4/2022
Obrazek ilustrujący tekst Głosy z Ukrainy: Zapiski z wojny

rys. Kinga Czaplarska

Głosy z Ukrainy: Zapiski z wojny

 

 

24 lutego spotkałem się w Teatrze Śląskim z Marią Kardash przebywającą w Katowicach w ramach projektu teatralnego. Mieliśmy rozmawiać o ukraińskim teatrze i możliwościach współpracy z ukraińskimi autorami i autorkami. Ale tego dnia Rosja najechała Ukrainę i trudno było mówić o czymś innym. W trakcie tej rozmowy zrodziła się myśl, że właśnie teraz współpraca jest szczególnie potrzebna, i to pilnie. Już! Kiedy później dzieliłem się wrażeniami w teatralnym pokoju socjalnym, Aneta Głowacka, nasza rzeczniczka prasowa, podchwyciła temat. Kto przechodził, włączał się. Dziewczyny od produkcji i Dagmara Gumkowska ogarnęły to organizacyjnie. Aktor i reżyser Michał Piotrowski, który przypadkiem zajrzał do pokoju, podjął się zebrania zespołu aktorskiego.

Tego samego dnia ustaliliśmy z dyrektorem Robertem Talarczykiem, że odpalamy czytania dla Ukrainy. Od razu. Najszybszą sensowną formą było zebranie bieżących, robionych teraz zapisków z wojny, notatek, fragmentów. Przygotowałem ogłoszenie, Maria szybko przetłumaczyła, umieściliśmy na stronie. Nazajutrz zaczęły przychodzić teksty. Nie było ich wiele. Przyszedł m.in. plik z wierszami napisanymi w tych dniach. Zwróciłem się do Kateryny Peńkowej, ukraińskiej dramatopisarki mieszkającej w Warszawie, z prośbą o rozpropagowanie ogłoszenia. Zaproponowała, że zbierze takie zapiski od autorów i autorek z kijowskiego Teatru Dramaturgów. Teatr Dramaturgów miał zostać otwarty 12 marca tego roku. Dość szybko dostałem jeden, później drugi plik z tekstami pisanymi teraz, pod ostrzałem, pomiędzy nalotami, w drodze do bezpieczniejszego miejsca, w bezpieczniejszym miejscu. Były teksty, w których zaznaczano przerwę w pisaniu na zejście do schronu. Olga Maciupa, ukraińska autorka, przysłała mi przetłumaczone przez siebie fragmenty rozmów na czacie prowadzonych przez dramaturgów z Teatru Dramaturgów. Wszystko to rozgrywało się w ciągu kilku dni. Dzięki kontaktom Anety Głowackiej udało się zebrać grupkę tłumaczy, którzy nieodpłatnie wykonali błyskawiczną i dobrą pracę translatorską. Zebrałem to w całość ostatniej nocy przed czytaniem. Michał Piotrowski porozdzielał teksty pomiędzy aktorów, którzy pomimo prób zgłosili się do udziału. Nikt nie chciał pieniędzy. Było zimno. Technika się spisała. Wolontariusze PCK zbierali do puszek pieniądze na Ukrainę. Nagranie puściliśmy w sieć. Szykujemy następny wieczór.

Artur Pałyga

 

 

Czat Teatru Dramaturgów

 

24.02.

Oksana: Mamy trzymać się razem. Kto jest na Lewym Brzegu? Gdzie mamy schrony przeciwbombowe? Jak szybko trzeba tam biec?

 

Lena: Słyszysz syrenę – włączasz telewizor lub radio (możesz włączyć tylko audio i słuchać ze spakowaną walizką, co robić dalej).

 

Oksana: Gdzie podłączyć radio?

 

Oksana 2: Do gniazdka. Kupowałam radio.

 

Lena: Włącz online na YouTubie.

 

Olena: Non stop słucham radia NV w Internecie, ale tak, trzeba kupić sobie odbiornik.

 

Katia: Olena Apczel pisze, że potrzebny jest człowiek, który potrafi szybko mówić, nagrywać wideo z Kijowa – dla mediów polskich. Polska przyjmuje wszystkich: bez paszportów zagranicznych, bez zezwolenia ojca na wywiezienie dziecka.

 

Oksana: He, he, a ja wczoraj dostałam to pozwolenie, ale mama nie może go dzisiaj zabrać, bo poczta nie pracuje.

 

Iryna: Ze zwierzątkami bez zaświadczeń?

 

Natalia: Można wywieźć Afinę. Tylko jak zabrać się z Kijowa?

 

Oksana: Trzeba pomyśleć. Trzeba przeżyć tę noc. Moje dziecko śpi w pokoju i bardzo się o nie boję.

 

Ewgenij: Mam dwie kotki i nie mogłem kupić im dzisiaj pokarmu. Wszystko jest zamknięte.

 

Oksana: U was są kolejki?

 

Ewgenij: Kolejki do nieba.

 

Oksana: Znajomi z Doniecka powiedzieli, że to tylko pierwsze dni paniki są takie, później łatwiej.

 

Lena: Wiemy.

 

Oksana: Moje dziecko ma PTSD, kurwa, przez to bieganie do schronu.

 

Katia: Moje dziecko śpi na ulicy Lisowa i bardzo się boję. Nie wiedziałam, że można było wsiąść w pociąg Kijów – Warszawa.

 

Ewgenij: Przelecieli nad domem.

 

Oksana: Kurwa, trzeba przeżyć i napisać o tym. Czuję wstyd przed Gruzinami. W 2008 u nich było piekło, a my nic nie wiedzieliśmy i nie interesowaliśmy się.

 

Pawło: Ludzie, dostałem informację od kolegi, że o 3 w nocy będzie ostrzał Kijowa. I o 2 trzeba być w metrze. Lub w piwnicy, w ukryciu.

