10/2022

Niebezpieczne książki

Przyjechałem do Wrocławia, by zobaczyć Malkovicha – jak cała reszta widowni. The Infernal Comedy łączy składniki kochane przez widzów: znanego aktora, chwytliwy temat, przerywniki muzyczne, średni metraż (półtorej godziny).

Obrazek ilustrujący tekst Niebezpieczne książki

fot. Karol Sokołowski / archiwum NFM

 

Od czasów Świętego Augustyna wiemy, że jeżeli jakieś dzieło ma w tytule albo podtytule rzeczownik „wyznania”, okazuje się najczęściej spowiedzią z całego życia, czyli generalną, wyliczeniem wszystkich grzechów w porządku chronologicznym, relacją z rozwoju duszy. Poznajemy intymną, wewnętrzną autobiografię osoby piszącej oraz wyznającej, jej wybory i zbłądzenia oraz następstwa jej zbłądzeń. Obcujemy z mrokiem. Jeśli osoba jest znana, czytamy to wszystko w książce, jeśli nie, to na Facebooku. Różnie bywa z zakończeniem. Święty Augustyn poszedł do nieba albo przynajmniej został kanonizowany, a Jack Unterweger poszedł do więzienia i popełnił samobójstwo.

Unterweger, zwany dusicielem z Wiednia, był austriackim przestępcą i literatem – w tej kolejności. Najpierw zamordował, dostał dożywocie, został osadzony; potem, za kratkami, zaczął rzeźbić w słowie, a na fali jego sławy i poparcia publicznego skrócono mu wyrok, przywracając wolność; wyszedłszy z więzienia, zajął się swym dawnym hobby, mordowaniem w serii, ponownie trafił za kratki i, z braku innych obiektów, zabił samego siebie. Dzień jak co dzień w Austrii! Opowieść o Jacku, mordercy prostytutek, wiedeńskim Kubie Rozpruwaczu, należy do kolekcji austriackich makabr. Unterweger to kolejny poczciwy sadysta z Austrii typu Fritzl, Brüno czy Erika Kohut. Znowu Austriacy bronili i fetowali nie tego, co trzeba.

Historia Unterwegera wygląda jak z filmu wzięta. Nie dziwne, że jego „przypadki” zechciał wykorzystać teatr. The Infernal Comedy. Confessions of a Serial Killer to teatralno-operowa inscenizacja powyższej biografii. Można by powiedzieć: singspiel. Rzecz nie jest nowa, europejska premiera odbyła się w Wiedniu w 2009 roku, amerykańska rok wcześniej (pod tytułem Seduction and Despair). Po czternastu latach pokazano ten obwoźny spektakl w Polsce. Główną rolę nieśpiewaną zagrał John Malkovich.

John Malkovich jest klasykiem – nie tylko aktorstwa, kina, show-biznesu, ale również bycia sobą, being John Malkovich, jak w tym błyskotliwym filmie, który wcale nie jest o byciu jak John Malkovich, lecz o byciu nim. Mówimy o człowieku, który zagrał coś bardziej szalonego niż samego siebie w filmie pod, że tak powiem, własnym tytułem. Zagrał papieża rozmawiającego z Marilynem Mansonem, granym przez Marilyna Mansona (Nowy papież). W Being John Malkovich wchodziliśmy do jego głowy, lecz tylko przez ekran, tym razem była okazja wejść do tego samego co on pomieszczenia, i to naprawdę.

Przyjechałem do Wrocławia, by zobaczyć Malkovicha – jak cała reszta widowni. Pisałem o nim w pracy magisterskiej i chciałem doświadczyć na żywo tej żywej legendy. Gdybym, obudzony w środku nocy, miał wymienić dziesięć swoich ulubionych ról tego aktora, aż tylu bym nie spamiętał, ale na pewno padłyby: Niebezpieczne związki, Pod osłoną nieba, Być jak John Malkovich, Tajne przez poufne, Nowy papież.

Dość szybko się okazuje, że Komedia z piekła nie jest polskim przedstawieniem. Otóż aktor wchodzi w rolę. Mówi z austriacką wymową (jakże inną niż Sacha Baron Cohen w filmie Brüno), skanduje każde słowo, jakby tytułowa postać zmagała się z mową, walczyła z językiem, potykała się na próbach ekspresji. Chociaż John Malkovich wie doskonale, że wszyscy są tu dla niego, udaje, że tego nie wie, no bo jest aktorem, więc udaje zawodowo i ma postać do zagrania, historię do opowiedzenia, emocje do poruszenia. A wielu polskich aktorów, o których nawet nie wiemy, jak się nazywają, odnosi mylne wrażenie, że widownia przyszła nie na spektakl, tylko na nich.

