Utopie rozpuszczone w eterze
Słuchowiska powstałe w ramach cyklu Radio-Teatr 2022 nie są jedynie artefaktami z ambicją kreatywnego odniesienia się do tradycji dziedziny, ale otwarcie reagują na otaczający je świat, bieżące wypadki, aktualną sytuację.
rys. Bogna Podbielska
„Wzruszenia radiowe zależne są od współistnienia wzruszających. Słuchając przez radio, wiecie, że bliżej lub dalej znajduje się człowiek, który wysyła głos i że człowiek ten jest cząstką rozgałęzionego aparatu, już nie mechanicznego, lecz społecznego”[1].
Tak w 1927 roku przekonywał do nowego medium Tadeusz Peiper, jeden z pierwszych adwokatów radiofonii w Polsce. Już pięć lat wcześniej zapytywał i zwracał uwagę: „Zwiększa się widnokrąg i słuchokrąg człowieka. Zmienia się to, co można by nazwać czuciem świata. Zmienia się człowiek. A sztuka?”[2]. Choć w zapowiedziach cyklu Radio-Teatr 2022 polski poeta nie jest przywoływany, to w utworach stworzonych w ramach tej inicjatywy można wysłyszeć echo jego słów. Słuchowiska, powstałe dzięki współpracy osób wywodzących się z rozmaitych dziedzin i estetyk oraz organizacji różnej proweniencji (Radio Kapitał, Komuna Warszawa, Staromiejski Dom Kultury), miały swoje premiery w czerwcu i wrześniu w wirtualnym eterze (i, co ważne, są nadal dostępne do odsłuchu[3]), były również prezentowane na takich festiwalach jak Ephemera czy „Warszawska Jesień”.
W tekście zapowiadającym cykl także odwoływano się do czasów międzywojnia – konkretnie do 1938 roku, kiedy to wyemitowano The War of the Worlds. Dzieło Orsona Wellesa na podstawie Wojny światów H.G. Wellsa zostało tu przywołane jako kamień milowy (i węgielny zarazem) w historii tego gatunku. Przypomniano też o „atmosferze społecznego niepokoju, lęku i poczucia zagrożenia bezpieczeństwa. Stanu, który współcześnie wraca, tylko w innej odsłonie – problemy ekologiczne, mowa nienawiści, prawa mniejszości narodowych, osób LGBTQ”[4]. Nie przypomniano z kolei o szerokim rezonansie społecznym, jaki słuchowisko Wellesa wywołało – nawet jeśli wyolbrzymionym w relacjach, to funkcjonującym jako trop kulturowy i ożywiający (artystyczną) wyobraźnię przykład faktycznego wpływu sztuki na rzeczywistość. Czy w obecnych czasach, dostrojonych do medialnego szumu postprawdy i zmagających się z fakenewsowymi zakłóceniami, taki fenomen byłby w ogóle możliwy?
Jakkolwiek zapowiedzi Radio-Teatru 2022 nawet nie próbują tego sugerować, to po wysłuchaniu wszystkich pięciu produkcji mimowolnie zacząłem się nad tym zastanawiać. Te słuchowiska w oczywisty sposób nie są jedynie artefaktami z ambicją kreatywnego odniesienia się do tradycji dziedziny, ale otwarcie reagują na otaczający je świat, bieżące wypadki, aktualną sytuację. Na pewno wchodzą z nimi w pogłębiony dialog, a chciałbym też wierzyć, że mogą wywołać zmianę (na początek choćby małą). Przykładowo, czy brawurowa rave’owa reinterpretacja Murów do muzyki Rafała Ryterskiego (z Pomiędzy/паміж współtworzonego przez Andreja Chadanowicza, Małgorzatę Wdowik i Jaśminę Polak) może zasilić kolejne protestujące pokolenia? To słuchowisko bodajże najbardziej dotyka konkretnej sytuacji, także przez odwołanie do jednostkowej historii, niejako zaświadczanej przez udział tego, kto jej rzeczywiście doświadcza (białoruskiego poety i tłumacza Andreja Chadanowicza). Tak samo jednak, jak rozbija alternatywę partykularne – uniwersalne, tak też zespala zbiory uznawane za rozłączne, czyli sztuki zaangażowanej i sztuki, tej po prostu, podając w wątpliwość zasadność tego podziału. Bo choć można je przezywać, jedną jako sztukę dla sztuki czy pięknoduchostwo, a drugą stygmatyzować jako sztukę w słusznej sprawie czy artywizm, to gdy skupić się na konkretnych dziełach, najczęściej okaże się, że oba nurty są w nich nierozdzielnie splecione.