 

Iryna: Kurwa.

 

Lena: Też dostałam taką informację.

 

Pawło: Coś wybucha, tak?

 

Lena: U mnie cicho.

 

Pawło: Pewnie jestem już nienormalny.

 

Natalia: Może sobie budzik ustawić na 2.55? Żeby zdążyć do piwnicy?

 

Maksym: Lepiej wcześniej.

 

Pawło: Będę po prostu spać. Umrę we śnie.

 

Maksym: Masz mocne nerwy.

 

Pawło: Wziąłem prysznic, ubrałem się w czyste rzeczy, jestem gotowy.

 

Natalia: Bardzo chce mi się spać. Pewnie jakaś reakcja nerwowa. Tylko nie przy oknie.

 

Oksana: To kiedy ten ostrzał?

 

Natalia: O 3 w nocy.

 

Oksana: W teatrze mamy piękną piwnicę. Ale tam też okna.

 

Oksana: Z tego czatu powstanie sztuka, jeśli świat się nie rozpierdoli. Co by nie było, bardzo was wszystkich kocham. Nawet tych, którzy mnie wkurzali. Wszystko będzie dobrze, moi drodzy. Ustawię budzik na trzecią w nocy i kładę dziecko spać na podłodze.

 

Natalia: Tylko śpij w ubraniu.

 

Oksana: Jestem w szlafroku.

 

Natalia: Jestem w skarpetkach i swetrze.

tłum. Olga Maciupa

 

 

Natalia Worożbyt

 

Nie jestem bohaterką tej wojny, chociaż pewnie by wypadało. 25 lutego kupiłam jedzenie i alko, żeby okopać się na dłużej na daczy pod Kijowem, ale podjęłam szybką, intuicyjną decyzję, porozsadzałam rodzinę po samochodach i pojechaliśmy do Lwowa. Co mnie skłoniło? Dwie kwestie: moja przyjaciółka nie zdążyła wyjechać z Boryspola 24, a 25 to nie było już możliwe, druga to post Saszki Micheda o tym, że orki w Hostomelu wyganiały ludzi z ich domów i się tam urządzały, zabierały samochody i tak dalej… W tamtej chwili nie przerażały mnie ostrzały i piwnice, ale obrzydliwość znalezienia się w pułapce i oglądania orków na żywo w swojej wsi – już tak. Pierdolę takie doświadczenia.

Stąd też trzydzieści godzin za kierownicą bez snu – rekord. Z jednym zestawem ubrań na daczę, ze świeżymi kotletami, surową kaszą i rasowym kotem, który zawodzi i śmierdzi nieustannie. Zostawiliśmy ciepły dom na brzegu Dniepru i pojechaliśmy w noc. Tę drogę warto byłoby opisać osobno. Kiedyś to zrobię. Powiem tylko, że pod koniec podróży mało się różniliśmy od kota. Teraz jesteśmy we Lwowie, dziękuję ci, Lwowie, tutaj nawet okna zaklejają tak, żeby było przytulnie. Na razie jest tu bezpiecznie. Mieszkamy w mieszkaniu przyjaciół, którzy postanowili zostać w Kijowie. My jesteśmy tutaj, a oni tam siwieją. To niesprawiedliwe.

Czy żałuję swojego wyjazdu? Oczywiście, że nie. Mama i córka nie siedzą w piwnicy, nie wzdrygają się na dźwięk wybuchów i syren – pierdolę takie doświadczenia.

Czy czuję się winna, że nie zostałam? Oczywiście, że tak. To uczucie irracjonalne, wiem, ale mam tak cały czas. Bo nie funkcjonuję razem ze wszystkimi we wspólnym rytmie alarmów przeciwlotniczych w rodzinnym, przepięknym i heroicznym Kijowie. Pamiętam, jak podczas Majdanu, kiedy ogarniało mnie uczucie beznadziei, rozpaczy i strachu, to po prostu szłam tam, na Majdan, i przyłączałam się do ogólnego rytmu – i to potrafiło mnie wyleczyć ze wszystkiego. Rozumiem, dlaczego zostają.

A w tym samym czasie zagubieni i niebohaterscy, jak nas nazwać – uchodźcy?, brodzą po Lwowie, nawet piją w kawiarniach kawę z ciasteczkami, oferują swoją pomoc, ale liczba wolontariuszy na razie przewyższa potrzeby. Łatwo nas odróżnić – pozieleniałe twarze zwrócone do ekranów telefonów, kartkowanie gazet, skrolowanie, rozmowy, tam jebnęło, tam niedługo jebnie, jechać dalej, czy zostać. Takie doświadczenia też pierdolę. Każde z tych doświadczeń.

Nie traktujcie mojego wpisu jako destruktywnego. Po prostu zapisuję wrażenia i nastrój, ale oprócz tego staram się robić coś pożytecznego, na ile siły i zdolności pozwalają, szczerze. I oczywiście, że wierzę w zwycięstwo! Ale na żadne z tych doświadczeń sobie nie zasłużyliśmy. Żaden ukraiński żołnierz przez wszystkie lata niepodległości nawet się nie zamierzył na cudzą granicę. Ciągle się bronimy, chcą nas zniszczyć, podbić. Denerwuje ich nasza wolność i nasze sukcesy. Potrzebują naszych ziem i zasobów. Są grabieżcami i terrorystami. Oni – Rosjanie. Jedyny plus – już nie trzeba tego nikomu udowadniać. A, i jeszcze drugi plus – w tych mękach odrodzimy się na zawsze.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Andrij Bondarenko

 

Przez ten cały czas dużo myślę, nie tylko o żywych, o rodakach, którzy walczą, biją się i stawiają opór, ale też o martwych.

