7-8/2023
Jacek Kopciński

Babcia w rosole

 

 

Należę do pokolenia, które o własnej matce mówi czasem „babcia”, bo tak nazywają ją wnuki. Czyli moje dzieci. Dzieci są już zupełnie dorosłe, a babcia wiekowa. Należę do pokolenia, które właśnie teraz opiekuje się swoimi starymi rodzicami. Dobrze zdiagnozowani, łykają dziesięć tabletek dziennie i po dziewięćdziesiątce żyją z nadzieją na prawnuki. Nadzieją raczej płonną, bo dzisiaj mało kto pragnie się rozmnażać, zwłaszcza w miastach. Babcie, dziadkowie i tak byliby zbyt słabi, żeby się opiekować potomstwem wnuków, ale obecność nowych dzieci w rodzinie nadałaby sens ich trwaniu. Tak im się przynajmniej zdaje.

„Nie ma wzorców przeżywania starości” – mówi na naszych łamach Małgorzata Maciejewska, dramatopisarka, a wywiad z nią to jeden z kilku tekstów, które w tym miesiącu poświęcamy starości. Zwłaszcza starości babć, bo temat podejmują autorki i reżyserki skupione na kobiecości (w dalszej części numeru prezentujemy także dramat Przemysława Pilarskiego, w którym pojawia się postać chorego, zniedołężniałego ojca). Starość „zawsze była związana z nierozległą siatką społeczną. Starsza osoba odgrywała choćby rolę opiekuna wnuków, do późnego wieku mogła zajmować się domem, realizować się za pośrednictwem domowych obowiązków, prac, które obecnie w dużej mierze są zautomatyzowane. A teraz? W jaki sposób spożytkować jej siły?” – pyta autorka Trylogii na smutne czasy, której ostatnia część właśnie powstaje i będzie poświęcona starości na polskiej wsi.

Odwiedzam moją dawno owdowiałą matkę prawie codziennie, podaję jej obiad z dużą ilością surowych warzyw, nakłaniam do picia, sprawdzam, czy wzięła lekarstwa. Matka nie ma apetytu, a jedzenie surówek uważa za fanaberię. Pić nie chce, bo potem kłopot z sikaniem, o tabletkach zapomina. Zapomina coraz więcej, ale w porównaniu z ludźmi przykutymi do łóżka, cierpiącymi, nieprzytomnymi, ma się zupełnie dobrze. Nie wymaga więc jakichś wielkich poświęceń. Zmieniam jej dietę i przekonuję, że musi dużo pić, bo inaczej umrze. Nie robi to na niej dużego wrażenia. Pragnie żyć, interesuje się wnukami, ale nuży ją codzienna egzystencja. Mało czyta, bo łzawią jej oczy, telewizyjne seriale zna już na pamięć. Latem chodzi na spacery, jednak niezbyt daleko z powodu zadyszki. Schudła, zmalała, ale uśmiecha się jak dawniej i pewnie tym uśmiechem zwróciła na siebie uwagę pana Antoniego, sąsiada i wdowca.

„Interesuje mnie pytanie: czy warto podejmować jakąkolwiek aktywność i poświęcać się samorozwojowi, będąc w bardzo podeszłym wieku?” – zastanawia się Maciejewska i dochodzi do wniosku, że warto, i to nie tylko ze względu na staruszkę. Wszystkie aktywności, które podejmuje jej babcia – obsługiwanie smartfona, nauka angielskiego – są nikomu niepotrzebne, zaczynają więc „istnieć same dla siebie – to podburza kapitalistyczny porządek. Może to pozwoli nam zastanowić się nad naszą ciągłą nerwicą produktywności. Myślę, że w tej kwestii wiele możemy się nauczyć od starszych osób”. Owszem, możemy, jednak moja matka nie ma ochoty na naukę rzeczy zbędnych. W ogóle nie ma ochoty na zbyt wiele. Kocha kwiaty w doniczkach i lubi, gdy do jej pokoju wpada dużo słońca. W dzień odwiedza ją sąsiad, piją razem kawę i wspominają czasy młodości. Nie miała łatwego życia, widziała rzeczy straszne, ale woli wspominać chwile szczęścia, jak Osowiała Staruszka ze sztuki Doroty Masłowskiej. Nie dokuczam jej z tego powodu, jestem za stary na dekonstrukcję własnej matki. Słucham i obserwuję, jak dobre wspomnienia wygładzają jej zmarszczki.

W powieści, filmie, w teatrze, także polskim, przyglądamy się dziś starości. Wiekowi aktorzy grają wiekowych bohaterów, którzy przekonują, że starość to alternatywna pełnia, a nie biologiczny i systemowy schyłek. Gdy w ich rolę wchodzą młodsi aktorzy, przekaz przestaje być retoryczny. „Większość bohaterek Trąbki do słuchania to kobiety 80, 90+” – mówi Weronika Szczawińska w rozmowie na temat swojej najnowszej premiery. „No, niewiele aktorek w tym wieku pracuje w polskich teatrach. We Wrocławskim Teatrze Współczesnym takich nie ma. Zdecydowaliśmy więc iść kluczem faktycznej obecności”. Faktyczna obecność wrocławskich aktorek spotyka się w jej przedstawieniu z fantazmatycznymi doświadczeniami głównej bohaterki, które są zarazem tajemnicze i… pełne humoru. Stara kobieta „zostaje sprowadzona do podziemnej pieczary przy krańcu świata, gdzie spotyka samą siebie, a to spotkanie odbywa się… poprzez ugotowanie w rosole” – opowiada Szczawińska. Doceniam żartobliwy styl jej przedstawień, to dzięki niemu teatralna „faktyczność” rozprzestrzenia się na widzów. Także tych po siedemdziesiątce. Magdalena Szymczak i Helena Świegocka, profesjonalne organizatorki widowni z Nowego Teatru w Warszawie, wymyśliły międzypokoleniowy speed dating, żeby w teatrze zagościli seniorzy. O swoim pomyśle mówią z entuzjazmem na łamach letniego „Teatru”.

Moja mama przepracowała w teatrze kilkadziesiąt lat i już do niego nie chodzi. Żałuję, bo randka z panem Antonim na Odysei Warlikowskiego to byłoby coś! Kiedy ma lepszy humor, gotuje jednak swój ulubiony rosół i częstuje nim gości w pieczarze na siódmym piętrze bloku na Stegnach. Myślę, że wtedy rzeczywiście najbardziej czuje się sobą.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.