Dobrym tego dowodem mogą być Dziady, które co jakiś czas pojawiają się w kontekstach czy sytuacjach mniej lub bardziej niespodziewanych. Prowokacyjnie, za sprawą oddolnego ruszenia są demonstracyjnie deklamowane na ulicy, ale nawet gdy zamyka się je w starym teatralnym pudełku, to i tak mogą oburzyć kogoś spoza standardowej grupy docelowej. Mickiewiczowskie dzieło przywołuję tutaj nie przypadkiem, bo rezonuje ono w Pryzmacie, pierwszym słuchowisku zaprezentowanym w Radio-Teatrze 2022 i zarazem utworze najbardziej nasyconym odniesieniami do polskiej, w szczególności warszawskiej, kultury. To zasługa scenariusza autorstwa Weroniki Lewandowskiej, twórczyni wywodzącej się z nurtu poezji spoken word, która ostatnio coraz więcej uwagi poświęca możliwościom sztuki VR. W tym kontekście trzeba wspomnieć o wyreżyserowanym wraz z Sandrą Frydrysiak Noccc zainspirowanym wierszem Lewandowskiej. Choć to temat na osobny artykuł, jeśli nie książkę, to tu tylko pozwolę sobie wspomnieć, że przestrzeń wytwarzana przez słuchowisko, czy też przez radiofonię w ogólności, jest swego rodzaju przestrzenią wirtualną[5]. I właśnie w takie nigdzie-wszędzie zostajemy wrzuceni w Pryzmacie. Naszą (bezimienną) przewodniczką będzie głos (Justyna Wasilewska). Choć nie słychać, żeby odprawiała gusła, to jakoś wywołuje duchy. A to przeszłości, zwykle nie tak odległej, a to osób całkiem nam współczesnych, ale z różnych względów niesłysza(l)nych (Filipka Rutkowska, Taras Gembik, Jolaś Anioł, Konrad Kurowski). Najbardziej od teraźniejszości oddalonym elementem, do którego się tu nawiązuje, są Dziady – za sprawą sloganowego już „co to będzie”. Przy czym: może to być mylny trop, bo poza tym ni śladu tu mesjanizmu czy martyrologii, więc równie zasadnie można domniemywać, że jest to po prostu powiedzonko, którym posługują się obecnie młodzi ludzie. Jeśli bez świadomości źródła – to czy to koniecznie źle? Podobnie z „pałką, zapałką” z dawnej wyliczanki, która mogła już tak zadomowić się w języku, że nikt nie dochodzi, gdzie sięgają jej korzenie. Znów – czy to źle? Czy nie byłoby w tym momencie ważniejsze, że treść, zaadaptowana do/przez okoliczności, żyje? Jeśli byłaby martwa, to nie byłoby nawet cienia szansy, żeby ktoś zainteresował się, skąd się wzięła w naszej rzeczywistości. Ponoć kompozytor Gustav Mahler stwierdził, że tradycja to podtrzymywanie ognia, nie czczenie popiołów. Pryzmat oczywiście optuje za jasnością, światłem i blaskiem, który tutaj odbija się w „brzasku”. To jeden z emblematów partykularnego, który (mam nadzieję) wykracza poza to, by choć spróbować sięgnąć ku uniwersalnemu. Bo jeśli nie wiemy, że „W Brzask” to cykl nieszablonowych wydarzeń muzycznych odbywających się latem o wschodzie słońca w parku rzeźby Królikarni, to czy to nie rozszerza tylko zakresu skojarzeń, jakie to słowo uruchamia? Podobnie, gdy słyszymy o „chmurach” czy „pogłosie” – możemy kojarzyć, że to stołeczne kluby, zasłużone w animowaniu lokalnej sceny, ale o ile ciekawiej jest, gdy przekroczymy te skojarzenia i otworzymy się na bogactwo znaczeń, jakie mogą ewokować jako słowa po prostu.
