5/2023

Pies mojego ojca

 

Zwykła klatka schodowa. Słychać dźwięk kołatki do drzwi. Kołatka jest w kształcie głowy lwa. Osoba otwiera drzwi i widzi pod drzwiami do swojego mieszkania psa.

 

Osoba: skąd się tu wziąłeś?

Pies: przyjechałem koleją. Mała dziewczynka przywiozła mnie w kartonowym pudle z kilkoma dziurami wyciętymi dla zapewnienia odpowiedniej cyrkulacji powietrza.

Osoba: jak minęła ci podróż?

Pies: nie mogę narzekać. Chociaż miałem nadzieję, że mimo wszystko uda mi się uciec i dojechać nad morze.

Osoba: wyglądasz mi na psa mojego ojca. Powiedz mi, co mówił ojciec przed wyprawieniem cię w drogę?

Pies: kazał przekazać pozdrowienia dla ciebie.

Osoba: nic więcej?

Pies: ojciec za wiele nie mówi. Po coś ma przecież psa. Wpuścisz mnie do domu?

Osoba: nie. Moja dziewczyna nie będzie zadowolona z takiego obrotu spraw.

Pies: a czyj to dom – jej czy twój? Miałem zapisany na kartonie ten adres. Myślałem, że to coś znaczy.

Osoba: formalnie nie jest to dom żadnej z nas. Mamy umowę najmu.

Pies: no dobrze, jasne. Więc kto jest w tym domu mężczyzną?

Osoba: w największym stopniu jest nim nasza najstarsza kotka.

Pies: jestem głodny. Wpuść mnie natychmiast i ugość albo zabierz mnie do Złotych Tarasów na brunch.

Osoba: jesteś psem! Nie możesz mi rozkazywać. Jeśli nie będziesz miły, zamknę cię na balkonie.

Pies: gdybym był twoim ojcem, dałbym ci klapa w dupę.

Osoba: a więc zjawiasz się tutaj i chcesz mnie bić?

Pies: masz rację, przepraszam. Nie mam doświadczenia w obchodzeniu się z ludźmi. Wychowałem się w lesie. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że jestem ofiarą specyficznego rodzaju wykształcenia.

Osoba: przeprosiny przyjęte.

Pies: masz szczęście, bo musiałbym się obrazić. Nie chciałabyś widzieć obrażonego psa.

Osoba: dlaczego tu przyjechałeś?

Pies: twój ojciec powiedział, żebym powiedział, że on powiedział, że jak z nim zostanę na dłużej, to zdechnę.

Osoba: typowy ojciec. Zawsze lubił robić mi tego typu niespodzianki.

Pies: gdyby to nie on mnie tu przysłał, to pomyślałbym, że go wymyśliłaś.

Osoba: nie chcę cię obrazić, ale jak na psa jesteś dość oryginalny. Pozwól, że zadam ci osobiste pytanie: czy identyfikujesz się z byciem psem? Gdybyś mógł być kimś innym niż pies, to kim wtedy byś był?

Pies: zapewne byłbym nocnym bombowcem.

Osoba: dlaczego?

Pies: ponieważ do szaleństwa wzruszają mnie gwiazdy. Pewnie łatwo to odczuć, gdy przebywa się w moim towarzystwie przez dłuższą chwilę, ale owszem – jestem romantykiem. Taka jest prawda. Nie chcę jednak zabrzmieć jak ktoś, kto jest słaby. Poza tym jest we mnie gen wojownika – natury nie oszukam.

Osoba: masz kompleksy. Wracaj do domu. Z moim ojcem będzie ci lepiej. Przed tobą piękne życie. Nocne tropienie zwierząt, zaganianie saren, nurkowanie w bagnach za ustrzelonym ptactwem. Dlaczego właściwie ojciec się ciebie pozbył?

