Ukraiński teatr. Część czwarta
Jak pisać teraz? Jak pisać o kobietach i dzieciach gwałconych przez rosyjskich żołnierzy? Jakimi słowami i w jakich sztukach można to zrobić? Jak określić gatunek, przemyśleć motywacje głównych bohaterów? Jaka może być motywacja ruskiego żołdaka gwałcącego dziecko?
rys. Kinga Czaplarska
Po ośmiu latach wojny, po tylu zabitych w Donbasie, w Mariupolu, w Gorłówce, Awdijiwce, Popasnej, Ługańsku, po tylu napisanych sztukach o wojnie w Ukrainie, po aneksji Krymu, po torturach i śmierci, po zgwałconych dziewczynach, mężczyznach i dzieciach – nastał dwudziesty czwarty lutego i wojna ogarnęła całą Ukrainę.
Świat nagle się obudził i zapragnął ukraińskich tekstów o wojnie.
Na miesiąc przed dwudziestym czwartym lutego Kijowski Teatr Dramaturgów, stworzony przez dwadzieścia osób, z których wszyscy są dramaturgami, wystawił w ramach swojego nieoficjalnego otwarcia krótkie sztuki swoich założycieli. Nazwaliśmy to Kryk (Krzyk). Ja napisałam wtedy o Jurze Szkilecie, który kiedyś wyznał mi miłość, a potem został separatystą, wyjechał do Donbasu, by walczyć za Noworosję po stronie rosyjskiej, i niedawno zginął.
W marcu mieliśmy się otworzyć z rozmachem, tym razem głośno i oficjalnie, tekstami mało znanych dramaturgów. Ogłosiliśmy konkurs i nazwaliśmy to Tysk (Ciśnienie). Dramaturdzy przysyłali teksty. Jak się domyślacie, otwarcie się nie odbyło. Kryk i Tysk. Ale teksty są i czekamy, aż się wojna skończy, by je zaprezentować.
A między nieoficjalnym i oficjalnym otwarciem naszego Teatru Dramaturgów powinno się jeszcze odbyć czytanie ośmiu tekstów, które zostały napisane w lecie podczas laboratorium dramaturgicznego. Napisaliśmy te teksty we wsi Ołeksandriwka w obwodzie chersońskim. Nie wiem, czy stoją tam jeszcze te domki, w których tworzyliśmy nasze sztuki. Wieś już zbombardowali raszyści. Nie ma ani szkoły, gdzie uczyły się dzieci, ani wielu domów. Nie wiem, czy ostał się dom kultury z dużą sceną, gdzie zeszłego lata organizowaliśmy czytania współczesnej dramaturgii.
Wsie, które leżały obok Ołeksandriwki, też zbombardowano. Ci, którzy przeżyli, przeszli na piechotę czterdzieści kilometrów, by szukać schronienia w okupowanym Chersoniu. Mieszkańcy ci nie mają już dokąd pójść. A więc ludzie uciekają przed wojną pod okupację. Taki wybór mają teraz Ukraińcy. Jeśli spojrzeć na to z teatralnego punktu widzenia, to mamy tu piękne napięcie wewnętrzne. A konflikt taki, jakiego właśnie potrzebuje teatr – i zewnętrzny, i wewnętrzny.
A więc czytanie sztuk w naszym Teatrze Dramaturgów się nie odbyło.
Ale chcę jeszcze opowiedzieć o Ołeksandriwce. Zeszłego lata w tejże wsi byłam kuratorką laboratorium dramaturgicznego dla początkujących dramaturgów. Pływaliśmy w limanie, biegaliśmy po stromych zboczach, jedliśmy smaczne bułeczki i barszcz. Zakochał się we mnie jeden z młodych dramaturgów, ale tak skrycie… Wtedy jeszcze go nie znałam i nawet tego nie zauważałam… Wyznał mi to, gdy wracaliśmy do domu pociągiem Chersoń – Kijów. Panowała atmosfera bohemy, myślę sobie teraz. Wino, lato, liman, romantyzm, nauczycielka dramaturgii w kostiumie kąpielowym… Wszyscy moi uczniowie, on też, napisali wtedy sztuki.
Potem uczestniczyliśmy w czytaniu tych sztuk w Ołeksandriwskim Domu Kultury. A jeszcze później w chersońskim Muzyczno-Akademickim Teatrze im. Mykoły Kulisza.
