3/2022

Hołota pod słońcem

Wesele z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu jest nie tyle aktualizacją, co uniwersalizacją dramatu Wyspiańskiego. Nie znaczy to, że polski kontekst przestał być ważny. Przeciwnie, nie ma jednak nachalnych odniesień do aktualnej polityki w postaci bezpośrednich cytatów.

 

Scena zasłana jest skłębioną folią. Ten widok ma w sobie coś z wizji pierwotnego chaosu. Jak mówi reżyser przedstawienia, Wojtek Klemm, to „kraj we mgle, w smogu”. „Niebo i chaos – oto główne tło tego obrazu. Ziemia nie była jeszcze, zdaje się, stworzona” – pisał Harro Paul Harring, którego fragment Pamiętnika o Polsce pod rosyjskim panowaniem został pomieszczony w programie do spektaklu. „A to Polska właśnie”, skoro jesteśmy na Weselu Wyspiańskiego. Po bez mała dwudziestominutowym tanecznym preludium w rytmie electro house słowo zaczyna się przebijać przez rytm i hałas: „Myśmy wszystko zapomnieli, mego dziadka piłą rżnęli”, „Albośmy to jacy tacy”, „Polska to wszystko hołota, tylko im złota”. Wyskandowane w przestrzeń hasła inicjują akcję. Nie, to nie może być wesołe wesele.

Wesele. Dramat w trzech aktach z Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu jest nie tyle aktualizacją, co uniwersalizacją dramatu Wyspiańskiego. Nie znaczy to, że polski kontekst przestał być ważny. Przeciwnie, nie ma jednak nachalnych odniesień do aktualnej polityki w postaci bezpośrednich cytatów, co staje się ostatnio dominującym trendem w wystawianiu klasyki polskiej. Jest wszystko, co potrzeba: obraz Matki Bożej w tle na ścianie, konterfekt Tadeusza Kościuszki, schody donikąd jako żywo smoleńskie, menora schowana pod schodami, kopciuch, co to i do ogrzania, i do spalenia tego, co niepotrzebne. Owszem, to spektakl o Polsce, ale w pewnym sensie amputowanej, gdyż ubranej jedynie w białe kostiumy weselników, ze świadomym pominięciem czerwieni.

Krew pojawi się w bardzo zaskakującym kontekście, bo we włączonym do spektaklu opisie ofiary starożytnych Majów czy Azteków według Georges’a Bataille’a. Muszę przyznać, że płynące ze sceny słowa mnie zmroziły: „Piąty [kapłan] chwyta kamienny nóż, oddaje szybkie cięcie poniżej piersi i wciska dłoń pod żebro w głąb korpusu. Gdy wyciągnie serce i nożem odetnie żyły, wystawia to wciąż jeszcze bijące serce naprzeciw słońcu. Słońce, by móc oświecać ziemię, musi bowiem karmić się ludzkimi sercami i pić świeżą krew”. Ten fragment z tekstu francuskiego pisarza wygłoszony ze sceny, a także znak solarny, zajmujący cały plakat zapowiadający spektakl, wprowadzają do inscenizacji zupełnie nową perspektywę interpretacyjną. Słońce nad Polską zdaje się karmić chłopską krwią.

Zarówno reżyser, jak i dramaturg Tomasz Cymerman nie ukrywają, że w tej inscenizacji chodzi im o „sprawę chłopską”. Nie bez powodu w programie pomieszczono opis polskiego chłopa pióra Huberta Vautrina, pisarza francuskiego z przełomu XVIII i XIX wieku, który kilka lat spędził w Polsce: „Chłop ma wygląd ponury, cerę prawie czarną od słońca”. Dziś jest wesele, więc „umyję się, wystroję się” – mówi Upiór, alter ego Jakuba Szeli, porte-parole polskiego chłopa, ale przecież krwi nie da się tak łatwo zmyć. W trzeciej części spektaklu weselnicy przebiorą się jednak w strój – zdałoby się – uroczysty. Klemm konfrontuje nas z polską ludowością, cekinami, piórami, zapaską – niby kwintesencją polskości wykrzykiwanej z zaciśniętymi pięściami. To jednak tylko cepeliowsko-folklorystyczna wersja polskiego chłopa. „[…] nie można jednak dostrzec u nich ani cienia wesołości: uczucie niewoli nie opuszcza ich nawet w chwilach tego szczęścia” (H. Vautrin).

