5/2022

Deklamacje Ibsenowskie

Inscenizacje Upiorów Olgi Grzelak i Wroga ludu Anny Augustynowicz miały szansę wskazać kierunki współczesnej recepcji scenicznej dramatów norweskiego pisarza. Jednak nadzieje na teatralne objawienia okazały się przedwczesne.

 

Twórczość Henryka Ibsena, od dziesięcioleci mająca w Polsce rangę dramatycznej klasyki, nadal posiada niemały potencjał wywrotowy. W miarę ponownego wykształcania się u nas mieszczańskiej klasy średniej, sztuki takie jak Dom lalki, Hedda Gabler czy Dzika kaczka odzyskały znaczenie w wymiarze społecznym i pierwotną siłę krytyczną. Niezależnie od wpisanych w te utwory realiów historycznych i geograficznych, Ibsenem można znów opowiadać o naszym życiu, punktując codzienną hipokryzję, obłudę i konformizm. Jednak dramaturgia norweskiego pisarza, mimo że stale obecna na polskich scenach, nie łączy się dzisiaj ze szczególnym zainteresowaniem inscenizatorów i – choć od czasu do czasu pojawiają się ciekawe realizacje – rzadko stanowi podstawę teatralnych przebojów. Ogólnego wrażenia nie zmieniają pojedyncze sukcesy rodzimych przedstawień, jak Wróg ludu w reżyserii Jana Klaty z fenomenalną rolą Juliusza Chrząstowskiego jako doktora Stockmanna, ani – raczej słabo znane w Polsce, a znakomicie ukazujące możliwości, jakie posiada ta dramaturgia – przedstawienia sztuk autora Domu lalki na scenach teatrów niemieckich czy skandynawskich.

Zapowiedzi dwóch, zaplanowanych na marzec 2022 roku teatralnych premier, rozbudziły nadzieje na odkrycie aktualnych znaczeń wpisanych w dramaturgię Ibsena. Reżyserowane przez kobiety inscenizacje – napisanych rok po roku (w 1881 i 1882) – Upiorów i Wroga ludu miały szansę wskazać kierunki współczesnej recepcji scenicznej jego twórczości. Nie bez znaczenia był fakt, że przygotowywały je artystki znajdujące się na takich etapach kariery, które stwarzają szczególne okazje dla bezkompromisowości. Na scenie gdańskiego Teatru Wybrzeże Olga Grzelak wystawiła Upiory – będący jej profesjonalnym debiutem spektakl dyplomowy, wieńczący studia reżyserskie w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Dwa tygodnie później w Teatrze Nowym w Poznaniu Anna Augustynowicz zaprezentowała Wroga ludu, który był jej pierwszym spektaklem zrealizowanym po odejściu ze stanowiska dyrektor artystycznej Teatru Współczesnego w Szczecinie. Przedstawienia rozpięte pomiędzy biegunami młodości i doświadczenia otwierały przestrzeń oczekiwań w związku ze spodziewaną odwagą interpretacyjną, bezkompromisowością i oryginalnością twórczą obu artystek. Zaproponowane przez nie rozwiązania intrygują sygnalizowanymi możliwościami odczytań twórczości Ibsena. Jednak nadzieje na teatralne objawienia okazały się przedwczesne. Chociaż inscenizacje Upiorów i Wroga ludu dzieli stylistyczna przepaść, przyczyny ich niepełnego powodzenia są podobne: zarówno Grzelak, jak i Augustynowicz podeszły do Ibsena jak do klasyka, a to obciążyło ich relacje z jego tekstami. Reżyserki skupiły się na ich literze, oddając jej prowadzenie narracji i nie konkretyzując różnorodności znaczeń (Grzelak), albo występując przeciwko realizmowi utworu (Augustynowicz). W obu przypadkach dramaturgiczne teksty, traktowane niczym słowo święte albo inspiracja do ojcobójstwa, skupiały uwagę inscenizujących je artystek w większym stopniu niż czekające, proszące o odkrycie sensy.