Niestety mamy teraz wielu martwych. No cóż. Myślę jednak, że po śmierci nie stali się mniej silni, mniej nasi, mniej ważni. Wręcz przeciwnie. W pewnym sensie stali się nie „mniej”, lecz „bardziej”. Przestali być cieleśni. Ale takie rzeczy jak dobro, prawda, ojczyzna też nie są cielesne, choć przecież istnieją. Wiemy o tym. Tak samo jest z naszymi poległymi. Powinniśmy mieć tego świadomość.

Uczeni twierdzą, że Boże Narodzenie jest tradycyjnym świętem, w czasie którego czci się szacownych przodków – „dziadów”. Kupała też ma związek z przodkami, ale tymi, którzy umarli przedwcześnie. Nazwano ich rusałkami. Były to zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Rusałki sprawowały władzę nad życiodajnymi siłami przyrody. Stanowiły pomost między światem ludzi a nieziemskimi żywiołami, kontrolującymi tajemnice życia.

Zgodnie z taką logiką nasi polegli w tej wojnie nie znikną, tylko staną się rusałkami, zakwitną kwiatami, wyrosną jako drzewa i owoce. Będziemy mogli porozumiewać się z nimi, razem śpiewać pieśni, otrzymywać ich wsparcie „z tamtej strony”. Podoba mi się ta logika. Popieram taki kult zmarłych.

Nawiasem mówiąc, przeraża mnie myśl, kim się staną martwi okupanci. Zapewne właśnie przed nimi lud zabezpieczał się rutą, miętą, kolącymi ostami, czosnkiem, leszczyną, pokrzywami i innymi magicznymi roślinami. Bronił się przed upiorami.

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

 

 

Ludmiła Tymoszenko

 

Najbardziej trzęsło o 5.00 rano 24 lutego, kiedy obudził mnie dźwięk przypominający uderzenie asteroidy. Potem ziemia zaczęła drgać. Podeszłam do okna i usłyszałam jeszcze kilka potężnych wybuchów z Lewego Brzegu Kijowa. W tej samej sekundzie zrozumiałam, że stało się coś niewyobrażalnie strasznego – zaczęła się wojna. Po pół godzinie zawyły syreny, po raz pierwszy w życiu usłyszałam je na żywo i nigdy nie zapomnę tego dźwięku – budzą w człowieku zwierzęcy, bardzo nieprzyjemny strach, od którego uginają się kolana i chce się niezwłocznie biec do toalety. Potem sąsiedzi zaczęli urządzać piwnicę naszego budynku – znosili tam wodę, suchy prowiant i ciepłą odzież z kołdrami. Dom, w którym mieszkam – to stara jednopiętrowa chruszczowka z jedną klatką schodową, zbudowana w latach pięćdziesiątych dla agronomów i woźnych Akademii Rolniczej. Rok po wybudowaniu na ścianie pojawiło się pęknięcie i stan budynku został określony jako awaryjny, a na pęknięcie przyklejono specjalne szkiełko – nadal jest całe. Tłumaczono to tak: budynek osiadł i pękł, ale od sześćdziesięciu lat nie osiadł ani na centymetr, bo szkiełko jest na swoim miejscu. Bacznie je obserwujemy. Budynek jest ceglany, wygląda trochę odstręczająco i niepewnie. Taka jest też piwnica. Przechowujemy tam weki z pomidorami, ogórkami, ziemniaki i puste słoiki z innym gratami. Ale to schronienie. Ludzie w nie wierzą. Dlatego na dźwięk syreny grzecznie schodzą. W jednej z piwnic siedzi nastolatka z pieskiem na rękach. To taki, wiecie, pies złośliwiec, z cieniutkimi nóżkami i wybałuszonymi oczami. Kąśliwa pchła, która warczy na wszystko, co się rusza. Dziewczyna zakrywa mu mordę, żeby nie skamlał. W drugiej dwóch braci, osiem i czternaście lat, i ich piękna mama. W korytarzu – dwie siostry po trzydzieści sześć i czterdzieści lat, z mamą po sześćdziesiątce i starą babcią (osiemdziesiąt siedem), która pamięta takie syreny jeszcze z drugiej światowej. Babcia nie chodzi, trzeba ją do schronu znosić na plecach. Transportery z kotami, w tym z naszym Mykołą. Nad nami, na schodach profesor Swieta, lat czterdzieści, w futrze z norek, z wydrukowaną modlitwą w jednej ręce i gotowanym jajkiem w drugiej.

Jajko złapała w ostatnim momencie – na wszelki wypadek, a modlitwę już uprzednio wydrukowała. Tę modlitwę, według jej słów, jedna gruzińska rodzina czytała podczas ostrzału swojego kraju i ich dom pozostał nienaruszony. Swieta głośno czyta modlitwę, a wszyscy milcząco słuchają. Młodszy z braci proponuje wszystkim, żeby zjedli jego banana. Nie boi się, czuje się bohaterem. Najgorsze było widzieć TAM właśnie jego, bo jest maleńki. Jest dzieckiem. Starszy brat czyta newsy. Jest dorosły. Nie minęło pół dnia i dwóch braci z piękną mamą ewakuował ich wujek, który dokonał heroicznego czynu, przedarł się przez korki i wywiózł w bezpieczne miejsce na daczy. Nasz budynek został bez dzieci. Amen.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Czat Teatru Dramaturgów

 

26.02.

Andrij: Co tam u was?

 

Olena: Fajnie, że tu jesteście i że jesteśmy w kontakcie. Trzymamy się.

 

Pawło: Kurczę, mocno napierdalają.

 

Oksana: Gdzie?

 

Ludka: Słyszę stąd.

 

Pawło: Okna się trzęsą.

