7-8/2023

Dyplomy zaangażowane?

„Wchodzimy do gry!” – pod tym hasłem odbywał się XLI Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi, podczas którego wkraczający do zawodu aktorzy prezentowali swoje spektakle dyplomowe. Wchodzili w różnym stylu, czasem dziarskim krokiem i pewni swoich atutów, czasem zaś robiąc dobrą minę do złej gry.

Obrazek ilustrujący tekst Dyplomy zaangażowane?

fot. Rafał Skwarek / AST Wrocław

 

Swoje dyplomy zaprezentowali studenci wydziałów aktorskich z Akademii Teatralnej w Warszawie, Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie i jej wrocławskiej filii oraz gospodarze z łódzkiej Szkoły Filmowej. Odliczyli się też reprezentanci wydziałów lalkarskich z Białegostoku i Wrocławia. Niestety, zabrakło w tym roku spektaklu z Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu, gdzie nie ma obecnie roku dyplomowego, co jest wynikiem zawieszonej cztery lata temu rekrutacji w związku ze zmianą władz uczelni i przygotowaniem nowego programu. Kilka ostatnich edycji pozwoliło już przyzwyczaić się do rozszerzonej formuły festiwalu z udziałem nie tylko aktorów dramatycznych, ale także lalkarzy i aktorów teatru tańca. Brak tych ostatnich nie mógł więc pozostać niezauważony i pozostaje czekać na ich udział w przyszłorocznym festiwalu. Ostatecznie w tym roku zostało zaprezentowanych trzynaście dyplomów konkursowych oraz pięć spektakli w nurcie offowym.

Festiwalowe jury (w składzie: Mirosław Baka, Dominika Biernat, Jacek Braciak i Tomasz Schuchardt) podkreślało w werdykcie swoje zadowolenie, że aktorzy zabierają głos w istotnych sprawach i nie pozostają obojętni na problemy współczesności. Jednak program festiwalu nie sprawiał wrażenia bardziej zaangażowanego społecznie niż w dotychczasowych edycjach. Czy faktycznie tegoroczne dyplomy były bardziej aktualne i częściej niż dotąd dotykały palących kwestii?

Niewątpliwie zwycięski spektakl wpisał się w nurt teatru zaangażowanego. Grand Prix przypadło bowiem zespołowi spektaklu A najważniejsze jest… w reżyserii Pawła Miśkiewicza z Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, filii we Wrocławiu (ponadto aktorzy zgarnęli część indywidualnych nagród aktorskich, wyróżnień i nagród specjalnych). Przedstawienie oparte na serii filmów Dekalog w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego w dwójnasób wykraczało jednak poza proste odtworzenie epizodów ze znanego cyklu. Po pierwsze, twórcy nieznacznie zmodyfikowali filmowe historie, nadając nowy rys postaciom. Na przykład w realizacji trzeciego odcinka mąż zdradzający żonę okazuje się mieć romans nie z kobietą, ale z mężczyzną, zaś w realizacji odcinka szóstego atrakcyjna kobieta podglądana przez chłopaka z naprzeciwka okazuje się osobą z niepełnosprawnością. Po drugie, twórcy spektaklu dopisali nową część Dekalogu, dotyczącą kryzysu uchodźczego na polsko-białoruskiej granicy, wykorzystując rozmowy z uchodźcami, osobami niosącymi pomoc oraz mieszkańcami strefy stanu wyjątkowego. Krytyce poddano budowę muru granicznego, jego negatywny wpływ nie tylko na błądzących w lesie ludzi, ale także na ekosystem Puszczy Białowieskiej. W konkursowym nurcie festiwalu był to spektakl najbardziej aktualny i najbardziej zaangażowany w problemy teraźniejszości, a prawdopodobnie również najbliższej przyszłości.

