Portret
Prezentujemy dramat Joanny Oparek
rys. Bogna Podbielska
Pracownia malarska. Na środku stoją przypadkowe fotele i okrągły stół w stylu art déco. Na stole rozrzucone farby, sterta zdjęć, popielniczka, otwarta butelka wina i dwa kieliszki. Słychać dzwonek do drzwi. Pojawia się malarka, z papierosem w ręce.
MALARKA
– Proszę, proszę!
Do pracowni wchodzi kobieta (Anna) z plastikowym faunarium. W środku okazały żółw.
ANNA
Przepraszam bardzo, spóźniłam się przez tego… Musiałam go odebrać po zabiegu, coś mu wyrosło dziwnego na skorupie.
MALARKA
A… ten zabieg się udał? Bo wygląda na martwego.
ANNA
Tak? Nie, no chyba się jeszcze nie wybudził po prostu z narkozy.
MALARKA
A! Proszę usiąść. Napije się pani czegoś? Mam tylko wino.
ANNA
A w sumie to mogę kieliszek. Okropny miałam dzień. Nie, no chyba nie jest martwy… Przecież by mi powiedzieli, gdyby coś… On zresztą zawsze tak wygląda. Mogę go tutaj, tak?
MALARKA
Jasne. Gdziekolwiek.
Anna stawia faunarium obok fotela.
ANNA
Jeszcze nigdy nie byłam w pracowni malarskiej. Super to wygląda. Tak to sobie wyobrażałam. Tylko, prawdę mówiąc, z jakiegoś powodu byłam przekonana, że mnie pani w szlafroku przyjmie. Takim jedwabnym w kwiaty, lata trzydzieste coś… Przepraszam, głupoty gadam.
MALARKA
Czasem przyjmuję w szlafroku, ale raczej mężczyzn. Taki nawyk. To w czym ja pani mogę pomóc? Bo moimi obrazami pani raczej nie jest zainteresowana?
ANNA
Ale jestem! Właśnie widziałam pani obrazy, byłam na pani wystawie, stąd dostałam kontakt, katalog, przestudiowałam sobie wszystko. Nie mam pojęcia o malarstwie, ale z drugiej strony widzę coś przecież… I właśnie bardzo mi się pani obrazy podobają, szczególnie portrety. O, a tu nowe już…
MALARKA
No powoli… malują się. Powinny się trochę szybciej malować, bo za trzy miesiące mam kolejną wystawę.
ANNA
To jest pewnie pretensjonalne, co powiem, ale ja trochę przez przypadek się w tej galerii znalazłam i na widok pani obrazów buty mi spadły. Ci ludzie tak wyglądają, jakby im cała dusza z gardła wylazła, nie wiem, po prostu widać ich… no to, kim są.
MALARKA
Dzięki.
ANNA
To nie przedłużam… Poprosiłam panią o spotkanie, bo bardzo bym chciała zamówić u pani portret dla mojego męża… konkretnie, to mojego męża portret. Tylko nie mam wyobrażenia, jakie to mogą być koszty. Niestety liczę się z pieniędzmi, na szaleństwo mnie nie stać, jeszcze teraz ten żółw cholerny z tą naroślą mnie zrujnował… Nie jego wina, zwierzę nie jest niczemu winne. W przeciwieństwie do człowieka. W każdym razie, gdyby się pani zgodziła, to ile by to musiało kosztować, tak mniej więcej?
MALARKA
Ja raczej nie maluję na zamówienie. Nie wiem. Jaki format?
ANNA
No… chyba duży. Mój mąż to jest człowiek wielkiego formatu. W każdym razie w swoim przekonaniu.
MALARKA
To proponuję średni. Taki, jak te tutaj.
ANNA
Też nowe, tak? Mogę zobaczyć?
MALARKA
Proszę.
Malarka odwraca jeden z obrazów, przedstawiający portret starego mężczyzny.
ANNA
Wspaniały! Kto to jest? Bo coś kojarzę.
MALARKA
Zygmunt Freud.
ANNA
No właśnie! Czułam, że wiem. A ten tutaj?
Malarka odsłania kolejny obraz – przedstawia jelenia na rykowisku.
ANNA
O! To jest…
MALARKA (wzrusza ramionami)
Też portret.
ANNA
No… ma swój wyraz… To takiej wielkości obraz, ile mniej więcej?
MALARKA
Piętnaście tysięcy.
ANNA
Matko. Dużo.
MALARKA
Ja nie wiem, czy dużo, czy mało. Jak u byle dewelopera metr mieszkania kosztuje kilkanaście tysięcy, to metr obrazu, przepraszam, ile ma kosztować?
ANNA
Racja w sumie.
MALARKA
Jelenia mogę pani dać za piątkę.
ANNA
Jelenia… to nie bardzo. Nie… Wolałabym realistyczny portret jednak. Ale piętnaście tysięcy?
MALARKA
Tak sprzedaję. Może pani kogoś poszukać, kto za dwa tysiące namaluje, może na prezent wystarczy.
ANNA
Nie. To musi być pani. Ja mam nadzieję, że jak pani go namaluje, to się w tym objawi jakaś prawda.
MALARKA
Ruszył się chyba.
ANNA
Proszę?
MALARKA
Żółw. Chyba drgnął.
