Ludzie teatru
Co nas przywiodło do teatru? Wtedy, na samym początku, kiedy jeszcze na teatr patrzyliśmy z zewnątrz, kiedy wydawał się mniej lub bardziej istotnym elementem rzeczywistości ogólnej? Co w nim było, że nas do siebie pociągnął? No przecież nie tylko przypadek. Żaden zbieg przypadków nie ma aż takiej siły, jeżeli nie napotka na coś w nas, co chce się temu zbiegowi poddać. Więc co? Jaka potrzeba? Jaki brak? Jaka ciekawość?
Ze zdumieniem natknąłem się na zapis z lat powojennych, że ludzie teatru wtedy też się przytulali na przywitanie i całowali. To jak stary jest ten zwyczaj? Szekspirowscy też? A starogreccy w tych maskach? Hinduscy i japońscy też? A afrykańscy? A może się nigdy nie dowiemy, bo tego się nie zapisuje i nie opowiada w relacjach, bo to oczywiste.
Podążając drogą opowieści rodzinnych i nielicznych dokumentów, dotarliśmy w pewne wakacje do odległych krewnych, z którymi nie tylko, że nie było kontaktu, ale też osobiście do niedawna nie miałem pojęcia o ich istnieniu. Nie wiedzieliśmy, jak wyglądają, kim są. Znaliśmy tylko ich nazwiska i ustalony adres. Dzwonek do drzwi. Otwierają. Od razu przytulamy się i całujemy w policzki. Potem – lekkie skrępowanie. Przecież się wcale nie znamy. Wyszliśmy po półgodzinnej rozmowie, bo co tu więcej gadać? Nigdy więcej się nie zobaczyliśmy. To były najdziwniejsze przytulenia i pocałunki.
Kim są ludzie teatru? Czy techniczni to też ludzie teatru? Każdy człowiek teatru bez wahania odpowie, że tak. A administracja? Biuro organizacji widowni, sekretariat itp.? No tak. Raczej tak – odpowie człowiek teatru. A techniczni przytulają się na przywitanie i całują w policzki? Wiadomo, że na co dzień w pracy nie. Ale kiedy na przykład jedni techniczni po roku przyjeżdżają ze spektaklem do drugich technicznych na drugim końcu Polski, to przytulają się i całują? A techniczni z administracją? Akustyk z sekretarką dyrektora? Aktorstwo tak. Reżyserstwo też. Dramatopisarstwo też. Dramatopisarstwo z dramatopisarstwem się całuje. Dramatopisarstwo z reżyserstwem. Aktorstwo z dramatopisarstwem. Reżyserstwo ze scenografią. Scenografia z choreografią. Choreografia z reżyserią światła. No, wiadomo, nie zawsze. Różnie to jest. Ale jest przyjęte. Nie jest dziwne. A widział ktoś kiedyś reżysera całującego się na przywitanie z szefem technicznych? Albo z szatniarką? Lub choćby przytulających się na przywitanie. Kim są ludzie teatru? Co oznacza pocałunek? Co oznacza brak pocałunku?
W teatrze zaczynałem jako techniczny. Puszczałem muzykę. To był teatr amatorski. Miałem kilkanaście lat. Bardzo się przykładałem do tego, żeby opanować sztukę idealnych wejść, obserwując sytuację sceniczną, gesty aktorów. Byłem dumny, że nauczyłem się miękko wyciszać muzykę, operując w miarę umiejętnie suwakami na konsoli. Znałem spektakl na pamięć. Pamiętałem kwestie. Po spektaklu aktorzy kłaniali się i dziękowali sobie, a my techniczni nie kłanialiśmy się i dziękowaliśmy sobie w ciszy i za plecami widzów. Teatr dział się przed nami. My go obsługiwaliśmy. Byliśmy obsługą teatru. Tak jak obsługa koncertów muzycznych oraz imprez sportowych. Obsługiwaliśmy ludzi teatru.
Jako autor uczestniczący w próbach spotykałem się ze zdaniem, że z techniką trzeba żyć dobrze, bo technika ma różne sposoby, żeby wywrócić spektakl, jak się z nią żyje źle. Należy przestrzegać reguł. Przy ustawianiu świateł należy pamiętać, żeby postawić technicznym wódkę. Należy egzekwować, ale z szacunkiem, nie naruszając ustalonych zasad. Jak ktoś je przekracza, pożałuje. Złośliwość rzeczy martwych może sparaliżować pracę.
Co odkrywaliśmy w teatrze, kiedy już weszliśmy? Kiedy już wciągnął nas w siebie. Pamiętam wrażenie, że jestem w świecie nieznanych mi reguł, dziwacznych przesądów, niewypowiedzianych zasad, których nie przekracza się bezkarnie, a więc kusiło, żeby je przekraczać. Na próbę nie wchodzi się w czapce. Na scenę nie wnosi się trumny. Pamiętam wrażenie nieoficjalnych wewnętrznych hierarchii, których nie wypada nazywać, nieprzekraczalnych granic i podziałów. Pamiętam przemożną chęć rozwalenia tego wszystkiego, rozpieprzenia w drobny mak wszystkiego tego, co wydawało się jakimś zakonserwowanym czymś. Bo istotne jest tylko co, co jest prawdziwe. Bo to nas chyba przecież tu ściągnęło. Chyba to? Chyba jakoś tak, prawda?
Podwodny pół grzyb, pół zwierzę, który nabiera wody i wypluwa. Niszczy hierarchie, buduje hierarchie. Niweluje podziały i jednocześnie bardzo ostro dzieli. I potrzebuje ciągle nowej krwi.
Nieustannie słyszane w teatrze zdanie: „Nie lubię teatru”. To zdanie łączy technicznych, administrację, artystów. Czasami wypowiadane ze złością, czasami gorzko, czasami jako żart, czasami bezrefleksyjnie, ot tak, czasami poważnie, mrocznie, czasami prowokacyjnie, czasami w ogóle nie. Spotykamy się na kolejnej premierze, na kolejnym popremierowym bankiecie, omawiamy kolejną teatralną zadymę, protest, sprawę, która bulwersuje, zmiany, nowe, stare, małe, duże, śmieszne, straszne. I wraca, jak refren, zawsze ktoś wypowie: „Nie lubię teatru”. Przytulenie, buziak.