Pies mojego ojca
Zwykła klatka schodowa. Słychać dźwięk kołatki do drzwi. Kołatka jest w kształcie głowy lwa. Osoba otwiera drzwi i widzi pod drzwiami do swojego mieszkania psa.
Osoba: skąd się tu wziąłeś?
Pies: przyjechałem koleją. Mała dziewczynka przywiozła mnie w kartonowym pudle z kilkoma dziurami wyciętymi dla zapewnienia odpowiedniej cyrkulacji powietrza.
Osoba: jak minęła ci podróż?
Pies: nie mogę narzekać. Chociaż miałem nadzieję, że mimo wszystko uda mi się uciec i dojechać nad morze.
Osoba: wyglądasz mi na psa mojego ojca. Powiedz mi, co mówił ojciec przed wyprawieniem cię w drogę?
Pies: kazał przekazać pozdrowienia dla ciebie.
Osoba: nic więcej?
Pies: ojciec za wiele nie mówi. Po coś ma przecież psa. Wpuścisz mnie do domu?
Osoba: nie. Moja dziewczyna nie będzie zadowolona z takiego obrotu spraw.
Pies: a czyj to dom – jej czy twój? Miałem zapisany na kartonie ten adres. Myślałem, że to coś znaczy.
Osoba: formalnie nie jest to dom żadnej z nas. Mamy umowę najmu.
Pies: no dobrze, jasne. Więc kto jest w tym domu mężczyzną?
Osoba: w największym stopniu jest nim nasza najstarsza kotka.
Pies: jestem głodny. Wpuść mnie natychmiast i ugość albo zabierz mnie do Złotych Tarasów na brunch.
Osoba: jesteś psem! Nie możesz mi rozkazywać. Jeśli nie będziesz miły, zamknę cię na balkonie.
Pies: gdybym był twoim ojcem, dałbym ci klapa w dupę.
Osoba: a więc zjawiasz się tutaj i chcesz mnie bić?
Pies: masz rację, przepraszam. Nie mam doświadczenia w obchodzeniu się z ludźmi. Wychowałem się w lesie. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że jestem ofiarą specyficznego rodzaju wykształcenia.
Osoba: przeprosiny przyjęte.
Pies: masz szczęście, bo musiałbym się obrazić. Nie chciałabyś widzieć obrażonego psa.
Osoba: dlaczego tu przyjechałeś?
Pies: twój ojciec powiedział, żebym powiedział, że on powiedział, że jak z nim zostanę na dłużej, to zdechnę.
Osoba: typowy ojciec. Zawsze lubił robić mi tego typu niespodzianki.
Pies: gdyby to nie on mnie tu przysłał, to pomyślałbym, że go wymyśliłaś.
Osoba: nie chcę cię obrazić, ale jak na psa jesteś dość oryginalny. Pozwól, że zadam ci osobiste pytanie: czy identyfikujesz się z byciem psem? Gdybyś mógł być kimś innym niż pies, to kim wtedy byś był?
Pies: zapewne byłbym nocnym bombowcem.
Osoba: dlaczego?
Pies: ponieważ do szaleństwa wzruszają mnie gwiazdy. Pewnie łatwo to odczuć, gdy przebywa się w moim towarzystwie przez dłuższą chwilę, ale owszem – jestem romantykiem. Taka jest prawda. Nie chcę jednak zabrzmieć jak ktoś, kto jest słaby. Poza tym jest we mnie gen wojownika – natury nie oszukam.
Osoba: masz kompleksy. Wracaj do domu. Z moim ojcem będzie ci lepiej. Przed tobą piękne życie. Nocne tropienie zwierząt, zaganianie saren, nurkowanie w bagnach za ustrzelonym ptactwem. Dlaczego właściwie ojciec się ciebie pozbył?