Pies: nie mieliśmy wspólnego języka. Twój ojciec był już zdesperowany. Dlatego przysłał mnie do Warszawy. Nie dogadywaliśmy się, krótko mówiąc. Podobno to częste u psów i ludzi, ale nie mówi się o tym za wiele – sama wiesz, temat tabu. Więc dajmy na to, że on mówił: „Waruj”, a ja myślałem, że znowu chce, żebym walczył. Gotowało się we mnie. W końcu nie wytrzymałem. Zadusiłem mu siedem kur. Obstawiałem pół na pół: albo mnie zbije, albo wyrzuci z domu. Przez łeb mi nie przeszło, że on się ucieszy. Ale zaskoczył mnie. Nigdy nie był bardziej szczęśliwy, niż gdy zbierał w wolierze te martwe ptaki. Powiedział do mnie: „W końcu jesteś mężczyzną”. Natomiast ja jestem psem, tylko psem, nikim więcej, zwykłym psem, chociaż na moje nieszczęście myśliwskim.

Osoba: nie myśl tyle. Nie chcę ci stawiać diagnozy, bo nie taka jest moja rola, ale rzeczywiście – myśliwskość może być twoją zgubą. To jest bardzo niezdrowe. Od myślenia dostaje się kolki żółciowej. Chcesz wiedzieć, jak to jest mieć atak pęcherzyka żółciowego? Opowiem ci: w twoim brzuchu coś rośnie, ale na początku masz jeszcze nadzieję, że to zupełnie nic. Myślisz dalej: przeczekam to, może uda się przetrwać tym razem bez mocnych leków. Kiedyś ludzie nie mieli leków i jakoś żyli. Po chwili znienacka jest w tobie już żywy pożar. Bierzesz wszystkie leki, jakie znajdziesz w domu, ale to na nic.

Pies: chyba wiem, o czym mówisz. Kiedyś to miałem. Twój ojciec poradził mi, żeby dwa razy dziennie pić siemię lniane – byle nie to drogie z apteki, bo to strata pieniędzy. Zachwalał terapię, którą sam stosuje: pójść na targ, kupić od chłopa wór siemienia dla konia. Obojętne, czy chodziły po nim szczury, czy leżało w wilgotnej piwnicy, nie należy w to wnikać. Ważne, żeby siemię było sprzedawane z worka na kilogramy. Płacisz grosze i starcza na cały kwartał kuracji. Zapamiętaj, pasza dla konia.

Osoba: ale ty jesteś psem.

Pies: raz powiedział mi też historię dla pokrzepienia serca. Podobno był na badaniach u najlepszej specjalistki w Polsce. Najlepsza specjalistka w Polsce zdiagnozowała u niego siedem chorób. Postanowił leczyć je po kolei. Niestety utknął już na pierwszej chorobie, a polegała ona na tym, że w gardle jest mała kieszonka, do której wpada jedzenie, dlatego trzeba jeść wyjątkowo powoli i dokładnie wszystko przeżuwać, żeby pokarm nie zalegał w kieszonce gardła.

Osoba: obawiam się, że ludzie nie mają jednak kieszonek w gardle.

Pies: co my możemy wiedzieć o ludziach? Szczególnie ja – jestem tylko psem twojego ojca. Nic mi do tego, w zęby mu nie zaglądam.

Osoba: koń.

Pies: możesz obrażać mnie ile chcesz, ale nie – nadal pies, uściślijmy – myśliwski.

Osoba: czy masz tak, że kiedy pali się ogień, to chcesz go połknąć?

Pies: jeśli mam być z tobą szczery, to muszę przyznać, że notorycznie połykam ognie. Ale zazwyczaj na zimno.

Osoba: jasne, każdy stara się jak potrafi, ale co, jeśli nie potrafi?

Pies: musisz z nim porozmawiać.

Osoba: z moim ciałem?

Pies: zapytaj, skąd dokąd z kim po co jesteś. Niczego nie narzucam. To luźna propozycja. Może się czegoś nauczysz.

