11/2022

Dziedzictwo

Agata Biziuk w Grupie krwi zadaje pytanie o to, czy polski kolonializm sprzed wieków, dzielący społeczeństwo na panów i chamów, wciąż krąży w naszych żyłach i rzuca wyraźny cień na nasze obecne relacje.

Obrazek ilustrujący tekst Dziedzictwo

fot. Piotr Dłubak / Teatr Mickiewicza w Częstochowie

 

Ten temat podejmowany jest dzisiaj zarówno w tekstach teatralnych, literackich, jak i antropologicznych. Wśród tegorocznych tytułów nominowanych do Nagrody Literackiej Nike nie przez przypadek znalazło się Chamstwo Kacpra Pobłockiego (Wołowiec 2021) – książka z dużym znawstwem i w sposób obrazowy, często drastyczny, opisująca feudalny system okrucieństwa i ciągnący się za nami do współczesności podział na panów i niewolników. Pobłocki rozbija mit Polski – krainy pieczonych gołąbków, a pokazuje kraj, w którym odgrywano spektakle przemocy i bestialstwa, gdzie fundamentalne znaczenie miała klasa społeczna. Dopiero w następnej kolejności zwracano uwagę na różnice etniczne, językowe i religijne.

Anna Wakulik w swoim najnowszym dramacie Grupa krwi, nagrodzonym w drugiej edycji konkursu „Dramatopisanie”, rozpracowuje, jak tamta przeszłość działa na teraźniejszość. W ironicznych i niepozbawionych humoru dialogach przygląda się naszej tożsamości. Przedstawiona w utworze historia wydaje się pozornie prosta. Do dworku umieszczonego gdzieś między wschodem, zachodem, północą i południem – w samym sercu kraju – przyjeżdżają dwie pary rodzeństwa. Rita i Michał są wnukami właśnie zmarłego prominentnego dziennikarza, który im, ale także dwójce domniemanych krewnych – Annie i Michałowi 2, przepisał pospołu rodzinny dworek. Zainteresowani umawiają się dzień przed rozprawą, by wcześniej ustalić jakiś konsensus. Spotkanie nie tylko wyzwala w nich rodzinne wspomnienia, ale także odsłania kompleksy, żale, poczucie winy i niespełnienie.

To, że pochodzą z innych, nieprzystających do siebie światów, pokazują już wykonywane przez nich zawody i styl życia. Anna (Helena Radzikowska) wklepuje dane w korporacji, spłaca trzydziestoletni kredyt za niespełna trzydziestometrową kawalerkę, nie ma męża, nie ma dziecka, bo nie miałaby go za co utrzymać; jej brat Michał 2 (Maciej Szymon Cempura) pracuje w Londynie jako budowlaniec. Za to Rita (Agata Ochota-Hutyra) skończyła prawo, ale nie chce wykonywać zawodu, jest artystką – maluje, robi film o dziadzie i krecie (jego scenariusz brzmi zupełnie absurdalnie), przywozi egzotyczne kwiaty z zagranicznych podróży – wszystko za pieniądze rodziny; zaś Michał (Maciej Półtorak) prowadzi fundację „Na pomoc Afryce”, skończył studia w UK, pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, choć gdyby chciał, mimo braku kompetencji, mógłby przejąć dziennikarską schedę po dziadku. Bohaterów dużo dzieli.

Agata Biziuk ukonkretniła opowieść Wakulik, dokładając sceny nieumieszczone w dramacie (może to te, które autorka zapisała, ale nie wprowadziła do tekstu drukowanego, o czym mowa w programie do spektaklu). To, co w dialogach zostało niedopowiedziane, zyskało ciało sceniczne. Nie wiadomo bowiem, czy pradziadek Rity i Michała, również Michał, zgwałcił prababcię Anny i Michała 2 – Andzię, może ją wykorzystał, a może się zakochał, choć nikt w to chyba nie wierzy. Wiadomo, że gdy zaszła w ciążę, przekazał jej dwie morgi ziemi i krowę oraz wydał za mąż za stajennego Antka. Forma spłaty za używanie? Biziuk nie pozostawia widza z wątpliwościami – pradziadek Michał był dla Andzi brutalny, stosował wobec niej przemoc słowną i fizyczną. Traktował ją jak oddychający przedmiot.

