11/2022
Artur Pałyga

Korytarze ewakuacyjne

Rzeczy, które ratują. Rzeczy, w które się ucieka, żeby nie oszaleć, nie udusić się własnymi myślami. Każdy z nas ćwiczy te ucieczki od dziecka. Każdy z nas ma zestaw kluczy do ucieczkowych korytarzy. Dobrze je mieć na podorędziu.

Niebo i chmury. Kształty chmur. A każdy kształt jest jedyny na świecie. I nigdy nie było i nie będzie więcej takiego jak ten tu, przez chwilę. I nikt nie połączył i nigdy nie połączy kropek w ten sposób, żeby zobaczyć w tej chmurze taki właśnie obraz jak teraz, w tej chwili. Ta dziwna twarz z jej grymasem jest tylko dla ciebie. A jeśli się włączy narrację, będzie się szukać połączeń między kolejnymi obrazami widzianymi w chmurach, można je śledzić godzinami. Płyną spokojnie, jak sterowce. Kołyszą niebem.

A w nocy gwiazdy. I ta myśl, że te same gwiazdy oglądali jeszcze praprzodkowie z jaskiń. I chociaż leci do nas gwiezdne światło z tak daleka, że widzimy niebo i układy na nim sprzed milionów lat, to raczej nic aż tak się nie zmieniło i tak samo będą świecić, gdy się rozsypiemy w pył.

Ślimak pełznie przez ulicę. Wygląda jak wielki okręt widziany z bardzo wysoka, który płynie przez ocean. Można stanąć i ochraniać, żeby nic mu się nie stało. Jest się wtedy Panem Losu, dobrym bóstwem opiekuńczym.

Drzewa. Suchy dotyk drzew. I całe ich życie w środku. Mikrodrgania od korzeni. Stoją, rosną. Słońce, wiatr i pory roku. Dotknąć kory. Poczuć zapach.

Łazienka. Zamknąć drzwi na zatrzask. Jej sterylność, higieniczność. Izolacja. Nikt nie widzi, jak opierasz się o ścianę. Chłód kafelków. Dziwne wzory, w których widzisz jakieś kształty. Nie zmieniają się jak chmury, ale twoja wyobraźnia uruchamia zmienność kształtów. Łączyć kropki można różnie. Łazienka to przestrzeń ludzka i nieludzka jednocześnie. Jest intymna, swojska, obca.

Kolorowe kropki, które tworzą się przed tobą. Wypływają chyba z oczu. Fruną rojem. Można śledzić zawijasy, jakie robią.

Zamknąć oczy i nacisnąć gałki oczne. Kalejdoskop. Wchodzić coraz bardziej w głąb tych obrazów. Jeśli pozwalają siły, można uruchomić myśl i nie tylko na nie patrzeć, ale też interpretować.

Przestać patrzeć. Nawet bez zamknięcia powiek. Uruchomić niepatrzenie. Niech się wszystko zlewa w szarość. W nieistotność. I wyjść z ciała. Skoczyć w wieczność. Poczuć bezczas. Poczuć, że jest się pulsującą częścią wszechcałości. Słuchać, jak się uderzenia pulsu łączą z pulsarami, które odmierzają rytm w kosmosie.

Głaskać kota. Przestać myśleć, tylko głaskać. Być mruczeniem.

Położyć się i nie spać, nawet się nie starać zasnąć. Tylko wejść na kolorową autostradę, co układa się w spiralę coraz dalej, bardziej w głąb.

Oddychać. Tylko oddychać. Być oddechem. I nic więcej nie jest ważne tak długo, jak się tylko da. Wdech i wydech. Wdech i wydech.

Pisać rzeczy byle jakie. Bez myślenia. Dać się słowom. Niech prowadzą, dokąd chcą. Bezsensownie. Uwolnione od wszystkiego. Słowa bez zobowiązań. Może nawet już nie słowa. Nie wiesz co. Litery, zbitki, sylaby. Palce wystukują rytm na klawiaturze. Czasem gdzieś zaiskrzy sens. Jak błyszczący kamień w rzece.

Liczyć do pięciu tysięcy. Potem w tył. I znowu w przód. Można tak cały dzień. Lub całą noc. W razie pomyłki trzeba zacząć od początku.

Śpiewać niezrozumiałą piosenkę. Niech się słowa tworzą same w trakcie śpiewu. Lub bez słów. Można się przy tym kołysać.

Zapomnieć, że jest się człowiekiem. Wyłączyć człowieka w sobie. Być krzesłem, łóżkiem, podłogą, ścianą, drzwiami, wiatrem, ziemią. Oderwać się od tych wszystkich ludzkich umów, powinności, za i przeciw, dobra, zła, winy, strachu, obowiązków, strażników w głowie. Być nieludzkim. Masz to w sobie. Pod człowiekiem masz nieludzkie. Samo gołe, oddychające istnienie. Ono nic nie potrzebuje poza byciem.

Klaskać w dłonie oraz wystukiwać rytm. Czym się da. Ważne, że długo. No i nie przekombinować. Prosty rytm. Rytm bardzo działa.

Przypomnieć sobie, jak to było, kiedy jeszcze nic nie było i kiedy powstało życie na planecie. Pierwsze coś, co oddychało. Nasz praprzodek. Ten, z którego wyszło wszystko. Pływał sobie w oceanie sam jedyny. Masz go w sobie. Gdzieś najgłębiej. Bo on po to wszystko zrodził, żeby ciągle jakoś trwać. Poczuć jego kołysanie w środku megaoceanu pod chmurami, których kształty się zmieniały tak jak dziś. A on jeszcze nieświadomy. Jeszcze nie wie, że oddycha. Jeszcze jest bardziej nieżyciem. Ale to, co jest w nim żywe, powoduje, że chce jeszcze, że odczuwa kołysanie.

I wreszcie rozumowanie. To już wtedy, gdy masz siły. Gdy już przepłynąłeś morze jako nasz wspólny praprzodek, kiedy obejrzałeś chmury, loty kropek, a spiralna autostrada się skończyła, możesz zacząć rozumować. To jest sport absorbujący. I polega na tym, żeby uciąć chaotyczne myśli i spróbować je układać. I oderwać je od siebie. Nie ty jesteś najważniejszy w tych zawodach, ale Myśl, która się układa z myśli. Jak puzzle jedna przy drugiej. Jak puzzle dopasowane, żeby stworzyły myśl, a ta myśl niech wywoła myśl następną, i tak dalej. Niech to będzie zbudowane, ułożone, prowadzące skądś dokądś. To najciekawszy korytarz.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).