4/2022

Chornobyldorf. Rezurekcja

To było przed chwilą. Czarnobylską Strefę Wykluczenia, jak dziś nazywa się obszar dawnej elektrowni atomowej oraz przylegające do niej tereny, zajęli Rosjanie, by szantażować świat wybuchem nuklearnym. Po kilku tygodniach okupacji opuścili skażoną zonę, zabierając ze sobą kilkaset kilogramów radioaktywnego materiału. Podobno zrobili to „na pamiątkę”. Oby długo pamiętali wojenną katastrofę na Ukrainie, której są okrutnymi sprawcami.

Obrazek ilustrujący tekst Chornobyldorf. Rezurekcja

rys. Bogna Podbielska

To było przed wojną. 31 października 2020 roku w Arsenale Sztuki w Kijowie odbyła się premiera Chornobyldorf. Autorami tego niezwykłego spektaklu muzycznego są Roman Hryhoriw i Illa Razumejko, kompozytorzy związani z kijowską Nową Operą. Akcja opery rozgrywa się w scenerii postindustrialnej, jednak jej twórcy podkreślają w wywiadach, że Chornobyldorf nie jest historią czarnobylskiej katastrofy w 1986. Swój spektakl nazwali „operą archeologiczną”, na gruzach dawnej elektrowni zamierzali bowiem zbadać przeszłość sowieckiego totalitaryzmu.

Inspiracją była dla nich historia austriackiej elektrowni jądrowej w Zwentendorf, niewielkiej, malowniczej miejscowości położonej nad Dunajem, zaledwie pięćdziesiąt kilometrów od Wiednia. Budowa atomowego kompleksu rozpoczęła się tam w 1972, ale plany jego uruchomienia od początku spotykały się ze społecznym sprzeciwem. W 1978 rząd austriacki ogłosił ogólnokrajowe referendum, którego wynik przesądził o losach projektu. Dwadzieścia pięć lat później na miejscu nieukończonej siłowni atomowej powstała elektrownia fotowoltaiczna. Reaktor zdemontowano, a źródłem energii wytwarzanej w Zwentendorf jest dziś Słońce. W elektrowni kręci się też filmy i organizuje koncerty. Od 2017 odbywa się tam Shutdown Festival.

Dla ukraińskich kompozytorów Zwentendorf to antyteza Czarnobyla. Elektrownia, która nie wybuchła, bo obywatelskie społeczeństwo, za pomocą demokratycznych procedur, nie pozwoliło jej nawet uruchomić. Historia elektrowni w Czarnobylu świadczy o czymś odwrotnym. W kwestii jej budowy żaden mieszkaniec dawnego Związku Radzieckiego nie miał nic do powiedzenia, a gdy doszło do skażenia, najmniej w całej tragedii liczyli się ludzie: pracownicy elektrowni, ich rodziny, ratownicy, lekarze, mieszkańcy całego regionu. Czarnobyl stał się Strefą Wykluczenia na długo przed awarią reaktora atomowego, wykluczenie bowiem było istotą sowieckiego totalitaryzmu.

Na stronie Licznik Geigera, w całości poświęconej historii czarnobylskiej elektrowni, znajduje się ciekawy opis Chornobyldorf. Bohaterowie opery tworzą postapokaliptyczną osadę, w której za sprawą „przedstawień archeologicznych” próbują ożywić umarły świat: „Na podstawie znalezionego kodu rekonstruują fragmenty niegdyś wybitnej muzyki, nauki i filozofii, zmieniając formuły rozpadu radioaktywnego w mikrotonalne harmonie, starożytne instrumenty ludowe w generatory dźwięku i instrumenty laboratoryjne, mieszając fragmenty chrześcijańskich mszy z panteistycznymi obrzędami i polifonicznymi pieśniami ludowymi. Jednocześnie uniwersalne znaki i symbole, ponownie źle zinterpretowane, stopniowo rozpłyną się w białym szumie natury”. Wiara w siłę sztuki, jaką przeniknięty jest Chornobyldorf, deprymuje nas, dekadenckich sceptyków, pogodzonych z wizją rychłej katastrofy. Natomiast fałszywa interpretacja znaków i symboli skłania do poznawczego wysiłku.

W obawie przed nalotami twórcy opery wyjechali z Kijowa do Iwano-Frankiwska. Schronienie znaleźli w tamtejszym teatrze, przerobionym dziś na punkt pomocy ofiarom wojny. Mówią o tym w poruszającej rozmowie, jaką z Razumejką, Hryhoriwem oraz Olhą Diateł, producentką opery, przeprowadziła dla „Teatru” Anna Korzeniowska-Bihun. „Teatr zbiera lekarstwa, ubrania, kamizelki kuloodporne. Jednocześnie w swoim schronie wystawia spektakle” – informuje Hryhoriw. W schronie artyści stworzyli siedmiogodzinny performans Mariupol, poświęcony tragedii ludzi uwięzionych w okupowanym mieście i zbombardowanych w tamtejszym teatrze. Wykonali go w studiu telewizji Weża, która transmitowała całe wydarzenie.

Z kijowskiego studia Puszkinska 32 twórcom Chornobyldorf udało się zabrać scenografię opery, ale jej wystawienie nie jest w tej chwili możliwe, bo zespół poszedł w rozsypkę. „Na szczęście są żywi i zdrowi” – uspokaja Hryhoriw. Artyści chcieliby jednak reaktywować swój spektakl i pokazywać go na zachodzie Europy w proteście przeciwko rosyjskiej agresji. Największe wrażenie robią obrazy nagich, bezbronnych ciał zderzonych ze śmiercionośną technologią. „Temat Czarnobyla rzeczywiście jest obecnie bardziej niż aktualny. Próbujemy więc pozbierać się psychicznie i fizycznie, by móc wystawić Chornobyldorf” – mówi Olha Diateł. „Pierwszą naszą decyzją było to, by chłopcy stawili się przed komisją poborową. Chcieliśmy mieć pewność, że nie zostaną od razu skierowani na front. Dzięki temu możemy wykonywać pewne działania i organizować występy gościnne. Dziewięćdziesiąt procent zespołu jest gotowe przyjechać do Iwano-Frankiwska”. Jestem pewien, że im się uda, a ukraińskie teatry wypełnią się rezurekcyjnymi pieśniami z Chornobyldorf.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.