ANNA
Tak? E, chyba nie, śpi jak zabity. On tak zresztą cały czas. Całe życie w letargu, niech go szlag…To już nie o żółwiu było… Do niego nic nie mam, zwierzę to zwierzę. Ale ja już po prostu nie mogę żyć otoczona tą martwotą. Ja nie z tego powodu ten portret wymyśliłam, że pragnę mojemu cudownemu mężowi taki oryginalny prezent zrobić. Nie. Ja mam ukryty cel. Już wszystkiego próbowałam, żeby go poruszyć. Bo siedzi mi, zupełnie jak ten żółw, w skorupie, obaj tak siedzą, i słowo daję, ja widzę, jak mojemu mężowi narasta… kolejne warstwy mu się osadzają, ja już go nie jestem w stanie zobaczyć, spod niego samego. I weterynarz mi w tym nie pomoże. A do psychiatry oczywiście się faceta nie da wysłać, bo wzorzec męskości też ma skostniały, nawarstwiony i utrwalony. Zresztą on ze sobą żadnego problemu nie ma, to tylko ja mam problem z nim. W każdym razie taki mam pomysł, może głupi, ale tak czy inaczej to dla niego jakaś przygoda będzie. Może przyjrzy się facet sobie, może się czegoś dowie. Może ja coś w nim zobaczę jeszcze, no kto wie.
MALARKA
Boże… Dobrze. Do dziesięciu tysięcy mogę zejść. A to faunarium pani tu z premedytacją przyniosła w charakterze metafory?
ANNA
No skąd!
MALARKA
Nie wierzę. Skorupa, narośl, żółw… to jest przemyślana analogia.
ANNA
Bo ja obsesyjnie myślę. O nim. I wszystko mi się z nim kojarzy. Jak mi się wczoraj akumulator rozładował, to od razu pomyślałam, że mój mąż tak samo… rozładowany jest i do wymiany. A jakbym zobaczyła kota, tobym pewnie powiedziała, że jest jak ten kot.
MALARKA
Czyli łasi się? Czy fałszywy?
ANNA
Przywiązany do miejsca. A ludzi ma w dupie, jedynie z przestrzenią nawiązuje relacje. Zapomniał, że ma żonę, że ma dziecko, laptop mu absolutnie do życia wystarczy, od kilku lat już zresztą ze swoim laptopem sypia. Tylko proszę mi nie sugerować seksualnych eksperymentów, bo ten temat jest już w moim związku wyczerpany.
MALARKA
Naprawdę bardzo mi przykro. I rozumiem. Doceniam ten pomysł. Ale poniżej ośmiu tysięcy nie zejdę.
ANNA
Dziękuję! Zgoda. A ile to, tak w ogóle, będzie trwało?
MALARKA
A do czego się pani śpieszy?
ANNA
No nie spieszy się. Tylko bym chciała wiedzieć, jak to ma być, ile razy on by tu do pani musiał przyjść…
MALARKA
Przyjść? Nie, nie. Ja maluję tylko ze zdjęć. Zresztą na ogół maluję ludzi, którzy nie żyją…
ANNA
A to nic… on też jakby… Ale ze zdjęć? Naprawdę nie można tak klasycznie, z pozowaniem? Ja sobie wyobraziłam, że on tu tak przed panią usiądzie, z konieczności jakieś słowo z panią zamieni… A może się rozgadać! Jego narcyzm by w takiej sytuacji chyba rozkwitł…
MALARKA
Lepiej niech nie rozkwita.
ANNA
Możliwe, że się przed panią otworzy… No przecież on miał wnętrze, naprawdę miał! To jest zadziwiające, gdzie to się wszystko podziało… on sam… w nim. Myślałam, że ma kryzys wieku średniego, pośredniego, teraz to już nie jest kryzys, tylko forma utrwalona. Nawet nie równia pochyła, bo to, co miało zjechać, już zjechało, koniec! A kiedyś wszystko go interesowało. I nawet sztuką się interesował, chodził na wernisaże, rozmawiał z ludźmi. Dlatego tak mi do głowy przyszło, żeby przez sztukę… spróbować jeszcze.
MALARKA
Sztuka oczywiście ma moc, ale czasem trzeba sięgnąć po benzodiazepiny. Skąd zresztą pomysł, że on by tu w ogóle zechciał przyjść?
ANNA
A coś mi mówi, że jak mu pokażę umowę i powiem, że zaliczka jest już zapłacona, to się ruszy, żeby nie przepadło. Na pieniądzach mu nie przestało zależeć. Tylko praca mu zobojętniała.
MALARKA
Ale jaka umowa? Nie… ja nie wiem, czy się tego podejmę.
ANNA
Błagam, niech się pani zgodzi. Chcę mu zrobić niespodziankę, na cholerną pięćdziesiątkę, kiedy to facet orientuje się, że nie został ani Napoleonem, ani Rockefellerem, ani nikim… kim miał być.
MALARKA
Mogę go namalować. Ale ze zdjęcia! Mogę go nawet namalować na koniu.
ANNA
Na koniu? He, he! Mojego żółwia?
MALARKA
No. Jako Napoleona!
ANNA
A… to by było coś! Tak. Zgoda. No! Robimy to! Mam w telefonie takie jedno zdjęcie… Zaraz… O!
MALARKA (po chwili)
To jest pani mąż?
ANNA
No. Przystojny tu jest nawet, muszę przyznać.
MALARKA
Tak… nawet bardzo przystojny…
ANNA
No, nawet bez konia.
MALARKA
Ha… A co dopiero z koniem… A więc to jest pani mąż, no proszę.
ANNA
A co? Zna go pani?
MALARKA
Nie. Nie znam. Tylko mi się zdawało.
***