Tego dnia, w tym teatrze, przed naszym czytaniem odbyła się premiera tekstu Leny Kudajewej 6.5 w reżyserii Andrija Maja. Był to spektakl o wojnie w Ukrainie, o pokaleczonych ludzkich losach, o tym, co Rosja robi z naszym krajem. Kiedy piszę te słowa, teatr ten jeszcze stoi niezniszczony w okupowanym Chersoniu. Jak długo, nie wiadomo… W tym czasie uprowadzono i uwolniono dyrektora teatru Ołeksandra Knyhę. Reżyser teatru Serhij Pawluk z pięciorgiem dzieci i żoną pozostał w mieście i pracuje jako wolontariusz. A kiedyś wystawił moją adaptację Kajdaszowej rodziny, w której jeden z bohaterów wraca z ATO i marzy, by uczynić Ukrainę lepszą.
Młody, zakochany we mnie dramaturg wtedy w Ołeksandriwce pisał o swojej rodzinie. Po dwudziestym czwartym lutego został z mamą, ciocią i babcią w Kijowie. I cały czas tam przebywa. Czasami przysyła mi nagranie wideo, w którego tle niekiedy wyje syrena i słychać wybuchy. Wcześniej pisał libretta do dziecięcych spektakli muzycznych, urządzał kwesty podczas świątecznych eventów, kręcił materiały na TikToka. Jakie teksty będzie pisał teraz? Jaka przyszłość czeka teatr w Ukrainie po tym, co się w tej chwili dzieje? Młody dramaturg mówi mi, że dla takiego artysty jak on jest to znakomite doświadczenie i że pozostanie w Kijowie do dnia zwycięstwa… Ale czy ktokolwiek na świecie powinien czegoś takiego doświadczać? Czy tego doświadczania może być tyle, że mózg przestanie je spostrzegać i ostatecznie utraci kontakt z rzeczywistością? Inna dramaturżka z mojego kursu na samym początku wojny wstąpiła do pododdziału medycznego. Włożyła mundur i zaczęła ratować ludzkie życie. Ciekawe, jak zmienią się jej teksty.
Ale na razie nasza teraźniejszość jest przerażająca.
A więc po dwudziestym czwartym lutego całemu światu zachciało się tekstów o wojnie w Ukrainie. Napisanych i nieprzełożonych. „Proszę nam przysłać. Najlepiej w tłumaczeniu, ale jeśli go nie ma, to sami przetłumaczymy. Pokażemy je i zbierzemy na pomoc humanitarną dla Ukrainy”.
Bo to już jest taka prawdziwa wojna, bo toczy się przy granicy z Unią Europejską. Dopóki toczyła się przy granicy z Federacją Rosyjską, kogo ona w ogóle interesowała? A teraz zainteresowanie rośnie. Jak na razie. Bo świat przyzwyczaja się do wszystkiego. Myślę, że wybuch zainteresowania dziwnymi Ukraińcami, którzy kosztem własnego życia powstrzymują Rosjan, będzie znacznie wzrastać po każdej groźbie zrzucenia bomby jądrowej na Europę przez Putina. Ale ludzie potrafią przywyknąć nawet do tego. Więc dopóki jeszcze we krwi krąży adrenalina, dajcie, proszę, ukraińskie teksty. Najlepiej po rosyjsku, bo kto w Europie potrafi tłumaczyć z ukraińskiego? Bardzo, bardzo niewielu ludzi, i prawie wszystkich znam.
W czasie, gdy Ukraińcy starali się pozbierać, przeżyć, opuścić płonące miasta, policzyć dzieci i staruszków, nagle wszędzie pojawiło się dużo tekstów od „dobrych Rosjan”, którzy z jakiegoś powodu siedzą w nieswoim kraju i piszą, piszą… Możliwe, że gdy twój kraj niszczy inny, łatwiej jest pisać o poczuciu winy i ogromnym rosyjskim wstydzie gdzieś za granicą, niż siedzieć w bombardowanej piwnicy czy w pociągu wypełnionym ludźmi, dziećmi i zwierzętami, w którym nie można patrzeć w telefon, a dzieciom płakać, bo mogą was zauważyć i wycelować rakietę.
