6/2022

Niedokończone twory boskie

 

Jerzy Machowski (ur. 1991) ukończył Wydział Lalkarski na Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu, a debiutował jako reżyser Niezwykłym lotem pilota Pirxa według Stanisława Lema w Teatrze Miejskim w Gliwicach (2017). Wystawia spektakle na deskach teatralnych (Słupsk, Będzin i in.), w Teatrze Telewizji (Bezkrólewie Wojciecha Tomczyka, 2020) oraz Teatrze Polskiego Radia. Adaptuje i inscenizuje przede wszystkim klasykę – od piśmiennictwa dawnego (Mikołaj Rej), przez dzieła pięciu wieszczów romantycznych (Antoni Malczewski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński i Cyprian Kamil Norwid), po literaturę nowoczesną (Stanisław Ignacy Witkiewicz). Tworzy również spektakle dla dzieci. Na szczególną uwagę zasługują jego radiowe adaptacje i realizacje Horsztyńskiego Juliusza Słowackiego (2018) i Marii Antoniego Malczewskiego (2022), a także słuchowisko muzyczne Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata (2021) według poezji Adama Mickiewicza.

Jerzy Machowski jako syn Ignacego Machowskiego – aktora i przyjaciela Kazimierza Dejmka – wyrósł w tradycji teatru metafizycznego i niewątpliwie jest jej kontynuatorem. Pociąga go inscenizowanie współobecności niepojętego w codziennym, nieweryfikowalnego w doczesnym, historycznego w teraźniejszym. Sięga więc po literaturę dookreślającą dolę i los człowieka poprzez ich zaświatowe echa. Szuka sedna i sensu ludzkiej egzystencji w perspektywie bezczasowej (wieczności/nieskończoności), nawet jeśli jej przejawem miałaby być li tylko ironia romantyczna, czyli mowa, która w odpowiedzi na dojmująco realne milczenie niebios wzdyma słowo do wymiarów kosmicznych: na przykład do rangi żywiołów. Dodatkowo pociąga go balladowość, czyli konwencja wynikająca z synkretyzmu rodzajowego (dramat, liryka, epika) i interdyscyplinarności (tekst plus muzyka), za pomocą której niepojęte „szkiełkiem i okiem” doświadczenia graniczne wdają się w figury oraz tropy (bez)mocy ludowej – w gesty oporu co rusz napotykane pod strzechą, w kaplicy, we dworze i na gościńcu.

Bohaterem Machowskiego jest często „trup”: postać błąkająca się, mimo śmierci ciała, po opłotkach rzeczywistości (upiór) lub też będąca „wielkim, ale nie dokończonym tworem Opatrzności”[1]. Taką postacią jest choćby Szczęsny, czyli „polski Hamlet” – bohater Horsztyńskiego, który tłucze się po obrzeżach (nad)świadomości, bez szans na zgranie się ze światem, gdyż odkrył w nim (albo w sobie) tony nieczyste. „Piosenki świata zaczynają się od fałszywych akordów – a kończą się gwałtownem zerwaniem strun – stłuczeniem harfy…”[2] – powiada. Bliska mu Salomea także słyszy w nim głos „biednej harfy”. „Muzyk z Wilna nie przyjechał i nie naciągnął strun… chciałam grać wesołą piosenkę mężowi, a z rozstrojonej harfy wychodziły tak dzikie tony, że nie mogłam dokończyć…”[3] – wyjaśnia.

Machowskiego interesują zatem istnienia wymykające się porządkowi czy wręcz logice życia. Frapują go byty samorodne – dzikie i naturalne, oporne wobec reżimów prawa, konwencji i powinności. Pociągają go wieszczowie realności, w których słowach/czynach/kondycji upłynnia się granica między życiem a śmiercią. Osoby dysponujące wciąż „żywym” ciałem, lecz jednocześnie posiadające „martwe” dusze (jak ironista Szczęsny), czy też postaci z przeszłości, powracające jednakowoż jako figury Realnego – jak choćby Władysław Siciński. Ten ostatni to poseł, który zerwał sejm w 1652 roku, powołując się po raz pierwszy w dziejach na zasadę liberum veto. W Popasie w Upicie Mickiewicz uczynił zeń upiora – zagęszczony symbol kumulujący w sobie rozmaite przejawy (nie)istnienia i (nie)obecności. W postaci tej wieszczy się i jednocześnie ziszcza tragiczny koniec Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Bohaterem prezentowanej obok prapremierowo miniatury dramatycznej W rozmowach Jerzego Machowskiego jest Gutek – początkujący aktor, który marzy o tym, żeby zagrać bohatera romantycznego. Imię, które nosi, i charakteryzująca go nadwzroczność (nadwrażliwość) podpowiadają mu, że jest wprost stworzony do wcielania się w figury Mickiewiczowskie. Jego celem nie jest jednak „odegranie” Konrada, ale „przeobrażenie się” z Gustawa, którym jest, w Konrada, którym chciałby się stać. I to dosłownie: „[…] mam ochotę wywrócić zastany porządek rzeczy, wygarnąć starszym, że źle urządzili ten świat, że musimy po nich sprzątać, naprawiać…” – powiada.

Naturalnie jego pomysł nikogo nie pociąga. Wiadomo…

A jednak Gutek spełnia swój zamiar. Nie zagra, co prawda, Konrada, ale poczuje osamotnienie pośród ludzi, w imieniu których chciałby mierzyć się z nieskończonością. „Gdzie nie pójdę, tam pustka” – stwierdzi. Konrad to figura bezsiły i bezbronności. W tym, co powszechnie uważa się za „prawdę”, słyszy „fałszywe akordy”, a temu, co zwykło postrzegać się za życiową „szansę” – stawia opór. To widmo mocy: przenika zasłony, które dla ogółu są „murem”, lecz jednocześnie wieszczy niespełnienie wszelkich ludzkich projektów…

 

[1] J. Słowacki, Horsztyński. Tragedia w pięciu aktach, oprac. J. Ławski, Wrocław 2009, s. 23.

[2] Tamże, s. 5.

[3] Tamże, s. 33.

badaczka literatury, krytyczka i edytorka, członkini Zespołu Badań nad Literaturą i Kulturą Późnej Nowoczesności przy IBL PAN. Autorka książki „Melancholia i ekstaza” Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego (2009), edytorka Dzienników Agnieszki Osieckiej.