9/2022
Grzegorz Kondrasiuk

Mitologie jeszcze raz

 

Wracam do Rolanda Barthes’a, jednego z mych pierwszych przewodników: do Mitologii czytanych z ekscytacją gdzieś pod koniec studiów. To właśnie z tego zbioru kąśliwych semiotycznych analiz pochodzi słynne porównanie Citroëna DS 19 i katedry. Staroć, 1957. Ale – z gatunku tych, co świetnie się zestarzały. Co ciekawe, Mitologie dobrze się mają pomimo potwornego żargonu semiotycznego, w którym są napisane. Dziś, kiedy nikogo już nie podniecają semioza, de Saussure i Hjelmslev, da się je czytać. Moim zdaniem dlatego, że autor robił sobie ze współobywateli jaja, a książki żartobliwe czytać się dają bardziej od tych mniej żartobliwych. (Popatrzcie na przykład Państwo na takie zdanko: „Nowy Citroën jawnie spada z nieba, gdyż najpierw prezentuje się jako przedmiot doskonały”). Co prawda Barthes przetłumaczył swoje dowcipy na tak zwany język naukowy, stąd publikacja jest uważana za poważną… Najistotniejszym jednak z powodów, dla których Mitologie się nie zdezaktualizowały, jest fakt, że aktualny pozostał przedmiot obserwacji – czyli kultura masowa, tworzona w obrębie pozornie apolitycznego uniwersum. W gaullistowskiej Francji konsumpcja dopiero się rozpędzała, a mądry Barthes prędko dostrzegł jej niezmierzony potencjał produkowania rzeczywistości. I choć kultura mieszczańska i „ideologia mieszczańska”, w którą wycelował, znacząco się przeobraziła, nadal jesteśmy skazani na zamieszkiwanie światów opisywanych przez Barthes’a, w ich ponowoczesnym kontinuum. Powstał nawet zbiór jawnie już żartobliwych miniesejów pastiszujących styl francuskiego filozofa – Nowe mitologie pod redakcją Jérôme’a Garcina, z udziałem najznakomitszych rodzimych piór.

„Procesy historyczne – jak pisał Krzysztof Kłosiński we wstępie do pierwszego polskiego kompletnego wydania książki – nie tyle dezaktualizowały rozpoznanie Barthes’a, co uzasadniały żądanie dopowiedzeń. Wtedy Barthes postawił tezę, że mity są nade wszystko produktem prawicy, że na lewicy albo ich nie ma, albo są »nieistotne«”, bo dotyczą nielicznych pojęć politycznych, nie zaś całej anonimowej sfery życia codziennego. Kłosiński przypomniał wywiad autora dla „Le Nouvel Observateur”, przeprowadzony z okazji dwudziestolecia ukazania się Mitologii. Wówczas pojawiła się konieczność bezwzględnej analizy mitologii lewicy, o czym Barthes, jako jej sympatyk, wiedział przecież najlepiej. W wywiadzie mówił o „mitologii lewicowej, która z »polityczności« zrobiła najcięższy zarzut wobec swoich przeciwników, równocześnie piętnując ich »polityczne« pobudki i zaprzeczającym sobie gestem odmawiając im statusu »politycznego«, widząc w nich wichrzycieli, chuliganów i pospolitych przestępców, a w sobie zwykłego stróża porządku, zwykłą władzę porządkową. To wszak była część większej strategii, właśnie mitologicznej, polegającej na »odpolitycznieniu« władzy […], czyli naturalizacji, na uznaniu siebie za część wiecznego porządku świata, za coś, co się samo przez się rozumie, właśnie za »władzę«”. Słowa te padły już po roku 1968… Właśnie za to stawanie okoniem wbrew swoim szanuję Barthes’a, atopicznego intelektualistę, który pisał o sobie: „Jestem wetknięty, przypisany do miejsca (intelektualnego), do kastowej (jeśli nie klasowej) siedziby. Na co odpowiedzią może być tylko jedna wewnętrzna doktryna: doktryna atopii (dryfującego pomieszkiwania)”.

Mitologie wciąż mogą pracować, wyposażone w mechanizm wykrywania „gwałtu na niewinności przedmiotów”, śledzenia nadużyć. W warstwie politycznej polegają one na zabiegu odpolityczniania samego siebie – i upolityczniania przeciwników. Zalecają odkłamywanie takiego świata, przedstawianego przez ideologów jako obiektywny. Ale bynajmniej nie poprzez poszukiwanie naturalności – tylko przez opisywanie konstruktów ideologicznych nakładanych na język i obraz.

I teraz, z całą świadomością nadużycia, dla własnych politycznych celów, chciałbym na marginesach swojego egzemplarza Mitologii naskrobać pytania: czy w Polsce A.D. 2022 byłoby symetrystyczną myślozbrodnią podjęcie po swojemu, nieporadnie, tropu Barthes’a? Pisanie i o mitologiach biało-czerwonych, o patriotycznej pościeli, i o tych mitologiach spod znaku tęczowego jednorożca? Albo o pełnych hipokryzji lamentach na temat upolitycznienia kultury przez obóz rządzący, i na jednym oddechu wygłaszanych oświadczeniach, że dziś wszystko jest polityczne?

Bertoltowi Brechtowi – jako wytrawny cynik znał się on na sprawach politycznych najlepiej – w chwili szczerości wyrwał się pewien niezapomniany wiersz, krótki jak splunięcie w twarz. Zawsze przychodzi mi do głowy, kiedy czytam biadanie ludzi kultury, pełne krokodylich łez. Utwór jest z przekleństwami i w ogóle bardzo nieprzyjemny, nosi tytuł Siedem żywotów literatury. Nie będę cytował, bo już za dużo cytowałem, a poza tym – te przekleństwa… Łatwo go znaleźć, w takiej małej żółtej książeczce.

teatrolog, dramaturg, krytyk teatralny. Redaktor i współautor książek Scena Lublin (2017) i Cyrk w świecie widowisk (2017). Pracuje na UMCS, współpracuje z Instytutem Teatralnym w Warszawie.