12/2022
Obrazek ilustrujący tekst W orbicie nowoczesności

W orbicie nowoczesności

 

Książka Lecha Sokoła, poświęcona wszechstronnej interpretacji europejskich dzieł literatury i sztuki XVIII–XX wieku oraz interkulturowym związkom pomiędzy poszczególnymi twórcami, a także związkom pomiędzy dziedzinami sztuki (literaturą, teatrem, filmem, malarstwem, muzyką), zasługuje na uwagę z wielu powodów. Po pierwsze, zaskakuje oryginalnością ujęcia. Autor umieszcza na pozór odległe od siebie postacie artystów różnych kultur i dziedzin – a zestaw to niezwykły (Marivaux, Watteau, Baudelaire, Ibsen, Strindberg, Rimbaud, Wyspiański, Witkacy, Regamey) – w orbicie jednego zagadnienia: stosunku do nowoczesności. Przy czym nowoczesność ujmowana jest w perspektywie filozoficznej, społecznej i kulturowej, i zostaje ściśle powiązana z zanikiem metafizyki oraz połączona interpretacyjnie z antropologiczną kategorią twarzy, z próbą bezpośredniego spotkania z osobą artysty. Po drugie, Sokół zwraca uwagę na rolę indywidualizmu i jednostki w dziele (i życiu) każdego z analizowanych twórców (oraz samego interpretatora). Pomimo ich pozornej odległości w czasie i przestrzeni autor każe zadawać pytania o moment dziejów, w którym jesteśmy tu i teraz. Po trzecie, poszczególne eseje przybliżają polskiemu odbiorcy dzieła słabo znane bądź w ogóle nieznane (Brand, Terje Vigen Ibsena), uzupełniają luki w polskim przekładoznawstwie (Les Phares Baudelaire’a) i stanowią przyczynek do dyskusji nad istniejącymi przekładami (Do Damaszku Strindberga).

Co więcej, autor dokonuje wnikliwego rozbioru tekstów kultury nie tylko na poziomie filologicznym, artystycznym i komparatystycznym, ale również filozoficznym i społecznym, sprawiając, że indywidualnie dobrani twórcy i ich dzieła układają się w wielokulturową i interdyscyplinarną panoramę niespotykaną dotychczas w polskim literaturoznawstwie i komparatystyce. Poczynając od związków faktycznych (autorskiej lektury, interpretacji, przekładu), Sokół prowadzi czytelnika do powinowactw głębszych, ukazujących nieprzypadkowość zainteresowania twórców dziełami swych poprzedników i współczesnych. Szczególnie ciekawy ciąg wiedzie od Strindberga czytającego Ibsena, przez Wyspiańskiego zafascynowanego Ibsenem, po Witkacego, który także był zainteresowany Skandynawami, a zarazem Wyspiańskim.