Teksty od Rosjan o wielkim nieszczęściu wojny, którą właśnie zauważyli, a nie dostrzegali jej przez osiem lat, wywołują we mnie jedynie wściekłość. Nie zdziwię się, gdy się okaże, że zaczęli oni za granicą wystawiać spektakle o wojnie Rosji z Ukrainą i otrzymywać granty na te projekty. Padlinożercy, którzy nie odpuszczą swego.
Trzeba powiedzieć, że nasz Teatr Dramaturgów okazał się mocny. Nasz roboczy czat tylko dla twórców zamienił się w czat wsparcia psychologicznego, czat ogłoszeń o alarmach lotniczych, czat zbierający pieniądze na Zbrojne Siły Ukrainy. Założyliśmy fundusz, na który zbieramy pieniądze z czytań naszych sztuk, by pomagać innym artystom i naszej armii. Czytania sztuk, powstałych w naszym teatrze, odbywają się w wielu krajach. Niektóre teksty faktycznie zostały napisane po dwudziestym czwartym lutego. Niektóre wcześniej, ale też są o wojnie.
Ale jak pisać teraz? Jak pisać o kobietach i dzieciach gwałconych przez rosyjskich żołnierzy? Jakimi słowami i w jakich sztukach można to zrobić? Jak określić gatunek, przemyśleć motywacje głównych bohaterów? Jaka może być motywacja ruskiego żołdaka gwałcącego dziecko? Chodźcie, zastanówmy się nad tym razem, może ktoś potrafi znaleźć jakąś odpowiedź. Może Putin? Kiedyś czytałam, że jest pedofilem.
Można jeszcze pomyśleć o grupie docelowej.
Wiele razy mówiono mi, że widz chce się rozerwać. Chce przyjść do teatru, by zobaczyć piękną sztukę, kostiumy, światło i charakteryzację. Nie chce słuchać ze sceny o zbiorowym gwałceniu dzieci na oczach ich matek. Ani o stworzeniu specjalnych miejsc do torturowania i gwałcenia Ukraińców, o zastrzelonych psach, koniach, krowach i innych zwierzętach. Jaka może być motywacja do zabijania cieląt i źrebiąt? Kotów? Jak ja – dramaturżka i reżyserka – mam zrozumieć taką postać? I po co?
Nikt nie chce słyszeć ze sceny o czymś takim, wiedzieć, że takie rzeczy są możliwe w dzisiejszych czasach, w Europie, w 2022 roku. I ja też nie chcę o tym wiedzieć. Ale wiem. I wy teraz też. Ta kwestia staje się ważniejsza niż Szekspirowskie „być albo nie być”. Chodzi o to, co my wszyscy zrobimy z tą wiedzą. Co już robimy, wiedząc o tym. Chowamy głowy, odwracamy się. Mówimy: „To niemożliwe”.
Jeszcze trochę o teatrze w Ukrainie. Mój chłopak jest aktorem. Grał na scenie w Kijowie. Występował w filmach i reklamach. Obecnie walczy na pierwszej linii frontu. Pytam, czy się boi. Odpowiada, że tak, jakby wychodził na ogromną scenę. I boi się, i chce zabijać nieludzi. Martwię się, że nawet jeśli przeżyje, już nie będzie taki jak kiedyś. Ale kim będzie po tym wszystkim, jaki będzie? Czy będzie tym Serhijem, którego znałam?… Czy ja będę dla niego taka, jaka byłam? Nie. Nie sądzę.
Na czacie Teatru Dramaturgów ostatnio dyskutujemy, jak najlepiej wykorzystać pieniądze, które teatr zarobił na czytaniach. Lekarstwa? Pampersy dla starszych osób? Opaski zaciskowe? Pomoc dla aktorów zbombardowanego mariupolskiego teatru? Nie mają teraz co jeść, nie mają pieniędzy. Chcemy pomóc wszystkim.
