4/2022

Remis po wsze czasy

 

Pisarz, radiowiec i publicysta Maciej Miłkowski urodził się w 1980 roku w Łodzi, ale mieszka w stolicy Małopolski, gdzie pracuje jako psycholog. W literackiej reprezentacji Polski wzmacnia formacje strategiczne, stricte przy tym krakowskie: atak oraz obronę. Do tej pory opublikował brawurową powieść System Sulta (2019) oraz trzy zbiory opowiadań: Wist (2014), Drugie spotkanie (2017) i Trzeci dzień świąt (2021). Dwie ostatnie książki Miłkowski wydał w skromnym z nazwy warszawskim wydawnictwie Nisza, co ma niemałe znacznie dla zajmowanych przezeń pozycji. Oto bowiem w zbiorze najnowszym, złożonym z jedenastu silnie udramatyzowanych opowiadań, pojawia się figura współczesnego pisarza, który plasuje siebie „w samym środku marginesu”[1]. „Niszę” tę współtworzą naturalnie sceny z tak zwanego życia codziennego i analizy najbardziej oczywistych (damsko-męskich oraz rodzinnych) relacji. Z głębi zakreślonego tak oto pola krakowski homo faber wyprowadza bezpardonowe kontrataki na międzynarodówkę modernistyczną, stanowiącą, co gorsza, jedenastkę marzeń: z Vladimirem Nabokovem na przedzie, Jerzym Pilchem w roli golkipera i, oczywiście, z prześwietnymi Czechami w pomocy – Milanem Kunderą oraz Bohumilem Hrabalem:

 

– Wiesz, jaki masz problem? – mówisz. – Że jak zaczynasz jakąś historię, to od razu chcesz wiedzieć, jak się kończy.

– Ale chodzi ci o życie czy o literaturę? – pytam.

– A masz jakieś życie poza literaturą?

– A jest jakaś literatura poza życiem? – odwracam niezgrabnie[2].

 

No właśnie.

Prawdziwy sztukmistrz najbłahsze zjawisko czyni „zdarzeniem w języku” – odtąd życiowo już nieweryfikowalnym. Każdorazowo jednak wystawia swoje wykoncypowane „maszyny tekstowe” na to, co przychodzi skądinąd – (auto)ironię, humor, ryzyko, podbijając niemożebnie stawkę tej gry. Inaczej mówiąc, rasowy homo faber zwodzi, ale i sam wystawia się na pokuszenie. Pozwala podmyć żywiołom życia swoje narracje i także literacko uczynić je nieweryfikowalnymi. Jeden nazwie tę sytuację „patem”, „kryzysem”, „impasem”, a drugi rozpozna w niej „balans” – idealną równowagę między tym, co rzeczywiście jest, a tym, co trzeba na ten temat zasadnie wiedzieć i zajmująco (o)powiedzieć.

Bohater Miłkowskiego to często jego alter ego albo ktoś łudząco doń podobny – wzbogacony o cechę, o którą wolelibyśmy nie podejrzewać krakowskiego pisarza. Wpierw więc ujawnia przed nami jakieś swoje drobne szaleństwo, świństewko, symptom narcyzmu, rys psychopatii, ale w końcu karci nas zwyczajowym frazesem, że to przecież „literatura”, a nie „spowiedź”, „fikcja”, a nie „wyznanie”, i że nie powinniśmy „tego” czytać zbyt „dosłownie”. Człowieka inteligentnego cechuje przecież umiejętność dystansowania się, brania w nawias, cudzysłów… Czytelnik winien zatem wytrzymać próbę tekstu. Wyczuć pismo nosem, ale i doskonale „czuć” tę grę, w której i tak ostatnie słowo należy do narratora – snajpera oraz jednocześnie sędziego w meczu utytułowanej reprezentacji Prawdy ze złotą jedenastką Fikcji.

Koniec końców to właśnie on – napędzany energią słowa homo faber – okaże się bezwzględnym panem wyrazów życia i śmierci. Mistrzem iluzji i deziluzji. Mocą jego słów, gestów i chwytów każdy mecz zwieńczy „remis po wsze czasy”[3], nieodmiennie jednakże ze wskazaniem: na dysponenta reguł.

Mniej więcej w połowie zbioru Trzeci dzień świąt znajduje się (auto)analityczny i (meta)literacki Rozdział 6, którego bohaterem jest, mówiąc Ryszardem Nyczem, „»ja« sylleptyczne”[4], czyli „Maciej Miłkowski” – ów pisarz, co wylądował onegdaj „w samym centrum marginesu”, a w rzeczonym Rozdziale 6, stworzonym na przełomie lata i jesieni 2018 roku, rekonstruuje (i dekonstruuje) swój byt literacki następująco:

 

Opowiadanie stylizowane jest na rozdział biografii, której bohaterem jest sam… Miłkowski. Prostymi zabiegami formalnymi autor sugeruje, że tekst napisany jest w mniej lub bardziej odległej przyszłości. Pisząc tę biografię już po śmierci Miłkowskiego, wyimaginowany autor lub autorka opisuje całkowicie pozbawiony istotnych zdarzeń okres w życiu Miłkowskiego, nazywając te lata „paradoksalnie przełomowymi”. W Rozdziale 6 Miłkowski przedstawiony jest jako pisarz uznany – czy może wręcz klasyczny – a nawet prekursor współczesnej biografowi epoki. Można potraktować ten tekst jako kolejny wyraz megalomanii Miłkowskiego, można uznać go za przejaw daleko posuniętej autoironii, można wreszcie uznać obie te interpretacje za równoprawne: Miłkowski równocześnie daje popis megalomanii i się z niej naśmiewa – ironizuje na temat swoich wielkościowych rojeń, ale ich nie unieważnia. Może wręcz (technika, którą sam nazwał „trzecim dnem szuflady”) celowo obudowuje swoje samozadowolenie warstwą pozornej ironii, by tym bardziej móc się w nim bezkarnie pławić[5].

 

Utwory w poetyce „trzeciego dna szuflady” – termin pochodzący, nawiasem mówiąc, z dziewiętnastego tomu Dzieł Macieja Miłkowskiego, opublikowanego przez Państwowy Instytut Wydawniczy w 2085 roku – współtworzą kanon czytelnika bezinteresownego. Takiego, co lubi sobie polec w wielopiętrowym i nieweryfikowalnym starciu życia z literaturą.

I dla Krakowa tak jest dobrze… Dopóki, naturalnie, istnieje choć jeden czytelnik bezinteresowny.

 

[1] M. Miłkowski, Trzeci dzień świąt, Warszawa 2021, s. 79.

[2] Tamże, s. 153.

[3] Tamże, s. 158.

[4] R. Nycz, Tropy „ja”. Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia, „Teksty Drugie” nr 2/1994, s. 22–26.

[5] M. Miłkowski, Trzeci dzień…, dz. cyt., s. 90–91.

badaczka literatury, krytyczka i edytorka, członkini Zespołu Badań nad Literaturą i Kulturą Późnej Nowoczesności przy IBL PAN. Autorka książki „Melancholia i ekstaza” Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego (2009), edytorka Dzienników Agnieszki Osieckiej.