Szczęśliwa rodzina
Justyna Sobczyk w spektaklu Rodzina przygotowanym z aktorami Teatru 21 i TR Warszawa pokazuje, że rodzinę można mieć, ale znacznie ważniejsze jest tworzyć ją w odpowiedzi na dynamikę relacji i w poczuciu wzajemnej wrażliwości na potrzeby indywidualne.
fot. Monika Stolarska / TR Warszawa
Agata Stanisz, autorka książki Rodzina made in Poland. Antropologia pokrewieństwa i życia rodzinnego (Poznań 2013), analizując doświadczenia dzisiejszych polskich rodzin, rozsadza przekonanie chętnie podtrzymywane w konserwatywnym dyskursie społeczno-politycznym, że rodzinę da się ująć w karby wzorcowego modelu. Ten zaś jest gwarantem szczęścia i spełnienia w rodzinnych rolach. Współczesna rodzina, jak pokazuje Stanisz, to struktura dynamiczna, przestrzeń praktykowania rozmaitych typów więzi, nie tylko tych wynikających z pokrewieństwa biologicznego, to także pole napięć wokół ról i miejsc ich negocjowania. Wszyscy dobrze o tym wiemy, że życie rodzinne ma również charakter doświadczenia sytuacyjnego, to znaczy nieustannie stawia nas wobec złożonych, nieprzewidywalnych zdarzeń, modyfikujących wzorce, relacje i interakcje. Żyjąc w rodzinie, mierzymy się zatem zarazem z jej społecznym konceptem i realnością różnorodnych form tworzenia i ekspresji więzi, które zaprzeczają istnieniu uniwersalnego, idealnego wzorca rodziny. Z tego napięcia między porządkiem norm społecznych i praktyką życiową, z dynamiki międzyludzkich oddziaływań przyciągania i odpychania w prostych sytuacjach rodzinnych wyprowadzone zostały tematy i struktura przedstawienia Rodzina w reżyserii Justyny Sobczyk. Spektakl powstał w koprodukcji Teatru 21 i TR Warszawa na podstawie improwizacji aktorskich, które dramaturgicznie ułożyli Jakub Drzewiecki, Natalia Fiedorczuk i reżyserka.
Powołując na scenie pozornie tradycyjny układ rodzinny: mama w ciąży, tata i dwoje nastoletnich dzieci, z których jedno jest osobą z zespołem Downa, twórcy uważnie rozmontowują schematy codziennych zachowań poszczególnych członków rodziny. Raczej zapraszają do zadawania pytań o możliwości współtworzenia więzi wbrew pęknięciom w rodzinie, niż przedstawiają wizję kryzysu rodziny jako takiej czy dotkliwą analizę traum rodzinnych. Rodzina nie jest przedstawieniem tak emancypacyjnie ostrym i zadziornym estetycznie, jakim były ostatnie produkcje Teatru 21, w tym przede wszystkim Rewolucja, której nie było czy Libido romantico. Widzę w nim natomiast powrót do tematu z ostatniego odcinka serialu teatralnego Teatru 21 – Klauni, czyli o rodzinie. W toku pracy nad tą realizacją tytułowa kwestia rodziny zeszła na dalszy plan pod naporem innego palącego problemu, a mianowicie ułudy projektów, które oferują osobom z niepełnosprawnością namiastki samodzielności i społeczno-prawnej wolności w dostępnych tylko na chwilę mieszkaniach treningowych. W energetycznym freak show aktorzy dokonywali przejęcia słynnego hasła „Solidarności” i nasycali je nowym krytycznym potencjałem, gdy na scenie padały wielokrotnie jakże realne dla nich słowa: „Nie ma wolności bez samodzielności”. Przedstawienie to zamykała scena w estetyce kina niemego, która była projekcją rzeczywistości cały czas niemożliwej – oto małżeństwo osób z zespołem Downa z dzieckiem w wózku spaceruje po parku w poczuciu spokojnego spełnienia. Stawiało to nam widzom pytanie, dlaczego w XXI wieku ten obraz nadal jest niemożliwy. Twórcy przedstawienia Rodzina nie dają krytycznej odpowiedzi na to pytanie, ale otwierają szerszą rozmowę o rodzinie jako skomplikowanej więzi osób z ich indywidualnymi osobowościami, marzeniami i potrzebami ekspresji tożsamości – rodzinie jako więzi trudnej, uwarunkowanej kulturowo, ale potrzebnej i możliwej.