W kontekście werdyktu warto zwrócić uwagę na cenioną ostatnimi czasy zespołowość w dyplomach. Od kilku lat jury unika bowiem przyznania Grand Prix aktorskiej indywidualności. Jest to poniekąd decyzja zrozumiała, bo choć wciąż można odkryć na festiwalu wielu obiecujących młodych artystów, to jednak coraz trudniej o aktorskie olśnienia. W tym roku zespołowe były zarówno Grand Prix, jak i dwa wyróżnienia: dla zespołów krakowskiego Next Level w reżyserii Marcina Libera oraz wyreżyserowanego przez Magdalenę Miklasz Żyję! z wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego. To jedne z ciekawszych spektakli tego festiwalu, które łączyły grupową kreację z charakterystycznością konkretnych postaci. Wspólną cechą obu spektakli było także zaangażowanie w problemy społeczne, krakowscy aktorzy przyglądali się mechanizmom działania sekt, wrocławscy lalkarze zaś, biorąc pod lupę losy izraelskiej piosenkarki Ofry Hazy, poruszyli temat HIV i AIDS. Mimo trudnych tematów oba zespoły korzystały z komediowych środków wyrazu, rozbrajając przedstawiane problemy. Bardzo dobrze odnaleźli się w tym aktorzy z obu szkół, grając z dystansem i w nieco karykaturalny sposób, choć jednocześnie z dużą czujnością na tragiczne losy przedstawianych bohaterów.

W programie festiwalu pojawiły się też spektakle dające wgląd w kondycję młodego pokolenia, jak wrocławskie Więcej łez w reżyserii Dobromira Dymeckiego i Małgorzaty Wdowik. To spektakl o trudnościach w budowaniu relacji, nieumiejętności rozpoznawania i komunikowania swoich emocji. Choć w przedstawieniu pozornie najważniejszym wątkiem jest samobójstwo jednej z bohaterek, w rzeczywistości to uczucia jej znajomych stały się najistotniejszym tematem. Wrocławscy aktorzy zagrali ludzi ze swojego pokolenia, choć czasem wydawało się, że nieco przerysowywali portrety nierozłącznych ze smartfonami milenialsów. Do tego nurtu można włączyć również Alaskę w reżyserii Radka Stępnia z Akademii Teatralnej w Warszawie – spektakl dotyczący śmierci, przede wszystkim w kontekście eutanazji i aborcji. Temat ważki, choć ostatecznie zbyt wiele w tym spektaklu zostało pomieszane realizmu, surrealizmu i absurdu, co zbytnio odwracało uwagę od samego problemu w stronę odrealnionej konstrukcji świata przedstawionego. Obrazu młodych dopełniały łódzkie Trzy siostry. Wariacje w reżyserii Franciszka Szumińskiego. Wątki z dramatu Antoniego Czechowa zostały połączone z tekstami Roberta Musila, a do spektaklu został też włączony temat wojny w Ukrainie, choć nie do końca miało to uzasadnienie. Ciekawa z początku hybryda z nowymi postaciami i wątkami ostatecznie okazała się dość płytka, a sportretowane w niej młode pokolenie przesadnie niezdecydowane, bierne, płynące z prądem, nieszczęśliwe. Trudno jednak myśleć o tych trzech przedstawieniach jako zaangażowanych społecznie – mimo aktualnych wątków twórcy kierowali się raczej w stronę uniwersalnych diagnoz.

Pozostałe przedstawienia festiwalowe raczej odbiegały od tak pożądanego przez jury zaangażowania w aktualne sprawy. Niektórzy podążali w kierunku fantastycznych światów, jak krakowscy studenci w spektaklu muzycznym Świat gdzieś indziej w reżyserii Marcina Czarnika. Dom, w którym została osadzona akcja, okazał się przestrzenią magiczną. Rodzinne losy, toczące się na granicy realności i fantastyki, jednych zachwyciły, innych chyba trochę przytłoczyły, ale sami aktorzy zdawali się być w tym świecie w pełni zanurzeni, wykonując kolejne utwory, zaskakując zarówno mocnymi głosami, jak i akrobacjami. W podobnym stylu utrzymany był warszawski Olimp w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, nie tylko ze względu na warstwę muzyczną, ale właśnie na łączenie światów realnego i mitycznego. Choć aktorzy w musicalowej wersji Odysei spisali się nieźle, to wątpliwości budził sam pomysł reżysera na wielopoziomowość ról – studenci grali bowiem dzieci, które przypadkowo zamknięte na dnie basenu odgrywały historię Odyseusza. Przerysowane, infantylne gesty i miny na dłuższą metę okazały się męczące.