Są tacy aktorzy, którzy grają tylko siebie – nie John Malkovich. On już siebie zagrał, wszyscyśmy widzieli, i teraz może swobodnie uprawiać aktorstwo. A aktorem jest wspaniałym, chłodnym, ironicznym. Rządzi widownią nie tylko swoim nazwiskiem i sławą, która go poprzedza. Jestem skłonny myśleć, że nawet gdyby był nieznanym człowiekiem – co trudno sobie wyobrazić przy takim talencie, ale załóżmy na chwilę – wszyscy widzowie byliby na żywo tak samo oczarowani. Coś w końcu musiało sprawić, że Charlie Kaufman, najbardziej pomysłowy scenarzysta w Hollywood, o nim, a nie o kim innym, napisał swój wielki debiut. Nawet mu proponowano zmianę bohatera, gdyby Malko się nie zgodził, lecz Kaufman odmówił, stawiając sprawę na ostrzu noża: wszystko albo nic.

The Infernal Comedy samodefiniuje się gatunkowo jako „sztuka na aktora, dwie śpiewaczki i orkiestrę”. Jest bardzo amerykańska w swoim podejściu do sztuki scenicznej, łącząc składniki kochane przez widzów: znanego aktora, chwytliwy temat, przerywniki muzyczne, średni metraż (półtorej godziny). W warstwie dramatycznej otrzymujemy wieczorek autorski tytułowego seryjnego mordercy utrzymany w klimacie stand-upu, w warstwie operowej – serię arii operowych od Vivaldiego do Beethovena (przez Glucka, Mozarta i Haydna). Wiąże te warstwy ze sobą wspólny wielki temat: życie i śmierć, a raczej życie i odbieranie życia.

Jeden z recenzentów amerykańskich pisze o „postmodernizmie” tego przedstawienia, które zawiera scenę interakcji z Wikipedią. Postać tytułowa, przywołana z zaświatów, wyszukuje samą siebie w Internecie i komentuje półprawdy i nieprawdy na swój temat.

Ciekawi skromność oprawy: prawie żadnej scenografii, nie licząc obowiązkowego krzesła i stołu, prościutkie kostiumy. Tak robią biedne teatry, by ciąć koszty podróżowania z dziełem, ale w tym wypadku jest to wybór estetyczny: aktor podany sauté, bez żadnych podpórek, a tylko z przerywnikami. Oglądamy zatem rodzaj monodramu operowego.

Muszę Państwu wyznać, że The Infernal Comedy ma słaby scenariusz, mało pomysłowy. Po Charliem Kaufmanie taka prostota aż razi. W tym akapicie pozwolę sobie na zdradzenie zakończenia, więc proszę uważać. Postać tytułowa, jak w rzeczywistości, targnie się na swoje życie, ale nie to jest wielkim zwrotem akcji, o tym bowiem wiemy już przed oglądaniem. Na końcu dowiemy się czegoś bardziej szokującego, mianowicie że Jack Unterweger umarł – w świetle prawa – zupełnie niewinny.

Fragment, w którym Unterweger przyznaje się przed widownią – jak Salieri w Amadeuszu – do swojej premedytacji, przypomina nam, Polakom i Francuzom (i może Anglikom, por. książka Huxleya), matkę Joannę od Aniołów, która również wolała już być potępiona niż żadna. Spektakularny upadek w końcu też jest rodzajem wyróżnienia się i zapisania w dziejach. Inne skojarzenie: gdy John Malkovich w roli Jacka Unterwegera traktuje sceniczne zwłoki jak pacynkę ludzką. W Być jak John Malkovich też zagrał lalkarza.

Bohater wieczoru był uprzejmy improwizować dla widowni, opowiedzieć o podziemnym parkingu, który pod Narodowym Forum Muzyki faktycznie jest wielki i labiryntowy, a na końcu powiedzieć po polsku: „Dziękuję”.

Jeśli wyciągnąć wszystkie konsekwencje z faktu, że The Infernal Comedy to wieczór autorski mordercy, zachwalającego swoje autobiograficzne dzieło, wypada zwrócić uwagę na scenę obkładania ofiary książkami. Zabójca zabija niejako „do prozy”, dla sławy. Jest artystą mordowania… Nekro don Juanem, uwodzicielem i niszczycielem kobiet. Nie wysnuto w tym spektaklu wniosków ideologicznych z tego gorącego wątku.

Skoro na scenie widzimy bardziej Johna Malkovicha niż Jacka Unterwegera, co nie jest winą aktora, tylko naszej wyobraźni, przypominają nam się bezwiednie Niebezpieczne związki Choderlosa de Laclos (książka) i Stephena Frearsa (film) z popisową rolą wicehrabiego de Valmont, graną, jak wiadomo, przez Johna Malkovicha. Tam i hrabia, i grający go aktor uwodzili i sprowadzali na złą drogę prezydentową de Tourvel. Valmont nie musiał jej dusić, żeby ją wykończyć. W The Infernal Comedy, jawnie nawiązującej do Dantego, mamy metanawiązanie do Niebezpiecznych związków. W tym wypadku narzędziem i jednocześnie motywem zbrodni są niebezpieczne – książki.

 

Orchester Wiener Akademie

Wrocławska Orkiestra Barokowa

The Infernal Comedy. Confessions of a Serial Killer

scenariusz, reżyseria Michael Sturminger

kierownictwo muzyczne Martin Haselböck

pokaz w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu

14 sierpnia 2022

krytyk teatralny „Przekroju”, tłumacz, wykładowca UJ.