By podkreślić wspólnotę krwi i ciążące pochodzenie, zarówno współczesną Annę, jak i chłopkę Andzię gra Helena Radzikowska. Jako korpopracownica wydaje się lekko zagubiona, często poprawia źle skrojony garnitur, naciąga zbyt krótką bluzkę, nieudolnie porusza się na szpilkach. Strój ją krępuje, a sytuacja narzuca obcą rolę (w przeciwieństwie do niczym nieograniczonej, ubranej wygodnie Rity). Mówi szybko, wysokim głosem, przesadnie podkreśla „ę”, jakby dodawało jej to elegancji i animuszu. Andzia, paradoksalnie, to osoba pewna siebie, jej niski głos dowodzi, że nie boi się pana, a może jest jej już wszystko jedno. Takim jak ona nigdzie nie będzie ani lepiej, ani gorzej. Wie, że i tak pozostanie narzędziem. Od sceny o takiej wymowie zaczyna się zresztą spektakl – Andzia leży na podłodze u stóp ostentacyjnie bujającego się na fotelu na biegunach Michała (gra go ten sam aktor, co Michała współczesnego).

Czy to możliwe, że dawne podziały wciąż na nas oddziałują? Michał 2 nie ma złudzeń i wie, że w tym kraju pucybut zostaje pucybutem, a milioner pomnaża bogactwo. Przeszłość dogania nas i nie pozwala wyrwać się z klas społecznych (ten problem, jak przyznawała reżyserka, stanowi dla niej rdzeń dramatu). Biedni ludzie to tylko ciała. Fakt, że ubożsi mieszkają na warszawskim Bemowie, a bogatsi na Żoliborzu, niby wydaje się śmieszny, a jednak nieco kłuje i każe zastanawiać się nad zasadnością tezy o przekazywanych z pokolenia na pokolenie nierównościach społecznych.

W spektaklu nie wiadomo jednak, kto jest chłopem, a kto panem. Badania genetyczne komplikują prosty podział. Okazuje się bowiem, że każdy z bohaterów ma w sobie i chama, i dziedzica (pradziadek Rity i Michała miał dziecko z chłopką Andzią, ale ich prababcia – szlachcianka Maria, żona Michała – miała dziecko z chłopem, mężem Andzi; wszystko to klarownie rozpisuje na tablicy Rita, by widz nie zgubił się w rodzinnych zawiłościach). Zgodnie z grupą krwi dworek należy się Annie i Michałowi 2. Role odwracają się, trzeba więc zmienić kostiumy. Potulna dotąd Anna przejmuje dowodzenie, każe rozbierać się uczestnikom spotkania. Sama daje przykład. Czworo krewnych niespiesznie wymienia się ze sobą garderobą. Okazuje się, że pod spodem wszyscy mają bieliznę w narodowych barwach – każdy przy skórze jest taki sam i należy do tej samej wspólnoty. Strój pana wyzwala jednak agresywne zachowanie i każe performować rzeczywistość zgodnie z zasadą dominacji, a kostium chama skazuje od razu na poddaństwo. Tylko czy dzisiaj, kiedy wiemy, że znaczna część społeczeństwa ma korzenie chłopskie, a niemal każdy panicz – co przypomniała Jolanta Janiczak w Mrowisku – za cichą zgodą rodziców zaczynał swe życie seksualne, wykorzystując służące, z których niejedna zachodziła w ciążę, potrafimy jasno określić nasze pochodzenie?