Osoba: wątpię, żeby była okazja, aby prowadzić takie rozmowy.

Pies: okej. Nie chcę zajmować ci czasu, jeśli mnie nie chcesz. Ale zanim pójdę – ostatnia historia ode mnie. Może dzięki tej historii lepiej mnie zrozumiesz: widziałem raz pożar. Przypomniałem sobie, jak byłem mały. Ojciec miał wtedy dużo zapału. Myślał, że to się uda – wytrenować mnie na psa myśliwskiego.

Osoba: jesteś wystarczający taki, jaki jesteś.

Pies: nie, to zdanie kosztuje w promocji sto sześćdziesiąt złotych. Za darmo nie możesz go do mnie mówić! To jest zdanie terapeutek, które nie zostały przewidziane w metapoziomie naszej rozmowy. Nie wolno mówić tego za darmo, bo się zepsuje. Tego nie dotykaj, a jeśli mnie nie posłuchasz, będę zmuszony gryźć.

Osoba: masz rację. Ja z dwojga złego też preferuję agresję. Nikomu o tym nie mówię, ale coś w tym jest. Jest jakby bliżej życia. Krew, przepływ, te sprawy. No ale pożar, co z nim?

Pies: jak byłem mały, odpalały się w moim świecie petardy. Ojciec trenował mnie w ten sposób, żebym nie lękał się strzałów.

Osoba: i co, zadziałało?

Pies: nie chcę kwestionować jego pedagogiki, ale muszę przyznać, że nie. Wręcz przeciwnie: gdy widzę ogień, chcę go natychmiast zjeść, żeby szybciej zniknął. Ale to nie jest zjadliwe.

Osoba: mam inne wyjście, które może ci pomóc – biec prosto w ogień.

Pies: brzmi bez sensu.

Osoba: a co, jeśli nie ma dobrego sposobu? Co, jeśli wszystko w ogóle jest złe.

Pies: dobrze, że to nie było pytanie. Bo moja odpowiedź mogłaby być obrazą dla myśliwskiego psa.

Osoba: daj mi rękę. Przepowiem ci przyszłość.

Pies: nie mogę.

Osoba: okej. Nie masz żadnej.

Pies: czy do życia potrzebna jest ręka?

Osoba: nie jest ona elementem kluczowym, ale na pewno przydatnym.

Pies: to jaka rzecz jest najbardziej imponująca z tych wszystkich rzeczy, jakie twoja ręka robi?

Osoba: nauczyłam ją tego i owego. Był to pieczołowity trening.

Pies: dosyć ogólnikowo.

Osoba: powiem ci, sam tego chciałeś.

Pies: słucham.

Osoba: moja ręka potrafi gryźć.

Pies: ale co ona gryzie konkretnie?

Osoba: wszystko, co chcę. Mówię do niej komendę: „Gryź, ręko!”.

Pies: a ona na to?

Osoba: skacze w ogień.

Pies: wow, chciałbym mieć rękę.

Osoba: mogę dać ci coś do jedzenia. Chcesz coś?

Pies: chętnie. Nie mogę jeść tylko cebuli, winogron, orzechów, czosnku, wieprzowiny, czekolady, grzybów, awokado, kawy i kości.

Osoba: na tak restrykcyjnej diecie na pewno masz świetną kondycję. Ja też staram się ograniczać kawę, ale brakuje mi silnej woli.

Pies: nie martw się, ja też bywam słaby. Na przykład kiedy twój ojciec krzyczy do mnie komendę „stój” – nie mogę wtedy przestać biec. Po prostu nie mogę się zatrzymać. Rozumiesz? Nie wykluczam, że to właśnie z tego powodu twój ojciec mnie tobie oddał – z zazdrości! Nie mógł mnie przegonić. Zawsze byłem szybszy niż on. Zawsze dwa kroki przed nim, zawsze to samo – niektórym ludziom trudno jest znieść tak ewidentną przewagę. Przyznaję się: jak się tak rozpędzę, to nikt nie może mnie złapać. Jestem po prostu psem najszybszym na świecie, a ty masz dobrą intuicję, bo miałaś rację: nie jestem stuprocentowym psem. Jestem nocnym bombowcem.