Rodzina to zaproszenie do teatralnej gry opartej na trzech dramaturgiczno-inscenizacyjnych ideach, służących problematyzowaniu relacji i rozrywaniu modelowej konstelacji familijnej. Po pierwsze przedstawienie osadzone zostało w konwencji sitcomowej, która groteskowo przetwarza telenowelowe wersje sytuacji z życia wziętych, znane choćby z serialu Rodzinka.pl, i jest wprzęgnięta w metateatralne zabiegi. Drugą ideę stanowi współpraca sceniczna aktorów i aktorek Teatru 21 tworzonego przez osoby z zespołem Downa (Daniel Krajewski, Michał Pęszyński, Piotr Swend, Magdalena Świątkowska) i TR Warszawa (Izabella Dudziak, Monika Frajczyk, Sebastian Pawlak). Pozwala ona spotkać się różnym sposobom uprawiania teatru i odmiennym możliwościom realizowania obecności scenicznej, co zostaje świetnie połączone z zamienianiem się aktorów rolami. W dwóch pierwszych częściach spektaklu opartych na zasadzie powtórzenia tej samej sekwencji działań powstają wariacje na temat postaci, ale równocześnie sceny obnażające problem dostępu aktorów z zespołem Downa tak do ról aktorskich, jak i życiowych. Trzecim rozwiązaniem jest ustanowienie osią scenicznego świata aktora Teatru 21 Piotra Swenda, który w polskiej kulturze zrósł się z postacią Maćka, chłopaka z zespołem Downa, syna Lubiczów w serialu Klan. Rola ta uczyniła go najbardziej medialną i rozpoznawalną osobą z zespołem Downa w Polsce, ale zarazem zamknęła go w kulturowym wizerunku. Dlatego w Rodzinie granej na deskach TR Warszawa on jeden w projekcji naśladującej sitcomową czołówkę przedstawiony zostaje z imienia i nie uczestniczy w wymianie ról między aktorami kreującymi pozostałe role w rodzinnych scenkach. Ale w całym przedstawieniu to właśnie on wytwarza swoimi działaniami i pierwszoosobowymi komentarzami rodzaj queerowej czasoprzestrzeni równoległej, w której konstelacja rodzinna rozrywa się i składa na nowo.
Wyznaczona taśmą malarską rama przestrzeni sceny TR-u przy Marszałkowskiej od początku gra swoją podwójnością. Scenografka, Barbara Hanicka, na pierwszym planie zarysowała układ typowego mieszkania w bloku dla rodziny dwa plus dwa. Na wejściu wycieraczka ze stereotypowym tekstem o szczęśliwym domu, kłopot tylko w tym, że nogi się o nią potykają, co wprowadza mikropęknięcia w aurę rodzinnej harmonii. Wąski przesmyk przedpokoju prowadzi po lewej do skromnej jadalni ze stołem, kanapą i zawsze rozstawioną deską do prasowania; po prawej worki wypoczynkowe, lustro, biurko sygnalizują osobne pokoje dla dzieci. Szaro-brązowy klimat mieszkań lat dziewięćdziesiątych XX wieku miesza się z estetyką początków Ikea w Polsce. Na skośnie zawieszonym suficie-ekranie wyświetlana jest filmowa czołówka w stylistyce rodzimych seriali z przełomu wieków, wprowadzająca nas w kameralny świat rodziny Markowskich i jej najbliższego otoczenia. Na drugim planie przestrzeni mieści się niczym nieskrywane teatralne zaplecze. Wśród nagromadzonych za kulisami przedmiotów aktorzy czekają na swój moment wejścia w akcję sceniczną, to tam dokonuje się na naszych oczach szybka wymiana kostiumów i ról między nimi. Teatralne kulisy i zasadniczy dla pierwszych dwóch scen zabieg dekonstrukcyjnego powtórzenia stereotypowej sytuacji z jednego rodzinnego popołudnia w dwóch różnych obsadach obnażać będą schematyczność, w którą wikłana jest każda z ról w rodzinie. Uwypuklą też pęknięcia i szczeliny w rodzinnych relacjach. To przez nie przesączać się będą marzenia i zachowania uwalniające nową dynamikę relacji i alternatywne warianty rodzinnej wspólnoty.