W nurt starożytny wpisała się też krakowska Oresteia wyreżyserowana przez Michała Zadarę, która okazała się interesującą propozycją na tle festiwalowych spektakli, nie tylko ze względu na ostateczny efekt. Nowością była metoda pracy Scrum związana z zarządzaniem projektami, przeniesiona z dziedziny programowania w proces tworzenia spektaklu. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wpłynęła na ostateczny kształt aktorskiego dyplomu. Oresteia to przedstawienie raczej ascetyczne, po części realizujące antyczną konwencję teatralną. Najważniejsi są aktorzy, i to na ich barkach opiera się spektakl: grają po kilka ról, te same postacie bywają też grane w poszczególnych częściach spektaklu przez inne osoby. Z tym zadaniem krakowscy studenci poradzili sobie bardzo dobrze, czasem wręcz żonglując rolami.

Inni szukali materiału na dyplomy w historii. Oczy tej małej w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego dotyczą – często ostatnio powracających w teatrze – wydarzeń Marca 1968. To historia rodziny zmuszonej wyjechać z Polski i jednocześnie niemożności wyjazdu jednego z jej członków. Do spektaklu zostały wprowadzone duchy żydowskich dziadków głównego bohatera, wątek lądowania na Księżycu, ale też postacie Amy Winehouse, Amelii Earhart czy Winnetou. Rozbiło to niepotrzebnie fabułę, a wątek wyjazdu i absurdalność sytuacji głównego bohatera zostały chwilami zepchnięte na dalszy plan. Z kolei Marcin Liber wraz ze studentami Akademii Teatralnej w Warszawie sięgnął po historię muzycznej grupy Mayhem i rozwoju black metalu w Norwegii w przedstawieniu Prawdziwy norweski black metal. Wbrew tematowi spektakl okazał się zadziwiająco grzeczny. Rzecz jasna dawał aktorom szansę na bardzo wyraziste role muzyków – w praktyce jednak wyraziste okazały się tylko peruki, makijaże i kostiumy, a spektakl był raczej nijaki. Nie każda historia to świetny materiał na dyplom.

Z kolei Żadnych przedwczesnych wniosków w reżyserii Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik, będące składanką trzech opowiadań Witolda Gombrowicza, to spektakl przypominający mieszczańską obyczajówkę. Przedstawiał historię rodzinną, w której ktoś kocha, ktoś zdradza, ktoś umiera… W takim układzie role okazały się dość przewidywalne. Jedynie postać służącej grana przez mężczyznę oraz podwojenie roli prowadzącego śledztwo policjanta wyłamywały się z tej dość monotonnej i przewidywalnej inscenizacji. W porównaniu z zupełnie „odgombrowiczonym” Gombrowiczem niezwykle absurdalny okazał się spektakl z Wydziału Lalkarskiego w Białymstoku. Austeria w reżyserii seba majewskiego nie dała jednak lalkarzom możliwości do zaprezentowania swoich umiejętności. I nie chodzi nawet o to, że lalek w tym spektaklu nie było, bo nie od dziś wiadomo, że lalkarze robią też tradycyjne dyplomy aktorskie. Były próby animacji przedmiotów, ale zginęły wśród innych scenicznych rozwiązań, a reżyserskie pomysły skutecznie odwróciły uwagę od aktorów. Pomijając sam temat, czyli rozkład ciała himalaisty przez grzyby, był to najbardziej alogiczny, afabularny i absurdalny spektakl tego festiwalu. Być może byłoby to ciekawe przedstawienie eksperymentalne, ale jako dyplom zawiodło. Słusznie więc przypominało w werdykcie jury, że nadrzędnym celem przedstawień dyplomowych jest wyeksponowanie talentów studentów i studentek, o czym niektórzy twórcy prezentowanych na festiwalu spektakli chyba zapomnieli.