 

Oksana: Rusaniwka?

 

Pawło: Tak.

 

Oksana: Trzymaj się.

 

Natalia: Kurwa, koteczki, boję się o was.

 

Pawło: Chru, chru.

tłum. Olga Maciupa

 

 

Andrij Bondarenko

 

Dwa lata temu moja mama zmarła na raka. Teraz przyłapałem się na myśli, że może to dobrze. Że ona umarła. Nie zobaczyła, jak do naszego kraju przyszła wojna. Wojna jest dużo gorsza od raka. Nie ma na nią środków przeciwbólowych. Więc moja mama miała szczęście. Po prostu zmarła na ciężką i straszną chorobę.

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

 

 

Ludmiła Tymoszenko

 

Przygody walizeczki. Zdecydowałam, że w każdy ostatni dzień miesiąca będę publikować relacje z podróży zielonej walizki, którą dostałam na Nowy Rok. Planowałam, że będzie co miesiąc odkrywać nowy zakątek świata – nieważne gdzie – w Kozelnicy czy w Wasylkowie, w Nicei czy w Paryżu. Tak więc w tym miesiącu nowiutka, piękna, najlżejsza w świecie walizeczka na bagaż podręczny nigdzie nie wybywała z kijowskiego mieszkania – stała w kącie, jak za karę.

Jednak otrzymała nowy status – walizki na wszelki wypadek. Teraz leżą w niej moje doktorskie i habilitacyjne dyplomy, dokumenty mieszkaniowe i inne papiery. Jest ciężka, przekracza dopuszczalną normę o siedem i pół kilograma, makulatura…

Ale dziś przebiłam się przez blokadę supermarketów i kupiłam dla siebie i sąsiadów niezbędne rzeczy. Oto czego im było trzeba: sucha i mokra karma dla kotów, żwirek do kocich toalet, syrop na kaszel dla bezdomnego kota, który przyplątał się do naszej klatki, przeziębił się i smarka, mleko i inne drugorzędne sprawunki.

Podróż uważam za zaliczoną, bo takiego pochodu do sklepu jeszcze nigdy w swoim życiu nie odbyłam. Widziałam po drodze naszych chłopców z kałachami, wszyscy jak Hulki-rugbiści, nawet nie chcę sobie wyobrażać, co zrobią z wrogami. Mykoła wszystkich pozdrawia. On czuje się najlepiej, bo jest głuchy na oboje uszu. Nie zapominajcie przerzucić kalendarz – jutro wiosna, niedługo zakwitnie moje geranium. Sława Ukrainie.

 

Zaczęłam pisać długi patetyczny list, ale zadzwonił tato i policzkiem go wykasowałam. Znaczy tekst był chujowy. Nowiny są następujące. Kot Mykoła rano wlazł do transportera i przesiedział tam cały dzień (co się do tej pory nie zdarzało). Znak? Zbierajcie się do drogi? Chowajcie się do schronu? Znalazł nareszcie ziemię obiecaną? Intuicja mnie zawodzi. Moje kwiaty wybujały, czują wiosnę. Wyniosłam je na balkon, bo w pokojach okna są zasłonięte na głucho i brakuje im słońca. Sąsiedzi zazdroszczą mi rolet zewnętrznych, bo szkło nie wyleci. Ale oni (sąsiedzi) już nawet nie wierzą w naszą piwnicę. Nie schodzą do niej. Obok wejścia do budynku stoją łopata, saperka i grabie – na pohybel dywersantom. Sąsiadka, Luda z góry, powiedziała, że sama przetrąci kręgosłup komu trzeba, i ja jej wierzę. Chodziliśmy po chleb do klasztoru – mają tam piekarnię. W kolejce braliśmy naręcza bochenków. Poszliśmy po pitną wodę, niech będzie – nabraliśmy jej dla całej klatki. Spadł śnieg. Mówią, że dla zwycięstwa to dobrze. Wiosna przyszła. Czekam na 5 marca – dzień śmierci Stalina. Wierzę, że to magiczny dzień dla wszystkich złych duchów. Amen.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Witalij Czeński

 

Najbardziej z tych dni zapamiętał mi się jeden skejter.

Najpierw kątem oka zauważyłem, jak wykonuje jakiś trik na poręczy. A potem uderzył go w twarz grubas, który przechodził obok.

– Co ty wyprawiasz?! – skejter złapał się za twarz.

– Uważaj, bo cię potnę! Zrozumiałeś? – krzyknął mu grubas i poszedł dalej.

Podchodząc do skejtera, zapytałem:

– To on cię tak, ot tak?

– Tak.

– To on tak po porostu przechodził i ci przyjebał?

– Tak, kurwa!

Górna część jego twarzy była czerwona. Z prawego nozdrza wypełzała ciemnoczerwona gąsienica.

– Krew ci leci – powiedziałem.

Ale myśli skejtera krążyły jeszcze wokół zdarzenia.

Wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni i dałem mu.

– Masz, możesz wytrzeć.

Zaczął wycierać krew. Dobrze, że miałem dwie chusteczki.

– Cholera, zaraz dogonię tego ciula! Dawaj, dogonimy go i sklepiemy! – zwrócił się do swojego kumpla, który trzymał się nieco na uboczu.

– No, goń go, jeśli chcesz.

– A dajże temu spokój – przyszedłem skejterowi z pomocą.

– Ciulas gruby!

– Zaraz się zacznie godzina policyjna. Lepiej to zostawić.

Był piątek. Trwał drugi dzień obrony Kijowa.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Czat Teatru Dramaturgów

 

27.02.

Lena: Powiedzcie, co tam u was?

 

Iryna: Strach. Boję się o was.

 

Pawło: Wariuję. Nie mogę spać, nic już nie mogę.