Spektakl składa się ze scen przecinanych serialową czołówką. Pierwsze dwie sytuacje rozpoczynają się tak samo. Maciek (Piotr Swend) nuci melodię, która brzmi tylko w jego słuchawkach i porusza się rytmicznie, szczęśliwie zanurzony w wewnętrznym świecie. Dźwięki nieczytelnie odsyłają do jakiegoś przeboju, domowe pląsy są tęsknotą za spełnieniem marzenia, aby tańczyć. W tle starsza siostra Maćka grana najpierw przez Izabellę Dudziak, a po zamianie ról przez Monikę Frajczyk. To energiczna nastolatka z nieodłącznym telefonem w dłoni, szykująca się na randkę. W głowie szumi jej pierwsza miłość do chłopaka z motocyklem. Jak to zazwyczaj bywa w relacji z młodszym rodzeństwem, nie lubi zajmować się swoim bratem, ale zarazem to ona najlepiej go rozumie i z nim odtwarza jego ulubioną, ikoniczną scenę z Titanica. Potrafi również ostro powiedzieć mamie w ciąży, że w przeciwieństwie do niej wie, co to antykoncepcja, upomnieć ją, aby nie infantylizowała Maćka, ale gdzieś głęboko tli się w niej lęk powtórzenia losu mamy. Mama to kobieta w niezaplanowanej trzeciej ciąży, niemal zrośnięta ze ścierką do sprzątania, pochłonięta przez domowe obowiązki, ale też zmęczona swoją rolą i niegotowa na dorastanie dzieci, szczególnie syna. Monika Frajczyk gra mamę z serialowym realizmem, jest nadopiekuńcza i jednocześnie ustawia wszystkich, ale chwila erotycznej ekwilibrystki odsłania drzemiące w niej pokłady niespełnionej kobiecości. Z kolei Izabella Dudziak to groteskowa wersja matki. Z opadającą co rusz peruką tworzy obraz kobiety, która utknęła w tej figurze. Ojciec pedantycznie zakłada kapcie, nieudolnie gotuje obiady, drobne domowe naprawy są namiastką potwierdzenia jego męskości i roli w domu. Gdy gra go Sebastian Pawlak, jest facetem w kryzysie wieku średniego, wysoki, ale przygarbiony, patrzy ukradkiem na swój rosnący brzuch, wyczuwamy w nim żal, że coś ważnego z życia go omija. Ojciec Michała Pęszyńskiego z Teatru 21 jest zupełnie inny, mówi twardo, surowo, to konkretny facet, raczej nieskory do zabawy, w domu działa zadaniowo. Chłopak siostry w wersji Daniela Krajewskiego uwodzi swoim motocyklem i w kasku zdaje się być współczesną wersją rycerza, który wie, co działa na dziewczyny. Za to chłopak w wykonaniu Sebastiana Pawlaka przedstawia się jako znacznie bardziej natarczywy w próbowaniu szybkiej konsumpcji miłości na kanapie. W konstelację więzi rodzinnych włączeni zostają też sąsiadka (Magdalena Świątkowska) – z ogromnym urokiem gra ona niezbyt rozgarniętą, za to uwodzicielską samotną kobietę – oraz dostawca pizzy (Michał Pęszyński/Daniel Krajewski), nieoczekiwanie wciągnięty w rodzinne zamieszanie u Markowskich.
