Rosyjska pułapka
Post Scriptum Alvisa Hermanisa i rosyjskiej aktorki Czułpan Chamatowej to właściwie bardzo proste przedstawienie. Bo co teatr może zrobić w sytuacji wojny?
fot. Jānis Deinats
Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że będziemy oglądać jedno z tych przedstawień Alvisa Hermanisa, w których zaprasza nas do podglądania samotnych ludzi, zamkniętych/zamykających się w ciasnym mieszkaniu, przesiąkniętym swojskością, pasującą i do Rosji, i do ZSRR, i do Federacji Rosyjskiej. Tym razem jednak w oknie sceny widzimy jeszcze jeden kadr – niczym ekran w starym kinie obudowany czarną ramą. Odsłania się w nim czarna zasłona, wybrzmiewa piosenka wykonywana przez uczniów, dziarsko śpiewają coś o rakiecie o mocy piętnastu megaton, broni jądrowej i strachu, który można wzniecić nią nawet w Waszyngtonie, Ameryki przecież nie żal…
Nieprzyjemnym światłem zapalają się jarzeniówki na suficie pokoju. Hermanis zwykle przybliżał horyzont ku widzom, rozciągał przestrzeń gry panoramicznie, aktorów mieliśmy tuż-tuż. W Post Scriptum też podpatrujemy, ale powiedzmy, że jak w fotoplastykonie. Klatka mieszkania nie ma jednak płaskiej tylnej ściany, pokój wcina się rogiem w głąb kadru, odbieramy to tak, jakby klin wbijał się nam w oko. Jesteśmy na zewnątrz tego świata, ale jednocześnie on jest w nas. Efekt jak z ekspresjonistycznego kina, choć spektakl Hermanisa nie ma nic wspólnego z jego estetyką.
Na razie gryzie w oko tapeta we wzorki, na jej tle wersalka w jeszcze inne wzorki i kolory, za nią na ścianie nieśmiertelny dywan w bucharski deseń, mozaikowa podłoga – ponadczasowy rosyjski gust, który lubi nagromadzenia i ekstrawaganckie zestawienia (jak pasek do sukienki u Nataszy w Trzech siostrach, czy kostiumy kobiece, które zaproponowała Barbara Hanicka paniom Jepanczyn w Idiocie, zrealizowanym z Pawłem Miśkiewiczem w Teatrze Narodowym). Poza tym pustawo: taboret, na nim kineskopowy telewizor, na ścianie półeczka-ołtarzyk ze świętymi obrazkami. Czas, do którego nas zaprasza Hermanis, mógłby być nieokreślony, bohaterka ma fryzurę i filcowe bambosze równie wieczne jak wyposażenie mieszkania, współczesność zdradzają dres z kapturem i T-shirt, a przede wszystkim program w kiepskich kolorach, który oglądamy wraz z bohaterką.
Wyświetlane po bokach ramy scenicznej napisy informują nas, że kobieta we wnętrzu to Nadia, nauczycielka języka rosyjskiego, która wróciła z pracy do podmoskiewskiego mieszkanka. Jest rok 2022. Żeby zabić samotność, zostawia włączony odbiornik, gdy wraca, ma wrażenie, że w domu ktoś na nią czeka. Wraz z nią zerkamy na hałaśliwy teleturniej z udziałem publiczności, w którym wszyscy są z siebie zadowoleni, także ze wspólnotowej mocy. Kobieta zabiera się do sprawdzania wypracowań na temat Biesów Fiodora Dostojewskiego. Jeden z uczniów zaskakuje ją, wybrał rozdział ostatni, długo zakazywany przez cenzurę carską i sowiecką, U Tichona, w którym Nikołaj Stawrogin przychodzi do mnicha, gnany jakimś wewnętrznym przymusem (biesem). Wypowiedź ucznia wciąga Nadię. Program telewizyjny przeszkadza, odbiornik ląduje to na wersalce, to na podłodze, wreszcie ekranem do ściany. Pokoik staje się celą w monastyrze, choć nic się w nim nie zmienia, a Czułpan Chamatowa gra i Tichona, i Nikołaja Wsiewołodowicza, nieco tylko modulując głos. Staje się też dziesięcioletnią Matrioszą, zgwałconą przez Stawrogina w jej własnym domu, w którym później odebrała sobie życie.
Próba ekspiacji Nikołaja (przedstawienie broszury, w której detalicznie wszystko opisuje) kończy się uświadomieniem sobie, właściwie przez obydwu, że Stawrogin by się nie pokajać, popełnia jeszcze straszniejszą zbrodnię. Ta prawda przeraża Tichona. Że tu nie ma wyjścia, ocalenia. Stawrogin, wściekły, gwałtownie opuszcza celę, rzucając na odchodnym: „Przeklęty psycholog!”.