Co nie znaczy, że utwór operuje tylko na wzniosłych abstrakcjach uniwersaliów, bo wysłyszymy tu rezonanse Parad Równości, Marszów Kobiet, prześladowania kolektywu Stop Bzdurom, rezydencji Kemu w CSW Zamek Ujazdowski czy, z dawniejszych czasów, działalności kultowego lokalu Le Madame. To kolejny przypadek urzekającej wrażliwości językowej, a co szczególnie ważne w słuchowisku – fonetycznej. Obracana w ustach, przerzucana na językach nazwa zyskuje autonomię, staje się osobnym bytem dźwiękowym, który równie dobrze można brać za odwołanie do Stanisława Lema. Takich, być może ślepych, uliczek rozchodzi się z tego utworu wiele, bo w głowie kołacze także Niemenowski Sen o Warszawie i Szekspirowski Sen nocy letniej. To jednak, co w porządku tekstowym mogłoby skutkować kakofonią (bez)sensów i harmidrem przeintelektualizowania, w porządku audialnym właśnie działa. To, co porusza się na ślepo, może, nawet w ciemności, nasłuchiwać otoczenia i słuchem się w nim orientować – „nocą ożywa wyobraźnia” (jak, nomen omen, zauważała Lewandowska w jednym ze swoich wierszy).
Dlatego też nakładanie się na siebie sensów, słów cięcie-gięcie tutaj nie drażni, a otwiera niesłychane i niesłysza(l)ne perspektywy. Ożywczym echem do „pałki, zapałki” jest późniejszy „zapał pał”. „Słono” i „słowo” niepokojąco, a jednocześnie zabawnie, na siebie nachodzą – są wręcz zbyt blisko, żeby się rymować, prędzej można by sądzić, że to to samo słowo i jedynie się przesłyszeliśmy. Maestria objawia się w mantrze o tym, że „więcej mieli, żeby mieli więcej”, „queer-korzeń” jest niejako skrojony na slogan, a osobne miejsce ma „tęcza”. Najpierw nasuwa się myśl o tym, że „tęczą” można posługiwać się jak „tarczą”, a potem nakłania się ucho do akrobatyki, by spróbowało wyłapać wszystkie zderzające się sensy w czymś, co można (zubażająco) zanotować jako „zasłonę historii tęczą” (jasne, odbija się „słoność”, ale nie tylko ona). Taka kumulacja nie męczy także dzięki temu, że słowom pozostawione jest miejsce, by wybrzmiały, nawet jeśli wybrzmiewają w gęstości. Nie ma tu infantylizowania przez usiłowanie rymowania, żadnego skandowania czy melorecytacji, w ogóle od idiomu hiphopowego jesteśmy tak daleko, jak tylko się da. Jakby na przekór poruszanym tematom (doświadczenie osób nieheteronormatywnych) panuje tu raczej spokojna atmosfera, choć na szczęście odległa od czuło-narratorstwa. Uważna – tak, ale nie roztkliwiająca się, podszyta stałą gotowością do działania, kwestionowania i z pewnością nie wynosząca na piedestał pojedynczej jednostki (choć sprzyjająca indywiduacji).
Z tym współgra, dość zaskakująco dla mnie, oprawa dźwiękowa. Odpowiada za nią Justyna Banaszczyk (FOQL), artystka kojarzona ze sceną niezależną, okołoklubową, ale mająca też już spore doświadczenie jako autorka muzyki czy sound designu do instalacji, filmów, słuchowisk, gier, środowisk VR i wystaw. To, co zaproponowała w Pryzmacie, przywodzi na myśl jej niedawny album Wehikuł, ale jest dużo bardziej stonowane. Choć jej muzyka sprawia, że w słuchowisku panuje chłodny klimat, to nie jest on tak przenikliwy, bo metodę artystyczną stanowi tu niedopowiedzenie. Mamy więc raczej elektroniczne eteryczne mgły, powoli się rozsnuwające, a nie porywiste podmuchy i minimalistyczne motywy, bardziej przeszywające niż pochłaniające. Ale to dobrze, bardzo dobrze. Ludzkiego wymiaru nadają głosy, zwłaszcza chór, niekiedy komentujący niczym antyczny, częściej afirmujący, na modłę gospel, a do tego syreni śpiew (Pat Dudek). Bo syrena, półczłowiek, to kolejny, a w zasadzie pierwszy, trop kulturowy pojawiający się w tej audiosferze. Unoszący się nad całością, a może raczej: stanowiący zbiornik znaczeń, w którym pozostałe mogą się rozpuścić.