 

Andrij: We Lwowie syreny. Też nie mogę spać. Strach.

 

Iryna: Lena, a ty co robisz? Jak twoje koty?

 

Lena: Krzyczą. Siedzimy w schronie.

 

Andrij: Dżek Klołer przekazuje poparcie i boi się o was w Kijowie.

 

Iryna: A jest tam toaleta u was, dawno chciałam zapytać.

 

Lena: Nie ma.

 

Iryna: I jak?

 

Lena: Cierpimy. Jeśli już-już, to trzeba biec do mieszkania.

 

Iryna: To pizdiec. Kotom jest lepiej. A są ludzie z psami?

 

Lena: Są. Psy też krzyczą. I dzieci też.

 

Iryna: Aha. Wesoło. A masz gdzie się położyć?

 

Lena: Leżę na karimatach.

 

Iryna: Jest zimno?

 

Lena: Tak.

 

Iryna: Nie zapomnieć, nie wybaczyć. Świnie. Moja młoda rzygała. Trzymajmy się.

 

Ludka: Co to przed chwilą było?

 

Iryna: Co u was?

 

Lena: Wracamy do schronu.

 

Iryna: Choć trochę udało się wyspać?

 

Lena: Nie.

 

Pawło: Cześć, czy wszyscy są żywi? Najlepiej spać trochę podczas dnia, ja tak próbuję.

 

Katia: Kolej działa, pociągi jeżdżą. Wspaniali są.

 

Lena: Trojeszczyna – zwykły dom, rakieta…

 

Katia: Kolej wywiozła 23 cysterny paliwa z Wasylkowa.

 

Lena: U nas mocno słychać. Strzelają.

 

Oksana: Lewy Brzeg. U nas wybuchy.

 

Lena: Trafiło w budynek z cywilami.

 

Oksana: Potrzebuję pomocy psychologicznej. Boję się o córkę.

 

Lena: Dzwoń do psychologa.

 

Oksana: Nie wywiozłam jej. Moja wina. Skończyły mi się tabletki. Bo siedziałam na tabletkach. Uspokajających.

 

Lena: Rozpowszechniajcie kontakty do psychologów izraelskich, są gotowi bezpłatnie pomóc.

 

Oksana: Cały czas mówię do niej: nie zbliżaj się do okna. Ona się denerwuje.

 

Katia: Witalij, u ciebie okej? Widzę, że cię dawno na czacie nie było.

 

Witalij: Cześć. Tak, dziękuję, normalnie. Pomagam znajomym nosić rzeczy do schronów, ale teraz siedzimy w domu.

 

Katia: To dobrze. Znaczy wszyscy są żywi, zdrowi i w kontakcie.

 

Lena: Prawy Brzeg – jak tam?

 

Ludka: Normalnie.

 

Lena: U nas jakby trafiło w budynek, ale spoko, nie jest strasznie.

 

Oksana: Obok Zaporoża desant wylądował według starych map w lesie, a tam, kurwa, nie ma lasu, bo wyrąbali nielegalnie. Tam ich dopadli. To tak przy okazji trochę dobrych wiadomości.

 

Ewgenij: W Chersoniu facet z młotem skuwał rozpoznawcze znaki okupantów z drzew, ale później okazało się, że to znaki inspekcji ekologicznej.

 

Natalia: Starał się.

 

Katia: To trzeba gdzieś notować, później się przyda.

 

Ewgenij: Sąsiad robił na swoim podwórku szaszłyki. Okazało się, że on je tak robi każdej soboty i w żadnym wypadku nie zdradzi tradycji, nawet w obliczu pocisków.

 

Natalia: Ćwiczyłam jogę. Tam strzela, a ja ćwiczę. Nie chcę, żeby okupanci mówili mi, co mam robić. Z premedytacją chodziłam pić kawę do kawiarni w pierwszy dzień ostrzałów. Bo to jest kawałek normalnego życia, którego nie oddam. To jest mój protest.

 

Ludka: Lewy Brzeg, co tam?

 

Oksana: Chowamy się.

 

Ewgenij: W Chersoniu jest cicho. Kupiłem pokarm dla kotów i kilo wieprzowiny.

 

Oksana: Gdzie Maksym?

 

Maksym: Relaksuję się. Najadłem się konserwy ze słoniną i odpoczywam. Nic nie trzeba pisać.

 

Katia: Kurwa, nie mogę wywieźć teściowej. Pogranicznicy ukraińscy zachowują się okropnie, to już drugi raz.

 

Oksana: Ma przy sobie jakieś dokumenty?

 

Katia: Nic. Tylko zdjęcia paszportu w moim telefonie.

 

Oksana: Trzeba mieć zdjęcia dokumentów na poczcie.

 

Katia: Słuchajcie, żadnych dokumentów nie chcieli i nie patrzyli na zdjęcie. W końcu puścili. Ale się zdenerwowałam. Za pierwszym razem nie puścili mnie samochodem z Polski, bo nie miałam pieczątki z naszego konsulatu.

 

Oksana: Katia, ale oni muszą sprawdzać. A jeśli jakaś gnida zechce do nas przyjechać?

 

Katia: Zgadzam się, ale chodzi o kobietę, która ma 82 lata i ma demencję.

 

Natalia: Czytam czat i mam jakieś déjà vu, tak jakby to się śniło albo już było. Kurczę…

 

Katia: Tak, coś w tym jest. Wszyscy niby czekali, długo czekali, że mogą wejść, ale nikt nie wierzył.

 

Lena: Zaczęliśmy znów robić koktajle. Butelki! Proszę bardzo!

 

Katia: Jesteście wspaniali.