Książkę Sokoła można czytać w paru porządkach, a luźna struktura całości złożonej z rozdziału wprowadzającego (Krytyka nowoczesnego „ja”) i szesnastu rozdziałów poświęconych odmiennym tekstom i problemom analitycznym zaprasza do indywidualnej lektury. Pierwszy porządek prezentuje sam autor: to szczególne rozumienie nowoczesności, które, jego zdaniem, podzielają wybrani przez niego twórcy jako interpretatorzy „systematycznego demontażu paradygmatu kultury europejskiej, zbudowanego na tradycji, która stanowiła przez wieki o kulturze świata zachodniego: na racjonalizmie greckim, systemie prawnym rzymskim, spirytualizmie żydowskim i chrześcijaństwie” (s. 11). Towarzyszy temu uważna obserwacja kształtowania nowoczesnego „ja”, autorskie rozbiory rozmaitych stadiów i stopni złudzenia tej konstrukcji – od wykreowanego przez Ibsena „ja” gyntowskiego, tworu popędowego i pozbawionego wewnętrznego ładu i porządku, po Witkacowskie wołanie o Istnienie Poszczególne, o „ja” bezpośrednio doświadczające czasowo i przestrzennie uwarunkowanego Istnienia. O wadze tego nurtu w rozważaniach autora świadczy dostrzeżenie pożytku płynącego z obserwacji twarzy człowieka Zachodu „XIX–XXI wieku” i kształtowania się „ja” popędowego, „wyzbytego sensu” i „określonego względnie ściśle jedynie przez kategorię szeroko rozumianej konsumpcji […]” (s. 182). Warto podkreślić, że Sokół uwypukla właśnie pożytek, a nie tylko krytykę, a jego skrupulatne analizy, tłumaczenia i interpretacje tekstów, filmów i obrazów przekonują, że namysł ten sięga do zagadnienia od lat najważniejszego dla autora: istoty tego, czym się wszyscy stajemy, albo czym się możemy wkrótce stać. Jednocześnie umieszczając swe rozbiory dzieł kultury w szerokim kontekście filozoficznym – m.in. Frankfurtczyka, Mistrza Eckharta, Stirnera, Scrutona, Levinasa, Kołakowskiego, Tischnera – nie tyle obwarowuje się murem sądów nie do podważenia, ile „żywi ograniczoną nadzieję” na „pozytywną zmianę lub odnowę” nowoczesnego „ja”. I do takiej lektury wybranych przez siebie tekstów literatury i kultury zaprasza.

Czytelnik może też jednak wybrać własny trop lektury, odkryć w obszernym tomie cykl tekstów poświęconych jednemu twórcy, choćby Baudelaire’owi jako „prawodawcy nowoczesności”, a w esejach poświęconych poecie znaleźć nie tylko nowe analizy, ale i nowe przekłady – jest bowiem Sokół interpretatorem w dwóch podstawowych filologicznych znaczeniach tego słowa: tłumaczy, żeby zrozumieć; objaśnia, jak przetłumaczyć i pojąć. Baudelaire nie znika z horyzontu rozważań autora, pojawia się jako kontekst bezpośredni lub pośredni interpretacji „sztucznych rajów” modernistów bądź nudy nowoczesności. Podobnie czytać można wzbogacone własnymi przekładami eseje poświęcone Ibsenowi czy Strindbergowi, a tu odkrywanie znaczeń zostaje poszerzone o interpretację świata znaków teatru czy kina. W przypadku cyklu wieńczących tom esejów poświęconych Witkacemu czytelnik ma możliwość odkrycia autorskich interpretacji dwóch najistotniejszych dramatów: Matki i Szewców. Pierwszy mówi nam, zdaniem Sokoła, o „zagładzie człowieczeństwa w człowieku”, drugi jawi się jako dramat europejski, wyzwolony przez autora z polskich kontekstów (i kompleksów), a wprowadzony w jedną z najokrutniejszych kategorii nowoczesności – nudę. Wreszcie czytelnik poznaje zaniedbywany nieco dotąd obszar zainteresowań obrońcy Istnienia Poszczególnego i Sztuki Czystej – muzykę. Esej poświęcony muzycznym pasjom, interpretacjom i teoretycznym wywodom autora 622 upadków Bunga odsłania też promieniowanie jego myśli na znawców muzyki, przede wszystkim Konstantego Regameya.