Nie wspomniałem dotychczas o osobie, o której zwykle pisze się najwięcej, czyli o reżyserze. Z jednej strony wynika to z tego, że w przypadku słuchowiska wciąż nie do końca wiadomo, co reżyser robi, za co dokładnie opowiada. Mógłbym wykorzystać tę okazję i domagać się, by zostało to dookreślone, bo posłużyłoby do zakreślenia ram gatunku, określenia jego tożsamości. Ale przyznam szczerze, że Pryzmat (i pozostałe produkcje w ramach Radio-Teatru 2022) skłania mnie do uznania, że taka nie-jasność, pewne z(a)mieszanie gatunkowe, ciekawie przekłada się na finalny efekt. Co znaczące, w rozmowie przed premierą[6] reżyser Grzegorz Jaremko dystansował się od dominującej tradycji słuchowiska Polskiego Radia, osławionego „teatru wyobraźni”[7]. Kładzie nacisk na fakt, że jest to medium nieposługujące się obrazem (co stanowi jego zaletę), czym zdaje się wskazywać na potrzebę przynajmniej przemyślenia tej tradycji. Znów, to temat domagający się dłuższego namysłu i opracowania, ale (ryzykując generalizację) pokuszę się o spostrzeżenie, że ów teatr wyobraźni często dźwiękowo odnosi się do tego, co widzialne. Upraszczając: bierze za wzór rzeczywistość postrzegalną okiem (i szkiełkiem), a nie pozwala na wykreowanie jakiejś zupełnie odmiennej, funkcjonującej w innym porządku, tej właśnie niesłychanej, czy (jeszcze) niesłysza(l)nej. O reżyserze, twórcy, który nie raz dał wyraz swej wrażliwości muzycznej czy szerzej – dźwiękowej (dość wspomnieć jego Woyzecka), nie wspominałem wcześniej także dlatego, że nie postrzegam go jako postaci kluczowej w tym artystycznym procederze. Wrażenie to, być może zupełnie mylne i/lub subiektywne, wzmocniła tylko przywoływana rozmowa. To, że Jaremko nie miał wcześniej doświadczenia w materii słuchowiskowej, biorę tutaj za dobrą monetę. Nie miał w głowie prawideł gatunku, sam nie wiedział przed rozpoczęciem prac, jak to powinno brzmieć. Ani, tak naprawdę, czym mogłoby być – co mi akurat bardzo odpowiada. Niedawno Paulina Pikiewicz zastanawiała się nad stanem polskiego reportażu dźwiękowego[8]. Robiła to w kontekście kryzysu instytucjonalnego w Polskim Radiu, po wymianie doświadczeń na konferencji organizowanej przez Fundację Audionomia, która wręcz wzmocniła jej wątpliwości co do definicji gatunku czy zasadności używania tej właśnie nazwy. Nie dziwię się – słuchając utworów nominowanych do Audionomia Awards[9], mam wrażenie obcowania nie z reportażami, a z dziełami sztuki radiowej (obok których mógłby wybrzmieć Pryzmat czy inne produkcje z cyklu). W sumie – czemu mają to być zbiory rozłączne, kto ustalił ich granice i czemu to służy? Mam wrażenie, że najmniej, excusez le mot, sztuce. A przecież, jak głosił choćby Tadeusz Peiper, tyle rzeczy się zmienia – a sztuka?
[1] T. Peiper, Radio adwokat, cyt. za: Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku, red. M. Hopfinger, Warszawa 2002, s. 98.
[2] T. Peiper, Radiofon, cyt. za: Nowe media…, dz. cyt., s. 95.
[3] Zob. https://radiokapital.pl/shows/radio-teatr-2022/.
[4] Tamże.
[5] Takie wnioski można wysnuć już z rozważań Tadeusza Peipera, a bardziej zainteresowanych tym tematem odsyłam do koncepcji współczesnego klasyka radio-artu, Gregory’ego Whiteheada, choćby wystąpienia Radio-Space is the Place; zob. https://www.youtube.com/watch?v=k_M2GSaBwH4.
[6] Por. https://radiokapital.pl/shows/radio-teatr-2022/rozmowa-o-pryzmacie/.
[7] Równie znaczące, że choć Radio Kapitał nadaje „tylko” w Internecie, to mocno akcentuje społecznościowy wymiar radia, a jeśli jakkolwiek nawiązuje do tradycji PR, to tylko by przechwycić i przetworzyć dla swoich potrzeb jej najciekawsze (i najmniej tradycyjne) tradycje – jak Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, wszak cykl Radio-Teatr 2022 powstawał w Studiu Eksperymentalnym Radia Kapitał.
[8] Por. https://glissando.pl/aktualnosci/gdzie-jestes-dzwiekowa-reportazystko_to-audionomia-2022-koniecznosc-pracy-u-podstaw-i-dzwiekowe-wyznanie-wiary/.
[9] Por. https://soundcloud.com/user-767138548.