Moja siostra, Lena Astasjewa, jest dramaturżką. Wraz z synem przebywa w okupowanym Chersoniu. Po dwudziestym czwartym lutego napisała kilka tekstów, które już czytano na całym świecie. Aktorzy czytają i piszą do niej maile. Z Ameryki, Wielkiej Brytanii, Niemiec. Wyrażają wdzięczność i wsparcie. A ona nie może uciec z miasta. Nie wie, co gorsze – czekać na wyzwolenie Chersonia (ale przecież podczas walk mogą zniszczyć miasto, zrobić z niego nową Buczę czy Mariupol), czy może spróbować wyjechać? A może okupacja nie jest najgorsza? Strzelają wyłącznie wokół Chersonia, a samego miasta raczej nie ostrzeliwują, nie zginęło wielu ludzi. To może spróbować wyjechać, przedostać się przez siedem punktów kontrolnych? Ale nie wszystkim się udaje. Ktoś wylatuje w powietrze na zaminowanych polach. Kogoś rozstrzeliwują w punktach kontrolnych, innych po prostu na drodze. Ale komuś udaje się wyjechać i uratować. Ciekawy wybór, którego tak czy inaczej trzeba dokonać. Ma wyjechać, czy zostać? W jaki sposób ocali życie, a w jaki nie? Nie ma dobrego wyboru, a może jest, nie wiem… Nowy dramat życia teatru ukraińskiego.
Ale nie wystarczy dokonać wyboru. Jeszcze trzeba znaleźć człowieka, który wywiezie z miasta, zapłacić mu dużo pieniędzy i mieć nadzieję, że cię nie zostawi. Człowiek ten może się rozmyślić lub zawrócić, gdy zacznie się ostrzał. Kierowca, który wywiózł z Chersonia mojego kolegę, reżysera teatralnego, i jego synka oraz mamę, która nie chodzi, już zginął. Wracał do Chersonia po tym, jak wywiózł ludzi, wiózł dwa pudła zabawek dla synka i był szczęśliwy. Rozstrzelano go. Przeczytałam o tym na stronie tego reżysera, którego rodzinę uratował.
Siedzę w spokojnej niczym sen Bazylei. Tu nie było wojny, ani pierwszej, ani drugiej światowej. Ale są bunkry na wypadek, gdyby się zaczęło. To mnie uspokaja. Są tu teatry. Ale ja do nich nie chodzę. Nie mam siły patrzeć na spektakle. Po prostu nie mam siły. W dodatku piszą, że mieszka tu kochanka Putina i czworo ich wspólnych dzieci. Więc pewnie tu nie będą strzelać. To też mnie uspokaja.
Czytam na Facebooku post o tym, że teatr lalek Zamok na hori (Zamek na górze) przygotował przedstawienie dla dzieci. Zagrano je w spokojnym, bezpiecznym miejscu Kijowa. W kijowskim metrze. Zamek na odwrót. Nie na górze, a pod ziemią. Ironicznie, ale bezpiecznie. Więc teatr żyje, przygotowuje spektakle w metrze i bawi dzieci, które się tam chowają. Niezniszczalny ukraiński teatr. A mój dobry znajomy, reżyser i aktor tego teatru, walczy teraz o Ukrainę. Tak jak wielu, wielu innych reżyserów, aktorów i aktorek z całego kraju. Czytam, że w Chersoniu na drzwiach teatru dramatycznego ktoś wymalował litery „Z” i „V”. Czytam, że w Odessie Teatr Młodego Widza organizuje czytania, z powodu ostrzału zmienia terminy, ale organizuje. A Kijowski Uniwersytet Narodowy przestał szkolić aktorów do teatrów rosyjskojęzycznych. Do dziś nie wiedziałam, że to robi. Ale lepiej późno niż wcale.
Nie bardzo teraz rozumiem, jaka jest natura tego zainteresowania teatrem ukraińskim, nie potrafię odpowiadać na pytania o wojnę.
Gdy w Warszawie, podczas dyskusji po czytaniu mojej sztuki, spytano mnie, co się zmieniło w moim życiu po dwudziestym czwartym lutego, nie mogłam znaleźć słów. Nie rozumiałam, czemu mnie o to pytają. Moją rozpacz i zdziwienie transmitowano w Internecie. I to nagranie, kiedy siedzę za solidnym drewnianym stołem na scenie w ogromnym państwowym teatrze, w centrum stolicy Polski, nagranie, kiedy mimo wszystko zbieram się w sobie i zaczynam mówić o swoich stratach, zmianach, swojej rozpaczy, lata jeszcze gdzieś po YouTubie. Nawet wyraziłam na to pisemną zgodę.
Bazylea, Szwajcaria, 9 kwietnia 2022.
Z języka ukraińskiego przełożyła Anna Korzeniowska-Bihun.