Wesele się rozkręca. Polak jednak, jak wiadomo, mocny w gębie jest po wódce, „wódkę wolą od każdego innego trunku” (H. Vautrin). Już były: „Gorzko, gorzko”, wąż tańczony na klepisku i skakanie sobie do oczu. A wszystko w rytmie jakiegoś techno polo, które nadaje weselu transowy charakter. Trzeba przyznać, że zespół aktorski wspomagany przez teatr tańca daje popis nie tylko choreograficzny, ale także wytrzymałościowy. Na tym weselu trzeba mieć kondycję. Dramatis personae przybywające z zaświatów mieszają się z realnymi uczestnikami wesela. Każdy jest po trochu każdym, zatracając swoją indywidualność. Właściwie z bohaterów przedstawienia da się zidentyfikować tylko niektórych: Żyda, Księdza, Chochoła. Bo Polska to także sprawa między Żydem, chłopem a księdzem, karczmą a kościołem: „Żyd, chłop, wódka, stare dzieje”. To ten fragment przedstawienia, gdzie zbiorowa dynamiczna kreacja zwalnia, by pozwolić widzowi skupić się na świetnie rozegranej scenie ukazującej trudne relacje między społecznością wiejską, księdzem a mniejszością żydowską. Wprowadzenie żydowskiej pieśni obrzędowej Hawa nagila, która przez weselników wykonywana jest prześmiewczo, to doskonały pomysł, by pokazać niejednoznaczność polsko-żydowskich relacji.

Cymerman powycinał i poszatkował wypowiedzi poszczególnych osób, czyniąc z Wesela dialog bon motów, utrwalonych w kulturze cytatów. Ten zabieg się udaje. W gruncie rzeczy nie bardzo jest ważne, kto i co wykrzykuje w pijanym zwidzie. Wesoła biesiada przeradza się coraz bardziej w groteskę. Słynne słowa „A kaz ta Polska?” padają przy opuszczonych spodniach obudzonego weselnika, któremu śpieszno „za potrzebą”. Finalną scenę polskiej niemocy reżyser czyni wizją prawie że kabaretową. Na sztorc miast kos weselnicy stawiają wielkie brzozowe miotły. Chwilę wcześniej portret Kościuszki spada na ziemię, a obraz z Matką Bożą się przechyla. „Chopin gdyby jeszcze żył, toby pił”. Zaiste. Żadnego powstania nie będzie. Z miotłami w rękach zaczarowani uczestnicy wesela zaczynają sprzątać. Plastik nie poddaje się jednak zbytnio woli sprzątających. Ten chaos nie przeradza się w żaden komos, w żaden porządek. Czy porządek w ogóle jest możliwy w kraju „we mgle, w smogu”?

Bolesna diagnoza polskości wyrażona przez Wyspiańskiego w Weselu brzmi w wałbrzyskim przedstawieniu szczególnie gorzko. Świadomie wyrwana z historycznego kontekstu i dziejowej wizji poety, świetnie wpisuje się w toczący się ostatnio dyskurs o „polskiej historii ludowej”, bez zrozumienia której – jak się zdaje – nie rozpoznamy dobrze procesów, które rządzą współczesną Polską. O tym jest ta inscenizacja. Najpierw jednak trzeba przeczekać techno uwerturę, która niepotrzebnie ten spektakl nazbyt wydłuża. Nawet początkowy chaos nie trwał wiecznie.

 

Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu

Wesele. Dramat w trzech aktach Stanisława Wyspiańskiego

reżyseria Wojtek Klemm

dramaturgia Tomasz Cymerman

scenografia Karolina Mazur

kostiumy Julia Kornacka

reżyseria świateł Natan Berkowicz

muzyka Rafał Stachowiak

choreografia Anna Krysiak

premiera 7 stycznia 2022

polski duchowny rzymskokatolicki, doktor habilitowany teologii i publicysta. Kieruje Katedrą Teologii Praktycznej na Wydziale Teologicznym US. Publikował m.in. w "Więzi". Rzeczpospolitej", "W drodze" czy "Tygodniku Powszechnym".