi antyczne przepowiednie, pradawne receptury, sądy oraz przesądy lansowane przez ośrodki władzy i opiniotwórczych komentatorów „życia jako takiego”. Co kryje w sobie to misterne spiętrzenie prawd ogólnych, tez, dogmatów, egodokumentów, zabobonów, postprawd, fejkniusów oraz postfaktów? Rozpacz rodzaju ludzkiego – tę źródłową, arcyludzką i nieprzezwyciężalną, wynikającą bowiem ze świadomości nieuchronności przemijania.

Człowiek od zarania histerycznie poszukuje „leku na całe zło”, swoim odwiecznym wrogiem ustanawiając „siły natury”, a walkę z nimi na potęgę romantyzując. Bohaterem pozytywnym miniatury Marty Eloy Cichockiej jest zatem Teriak – antyczny heros, ambiwalencja w stanie czystym, figura stricte prometejska, pharmakon (jak powiedziałby Jacques Derrida), a przy tym i również starożytna mikstura stanowiąca powszechnie stosowaną odtrutkę oraz prototyp środków uśmierzających ból – takiej na przykład aspiryny, którą w wieku ubiegłym uważano za antidotum na wszelki dyskomfort.

Krakowska miniaturzystka markuje najbardziej doniosłe zwroty cywilizacyjne – od antynaturalistycznego, przez religijny, medyczny, magiczny vel alchemiczny, rozumowy, romantyczny, naukowy, egzystencjalny, ekonomiczny, po archeologiczny, ekologiczny i pandemiczny – by w błyskotliwych skrótach ewokować napędzające je stany źródłowe. Od zawsze zresztą te same. Ludzkość bowiem, bezustannie poszukując remedium, eksperymentując z antidotum, wynajdując co rusz nowe panaceum, koniec końców nieodmiennie ściska w ręku li tylko placebo.

W istocie, jedynym lekiem „na powszechność śmierci” są projekcje, iluzje oraz marzenia o niedostępnych na wyciągnięcie ręki, lecz błąkających się gdzieś na krańcach języka nieśmiertelności i przeczuciu nieskończoności. Przekonamy się zresztą o tym na końcu tej mikrosztu(cz)ki. Kiedy kurtyna opadnie, ukrywając (za zasłoną milczenia) wszystkie nasze cywilizacyjne (nie)dostatki – włącznie z brakiem skutecznego leku na SARS-CoV-2.

Ale spokojnie – bohater pozytywny Teriak z pewnością nas nie opuści. Pozostanie naszym „wczoraj i dziś” – samospełniającą się przepowiednią i jednocześnie odtrutką na samoświadomość, lekiem „na siebie samego” oraz „powrotem do korzeni”. Cokolwiek z tego dla nas wynika w czasach pandemii…

 

[1] M. Eloy Cichocka, Engramy, Kraków 2017.

badaczka literatury, krytyczka i edytorka, członkini Zespołu Badań nad Literaturą i Kulturą Późnej Nowoczesności przy IBL PAN. Autorka książki „Melancholia i ekstaza” Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego (2009), edytorka Dzienników Agnieszki Osieckiej.