Gdańskie Upiory Olgi Grzelak osadzone zostały w bardzo obiecującym, choć niemal niewykorzystanym w samym spektaklu, kontekście. Przed wejściem na widownię publiczność może oglądać prace podpisane nazwiskiem Osvalda Alvinga, twórcy wideo i performera, którego dorobek zdaje się wiwisekcją rodzinnych relacji nieżyjącego (jak dowiadujemy się z opisów) artysty. Wśród kilku prezentowanych prac znajduje się reprodukcja Śpiącej Wenus Giorgionego, w której twarz nagiej bogini zastąpiona została twarzą matki Alvinga, Heleny. Obok wyświetlana jest rejestracja artystycznej akcji z udziałem performera, którego głowa owinięta jest bandażem, co – przez podobieństwa do działań Rudolfa Schwarzkoglera – sugeruje bezkompromisowość na miarę akcjonistów wiedeńskich. Niewielka wystawa rozbudza apetyty widzów, dodatkowo podsycone wyglądem sceny – scenografia Anny Oramus i świetne światło Klaudyny Schubert stwarzają wrażenie nowoczesnego wnętrza zamożnego mieszkania. W salonie znajdują się wisząca rzeźba, jaskrawa kanapa, niewielki stolik, kręte schody prowadzące donikąd i spore akwarium pełne dziwacznych stworów. To stułbie (rodzaj parzydełkowców), które nazywa się też hydrami. Nawiązanie do hydry lernejskiej stanowi interesujący, ale nie w pełni wykorzystany w spektaklu trop interpretacyjny: to sugestia, że powracające upiory dawnych grzechów kapitana Alvinga – nieżyjącego, niezasłużenie otaczanego powszechnym szacunkiem ojca Osvalda – są niczym mityczny potwór, któremu w miejscu odciętej głowy wyrasta kilka kolejnych.

Olga Grzelak podjęła próbę zaadaptowania tekstu dramatu Ibsena do współczesnych realiów. Jednak chociaż Regina (Agata Woźnicka) nie jest służącą, lecz wychowanką pani Alving (Małgorzata Brajner), a pastora zastąpił ksiądz Manders (Maciej Konopiński), który budowę ośrodka pomocy ubogim traktuje jak okazję do biznesowych inwestycji, ingerencjom reżyserki w tekst dramatu zabrakło większego zdecydowania, co stwarza wrażenie pozostawania w pół kroku pomiędzy wiernością a twórczą inwencją. Reżyserka wprowadza sceny urozmaicające prezentację, które są jednak tylko pobocznymi urozmaiceniami i nie wpływają na znaczenie całej akcji – film o stułbiach, artystyczne działania Osvalda czy, imponujący sprawnością aktorki, obraz Reginy ćwiczącej jogę. Przedstawienie opiera się na strukturze dialogów, prowadzonych przez aktorki i aktorów w zaskakująco konwencjonalny sposób. O ile osobom obsadzonym w rolach Osvalda (Grzegorz Otrębski) i Reginy – a także grającemu stolarza Engstranda Jackowi Labijakowi – udaje się wprowadzić trochę życia i emocji, role Macieja Konopińskiego i Małgorzaty Brajner zaskakują powierzchownością gestów, intonacji i działań aktorskich. Przydługie dialogi nie niwelują niedoborów energii przedstawienia. Być może dokucza to też aktorom – w dniu premiery w tle poważnej rozmowy Engstranda i księdza Mandersa Małgorzata Brajner fiknęła koziołka na kanapie. Czy wyraziła tak zniecierpliwienie swojej postaci, czy własne? Obiecującym znakiem konstruktywnej interpretacji autorskiej jest w gdańskich Upiorach chwilowe wyeksponowanie postaci Reginy. Jej ewolucja ku sile i samodzielności nie dominuje jednak w przedstawieniu, któremu zabrakło jedynie odrobiny artystycznej konsekwencji i determinacji.

