Zbynio
Jesień, noc, granica polsko-białoruska.
PRZEWODNIK (patrzy w mrok)
Już mi się to przytrafiło, raz, na pustyni, kiedyśmy szli z… Boże, jak mu było? To przychodzi, kiedy wycieńczysz ciało. Robisz w nim miejsce dla innych, jakbyś ich zapraszała – a oni zawsze przychodzą. Wczoraj, kiedy położyłem się obok ciebie, było ich pełno, nowe twarze, to jest piękne, wiesz? Nowe, nigdy niewidziane. Wczoraj był to mężczyzna. Wąsaty, stał, o tam, pod drzewem, ale nie chciał wejść we mnie, przyjść do namiotu, jak reszta, tylko powtarzał: „Ale ty wiesz co, co? Ale ty wiesz co, co?”. I kiwał, jakby grożąc, palcem. A ja odpowiedziałem grzecznie: jasna sprawa, mam się położyć, bo mam dreszcze. Dreszcze. Człowiek jest wtedy jak brak, na obrazie byłby czarną plamą. Niezbędne są braki.
CÓRKA
Tato, odpocznij.
PRZEWODNIK
Odpocznę, jak będziemy po tamtej stronie, z mamą. Nasi przodkowie przed tysiącami lat przyszli tu spod Maluli z pszenicą. Zasiedlili te ziemie. Obsiali zbożem. Mamy do nich prawo. Pogranicznicy jeszcze nie wiedzą, jacy my jesteśmy uparci. Myślą, że my odpuścimy. Wszyscy spod Maluli tacy zawsze byli. Po trupach…
CÓRKA
Na szczęście się bez nich obeszło… Myślisz, że nas w końcu wpuszczą?
PRZEWODNIK
Co mają nie wpuścić? Nie wiesz, jacy są ludzie? Postraszą, postraszą, a potem…
CÓRKA
Może ci ludzie, którym robisz miejsce, to dusze naszych zmarłych? Może nas tu nie jest pięćdziesiąt, a pięćset tysięcy z tych ostatnich dziesięciu lat? Wloką się za nami przez wykroty? E tam… Połóż się, bo skończysz jak wczoraj.
PRZEWODNIK
Dziś jest okej. Dobrze się śpi w tym lesie. Chwała Bogu za ten las, na łąkach byśmy padali jak muchy. Miękki, gęsty, piękny. Tak zaczyna się Europa. Ale dziś jest gorszy sygnał, dziwne.
CÓRKA
Może przez te światła z drugiej strony granicy. Talal opowiadał, że faktycznie palą je dla zmarłych, wyobrażasz sobie? I że tak wygląda cały kontynent. Cały w tych światłach. Przekraczasz granicę i aż po Atlantyk te znicze.
PRZEWODNIK
Dla czyich zmarłych? Chciałbym w to wierzyć, ale Talal kłamie. Spojrzałem mu w oczy. Ludzie z Maluli nie ukryją kłamstwa. Kłamał. Wcześniej nie robił tego nigdy. Odkąd wykopali go z powrotem na Białoruś, kłamie. Mówił: słuchajcie, tam tak to tak, a nie to nie – i kłamał. Mówił: słuchajcie, tam każde słowo czegoś życzy – i kłamał. Mówił: słuchajcie, tam psy prowadzą do domów – i kłamał. Wszyscy, którzy wracają z tej krainy, kłamią. Dlaczego? Tylko, jak zwykle, niebo nas nie zdradza, spójrz – białe od gwiazd jak na pustyni.
CÓRKA
I mamy to nie obejdzie. Mama będzie kłamać. Jeśli my się tam znajdziemy, to jak rozpoznamy, że kłamiemy?
PRZEWODNIK
Zbynio powie prawdę. Zbynio powie: kłamiecie, nie kłamcie. Bóg go chyba zesłał. Jak go sobie wyobrażasz?
CÓRKA
Od Mińska nic sobie nie wyobrażam.
PRZEWODNIK
Wołają na niego Bynio, Zbynio. Anioły z Fundacji nie wchodzą do tej piekielnej strefy. A Zbyniu tak. Tylko Zbyniu może. Nasi przechodzą na drugą stronę. Trafiają do domów, w których się ukrywają. Do ośrodków dla uchodźców. I nawet nie wiedzą, dzięki komu. Żaden, powtarzam, żaden człowiek nie przetrwa tu bez pomocy Zbynia. Polscy strażnicy też nic o nim nie wiedzą. A Zbyniu jest wśród nich. Z nich jest. Doskonały, doskonale ukryty. Od paru miesięcy czynny, i wtedy, podobno, przyjął się do służby. Ja czasem wyobrażam go sobie tak: niski pan w okularach.
CÓRKA
Ktoś ma jego telefon?
PRZEWODNIK
To Zbyniu dzwoni, nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie. Dlatego trzeba być czujnym. Jeśli mama nie wróciła, to znaczy, że na niego trafiła. Jeśli na niego trafiła, to i na nas przyjdzie pora. Tak go sobie wyobrażam: niski pan w okularach, z końcówką w nazwisku: -lski. Wypowiada się w mediach, stanowczy, z pagonami. Chłodny jak kościół w Maluli. Zbiera dane. Potem przebiera się i wyrusza w las.
(krzyczy) Zbynio!