– pisarka, studiowała socjologię stosowaną i antropologię społeczną w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych na UW. Za debiutancką powieść Pustostany (2019) wyróżniona Nagrodą Literacką Gdynia. W 2021 roku opublikowała powieść Cukry.

Moc nocnych bombowców

Dorota Kotas urodziła się w 1994 roku w Garwolinie i skończyła tamtejsze szkoły. Studiowała socjologię stosowaną i antropologię społeczną na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie uzyskała licencjat na filologii polskiej UW oraz robiła specjalizację z animacji kultury w Instytucie Kultury Polskiej. Pisze powieści, opowiadania i reportaże o miasteczkach, dzielnicach niecentralnych, osobach nieneurotypowych i nieheteronormatywnych. Jej debiutem powieściowym były Pustostany (Wydawnictwo Niebieska Studnia, copyright 2019), które zdobyły w 2020 roku Nagrodę Literacką Gdynia oraz Nagrodę Conrada. Powieść stała się kanwą spektaklu zrealizowanego przez Hannę Kłoszewską w Teatrze Ochoty (premiera 29 października 2022) w ramach działania grantowego „Teatr Neuroróżnorodny”, wchodzącego w skład projektu „Kultura bez barier”, a finansowanego przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Pisarstwo Kotas zawsze wyraża realność życia – nigdy zaś jego sensy. Jej proza nie nadaje działaniom ludzkim znaczenia (jak literatura klasyczna) ani też nie demaskuje jego braku (jak gros literatury nowoczesnej), ale przywraca podejmowanym przez osoby ludzkie i nieludzkie aktywnościom właściwe proporcje. Bohaterka Pustostanów żyje na warszawskim Grochowie – tu wynajmuje mieszkanie, zdobywa jedzenie, gotuje, myśli i koncypuje ponowoczesny etos pracy. W tej (po)etyce praca pozwala gasić najpilniejsze potrzeby, ale nie redukuje osoby do pracownika, czyli zdehumanizowanej jednostki, którą rynek może dowolnie wykorzystywać do kreowania oraz zaspokajania własnych potrzeb. „Pewnego dnia postanowiłam, że znajdę sobie pracę marzeń. Akurat była na to moda” – powiada w rozdziale Kiosk ruchu. Zatrudnia się w budce z prasą przy ulicy Wiatracznej i spędza w niej pełne wrażeń trzydzieści minut, po których zaczyna czuć przesyt. Zamyka więc kiosk i wraca do domu.

„Później znalazłam jeszcze pracę w innych firmach. […] W żadnej z tych prac nie mogłam długo wytrzymać. Zazwyczaj po pierwszym tygodniu miałam dość, nie chciałam już dłużej żyć, a na pewno spotykać więcej ludzi i być dla nich miła. Ostatecznie zostałam baristką w kawiarni i zaczęłam obsługiwać setki osób dziennie. Pracuję tam do tej pory. […] Czasami przeprowadzam autoterapię. Wtedy przekonuję sama siebie, że mam piękną i prostą, ale konkretną i ważną, niemal rzemieślniczą pracę – pracuję dla ludzi, którzy mnie POTRZEBUJĄ. Ale czasami autoterapia nie działa, a wtedy czuję wyłącznie smutek i wstyd”[1].