Tekst Wakulik to „brawurowy komediodramat, mający coś z ducha dzieł Witkacego i Mrożka, zaskakujący i metaforyczny” – głosi zapowiedź na stronie częstochowskiego Teatru im. Adama Mickiewicza. Tak, zwycięski utwór „Dramatopisania” kontynuuje najlepszą tradycję polskiego dramatu, tylko czy to komediodramat? Wszystko zależy, jak się go rozczytuje i słyszy. Potwierdza to druga realizacja tego tekstu w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Maciej Gorczyński w Grupie krwi nie podkreśla komediowych elementów. Przez niespiesznie wypowiadane dialogi przebija przemocowość i opresja. Nie ma się z czego śmiać. Groteska i ironia obecne w niektórych scenach (na przykład gdy Rita wspomina, jak dziadek Adaś, by sprawdzić własne szlacheckie pochodzenie, wykopywał saperką z Decathlonu szczątki pradziadka Michała i potajemnie chował je w torbie z Ikei) pojawiają się po to, by uświadomić, że nastaje „ten moment w sztuce, kiedy kończy się ironia, a zaczyna powaga”. Służą temu także przepełnione goryczą ludowe pieśni. Agata Biziuk poszła inną drogą. Wprowadza do swojego spektaklu wiele konwencji i gatunków. Jej opowieść czasem utrzymana jest w stylistyce społecznego dramatu, czasem komedii, niekiedy nawet zmierza do tragifarsy, by znów wracać do dramatu obyczajowego dryfującego w stronę teatru absurdu. Całość zaś zamyka poetycka scena pożaru. Dominuje jednak nastrój komiczny. To duże wyzwanie dla aktorów, którzy szybko muszą odnajdywać się w nowych zadaniach, jak wówczas, gdy Anna i Michał 2 po scenach pogłębionych psychologicznie wchodzą w teatr formy i udając małpy (nawiązanie do ich niższego położenia?), obwąchują Ritę. Chcą poczuć luksus. Tu przecież pije się whisky i sake.

Scenografia Maksa Maca odzwierciedla kondycję psychospołeczną bohaterów, chyba także Polaków. Dworek dziadka Adasia to nie pobielany piękny dom utrwalony przez Mickiewicza w literackim toposie – ostoja tradycji. To rozczłonkowana konstrukcja architektoniczna – pod sufitem, jak na kubistycznym obrazie, zawieszono kilkoro drzwi i schody, na scenie stworzono stos z rozchwianych, zużytych mebli. Nic do niczego nie pasuje. Wnętrze dworku przypomina graciarnię na strychu. Zgromadzona centralnie na scenie kompozycja narzuca ruch sceniczny, niekiedy zmusza do walki z materią. Trudno usiąść na zdezelowanych meblach, trudno się po nich wspinać. Musi nastąpić pełna dekonstrukcja dworku, a raczej sposobu myślenia, który wyzwalał podział na panów i niewolników, by oczyścić scenę i umysł, by zacząć nową historię.

Spektakl Biziuk, dzięki retrospektywom i wyakcentowaniu różnic klasowych, staje się opowieścią o polskim kolonializmie. Reżyserka nie cofa się jednak, jak niegdyś Strzępka i Demirski w spektaklu W imię Jakuba S. czy Jakub Roszkowski w Rabacji, do wydarzeń historycznych. Uświadamia, że feudalne podziały determinują nas tu i teraz, nigdy bowiem nie zostały wytarte ze świadomości społecznej. Jak się od nich uwolnić? Wakulik, a za nią Biziuk mają radykalne rozwiązanie: trzeba zniszczyć dworek – symbol ucisku, niech nikt nie skorzysta z tego dziedzictwa. Nie ma już drewnianych chat pańszczyźnianych chłopów, niech nie będzie też modrzewiowych dworków z ich całym ekwipunkiem starannie wyliczanym przez Michała 2. Ci trzydziesto-, czterdziestolatkowie, pozornie równi, mogą to zrobić. Oczywiście, nie ma pewności, co, i czy w ogóle coś, uda się zbudować na zgliszczach. Pewnie rację ma Rita, która z charakterystycznym dla siebie sarkazmem mówi: „O masz. Polacy, Polacy, nigdy o dzisiaj, zawsze albo o przeszłości, albo o tym, olaboga!, co będzie. Nigdy: dziś, teraz, tu, my. Zawsze: wczoraj, kiedyś, tam, oni”. Biziuk stara się głośno wyartykułować „tu, my”, nie jestem tylko przekonana, czy pomaga jej w tym eklektyczna forma.

Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie

Grupa krwi Anny Wakulik

reżyseria Agata Biziuk

scenografia Maks Mac

reżyseria świateł Maciej Iwańczyk

muzyka Radosław Duda

ruch sceniczny Krystyna Lama Szydłowska

projekcje wideo Tobiasz Czołpiński

prapremiera 10 września 2022

teatrolożka, krytyczka teatralna,  zastępczyni redaktora naczelnego miesięcznika "Teatr", profesor w Katedrze Komunikacji Kulturowej i Artystycznej Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW, autorka m.in. książki Teatr przeciwko śmierci. Kryptoteologia Tadeusza Kantora (2015).