CÓRKA
Ciszej!
PRZEWODNIK (patrzy w niebo, potem na zegarek)
Już niedługo na nas pora. Musimy iść na zachód. Jest ciepła noc. Drzewa roztrącają konstelacje. Już mi się to przytrafiło, raz, na pustyni, kiedyśmy szli z… Boże, jak mu było? Nocą człowiek, wędrując, czuje się jak kłos. Ludzie – kłosy. Czarne kłosy. Zrośnięci z ziemią, próbują wyrwać się, z korzeniami. Takie jest uczucie. Kiedy stajesz – zaczynasz się bać. Kiedy idziesz – to inni się boją. Trzeba iść, córeczko, szukać mamy.
CÓRKA
Myślisz, że nic jej nie zrobili?
PRZEWODNIK
Gdzie tam… Wiesz, jacy są ludzie. Taka robota. Muszą postraszyć. Za to im płacą. Postraszą, postraszą, a potem… Jak mogliby ci pozwolić umrzeć?
CÓRKA
Skąd dowiedziałeś się o Zbyniu?
PRZEWODNIK
Nie pamiętam.
CÓRKA
Jak to nie pamiętasz?
PRZEWODNIK
Mówili o nim wszyscy już w Maluli. Pod kościołem. Na Facebooku. W biurze podróży w Damaszku. Zapewniali: za granicą, w Polsce, pomoże wam Byniu.
CÓRKA
Kłamali, jak ci, którzy stamtąd wrócili. W końcu zaczynasz kłamać jak oni albo trwasz przy tej swojej prawdzie, ale tracisz pamięć. Taki jest tego koszt – utrata pamięci, rozumiesz? Z każdym dniem, z każdą nocą i promieniem światła, tracisz pamięć. Ona rozpływa się, rozciąga jak stary mech na wykrotach, strzępi. Żadnego Zbynia nie ma. Mamią cię. A to się nazywa… no… jak?
PRZEWODNIK
To po co tam idziemy? Po co zostawiliśmy wszystko, hę? (spogląda w telefon)
Zbieraj się. No już, hop! Zaraz ruszamy. Coś ci pokażę.
Córka wstaje, Przewodnik pokazuje jej na ekranie film.
PRZEWODNIK
Przysłała to Afrah, jeszcze jak mieliśmy z nią kontakt. Podjeżdża auto w środku lasu, w strefie, nasi pakują się do środka. Widzisz go? To on. Nie widać twarzy. Niski, prawda? To jest Zbynio. Polak. Naprawiacz. A może to kobieta? Kto to wie? Przemierza tę puszczę jak my. Dzieci w domu, mąż w domu. Nic nie wiedzą. Tłumaczy, że zostaje dłużej na służbie. Kłamie, żeby mówić prawdę. Idzie, żeby się nie bać. Nie stoi, bo lęk ją namierzy. Idzie w te buki, świerczyny. Wyjmuje z kieszeni telefon, światło ekranu rozjaśnia jej twarz. Szminkę na ustach. Wybiera numer telefonu. Las przerzedza się. Zbynio wprowadza w błąd strażników. Ci pędzą w puste pole na łeb, na szyję… Zbynio daje pić naszej mamie. Zabiera naszych. Wraca do domu. Świt. Budzi synka. Daje mu dżem. Wyprawia do szkoły. To się musi przeciwważyć, to się musi wszystko wyrównać.
Ruszają.
CÓRKA
Po tylu nocach wędrówki tak łatwo zamienić się duszami, łatwo się podmienić. Nigdy nas nie rozpoznają. I, prawda, kiedy idę – nie boję się, kiedy stoję – boję się. Drzewa roztrącają konstelacje. Konstelacje płyną. Jak statki, jak wielka armada. Tylko to się zgadza. Jeśli spotkasz kogoś, kto wrócił z tamtej strony, pytaj go o niebo. Wypróbuj kierunki. Jeśli nie skłamie, idź dalej. Jeśli skłamie, wracaj do kwestii nieba – powie prawdę, idź dalej. Skłamie – odejdź.
Dzwoni telefon Przewodnika.
PRZEWODNIK
Zbynio. Nie mówiłem?
TELEFON
Witaj, tu Fundacja. Otrzymaliśmy od was wiadomość. Proszę, podajcie waszą lokalizację. Czy jesteście poza strefą?
PRZEWODNIK
Jesteśmy jeszcze w strefie. Potrzebujemy picia.
TELEFON
Oczywiście, ale musicie zbliżyć się do granic strefy.
PRZEWODNIK
Czy mogę rozmawiać ze Zbyniem?
TELEFON
Z kim? Przepraszam?
PRZEWODNIK
Z Byniem.
TELEFON
Sorry, tu nie ma takiej osoby. Okej, proszę, odpowiedzcie na kilka pytań, które ułatwią nam pracę. Z jakiego kraju pochodzicie?
PRZEWODNIK
Syria, Malula.
TELEFON
W jakim języku mówicie? Chodzi o pomoc tłumacza.
PRZEWODNIK
Po aramejsku.
TELEFON
Przepraszam, możecie powtórzyć? Tracimy sygnał, słabo słychać!
PRZEWODNIK
Po aramejsku.
TELEFON (ktoś w tle)
Nieważne. Dziś w strefie powinien być Zbynio.