Pies: nie mieliśmy wspólnego języka. Twój ojciec był już zdesperowany. Dlatego przysłał mnie do Warszawy. Nie dogadywaliśmy się, krótko mówiąc. Podobno to częste u psów i ludzi, ale nie mówi się o tym za wiele – sama wiesz, temat tabu. Więc dajmy na to, że on mówił: „Waruj”, a ja myślałem, że znowu chce, żebym walczył. Gotowało się we mnie. W końcu nie wytrzymałem. Zadusiłem mu siedem kur. Obstawiałem pół na pół: albo mnie zbije, albo wyrzuci z domu. Przez łeb mi nie przeszło, że on się ucieszy. Ale zaskoczył mnie. Nigdy nie był bardziej szczęśliwy, niż gdy zbierał w wolierze te martwe ptaki. Powiedział do mnie: „W końcu jesteś mężczyzną”. Natomiast ja jestem psem, tylko psem, nikim więcej, zwykłym psem, chociaż na moje nieszczęście myśliwskim.
Osoba: nie myśl tyle. Nie chcę ci stawiać diagnozy, bo nie taka jest moja rola, ale rzeczywiście – myśliwskość może być twoją zgubą. To jest bardzo niezdrowe. Od myślenia dostaje się kolki żółciowej. Chcesz wiedzieć, jak to jest mieć atak pęcherzyka żółciowego? Opowiem ci: w twoim brzuchu coś rośnie, ale na początku masz jeszcze nadzieję, że to zupełnie nic. Myślisz dalej: przeczekam to, może uda się przetrwać tym razem bez mocnych leków. Kiedyś ludzie nie mieli leków i jakoś żyli. Po chwili znienacka jest w tobie już żywy pożar. Bierzesz wszystkie leki, jakie znajdziesz w domu, ale to na nic.
Pies: chyba wiem, o czym mówisz. Kiedyś to miałem. Twój ojciec poradził mi, żeby dwa razy dziennie pić siemię lniane – byle nie to drogie z apteki, bo to strata pieniędzy. Zachwalał terapię, którą sam stosuje: pójść na targ, kupić od chłopa wór siemienia dla konia. Obojętne, czy chodziły po nim szczury, czy leżało w wilgotnej piwnicy, nie należy w to wnikać. Ważne, żeby siemię było sprzedawane z worka na kilogramy. Płacisz grosze i starcza na cały kwartał kuracji. Zapamiętaj, pasza dla konia.
Osoba: ale ty jesteś psem.
Pies: raz powiedział mi też historię dla pokrzepienia serca. Podobno był na badaniach u najlepszej specjalistki w Polsce. Najlepsza specjalistka w Polsce zdiagnozowała u niego siedem chorób. Postanowił leczyć je po kolei. Niestety utknął już na pierwszej chorobie, a polegała ona na tym, że w gardle jest mała kieszonka, do której wpada jedzenie, dlatego trzeba jeść wyjątkowo powoli i dokładnie wszystko przeżuwać, żeby pokarm nie zalegał w kieszonce gardła.
Osoba: obawiam się, że ludzie nie mają jednak kieszonek w gardle.
Pies: co my możemy wiedzieć o ludziach? Szczególnie ja – jestem tylko psem twojego ojca. Nic mi do tego, w zęby mu nie zaglądam.
Osoba: koń.
Pies: możesz obrażać mnie ile chcesz, ale nie – nadal pies, uściślijmy – myśliwski.
Osoba: czy masz tak, że kiedy pali się ogień, to chcesz go połknąć?
Pies: jeśli mam być z tobą szczery, to muszę przyznać, że notorycznie połykam ognie. Ale zazwyczaj na zimno.
Osoba: jasne, każdy stara się jak potrafi, ale co, jeśli nie potrafi?
Pies: musisz z nim porozmawiać.
Osoba: z moim ciałem?
Pies: zapytaj, skąd dokąd z kim po co jesteś. Niczego nie narzucam. To luźna propozycja. Może się czegoś nauczysz.
Osoba: wątpię, żeby była okazja, aby prowadzić takie rozmowy.