 

Andrij: Wysyłam link, jeśli nie widzieliście. Posłuchajcie, jak sołdatik kacapski opowiada swoim przyjaciołom o tym, że w Ukrainie jest pizda. Ich osiem lat przygotowywali, żeby nas zabijać. Jeszcze jest o czarnych i hindusach, którzy walczą za Ukrainę )))

 

Oksana: Coś wiecie o rakietach?

 

Lena: O jakich?

 

Oksana: Z Białorusi. W Żytomierzu spadły. I w Tarnopolu.

 

Lena: O Żytomierzu nie słyszałam.

 

Oksana: Jest wideo, dzielnica przy lotnisku.

 

Natalia: W Tarnopolu teraz już od dziesięciu minut syrena.

 

Oksana: Jeśli coś słychać w Kijowie, piszcie.

 

Lena: Nic nie słyszę teraz.

tłum. Olga Maciupa

 

 

Olena Szewczenko

 

Makar śpi na torbach na dworcu. Trzeba go nieść na rękach, bo tłum ciśnie się noga w nogę. Żeby tylko nie ogłosili alarmu przeciwlotniczego, myślę. Ogłaszają alarm przeciwlotniczy. Na szczęście wszyscy mają to w dupie i nie reagują, więc przepychanki nie będzie.

Wszyscy biegną na byle jaki pociąg, gdy tylko zobaczą go przez okno. Ten, kto siedzi przy oknie, dysponuje informacją. Może ktoś z konduktorów otworzy i powie, dokąd ten pociąg. O ile sami wiedzą. Intercity do miasta lwa jest tak zapchane, że ludzie wiszą na schodkach i odganiają się od tych, którzy próbują wejść. Mam do schodków daleko, patrzę na to wszystko, stojąc dopiero przy wejściu na peron. Pierwszeństwo biletu nie istnieje, pierwszeństwa kobiet z dziećmi nie ma. Wracamy.

Wybiegliśmy na peron, staliśmy przy zamkniętych drzwiach. Na szczęście wyjrzał konduktor, powiedział, żeby rozmieszczać się wzdłuż peronu.

Siedliśmy. Po pięciu godzinach pojechaliśmy.

Na rano byliśmy w mieście lwa.

To był 1 marca. A jakby dziesięć lat temu. Nie wiem, jaka jest teraz sytuacja na dworcu. Na razie jesteśmy tutaj. Dziękuję wszystkim, którzy piszą i wspierają. Uważajcie na siebie, przyjaciele!

Nasi ludzie są niesamowici.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Olena Gapiejewa

 

Dokładnie o 13.00 w Mikołajowie zawyła syrena, a ja, biegnąc, minęłam spakowany plecak. I tak jak stałam, przebiegłam z dziećmi drogę do schronu. Tam małych nakarmiono, bo nie miałam ze sobą żadnego jedzenia, jedli, co im dobrzy ludzie dawali. Ludzi przybywało i przybywało, szeptano o strasznej, długiej kolumnie kacapskiego sprzętu, która ciągnie na Mikołajów, o tym, że nasze wojska będą bronić się z każdej strony, że stoi kupa nie wiadomo czyich gradów, kacapy będą tłukli itd. Ludzie strasznie się denerwowali, syczeli na dzieci, jeden na drugiego, i nie odklejali się od telefonów.

Strach był paniczny i rzeczywiście zaczęło bardzo głośno walić. Jednak nie trwało to długo. Przesiedziawszy godzinę, ludzie zaczęli się energicznie zbierać i iść do domów. A w Mikołajowie faktycznie zapanowała cisza. Potem się okazało, że bój odbywał się w dzielnicy 6. Słobodzkiej, gdzie kacapscy wojskowi pouciekali, porzucając broń. No i że co tylko jest, rzucają na Kijów.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Czat Teatru Dramaturgów

 

8.03.

Katia: U mnie w Hostomelu jest krewna z mężem (starsi ludzie). Siedzą w piwnicy. On jest ranny. Wczoraj ich syn powiedział, że w ich mieszkaniu są Czeczeni. Nie ma z nimi kontaktu. To koszmar.

 

Olena: Ludzie, jestem już we Francji, mam pieniądze. Nocujemy w drogich, pięknych hotelach, a moja siostra będzie jechała przez zielony korytarz. Moje serce pęka. Kompleks ocalonej kwitnie…

 

Maksym: Nie poddawaj się temu.

 

Olena: Mam ochotę porzucić dzieci i wrócić do Ukrainy. Serce mi pęka.

 

Maksym: Jeszcze zdążysz.

 

Oksana: To jest, kurwa, jakaś masakra z tym poczuciem winy. Jestem już w Słowacji. Słowacy – świetni ludzie. Przed chwilą chciałam kupić kawy, a właściciel nie wziął pieniędzy. Pochodzi z byłej Jugosławii. Ale mi wstyd.

 

Julia: Niech ruscy się wstydzą.

 

Olena: Ale patrzę na dzieci i mówię im – cicho, cicho, jesteście przyszłością. Czuję się trochę takim dodatkiem do dzieci.

 

Oksana: Co słychać w Mariupolu? Koleżanka szuka rodziców.

Na Lewym Brzegu apteki nieczynne.

tłum. Olga Maciupa

 

 

Andrij Bondarenko

19.03.2022

 

Ukraińcy uwielbiają różne gry. W czasie wojny też. Ostatnio widziałem na Facebooku – ludzie wymyślili nową grę. Nazywa się „Przed wojną nigdy…”. Zasady są bardzo proste: pod postem piszesz w komentarzach swoją wersję – coś, co zrobiłeś po raz pierwszy w czasie wojny, coś, czego nigdy wcześniej nie robiłeś. A teraz musiałeś.

Bardzo fajna gra. Ludzie napisali wiele ciekawych rzeczy!

