1/2023
Artur Pałyga

Niczego nie musisz! Zaśnij!

Społeczeństwo dyscypliny, w którym się urodziłem, jest przyczyną nerwic i histerii. Społeczeństwo osiągnięć, w którym umrę, jest przyczyną depresji, depresji, depresji…

Jadę pociągiem. W pociągu jest się trochę kim innym. Jest się trochę nigdzie, szczególnie w miejscach poza zasięgiem sieci. Szczególnie bardzo wczesnym świtem. Szczególnie zimą. Próbuję się pozbierać z kawałków siebie, które pamiętam. Próbuję odnaleźć nić. Próbuję myśleć, a nie tylko patrzeć, jak myśli się samo.

Społeczeństwo dyscypliny, w którym chodziłem do szkół, mówiło: nie wolno, nie wolno, nie wolno! Czemu nie wolno? Jak to nie wolno? Nie wolno, bo nie wolno. Nie wolno i już. Zakaz, szlaban, basta! Za złamanie „nie wolno” będziesz ukarany! Do kąta! Wyciągnij ręce przed siebie! Czekaj, aż uderzę!

Społeczeństwo osiągnięć, w którym realizuję swoją nabytą w szkołach wiedzę, mówi: możesz, możesz, możesz! Ale co mogę? Możesz wszystko! To znaczy co konkretnie! Wszystko, co chcesz! Jak mogę, jak nie mogę? Jak to nie możesz, skoro możesz! Nie daję rady! Dasz radę! Dasz radę! Inni dali radę, czemu ty masz nie dać? Będzie dobrze, dobrze, dobrze, dobrze! Ale nie jest dobrze! Ale będzie dobrze, nie martw się, będzie dobrze!

Jadę pociągiem. Mówi się: „jadę pociągiem”, ale przecież nie jadę, tylko siedzę, a pociąg jedzie i mnie wiezie.

Rzeczą najbardziej ludzką jest wola, którą można samemu sobie coś nakazać. Można się zebrać w całość. Można pozbierać się z kawałków. Można się poukładać. Można wolą nakazać sobie podążanie za myślą. O czym będziemy dziś myśleć tym zimowym świtem, patrząc na migający za oknami świat? Dlaczego myślę o sobie w liczbie mnogiej? Dlatego, że jest mnie przynajmniej dwóch. Pierwszy to ten nieludzki, przedludzki, który jest samym bezwładem, rozsypanką, snem, korytarzem, przez który płynie migotliwy potok obrazów i słów. Drugi to ten, który próbuje się z bezwładu wyrwać i walczy z tym pierwszym, rozkazuje mu, prosi, namawia, próbuje ułożyć go w całość. Pozostałych przeczuwam, ale nie rozpoznaję. Ten pierwszy gapi się biernie, martwo w okna pociągu, w fotele, w ludzi, w obrazki w komórce, skroluje fragmenciki świata, ale to nie jest prawdziwa aktywność. Ten drugi próbuje czegoś się uczepić, uchwycić, pociągnąć myśl dalej. I próbuje raz tak, raz tak.

Społeczeństwo dyscypliny, w którym dorosłem, mówiło: musi boleć. Ale ja się boję! Nie bądź tchórzem! Musisz być dzielny! Musisz, musisz, musisz!

Społeczeństwo osiągnięć, w którym już jestem dorosły, mówi: nie będzie bolało, nie może boleć, nie musisz się bać, zrobimy tak, żebyś nic nie czuł, nic nie czuł, nic nie czuł, nic nie czuł.

Jadę pociągiem, pociąg mnie wiezie, a ja się zapadam i znikam. Próbuję się jeszcze podnieść, jeszcze się wydobyć, poczuć, że coś sprawiam, że to ja robię ruch, ale bezwład, rozpadanie się i zapadanie jest takie błogie i takie przyjemne. Tak dobrze jest poddać się rytmowi kół.

Społeczeństwo dyscypliny, w którym się stałem tym, kim jestem, mówiło: skoncentruj się na jednym, skup się, skup się, skup się! Ale jest tyle fajnych rzeczy! Tyle ważnych! Nie chcę tylko tego jednego raz na zawsze! Bądź czujny! Bądź uważny! Bądź wierny! Trzymaj skupienie na jednym!

Społeczeństwo osiągnięć, w którym przestaję być tym, kim się stałem, mówi: nie ograniczaj się! Skupienie to nuda! Nuda to śmierć! Żywe jest to, co ciekawe! Ciekawe jest ciekawe krótko! Szukaj nowego ciekawego! Szukaj życia! Szukaj! Skroluj, skroluj, skroluj! Nic nie wiem! Wszystko po trochu! Wszystko się rozpada na kawałeczki, migawki, krótkie pioseneczki, widoczki za oknem, myśli rwane, rwane, rwane, rwane, rwane… Nie zatrzymuj się! Chyba że zatrzymanie się jest nowe, chyba że zwolnienie jest nowością, to na chwilę zwolnij, na chwilę się zatrzymaj, na chwilę to jest żywe, to jest ciekawe, to jest nowe! Ale rozglądaj się! Idź dalej, dalej, dalej, dalej, dalej… Ale to już nie ja idę! Mnie nie ma!

Jadę pociągiem, pociąg mnie wiezie, zapadam się i się wyłaniam, świat miga za oknem. Czytam. Starać się czytać jedną rzecz. Czytanie przywraca mnie. Najbardziej wtedy, kiedy zupełnie w nim znikam.

„Bezbolesne życie w permanentnym szczęściu nie będzie już życiem człowieka” – pisze niemiecki filozof Byung-Chul Han w wydanej przez „Krytykę Polityczną” książce pt. Społeczeństwo zmęczenia (tłum. Rafał Pokrywka). „Życie, które prześladuje i wypędza własną negatywność, eliminuje się samo. Śmierć i ból przynależą do siebie. W bólu wyglądamy śmierci. Kto chce wymazać wszelki ból, będzie musiał znieść także śmierć. Jednak życie bez śmierci i bólu nie jest życiem ludzkim, lecz życiem nieumarłym. Tak oto człowiek usuwa się, by przeżyć. Być może osiągnie nieśmiertelność, lecz stanie się to za cenę życia”.

Jadę pociągiem, pociąg mnie wiezie, świat miga za oknem, poddaję się rytmowi kół, myśl rozprasza się i rozsypuje całkiem. Jest mi dobrze. Skroluję. Świat miga. Zapadam się, pogrążam w permanentnym szczęściu. Jeszcze jak kolec przebija się dawna jakaś myśl. Tylko ból istnieje. Kto to mówił? Mrożek. Tylko ból jest naprawdę.

Zapadam się w fotelu, w pociągu, który mnie wiezie, który mnie skroluje. Osuwam się w bezbolesność.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).