Pies: okej. Nie chcę zajmować ci czasu, jeśli mnie nie chcesz. Ale zanim pójdę – ostatnia historia ode mnie. Może dzięki tej historii lepiej mnie zrozumiesz: widziałem raz pożar. Przypomniałem sobie, jak byłem mały. Ojciec miał wtedy dużo zapału. Myślał, że to się uda – wytrenować mnie na psa myśliwskiego.
Osoba: jesteś wystarczający taki, jaki jesteś.
Pies: nie, to zdanie kosztuje w promocji sto sześćdziesiąt złotych. Za darmo nie możesz go do mnie mówić! To jest zdanie terapeutek, które nie zostały przewidziane w metapoziomie naszej rozmowy. Nie wolno mówić tego za darmo, bo się zepsuje. Tego nie dotykaj, a jeśli mnie nie posłuchasz, będę zmuszony gryźć.
Osoba: masz rację. Ja z dwojga złego też preferuję agresję. Nikomu o tym nie mówię, ale coś w tym jest. Jest jakby bliżej życia. Krew, przepływ, te sprawy. No ale pożar, co z nim?
Pies: jak byłem mały, odpalały się w moim świecie petardy. Ojciec trenował mnie w ten sposób, żebym nie lękał się strzałów.
Osoba: i co, zadziałało?
Pies: nie chcę kwestionować jego pedagogiki, ale muszę przyznać, że nie. Wręcz przeciwnie: gdy widzę ogień, chcę go natychmiast zjeść, żeby szybciej zniknął. Ale to nie jest zjadliwe.
Osoba: mam inne wyjście, które może ci pomóc – biec prosto w ogień.
Pies: brzmi bez sensu.
Osoba: a co, jeśli nie ma dobrego sposobu? Co, jeśli wszystko w ogóle jest złe.
Pies: dobrze, że to nie było pytanie. Bo moja odpowiedź mogłaby być obrazą dla myśliwskiego psa.
Osoba: daj mi rękę. Przepowiem ci przyszłość.
Pies: nie mogę.
Osoba: okej. Nie masz żadnej.
Pies: czy do życia potrzebna jest ręka?
Osoba: nie jest ona elementem kluczowym, ale na pewno przydatnym.
Pies: to jaka rzecz jest najbardziej imponująca z tych wszystkich rzeczy, jakie twoja ręka robi?
Osoba: nauczyłam ją tego i owego. Był to pieczołowity trening.
Pies: dosyć ogólnikowo.
Osoba: powiem ci, sam tego chciałeś.
Pies: słucham.
Osoba: moja ręka potrafi gryźć.
Pies: ale co ona gryzie konkretnie?
Osoba: wszystko, co chcę. Mówię do niej komendę: „Gryź, ręko!”.
Pies: a ona na to?
Osoba: skacze w ogień.
Pies: wow, chciałbym mieć rękę.
Osoba: mogę dać ci coś do jedzenia. Chcesz coś?
Pies: chętnie. Nie mogę jeść tylko cebuli, winogron, orzechów, czosnku, wieprzowiny, czekolady, grzybów, awokado, kawy i kości.
Osoba: na tak restrykcyjnej diecie na pewno masz świetną kondycję. Ja też staram się ograniczać kawę, ale brakuje mi silnej woli.
Pies: nie martw się, ja też bywam słaby. Na przykład kiedy twój ojciec krzyczy do mnie komendę „stój” – nie mogę wtedy przestać biec. Po prostu nie mogę się zatrzymać. Rozumiesz? Nie wykluczam, że to właśnie z tego powodu twój ojciec mnie tobie oddał – z zazdrości! Nie mógł mnie przegonić. Zawsze byłem szybszy niż on. Zawsze dwa kroki przed nim, zawsze to samo – niektórym ludziom trudno jest znieść tak ewidentną przewagę. Przyznaję się: jak się tak rozpędzę, to nikt nie może mnie złapać. Jestem po prostu psem najszybszym na świecie, a ty masz dobrą intuicję, bo miałaś rację: nie jestem stuprocentowym psem. Jestem nocnym bombowcem.