 

No, na przykład:

 

Olena: Przed wojną nigdy nie gotowałam jedzenia dla stu osób.

Katya: Nigdy nie podróżowałam z pięcioma kotami w rękach.

Pawlo: Nigdy nie spałem w metrze.

Staś: Nie goliłem innych ludzi. Nie pisałem listów do papieża.

Lena: Nie pracowałam jako ładowacz w magazynie.

 

Cóż, czy coś innego:

 

Myroslava: Przed wojną nigdy nie spałam w łazience.

Ira: Przed wojną nigdy nie mówiłam przekleństw.

Zoya: Przed wojną nigdy nie myślałam, że mogę kogoś zabić.

Marian: Nie robiłem rano kawy z automatem w ręce.

Olena: Nie uciekałam przed kulami i nie byłam pod ostrzałem.

Igor: Nigdy nie widziałem bomb spadających na domy.

Karina: Przed wojną nigdy nie nienawidziłam innych ludzi zaciekłą nienawiścią, taką, że możesz nawet wbić sobie paznokcie w dłoń.

Maryna: Nie oglądałam z taką przyjemnością wideo z martwymi ciałami kacapskich żołnierzy.

 

Cóż, fajnie. Napisałem tam też niektóre z moich „nigdy”.

 

Przed wojną nie wyobrażałem sobie, że czterdzieści osób może mieszkać i spać w holu teatru, w którym pracuję.

Przed wojną nigdy nie pożegnałem się z dziewięcioma moimi różnymi przyjaciółmi w jeden dzień. Cóż, to jest raczej słabe „nie”. Ale naprawdę chciałem płakać, nawet żegnając się z kimś, kogo tak naprawdę dobrze nie znałem.

Przed wojną nigdy nie kochałem tak bardzo wszystkich ludzi wokół mnie.

 

Ludzie wciąż dużo pisali. Było wiele różnych „nie”.

 

Nie czułem kołysania się swojego domu, nie spałem na gołym betonie w piwnicy, nie byłem brudny przez tydzień z rzędu, nie szukałem ubrań dla cudzego miesięcznego dziecka w towarach humanitarnych.

Nigdy – za każdym razem, gdy budziłem się rano – nie myślałem o Mariupolu, mieście, w którym nigdy nie byłem.

Nigdy nie musiałam wybierać, co chwycić w pierwszej kolejności – karabin maszynowy czy torbę z dokumentami, gdy fragment rakiety leci w twoje mieszkanie.

Nigdy nie spałam na podłodze w przejściu pociągu, nie musiałam wytrwać bez toalety sześć godzin do rana, aby nie iść tam po ciemku i nie deptać po ciałach innych osób, które również śpią w tym przejściu.

Przed wojną nigdy nie widziałem ani nie czułem tak wielkiej ludzkiej rozpaczy.

Nie chciałem zabijać z taką siłą.

Przed wojną nigdy nie myślałem, że zagram w taką grę. Jeśli można to nazwać grą.

Przed wojną nigdy nie myślałem, że to wszystko jest możliwe.

Tłum. Andrij Bondarenko

 

Maksym Kuroczkin

 

Martwiłem się, że nie zdążę przed rozpoczęciem podziękować wszystkim moskiewskim przyjaciołom za życzenia urodzinowe. Zdążyłem!!! 😉😉 Nic nikomu nie jestem winien! Ślicznie!

Nie uwierzycie. Umyłem nogi. I to raz w ciągu pięciu dni wojny. Moskowia jest przereklamowana.

tłum. Joanna Majewska

 

 

Natalia Worożbyt

 

Skala tragedii jest taka, że słowa tego nie oddadzą. W mojej głowie jest mapa Ukrainy, są nazwiska i tytuły, których się mocno trzymam, żeby nie spaść.

Charków był stylowy, dziś jest bohaterski. Miasto Żadana i Hamleta, pamiętam tę wycieczkę. Oleg Michajłow, kocham ciebie i wszystkie twoje koty, pomimo alergii i tego, że nadal interesuje cię zdanie Kalagina. Kira wyjechała, dzięki Bogu. Ilu was, bliskich tam cierpi. Zbombardowane osiedla mieszkaniowe. Ofiary.

Czernihów to prawdziwy skarb, wiele zabytków architektury, moi drodzy aktorzy, Kola, Julia, Luba, cały czas myślę o was. Zbombardowane osiedla mieszkaniowe. Ofiary.

Chersoń jest gościnny, starożytny, teatralny, urządzaliśmy tam festiwale i pokłóciliśmy się z Andrijem. Teraz Andrij ze sparaliżowaną matką i synem siedzi w piwnicy drugi tydzień, orki włączyły rosyjską telewizję, importowani buntownicy proszą o przyłączenie się do Krymu, nasi operatorzy komórkowi zostali wyłączeni. Jeśli wyobrażasz sobie piekło – to tak. Wielka bezradność wynikająca z niemożności natychmiastowego zrobienia z tym czegoś.

Sumy, Hostomel, Borodzianka, Irpień i Bucza – takie zdjęcia widziałam podczas wojny w Syrii, współczucie i rozpacz.

Mój Kijów. Fizycznie nie jestem w Kijowie, ale chodzę po naszych ulicach i poszłam do mojego przytulnego mieszkania podlać kwiaty, bo usychają. Mam takie piękne obrazy na ścianach i dużo starych zdjęć w szufladzie. Wyglądam przez okno, z którego jest najlepszy widok na górę Batu, Zofię i Włodzimierza, stadiony i łuk, kurwa, przyjaźni narodów. Gdzieś Maksym broni Kijowa, gdzieś moje dziewczyny ukrywają się lub nie w schronach bombowych, krewni, siostry, ciocia. Ktoś piecze chleb, ktoś dostarcza lekarstwa, ktoś pilnuje opuszczonych domów, matki z dziećmi na stacji szturmują pociąg. Gdzieś nasze dzieci nie chodzą do szkoły. Ciągły ostrzał. Zniszczone domy i wieża telewizyjna. Nigdy nie płakałam, zawsze ktoś jest w pobliżu, trzymam się.

