5/2023
Antonina Grzegorzewska

Złodzieje wieczoru

 

Pewna moja znajoma, dobra aktorka, kolekcjonowała kradzione z kawiarni całego świata łyżeczki, o czym z dumą opowiadała. Wspomniałam o tym zwyczaju aktorki przyjaciółce z ASP, która prychnęła pogardliwie, wzdymając usta. „Ja kradnę krzesła i fotele z kawiarnianych ogródków” – odrzekła. „To wymaga pomysłowości i wysiłku”. I tu opowiedziała, jak wyniosła bambusowe krzesło z bistro umiejscowionego na ruchliwej warszawskiej ulicy. Zaświadczam, że jej mieszkanie pełne jest eklektycznie zestawionych krzeseł. Kolekcji łyżeczek aktorki nigdy nie widziałam.

Przed paru laty prasa donosiła o kradzieży aluminiowych elementów dekoracji scenicznych teatru w Wałbrzychu. „Policja zatrzymała złodzieja w jego mieszkaniu i odzyskała skradzione rzeczy, niestety już pocięte, w postaci złomu”. Złodziej przyznał się do winy i – tu cytuję – „wyjaśnił, że ukradł »złom« aluminiowy i sprzedał go na skupie metali dla pieniędzy”.

Precyzja myśli, dobry tekst i krzesło – to już jest teatr – zdają się mówić niektórzy. Zupełnie jak niegdyś matki mówiły rozwydrzonym dzieciom pod sklepem z zabawkami, że do zabawy wystarczy patyk i dwa kamienie. Kto wychował się na podwórku, wie, że to słuszna uwaga, lecz nie wyczerpuje kategorii zabawy i różnych jej akcesoriów.

Owo napięcie między samoograniczeniem, samokontrolą a wizjami korzystającymi z barokowego przepychu i czerpiącymi radość z operowych wręcz możliwości teatru, ów konflikt temperamentu rozpostarty między lękową skromnością a brawurową rozrzutnością przypomniał mi się, gdy chciałam sprawdzić informację o stanie śledztwa w sprawie trupa kobiety bez głowy, której ciało fale przyniosły akurat na naszą plażę. Ta historia zajmuje ostatnio opinię publiczną w Marbelli. Koszmarne to zajście otwiera równie skrajne, co przywołane przed chwilą w kontekście teatru, napięcie. To rozdźwięk między kurortem i jego luksusowo rekreacyjnym obliczem a wszelkim brudem, przestępstwem, podziemiem, światem mafijnych egzekucji, rzeczywistością dryfujących w morzu ciał.

Między trupami a brzegiem kurortu, mogłabym sparafrazować głośny tytuł powieści Marii Rodziewiczówny…

Szukając informacji o zbrodni, zorientowałam się, że historia bezgłowego trupa została zepchnięta przez media na dalszy plan, a ważniejszym tematem jest zdarzenie z Madrytu. Otóż ciężarówka przewożąca dekoracje, rekwizyty i kostiumy do spektaklu Los secuestradores del lago Chiemsee Alberta Iglesiasa została skradziona w stolicy, podczas gdy aktorzy i realizatorzy byli już w Maladze, by zaprezentować spektakl w Teatrze Cervantesa. Inspirowana prawdziwą historią sztuka to czarna komedia o emerytach, którzy uprowadzają swojego doradcę podatkowego, po tym jak w wyniku jego złej porady finansowej tracą oszczędności całego życia. Myślę, że złodziej ciężarówki czuł się podobnie do złodzieja naszej wielkiej walizy, którą skradziono nam w pociągu na trasie Barcelona – Madryt, a w której były same czereśnie.

Sytuacja została przezwyciężona. Twórcy objazdowej sztuki zagrali ją sauté, a historia kradzieży stała się marketingowym wabikiem. Z ciekawości poszukałam informacji o przedstawieniu w pełnym rynsztunku. Zdjęcia pokazują prowincjonalny rodzajowy spektakl, z dekoracją imitującą piwnicę, w której, przytroczony obficie taśmą, siedzi na krześle uprowadzony. Można zobaczyć teren przed letniskowym domkiem, ze stolikiem ogrodowym i leżakami, drewniany płot i sztuczny bluszcz. Po zdjęciach postaci widać aktorstwo od kulisy do kulisy, choć trzeba przyznać, że w dossier dwójki aktorów z obsady pojawia się Almodóvar.

Mam wrażenie, że w przypadku skradzionej ciężarówki twórcy spektaklu mają do czynienia z istnym cudem z nieba. Istnieje pewna szansa, że umieszczeni z konieczności poza światem wizualnej łopatologii, nagle wyśrubują swe przedsięwzięcie na poziomy, o których nigdy im się nie śniło. Niewykluczone bowiem, że scenariusz jest zabawny i dynamiczny.

Związek kradzieży i teatru oraz figury złodzieja i teatru ma swoje kulturowe korzenie. Nad wszystkimi anegdotami czuwa Hermes, bóg złodziei i złodziejskiego figla, któremu towarzyszy chichot (kwestię, na ile wcześniej obmyślony psikus jest zjawiskiem teatralnym, bo swoiście połączonym z pewną inscenizacją, pozostawiam otwartą).

Za dużymi skokami na bank czy spektakularnymi kradzieżami biżuterii stoją zawsze swoiste mistyfikacje. Woody Allen oddał to w Drobnych cwaniaczkach. Chodzi z grubsza o zachowywanie pokerowej twarzy oraz podszywanie się złodzieja pod osobę wtopioną w otoczenie miejsca rabunku. Z tego punktu widzenia najbardziej podejrzany o kradzieże dekoracji powinien być aktor.

„W nocy z 21 na 22 grudnia br. spod Pleciugi uprowadzono krasnala Życzliwka” – napisano na stronie szczecińskiego teatru tuż przed minionym Bożym Narodzeniem. „Zaginiony krasnal ma około 35 cm wzrostu. Jest ubrany w mosiężny płaszczyk i szpiczastą czapkę. W prawej ręce trzyma słonecznik, a w lewej walizkę”.

plastyczka, dramatopisarka, autorka m. in. dramatów On, Ifigenia, Migrena, laureatka konkursu „Dramatopisanie”, w ramach którego napisała dramat La Pasionaria.