Światło nieco przygasa. Na dwóch monitorach, na których dotychczas wyświetlano napisy (nie tylko wprowadzenie, ale i tłumaczenie na łotewski, gdyż spektakl grany jest po rosyjsku), pojawiają się „mówiące głowy”: na jednym Dmitrij Bykow, na drugim Ołeksij Arestowycz. Pierwszy to zbliżający się do sześćdziesiątki poeta, prozaik, autor kilku biografii rosyjskich pisarzy, literaturoznawca, nauczyciel w szkołach średnich i wyższych, dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny, krytyk filmowy i literacki; opozycjonista, niestrudzony demaskator polityki Putina, podobnie jak Aleksiej Nawalny przeżył próbę otrucia, po agresji Rosji na Ukrainę został wciągnięty przez ministerstwo sprawiedliwości na listę „zagranicznych agentów”; barwna postać, znany z ciętego języka, satyrycznego talentu, przenikliwych komentarzy i analiz. Drugi to nie mniej bogata osobowość, niemal dekadę młodszy od Bykowa popularny ukraiński bloger (ale piszący po rosyjsku – ma korzenie polskie, białoruskie i rosyjskie), aktywny w wielu mediach społecznościowych, błyskotliwy analityk polityczny, doradca wojskowy (właśnie zaliczył wpadkę w swych diagnozach i podał się do dymisji), podpułkownik, od lutowej agresji prowadzi konferencje prasowe w imieniu władz Ukrainy; w przeszłości być może oficer wywiadu; udzielał się także jako terapeuta, aktor, producent filmowy; zajmuje się filozofią, psychologią, teologią.
Gdy słuchamy ich wymiany zdań, kobieta szykuje się do snu. Bucza, fake newsy, dzieci ginące pod gruzami domów… te sytuacje uświadamiają, że w każdej sekundzie życia dokonuje się wyboru, który może być decyzją ostateczną. Debata urywa się, wracamy do Nadii. Czas na jej historię. To bohaterka reportażu Anny Politkowskiej na temat ofiar ataku na teatr na Dubrowce w 2002 roku. Reporterka „Nowej Gazety”, jak wiadomo, przypłaciła publikację życiem. Nadia wraz z mężem i synem z pierwszego małżeństwa feralnego dnia oglądali Nord-Ost. To miało być święto dla ich rodziny. Stało się inaczej, tylko ona przeżyła… by po dwudziestu latach wciąż wewnętrznie czuć się martwą. Ulgę przynoszą spotkania ze społecznością „nordostowców”. Towarzyszy jej właściwie tylko jedno pragnienie: chce znów pójść na ten musical, dooglądać drugi akt, zobaczyć finał.
W zakończeniu spektaklu ekran zasnuwa czarna tiulowa zasłona, w telewizji puszczają Nord-Ost, niewyraźnie migają światła. Z kąta pokoiku wydobywa się syczący teatralny dym. Zaciąga się teatralna kurtyna. Na ekranach pojawia się prośba do widzów, by nie klaskać.
Przedstawienie jest właściwie bardzo proste. Bo co teatr może zrobić w sytuacji wojny? W programie przedrukowano zdjęcia zbombardowanego teatru w Mariupolu, który miał być schronem dla cywilów, przede wszystkim dzieci, a stał się masowym grobem. Obok relacje świadków tej tragedii. Teatr Nowy w Rydze dał schronienie Czułpan Chamatowej, która wojnę nazywa wojną, a nie operacją specjalną, publicznie obwinia Putina o zbrodnie, nie widzi możliwości życia w Rosji. Na swój sposób też jest osobą zagnaną w kozi róg. Jak Matriosza, jak Stawrogin, jak Tichon, jak Nadia.
Grzegorz Przebinda w tekście Co by w Buczy zrobił Stawrogin? („Gazeta Wyborcza”, 20.08.2022) odwołuje się między innymi do łotewskiego przedstawienia. „Chamatowa interpretuje to tak, że Stawrogin i Tichon to dwa oblicza zarówno historycznej, jak i dzisiejszej Rosji: »[…] A Stawrogin – to Rosja. To ja tak powiedziałam, ale Alvis rozsądnie zauważył, że Rosja to nie tylko Stawrogin. Tichon – to także Rosja. Stawrogin i Tichon to dwie składowe Rosji, w tym także i mnie – Czułpan Chamatowej«”.