Mirhorod. Filmowałam go cały rok. Ciężka i dobra robota. Zostały cztery dni zdjęciowe w kwietniu, tylko cztery. We wsi koło Mirhorodu urodziła się moja mama, tam spędziłam pół życia i od tego zaczęła się moja Ukraina. Filmowałam moich krewnych i kolegów z klasy, filmowałam wszystko, co kocham, co mnie inspiruje, moją ziemię. A teraz już tam się kręcą przestępcy, szukając swojej śmierci, nieproszeni. Chcę dokończyć mój film, skurwysyny, i skończę go, bo prędzej czy później utoniecie w moim Mirhorodzie, Kijowie, Sumach, Charkowie i Chersoniu! Ale jakże boli teraz, jak boli i jaki gniew. Świat sympatyzuje, bardzo nas wspiera, ale… nie mamy wystarczającego wsparcia ze strony świata, potrzebujemy waszego współudziału, politycznych i zdecydowanych działań! Bo wy, jako wdzięczni widzowie w teatrze, którzy oklaskujecie nas na stojąco, rzucacie kwiatami, zapominacie, że też jesteście zakładnikami, a to nie jest sztuka.

tłum. Joanna Majewska

 

Zebrał i złożył w całość Artur Pałyga.

 

Teatr Dramaturgów – biogramy

 

Pawło Arje – ukraiński dramatopisarz ze Lwowa. Pracuje jako dramaturg w Teatrze Dramy i Komedii na Lewym Brzegu w Kijowie. Brał udział w ukraińsko-gruzińskiej rezydencji Royal Court w Londynie w 2011 roku. Jego sztuka Baba Prisia miała rekordową liczbę premier w Ukrainie. Przebywa z mamą we Lwowie.

 

Olena Astasjewa – ukraińska dramatopisarka z Chersonia, gdzie obecnie przebywa. Podczas wojny regularnie prowadzi dziennik.

 

Natalia Błok – ukraińska dramatopisarka i scenarzystka z Chersonia, przez lata mieszkała w Kijowie. Przebywa obecnie w Szwajcarii z psem Afiną.

 

Andrij Bondarenko – ukraiński dramatopisarz, kierownik literacki Teatru Lalek we Lwowie, gdzie obecnie przebywa.

 

Witalij Czeński – ukraiński dramatopisarz z Mariupola. Mieszka w Kijowie. Spektakl Eneida na podstawie jego sztuki otrzymał nagrodę Ogólnoukraińskiego Festiwalu Teatralnego GRA w kategorii „najlepszy spektakl kameralny” w 2019 roku.

 

Olena Gapiejewa – ukraińska dramatopisarka i reżyserka z Sum. Wyreżyserowała m.in. sztukę Doroty Masłowskiej Między nami dobrze jest. W tej chwili przebywa z dziećmi we Francji.

 

Julia Gonczar – ukraińska dramatopisarka z Kijowa. W swoje urodziny w styczniu w Teatrze Dramaturgów zorganizowała imprezę połączoną z zajęciami jogi. W tej chwili przebywa w Szwajcarii.

 

Oksana Grycenko – ukraińska dramatopisarka i scenarzystka. Państwowa Agencja Ukrainy ds. Kina przyznała duży budżet na realizację jej sztuki Don Juan z Żaszkowa. Obecnie przebywa w Transylwanii.

 

Iryna Harec – ukraińska dramatopisarka z Połtawy, od kilku lat mieszka we Lwowie. Założycielka strony internetowej UkrDramaHub poświęconej dramaturgii ukraińskiej.

 

Maksym Kuroczkin – ukraiński dramatopisarz, który po 2014 roku wrócił z Moskwy do Kijowa. Obecnie walczy w kijowskiej obronie terytorialnej.

 

Lena Lahuszonkowa – ukraińska dramatopisarka z Ługańska. Laureatka ubiegłorocznej edycji konkursu dramaturgicznego „Aurora” w Bydgoszczy. Obecnie przebywa w tym mieście razem z mamą i kotami.

 

Olga Maciupa – ukraińska dramatopisarka ze Lwowa. Od lat mieszka w Lublinie. W Polsce współpracowała z Teatrem Zagłębia i Teatrem im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

 

Ewgenij Markowski – ukraiński dramatopisarz z Chersonia. Brał udział w ukraińsko-gruzińskiej rezydencji Royal Court w Londynie w 2011 roku.

 

Kateryna Peńkowa – ukraińska dramatopisarka z Doniecka. Od 2016 roku mieszka w Warszawie, gdzie prowadzi biznes hotelowy. Laureatka międzynarodowych konkursów dramaturgicznych.

 

Olena Szewczenko – ukraińska dramatopisarka z miasta Soledar obwodu Donieckiego. Jest dziennikarką, autorką scenariuszy i sztuk teatralnych.

 

Ludmiła Tymoszenko – ukraińska dramatopisarka z Kijowa. 27 lutego br. miała odbyć się premiera jej sztuki, pierwsza w jej życiu. Obecnie przebywa we Lwowie.

 

Natalia Worożbyt – ukraińska dramatopisarka i reżyserka filmowa, laureatka Nagrody im. Tarasa Szewczenki. Jej film Złe drogi był ukraińskim kandydatem do Oscara w kategorii „najlepszy film międzynarodowy”. W tej chwili przebywa z córką we Lwowie.