Konsekwencja charakteryzuje za to Annę Augustynowicz, która w Teatrze Nowym w Poznaniu przygotowała inscenizację Wroga ludu. Przez cały czas trwania tego półtoragodzinnego spektaklu aktorki i aktorzy przybierają wymowne pozy i wykonują znaczące gesty, deklamując kwestie swoich postaci. Ich mimika i choreografia sugerują, że na scenie widzimy pomniki, a nie ludzi. Bohaterowie i bohaterki dramatu wypowiadają się, ale nie rozmawiają ze sobą. Zaakcentowanie sztuczności w inscenizacji sztuki, która mówi o obłudzie i zakłamaniu małomiasteczkowej społeczności, jest ciekawym i trafionym zabiegiem reżyserskim. Problem w tym, że koturnowy ton i sposób bycia postaci do końca nie znajdują wyraźnego kontrapunktu ani nie ulegają znaczącej zmianie. Podobnie jak w przypadku gdańskich Upiorów – zabrakło jedynie iskry zdolnej rozpalić scenę.

Szczególnie oryginalny pomysł Augustynowicz polega na wyłączeniu z akcji głównego bohatera dramatu, Tomasa Stockmanna. Przez większą część spektaklu nie słychać jego głosu, choć inne postacie zachowują się i mówią tak, jakby z nim rozmawiały. Grający niezłomnego doktora Łukasz Chrzuszcz przez niemal godzinę stoi z przodu sceny, odwrócony plecami do widowni. Monologiczne pseudodialogi innych postaci są przerywane przez wstawki muzyczne, które inicjują schematyczny ruch całej obsady. Stockmann odwraca się i odzywa dopiero w scenie sławnego monologu – po głosowaniu, w którym niemal cała społeczność zwraca się przeciwko niemu. Ani gra Chrzuszcza, choć daje z siebie wiele, ani tekst mowy Stockmanna nie zmieniają jednak niczego w biegu przedstawienia. Dramat portretowanej, dwulicowej społeczności toczy się i będzie toczył bez większych zmian. Co gorsza, po kilkudziesięciu minutach na jednym tonie – nie obchodzi już chyba nikogo.

Twórczość Henryka Ibsena może stanowić wartościowy punkt odniesienia do opisu współczesnego świata i relacji międzyludzkich. W polskich teatrach sukcesem kończy się niewiele jej inscenizacji, ponieważ brakuje nam twórczego, partnerskiego dialogu pomiędzy tą dramaturgią, celami inscenizatorów i wrażliwością dzisiejszej publiczności. Inscenizacja Upiorów w reżyserii Olgi Grzelak koncentruje się na dialogach, nie akcentując jednoznacznie ważnej dla reżyserki linii interpretacyjnej. Wróg ludu Anny Augustynowicz łamie dramatyczność tekstu, pozostawiając frazy mające charakter deklaracji. W obu przedstawieniach zatarło się to, co najważniejsze w teatrze dramatycznym – eksponowanie wybranych, ukrytych w tekstach znaczeń w sposób atrakcyjny, czytelny i przemawiający do świadomości widzów.

Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Upiory Henryka Ibsena

tłumaczenie Anna Marciniakówna

reżyseria, dramaturgia Olga Grzelak

scenografia, kostiumy Anna Oramus

reżyseria światła Klaudyna Schubert

muzyka Andrzej Konieczny

choreografia Oskar Malinowski

wizualizacje Natan Berkowicz

premiera 11 marca 2022

 

Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu

Wróg ludu Henryka Ibsena

tłumaczenie Anna Marciniakówna

reżyseria Anna Augustynowicz

scenografia Marek Braun

kostiumy Tomasz Armada

reżyseria światła Wojciech Kapela

muzyka Jacek Wierzchowski

premiera 25 marca 2022

literaturoznawca, estetyk, teatrolog; pracownik naukowy w Zakładzie Estetyki Literackiej UAM. Krytyk literacki i teatralny, tłumacz, eseista.