Ten ostatni wątek odsłania kolejny możliwy porządek lektury – komparatystyczny – a wybór może być uzależniony od upodobań czytelnika. Pierwszy rozdział poświęcony Watteau i Marivaux oraz plastycznym i teatralnym transpozycjom fêtegalantes odkrywa mało eksplorowany dotychczas u nas aspekt teatralnego charakteru koncepcji człowieka i życia społecznego. Zainteresowanych korespondencją sztuk i wniknięciem w nieczęsto interpretowane teksty kultury francuskiej prowadzi dalej Sokół do splotu malarstwa i poezji u Baudelaire’a, a poprzez niego do Rimbauda. Rimbaud z kolei otwiera drzwi do lektury Skandynawów, dzięki porównaniu dwóch „sezonów w piekle”: Rimbaudowskiego i Strindbergowskiego. Poprzez Strindberga docieramy zaś do Ibsena i licznych powinowactw obu twórców oraz ich rozumienia teologii i metafizyki. Zarówno w przypadku lektury dramatów Witkacego, jak i wnikliwej analizy Ibsena i Strindberga autor Twarzy nowoczesności wskazuje nowe tropy interpretacyjne. Na szczególną uwagę zasługują odczytania mało znanego Branda i ciągle znanego tylko powierzchownie Peer Gynta, a także trylogii Do Damaszku, jak zwykle poparte własnym przekładem, wiedzą i intuicją teatralną – w końcu rozumienie metafizyki jako metateatralności w przypadku Do Damaszku I jest niezwykłym gestem interpretacyjnym i nie dokonałoby się bez filologicznej i kulturowej precyzji oraz indywidualnego wyczucia znaków teatru. W książce Sokoła Skandynawowie nie znikają ze sceny, by ustąpić miejsca polskim twórcom, ale, przez nich odczytani, wracają nieco odmienieni, w lekturze i odbiorze zarówno Wyspiańskiego (autor słusznie zauważa, że związki Wyspiańskiego z Ibsenem ciągle domagają się całościowego spojrzenia), jak i Witkacego. W teatrze tego ostatniego spotykają się prawie wszyscy bohaterowie tej książki, w swoistej pogoni za niebezpiecznie słabnącymi uczuciami metafizycznymi i zanikającym Istnieniem Poszczególnym.

Zakończenie książki Sokoła w pierwszej chwili budzi pewien niedosyt. Analiza wypowiedzi muzycznych Witkacego, sama w sobie pasjonująca, jako rozdział końcowy całej książki niczego nie podsumowuje, nie łączy tak ważnych dla całego wywodu zagadnień filozoficznych i społecznych z rozważaniami artystycznymi. Jest perełką analityczną, ale w kontekście zakończenia książki brzmi jak wysokie C, po którym czytelnik spodziewa się jeszcze istotniejszych doznań – a następuje pauza. Buntując się nieco wobec takiego zakończenia, i odczuwając niedosyt lekturowy, zaczęłam raz jeszcze przeglądać cały tom, szukając wskazówek do odczytania całości. Na koniec ponownej lektury natrafiłam na wcześniej nieco przegapione zdanie Sokoła relacjonującego poglądy Regameya: „Każde skończone dzieło sztuki jest nieskończone, gdyż odrywa się od twórcy i zaczyna prowadzić byt samoistny” (s. 416). Myślę, że zdanie to dotyczy też dzieła sztuki interpretacji. Z właściwym sobie taktem i dyskrecją Lech Sokół znika w zakończeniu swej książki, ustępując pola swojemu tekstowi, już jako bytowi samoistnemu. W końcu autor powiedział już wszystko, ukazując zarówno twarze frapujących go twórców, jak i swoją twarz. Reszta należy do Istnienia Poszczególnego w roli czytelnika.

 

autor / Lech Sokół

tytuł / Twarze nowoczesności. Marivaux – Watteau – Baudelaire – Ibsen – Strindberg – Rimbaud – Wyspiański – Witkacy – Regamey

wydawca / Instytut Sztuki PAN

miejsce i rok / Warszawa 2021

– profesor doktor habilitowana, pracuje w Instytucie Literatury i Nowych Mediów US, redaktor naczelna „Rocznika Komparatystycznego”. Autorka licznych artykułów i monografii komparatystycznych, m.in. „Polski Whitman”. O funkcjonowaniu poety obcego w kulturze narodowej (2010) czy Wśród Witkacoidów: w świecie tekstów, w świecie mitów (2012).