7-8/2022
Jacek Kopciński

Król Lir, czyli pech

 

Wybrałem się do Londynu, żeby w The Globe obejrzeć Króla Lira z charyzmatyczną Kathryn Hunter, ale zamiast aktorki w spektaklu wystąpił aktor ze skryptem w ręku.

Hunter zagrała w Harrym Potterze i Zakonie Feniksa zdziwaczałą staruszkę Arabellę Figg i pasowała do tej roli jak ulał. Figg to charłaczka, czyli polska cherlaczka. W czarodziejskiej rodzinie rodzą się czasem takie niewydarzone osóbki. Gotują kiszoną kapustę i opiekują się kotami. Zresztą nie tylko. Vernon i Petunia, wujostwo Harry’ego, niekiedy oddawali pod opiekę pani Figg młodego czarodzieja. Pewnego razu okazało się to niemożliwe, ponieważ staruszka złamała nogę, potykając się o jednego z kotów. Na scenie The Globe Hunter gra Lira, podpierając się laską. Wyraźnie kuleje, oczywiście wtedy, kiedy nie choruje.

„Hunter jest drobnej postury, ma głęboki, gardłowy głos, a oczy jak czarne oliwki” – napisał o amerykańskiej aktorce w „The Telegraph” znany krytyk. Nie ma ról poza jej zasięgiem, może zagrać wszystko, od herosa po błazna, co zauważył kiedyś Peter Brook i obsadził ją w swoich Beckettowskich Fragmentach. W monodramie zrealizowanym na podstawie opowiadania Kafki Raport dla Akademii zagrała człowieka, który był małpą i na oczach oniemiałej publiczności dostępowała tej przemiany. Gdy po raz pierwszy wcieliła się w Lira w 1997 roku, porównywano ją do centaura.

Ta niemłoda już aktorka wyspecjalizowała się w rolach mężczyzn. Oprócz pysznego króla była błaznem w tej samej tragedii, Pukiem w Śnie nocy letniej, kalekim królem w Ryszardzie III, bogaczem w Tymonie Ateńczyku i… Cyranem de Bergerac z wielkim nosem. Tego ostatniego wymyślił oczywiście Dumas, a nie Szekspir. Charakterystyczne emploi nie przeszkodziło jej jednak zagrać olśniewającej Kleopatry w tragedii Szekspira. Z plakatu najnowszej produkcji The Globe patrzy pomarszczona twarz człowieka z wielkimi, pałającymi oczami, kępą siwiejących włosów i koroną z leśnych cierni, przypominającą o prawdziwym cierpieniu. Mam nadzieję, że wirus SARS-CoV-2 oszczędzi go tej niezwykłej aktorce.

Udany spektakl w The Globe wyreżyserowała Helena Kaut-Howson, polska reżyserka o żydowskich korzeniach, od lat zaprzyjaźniona z Kathryn Hunter, której rodzice byli Grekami. „Współpraca obu artystek rozpoczęła się od realizacji komedii Szekspira Wszystko dobre, co się dobrze kończy, którą Helena przygotowywała w Haymarket Theatre w Leicester w roku 1966, ale rozwinęła się dopiero w Theatr Clwyd, gdzie Kathryn Hunter zagrała w Diabłach Whitinga (1991), Makbecie (1992) i w Tatuowanej róży Tennessee Williamsa (1994)” – pisała na naszych łamach Ewa Urszula Stepan. Na 2021 zapowiadała premierę Króla Lira, ale z powodu pandemii doszło do niej dopiero w czerwcu tego roku.

Niestety na kilka tygodni przed pierwszym pokazem reżyserka złamała nogę i wycofała się z prób. Pech. Spektakl został jednak dokończony, a Mark Lawson z „Guardiana” przyznał mu cztery gwiazdki (na pięć). Oczywiście w recenzji skupił się na postaci Hunter, którą porównał do „geriatric child” – „postarzałego dziecka”. Podejrzewam, że Kaut-Howson oglądała swoją ulubioną aktorkę z inwalidzkiego wózka. Teatr okazał się lustrem rzeczywistości: królewski tron, na którym siada kulawy Lir, to w spektaklu Kaut-Howson zdezelowany fotel na kółkach.

Nie widziałem dotąd przedstawienia, w którym główną rolę grałby aktor czytający z kartki. Muszę przyznać, że zrobił to profesjonalnie, choć czasami zamykałem oczy, by tylko słyszeć jego postać. Charakteryzując kiedyś teatr elżbietański, Jerzy Limon pisał o „trudnej sztuce patrzenia uszami”, więc w zasadzie wszystko się zgadzało. „Gdzież w tym kurniku miejsce dla rozległych / Pól Francji?” – pytał w czasach Szekspira angielski aktor, recytując w The Globe prolog Henryka V. Ano oczywiście w naszej wyobraźni, choć bez wątpienia wszystko, co dzieje się w tym teatrze – w naszej przytomności i na naszych oczach – jest fascynujące. Wtedy zwłaszcza, gdy same postacie bawią się teatralną iluzją, jak w słynnej scenie ze ślepym Gloucesterem nad nieistniejącą przepaścią.

Scena jest tragiczna, ale pomysł Edgara, czyli głupiego Tomka, komiczny, z czego aktorzy z The Globe doskonale zdają sobie sprawę. Inscenizacje w zrekonstruowanym teatrze elżbietańskim nad Tamizą uświadamiają, że tragikomiczność wszystkich sztuk Szekspira była żywą konwencją, za którą krył się autentyczny etos Szekspirowskich postaci. Reakcja współczesnych widzów tylko go potwierdza: nawet w najbardziej tragicznym momencie jest miejsce na humor, który daje poczucie wolności. Jeśli miałbym najkrócej scharakteryzować angielską mentalność, to zrobiłbym to właśnie w ten sposób. Zaraz jednak puknąłbym się w głowę, żeby z niej wybić łatwe stereotypy. Edgara w Królu Lirze zagrał przecież aktor czarnoskóry, który nawet przez chwilę nie udawał białego angielskiego szlachcica. Utytłany błotem, przypominał zmartwychwstałą ofiarę jakiegoś belgijskiego satrapy w Kongo, a jednak doskonale zgrał się z okaleczonym hrabią w jego nieszczęściu.

„Witajcie w żywym teatrze!” – zwrócił się do publiczności obecny dyrektor The Globe i zaraz dodał, że skoro życie, to i choroba, i trzech aktorów wystąpi dziś ze skryptem w ręku. Publiczność zareagowała akceptującym współczuciem.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.