By zrozumieć wypowiedź i położenie aktorki, należy przypomnieć kilka faktów z jej życia. W Rosji ma niekwestionowaną pozycję gwiazdy teatru (należy do zespołu Sowriemiennika, ale występuje i na innych scenach Moskwy) i kina, jako aktorka filmowa bierze też udział, z sukcesem, w międzynarodowych produkcjach. Ale znana jest również z działalności charytatywnej (głównie ze współpracy z fundacją na rzecz dzieci chorych onkologicznie) i zaangażowania w sprawy obywatelskie po stronie demokratów. Dużym więc zaskoczeniem było, gdy w wyborach prezydenckich w 2012 roku poparła Władimira Putina, twierdząc, że nigdy nie odmówił finansowego wsparcia jej fundacji Podaruj Życie. To był ten moment, w który Putin po krótkiej przerwie na premierowanie wracał na właściwy (w jego poczuciu) urząd, po raz kolejny cynicznie naciągając wszelkie procedury. Na Chamatową wylała się fala hejtu. Odmówiła komentowania decyzji. Niektórzy wskazywali na to, że na filmie wyglądała nienaturalnie, sprawiała wrażenie osoby bliskiej płaczu. W sieci pojawiła się wypowiedź anonimowej współpracowniczki fundacji, która sugerowała, że aktorka mając do wyboru poparcie Putina lub utratę dotacji, wybrała to pierwsze. Tego też nie komentowała, robiła swoje, na przykład dwa miesiące później poręczyła za członkinie punkowej grupy Pussy Riot, które zostały skazane za swój performans w największej moskiewskiej cerkwi Chrystusa Zbawiciela. Stała wraz z innymi protestującymi pod budynkiem sądu, gdy ten skazywał performerki na dwa lata kolonii karnej.
Niemniej w 2015 roku odebrała z rąk Putina nagrodę państwową za działalność charytatywną. Angażowała się w popieranie protestów na Białorusi, w krytykę zajęcia Donbasu przez „zielone ludziki”. Przyjaźń z Michaiłem Gorbaczowem, zawarta na polu działalności charytatywnej, doprowadziła ją z biegiem różnych okoliczności do zagrania Raisy w spektaklu Gorbaczow moskiewskiego Teatru Narodów, który wyreżyserował Alvis Hermanis w 2020 roku. Praca odbywała się głównie online, gdyż reżyser był persona non grata w Rosji za potępienie aneksji Krymu, poza tym panowały pandemiczne obostrzenia. Ostatnie próby miały miejsce w Rydze. Reżyser nie był na premierze, ale odwiedził wcześniej Moskwę, korzystając z jednorazowej zgody wytargowanej u Putina przez Chamatową, a przede wszystkim przez Jewgienija Mironowa, kierownika artystycznego teatru, aktora grającego Gorbaczowa, który skorzystał z prywatnej znajomości z prezydentem. Celem wizyty było spotkanie z tytułowym bohaterem przedstawienia.
Atak Rosji na Ukrainę zastał Chamatową za granicą, na urlopie. Od razu skomentowała operację w mediach społecznościowych jako „wojnę”, zwracając się wprost do Putina, napisała, że oszukał ją i naród, zaapelowała o zakończenie zabijania ludzi. Znów wylała się na nią fala hejtu, tyle że z innej strony. Udzieliła głośnych wywiadów dla „Washington Post” czy dla popularnego programu „Powiedz Gordiejewej”, który można oglądać na YouTubie. Półtoragodzinna rozmowa, zatytułowana Bardzo kocham swą ojczyznę, została nagrana w domu aktorki pod Rygą, zamieszkała w nim razem z córkami. Dopóki trwa wojna, nie widzi możliwości powrotu do Rosji. To, że Alvis Hermanis zaprosił ją do zespołu swego teatru, nie jest wyłącznie gestem wobec człowieka, to wynik porozumienia artystów, którzy mają za sobą pracę nie tylko nad Gorbaczowem, ale i nad Opowieściami Szukszyna (Teatr Narodów w Moskwie, 2008).
Zarówno na scenie, jak i w życiu Czułpan Chamatowa jest kruchą osobą. Nadrabia obszernymi bluzami, marynarkami, tak jakby chciała zatuszować swą delikatność czy chronić się. Gdy przerażona postać wciska się w kąt pokoiku zbudowanego przez scenografkę Kristīne Jurjāne, widzę w niej nie tylko Tichona, Stawrogina, Matrioszę, ale i czterdziestosiedmioletnią Czułpan Chamatową. A tytuł spektaklu odbieram jako postscriptum do rozważań Dostojewskiego, historii Rosji i jej życia. Jak to postscriptum, zwięzłe i w punkt.
Teatr Nowy w Rydze
Post Scriptum Alvisa Hermanisa i Czułpan Chamatowej
reżyseria Alvis Hermanis
premiera 15 czerwca 2022