9/2022
Jacek Kopciński

Strajk aktorek

 

Na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim, drugiego sierpnia wieczorem, na scenę wyszły trzy młode kobiety i oświadczyły, że są aktorkami, ale więcej grać nie mają zamiaru, bo powierzane im role męczą je i ograniczają. Doceniłem ten protest. Aktorki wprawdzie nie pojawiły się na scenie prywatnie, po raz pierwszy i ostatni, ale jako postacie prologu dopisanego do spektaklu Poskromienie złośnicy przez jego dramaturga. Tekst, który zagrały, z pewnością jednak powstał z ich inspiracji i był bardzo przekonujący. Zanim zresztą zobaczyliśmy protestujące artystki, usłyszeliśmy ich miłe i uspokajające głosy. Kobiety namawiały publiczność do relaksu, prosiły, byśmy zamknęli oczy i głęboko oddychali do pięciu. Miałem już za sobą dziesięć szekspirowskich przedstawień i z ulgą poddałem się tej terapii. Gdy zrelaksowany otworzyłem oczy, ujrzałem trzy piękne dziewczyny wykonujące na scenie subtelne ćwiczenia w stylu jogi i pilatesu. Siedząc, leżąc i poruszając kończynami, opowiedziały nam o swojej wolności, której chcą doświadczać poza opresyjnym teatrem.

Strajk kobiet to w przedstawieniu Jacka Jabrzyka stały punkt programu, po którym rusza akcja komedii Szekspira. Dwie postacie kobiece, Katarzyny i Bianki, grają w niej mężczyźni. W rozmowie z Cezarym Łasiczką w podcaście radia TOK FM Jabrzyk wyjaśnia, że na taką decyzję obsadową miały wpływ same artystki Teatru Zagłębia w Sosnowcu, które odmówiły gry w Poskromieniu złośnicy, uznając ten tekst za seksistowski. Ich protest nie był więc fikcyjny, odbył się naprawdę i zakończył sukcesem. Dzięki niemu kobiety przemówiły w spektaklu własnym głosem, a piekło, jakie ich postaciom zgotowali mężczyźni, zaludniło się wyłącznie sosnowieckimi aktorami. Podziwiam reżysera i jego dramaturga za empatię, z jaką zareagowali na postawę aktorek. Przecież siadając do stołu prób, na pewno mieli własny, niewątpliwie krytyczny pomysł na wystawienie fatalnej komedii Szekspira, a jednak potrafili z niego zrezygnować. Podziwiam też męską obsadę spektaklu, która solidarnie wzięła na siebie ciężar kompromitacji bohaterów, a oburzającą sztukę Stratfordczyka zagrała w stylu Monty Pythona. Gdyby inni reżyserzy, dramaturdzy i aktorzy postępowali podobnie, może wreszcie zniknęłyby z polskich teatrów sceny uwłaczające kobiecej godności.

Na gdańskim festiwalu było ich niestety wiele, i to nie tylko z winy samego Szekspira. W Śnie nocy letniej wystawionym przez Teatr Miejski w Gdyni Tezeusz razi prądem Hipolitę. Od tej chwili królowa Amazonek leży na stole sparaliżowana, potem siada nieprzytomna i w takim stanie niemal wyczołguje się ze sceny. W tym samym spektaklu inny mężczyzna, Oberon, rękami Puka, podaje Tytanii narkotyk. Kobieta popada w erotyczne szaleństwo i poniża się przed osłem. Z kolei dwie młode bohaterki komedii, Hermia i Helena, do tego stopnia dają się zmanipulować facetom, że same skaczą sobie do oczu. Podobnie w Wieczorze Trzech Króli z Teatru Narodowego w Warszawie, choć tutaj męska opresja wyraża się subtelniej, a kobiecy sprzeciw jest skuteczniejszy. Opresyjny jest oczywiście książę Orsino, który narzuca się pięknej Olivii ze swoją romantyczną miłością. Wiadomo, że jest bogaty, piękny i ma władzę. Olivia na szczęście jej nie respektuje i skutecznie odpiera ataki księcia, szkoda tylko, że jako tarczy musi używać żałobnego welonu, który nosi po śmierci ojca i brata. Patriarchalny przymus żalu rekompensuje sobie jednak flirtem z dziewczyną przebraną za chłopaka. Zakończenie komedii, w której dwie heteroseksualne pary biorą ślub, trudno jednak uznać za szczęśliwe.

Co kobietom czynią mężczyźni w Tytusie Andronikusie, nie trzeba przypominać. Teatr Pieśń Kozła wprawdzie nie zagrał na festiwalu tragedii Szekspira, ale jej przepisaną wersję, mimo to krzywda obnażanych, gwałconych i kaleczonych bohaterek w spektaklu Andronikus-Synekdocha jest ogromna. Takie samo wydaje się poświęcenie młodych aktorek, które nie miały odwagi zastrajkować i wyszły na scenę, by zagrać w sztuce ułożonej przez jedną z nich. Ze zdumieniem przysłuchiwałem się też wyznaniom tancerek, które wystąpiły w Romeos & Julias unplagued. Traumstadt Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu i niemieckiego teatru Bodytalk. Mówiąc o swoich marzeniach, te zdolne artystki co chwila napomykały o miłości, a nawet małżeństwie i dzieciach. Można było odnieść wrażenie, że ciągle tkwią w swoich celofanowych klatkach, które rzekomo miały na scenie wyrażać pandemiczną izolację. Dla mnie były symbolem zniewolonych umysłów.

W nurcie off natomiast rolę młodego mężczyzny w spektaklu Szekspir Fight Show Arena zagrała aktorka, ani na chwilę nie dystansując się wobec swojej postaci. Przeciwnie, utożsamiła się z nią i zagrała tak, jakby dramat tego młodego mężczyzny, który uległ pokusie władzy i bogactwa, nie był jej wstrętny. Dziwne, a nawet przykre. W tym samym nurcie duet Święto Snów pokazał wariację na temat Burzy Szekspira, całkowicie eliminując z niej Mirandę. Na scenie w How Beauteous Mankind Is! wystąpili dwaj przystojni aktorzy w roli Ariela i Kalibana, którzy mówili też głosami innych bohaterów, ale nie Mirandy. Naiwnej dziewczynie pozostała jedna fraza wykorzystana w tytule spektaklu, oczywiście ironicznie. Ech, kiedyż wreszcie polscy twórcy teatralni zdobędą się na prawdziwy krytycyzm wobec Szekspira? Sosnowiecka jaskółka wiosny nie czyni…

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.