W tym układzie Maciek grany przez Piotra Swenda przypomina elektron krążący po rodzinnych orbitach, jest katalizatorem i wyzwalaczem różnych sytuacji, uważnym obserwatorem, kimś, kto widzi więcej, niż się inni spodziewają. Można odnieść wrażenie, że podpatrujemy życie rodzinne z jego perspektywy, co utwierdza scena z pudełkami po pizzy, grana już w innym porządku niż dwie pierwsze serialowe sytuacje. To maskowy show wystawiany przez Maćka. Narysowane na kartonach kontury twarzy w różnych grymasach stają się figurami każdej z osób. Maciek w prostych słowach, tu i teraz, opisuje ich osobowość. Mama jest piękna i nadopiekuńcza, tata – dobry i umie naprawiać sprzęty, siostra jest fajna i umie tańczyć, sąsiadka to kokietka itd. Nie chodzi tu o zestaw zalet czy wad. Najważniejsze staje się poczucie, że chłopiec zna te osoby i je rozumie, że ma z nimi relacje, czuje ich bliskość i przyjaźnie akceptuje indywidualność każdej z nich. W tej scenie powracają znaczące słowa Maćka, który parokrotnie mówi do siostry: „Chciałbym być taki jak ty. Chciałbym być tobą”. Czuć w tym tęsknotę za możliwością stworzenia siebie, samookreślenia tego, kim się jest, zaistnienia w swojej niepowtarzalności. Maciek opowiada innych, sam jednak jest nieopowiedziany. Do jego pragnień zbliżamy się, gdy snuje swoją wersję baśni o Roszpunce. Dopiero rozpad obrazka rodzinnego i przejmujące skondensowanie rutyny zachowań w pantomimicznej scenie zapętlonych choreografii, które do pewnego momentu będą trzymać bohaterów w koszmarze codzienności niczym w chocholim tańcu, stwarzają lukę umożliwiającą Piotrowi Swendowi wyzwolenie się z figury Maćka i wyrażenie marzenia o sobie. Wyłania się zza kulis jako drag queen w stylizacji Céline Dion i wykonuje jej przebój It’s All Coming Back to Me Now. Staje się jasne, że to muzyczno-sceniczne marzenie towarzyszyło mu od początku i próbowało się przebić spod słuchawek w podśpiewywanych fragmentach. Jego spełnienie dokonało się dzięki chaotycznemu zawieszeniu ról i dzikiej, alternatywnej rzeczywistości, którą ustanowiła queerowa obecność Piotra Swenda.
Justyna Sobczyk nie pozostawia nas w poczuciu upadku idei rodziny, ale przez wszystkie miejsca niedookreślone i ten ostatni obraz zadaje pytanie o to, jakiej rodziny potrzebujemy. W jednej z końcowych scen wycieraczka z napisem „Dom to szczęśliwa rodzina” niczym transparent krąży między bohaterami, z jednej strony ironicznie komentując zdemontowaną właśnie familijną utopię, z drugiej zaś dając możliwość innego odczytania tego hasła dzięki scenie finałowej przedstawienia. Rodzina to te relacje międzyludzkie, które dają poczucie bezpieczeństwa, bliskości i pozwalają wyrażać siebie i swoją tożsamość. Rodzinę można mieć, ale znacznie ważniejsze jest tworzyć ją w odpowiedzi na dynamikę relacji i w poczuciu wzajemnej wrażliwości na potrzeby indywidualne. Aktorzy Teatru 21 wielokrotnie podkreślają, że ważne są dla nich ich naturalne rodziny, ale mają też teatr – drugą rodzinę, która pozwala im queerować rzeczywistość, aby wyrażać siebie i tworzyć relacje.
TR Warszawa
Teatr 21
Rodzina
scenariusz na podstawie improwizacji aktorskich Natalia Fiedorczuk
reżyseria Justyna Sobczyk
dramaturgia Jakub Drzewiecki, Natalia Fiedorczuk, Justyna Sobczyk
scenografia Barbara Hanicka
kostiumy Wisła Nicieja
reżyseria światła Aleksandr Prowaliński
muzyka Krzysztof Kaliski
choreografia Aleksandra Bożek-Muszyńska
wideo Agata Rucińska
premiera 30 września 2022