Bohaterka reprezentuje pokolenie, które, wbrew dwóm poprzednim (podmioty oraz przedmioty transformacji z lat dziewięćdziesiątych oraz wyż wchodzący na rynek pracy po 2000 roku), nie boi się przyznać, że praca najczęściej nie daje niczego poza pieniędzmi. „Świat coraz bardziej pęka i powstaje coraz więcej szczelin, przez które wylewa się niedopasowanie i niemożliwość spełnienia zbiorowych marzeń o sukcesie w życiu. Zaczynamy już mieć tego dość i być zmęczeni”[2] – przyznaje w jednym z wywiadów.

Z CV wieńczącego Pustostany wynika, że Kotas już jako sześciolatka pomagała ojcu przy miodobraniach, a potem podjęła szereg prac doraźnych i dość przypadkowych. Robiła scenografię do projektu spacerów po Warszawie przyszłości, gotowała na koszernych żydowskich stypach, statystowała w paradokumentach, pozowała do aktów na uniwersytecie trzeciego wieku (i nie tylko), oprowadzała grupy po wystawie największych w Polsce budowli z klocków Lego itp. Praca nigdy nie stała się celem jej życia ani gwarancją spełnienia. Pisarka uważa zresztą, że „wizja idealnego życia jest już w większym stopniu fikcją niż czymś dostępnym, co można sobie wybrać i przeżyć”[3]. Współcześnie dobra praca to taka, w ramach której można praktykować codzienną ekologię wolności. Nie jest to więc „kariera”, lecz adaptacja – przystosowanie się do warunków brzegowych życia bez konieczności rezygnacji z wolności do niewykonywania czynności zawodowych w momentach, kiedy się nie ma na nie siły. Minimalizm programowy Kotas to odpowiedź na skutki rewolucji pracowitości, która wydarzyła się w Europie Zachodniej po 1600 roku i przesądziła o kształcie współczesnego mieszczaństwa.

W 2021 roku pisarka opublikowała w Wydawnictwie Cyranka powieść Cukry, w której oddała głos osobom nieneurotypowym, przede wszystkim dziewczynom w spektrum autyzmu. Trwają właśnie prace nad realizacją tego tekstu w reżyserii Pameli Leończyk i z udziałem Heleny Urbańskiej (premiera w czerwcu tego roku w Centrum Sztuki Włączającej). W 2022 roku Kotas napisała tekst do przyjaznej dyslektykom antologii 15 (u)ważnych opowieści (Wydawnictwo Olesiejuk), w której polscy autorzy zmierzyli się z bohaterami animacji Disneya oraz Pixara, by odpowiedzieć na pytanie, „co to znaczy zrozumieć kogoś, kto jest inny”[4]. Spod pióra pisarki wyszedł również wstęp do Orlanda Virginii Woolf w nowym przekładzie Tomasza Bieronia (Wydawnictwo Literackie, 2023). W maju ukaże się w Cyrance kolejna jej powieść – Czerwony młoteczek.

Bohaterem prezentowanej obok prapremierowo miniatury Pies mojego ojca jest „nocny bombowiec” – (nie)typowy pies, za którym nie sposób nadążyć i którego nie da się na dłuższą metę znieść. Czuliście kiedyś w sobie podobną (nie)moc? No właśnie… Dorota Kotas poszerza naszą wyobraźnię także i o istoty ze spektrum witalizmu…

 

[1] D. Kotas, Pustostany, Warszawa 2019, s. 107–108.

[2] Lesbijki będą ratować świat, [z D. Kotas rozmawia M. Zdanowska]; źródło: https://magazynkontakt.pl/kotas-lesbijki-beda-ratowac-swiat/, dostęp: 19.04.2023.

[3] Tamże.

[4] Źródło: https://www.wydawnictwoolesiejuk.pl/ksiazki/15-uwaznych-opowiesci-disney-9788382622683/, dostęp: 19.04.2023.

badaczka literatury, krytyczka i edytorka, członkini Zespołu Badań nad Literaturą i Kulturą Późnej Nowoczesności przy IBL PAN. Autorka książki „Melancholia i ekstaza” Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego (2009), edytorka Dzienników Agnieszki Osieckiej.