Strategie znudzonego widza
Ostatnio uczestniczyłam w Marbelli w pewnym wykładzie. Bardziej jednak niż tekst samego wystąpienia zafrapowała mnie poboczna, rzucona en passant, uwaga prelegenta, iż pochodzi on z północy, z Asturias. Przywykłam już do faktu, że ludzie północy, zawsze i bez wyjątku, w pierwszych słowach zaznaczają w Andaluzji swoją geograficzną przynależność, tutaj jednak kwestia ta została specyficznie rozwinięta. „Moje miasteczko – tu wymienił nazwę – dostaje od lat nagrodę za czystość. Od paru dekad wygrywamy Złotą Miotłę”.
Uwaga ta tak bardzo odbiegała od tematu wykładu, że wypuściła moje myśli na manowce i nie byłam w stanie słuchać wywodów gościa z północy. Trudno mi było serio potraktować mądrzenie się człowieka, który nagrodę zwaną Złotą Miotłą uważa za fakt tak znaczący, by uczynić z niego wizytówkę w obcym gronie.
To wariat – stwierdziłam.
Złoty Yorick, Złota Maska, Złota Palma, Złota Miotła…
Zdaje się być kwestią przypadku, że jedną z pierwszych konwersacji, jakie odbyłam w Hiszpanii, była rozmowa z miejscowym hydraulikiem. Gdy naprawił pękniętą rurę, protekcjonalnym tonem zagaił. „A więc uczy się pani hiszpańskiego?” – spytał. „Czy wie pani – ciągnął – że mop jest hiszpańskim wynalazkiem? Fregona. Fre-go-na” – cedził przez zęby, żebym zapamiętała, co mu się zresztą udało.
W Polsce również dba się o czystość, myślałam, gdy prelegent od Złotej Miotły szeleścił przewracanymi kartkami filozoficznego wykładu. Regularnie przeprowadza się badania, a ich efekty przedstawia w rankingach czystych miast. Badania polegają na pobieraniu wymazów i sprawdzaniu, ile bakterii znajduje się na powierzchniach miejsc publicznych. Informacje te czerpałam z odpalonego ukradkiem smartfonu. Szczególnie strona jednego z wrocławskich portali okazała się wyczerpująco przedstawiać temat, co absolutnie mnie wciągnęło, mimo wysiłków Asturyjczyka, który teatralnie modulował głos.
„Na 10 polskich miast, które zostały uwzględnione w badaniu, Wrocław zajął 6. pozycję w ogólnym zestawieniu. W TOP 3 znalazły się: Łódź (w roli zwycięzcy na pierwszym miejscu z wynikiem 1 470 drobnoustrojów), Bydgoszcz (na miejscu drugim z wynikiem 2 340 drobnoustrojów) i Kraków (na miejscu trzecim z wynikiem 2 440 drobnoustrojów). Badania wykazały, że we Wrocławiu najbardziej powinniśmy się obawiać powierzchni w komunikacji miejskiej – 2500 bakterii oraz bankomatów – 1500 bakterii”.
Prelegent mówił jednostajnie, ja tymczasem dalej śledziłam wrocławski portal. „W badaniu ilościowym na poręczach dworca kolejowego we Wrocławiu znaleziono 60 bakterii […]. Podium z najmniejszą liczbą znalezionych bakterii zajmuje Białystok (16 bakterii), Wrocław (60 bakterii) i Bydgoszcz (200 bakterii). Pozostałe miejsca w rankingu prezentują się następująco: na czwartym miejscu Lublin (420 bakterii), na piątym Warszawa (500 bakterii), na szóstym Kraków (700 bakterii), na siódmym Łódź (1 000 bakterii), na ósmym Katowice (4 000 bakterii), na dziewiątym Gdańsk (5 000 bakterii) i na dziesiątym Poznań z wynikiem aż 6 500 znalezionych bakterii, który zamyka zestawienie”.
Nie będę już nigdy dotykać teatralnych balustrad, obiecałam sobie. Zwłaszcza w Poznaniu i Gdańsku.
Krzesła na wykładzie były niewygodne, a słuchacze chrząkali i kaszleli, jak to zwykle robi publiczność, gdy zasiądzie w fotelach. To pewien nawyk, jak wyciąganie jedzenia, gdy tylko siądzie się w pociągu.
Kaszlnęłam. Gdy jest się wtłoczonym w fotel widzem i myśli przestają błądzić po ciekawych tematach, zostaje tylko pokasływanie. Z nudów postanowiłam mu się oddać. Zdecydowanie, kaszle w teatrze są siatką cichego dialogu rzędów pierwszych i ostatnich. Szukanie różnorodności chrząkania, tak żeby nie obnażyć się z jego sztucznością, bardzo mnie zajęło. Jest to w końcu zajęcie z dziedziny aktorstwa, z całym spektrum gestów (przepraszające skulenie, zażenowana tłumiona irytacja, eksplozja cierpienia, czyli tzw. atak główny, który zmusza prelegenta do zawieszenia głosu i czekania, aż zapadnie cisza; dyskretne ruchy dłoni zasłaniającej usta, manewry chusteczką, zasłanianie twarzy, zmiany pozycji).
W jednej ze scen La Bohème, spektaklu Grzegorzewskiego opartego na tekstach Wyspiańskiego, a dotyczącego kondycji artysty w Młodej Polsce, Helena Norowicz, dziś zasłużona ikona piękności, wkraczała z miotłą i wiadrem i zirytowanym tonem, zamaszyście zamiatając, kontrowała wywody i dylematy zebranej w kawiarni bohemy.
Strategie radzenia sobie z czasem, gdy przebywanie na widowni jest torturą, są różne. Można zerkać na innych widzów, układać plany na wakacje, wspominać epizod z dzieciństwa bądź połączyć Złotą Miotłę, nagrodę za czystość przyznawaną ratuszom, ze spektaklem sprzed prawie dwudziestu lat.
W minionym 2022 roku Złotą Miotłę w Hiszpanii dostało Alcorcón, leżące w sąsiedztwie Madrytu.
Możliwe jednak, że prelegent z Asturias nadal wspomina czasy świetności swego miasteczka i jego złotego trofeum.
Każdy ma swój Złoty Wiek, który przywołuje, choćby piłka była w grze na zupełnie innych boiskach. Dotyczy to również teatru.