To zresztą znaczące, że w przypadku Warszawy, Łodzi i Białegostoku ciekawsze spektakle pojawiły się w offie, a nie w nurcie jurorowanym. Warto zaznaczyć, że nurt offowy na Festiwalu Szkół Teatralnych ewoluuje i staje się nową jakością. Kilka lat temu, gdy organizatorzy zgodzili się na udział w festiwalu lalkarzy i aktorów teatru tańca, w programie FST pojawił się nurt off jako rezerwuar dla ich spektakli dyplomowych. Z czasem wywalczyli oni prawo występów w nurcie konkursowym. Nadal jednak jest szansa na prezentację dyplomów, które z różnych powodów nie zmieściły się w głównej części festiwalu. W tym roku do offu trafił drugi spektakl Wydziału Lalkarskiego z Wrocławia – Dyplom ze snów w reżyserii Leny Frankiewicz (nadliczbowy, bo lalkarzom przysługuje na razie tylko jeden dyplom w konkursie). Osią przedstawienia było sympozjum na temat snów, a logika snu silnie wpłynęła na strukturę spektaklu, onirycznego, czasem zupełnie nieprawdopodobnego i szalonego. Okazało się, że to świetny materiał na dyplom, i to pod każdym względem: aktorskim, lalkarskim (a właściwie szeroko rzecz ujmując: animacyjnym), wokalnym, taneczno-ruchowym. Ponadto wrocławscy lalkarze popisali się umiejętnościami naśladowczymi i parodystycznymi, a także sztuką improwizacji z udziałem publiczności. Dyplomem, który również nie zmieścił się do głównego nurtu, był czwarty łódzki spektakl – zaprezentowany na festiwalu premierowo Keinmal w reżyserii Konrada Hetela, znanego dotąd głównie z pracy dramaturgicznej. Scenariusz spektaklu to bardzo sprawnie napisana opowieść o aktorach próbujących sił w castingu, pełna suspensów, zwrotów akcji, z pełnokrwistymi postaciami do zagrania. Wydaje się, że pod względem tematycznym to historia bliska samym aktorom, którzy w niejednym castingu w swoim zawodowym życiu wezmą udział, a skromny i kameralny spektakl stał się przestrzenią do rozmowy o zawodowych granicach.

Z łódzkim przedstawieniem świetnie korespondowały spektakle powstałe z inicjatywy samych studentów. Autorski monodram Stand-up Aleksandry Gosławskiej z Białegostoku to autotematyczna historia o aktorstwie, studiach w Akademii Teatralnej, chorobach, wyczerpaniu i wypaleniu zawodowym. Boleśnie szczery, niekiedy prześmiewczy monodram okazał się nie tylko ważnym głosem aktorki, ale także pokazem rzetelnego warsztatu aktorstwa, animacji i ruchu, pozostawiając w tyle wiele spektakli z głównego nurtu. Z kolei warszawski Men’s Talk w reżyserii Katarzyny Warnke przygotowany został przez oddolnie utworzoną przez trzech warszawskich studentów Grupę Kalifornia. Spektakl powstał w wyniku rozmów i wspólnych działań aktorów: to polemika z kulturowymi wzorcami męskości, krytyka edukacji w szkołach teatralnych, próba własnych interpretacji literatury klasycznej, opowieść o mobbingu, doświadczanym zarówno przez studentki, jak i przez studentów aktorstwa, o aktorach gejach i perspektywach pracy dla nich… Tematy same się mnożyły, co tylko pokazuje, że młodzi aktorzy chcą i mają o czym mówić. I może właśnie taki powinien być festiwalowy off – bardziej otwarty na propozycje studentów i tematy dla nich istotne.

Tę część festiwalowego programu dopełnił Texas Jim w reżyserii Krzysztofa Dracza, będący pochodną jednego z egzaminów. I w takim kierunku mógłby także ewoluować nurt offowy: tworzyć przestrzeń dla prezentacji przedstawień, które rodzą się z innych niż dyplomy działań w ramach studiów aktorskich. To właśnie w offie na FST można było zobaczyć kawałek naprawdę żywego teatru, to w tym nurcie nieoczekiwanie ujawniło się społeczne zaangażowanie postulowane przez jury. Szczególnie te przedstawienia, które powstały z inicjatywy samych studentów, okazały się mocnym punktem festiwalowego programu, pokazując, że młodzi są gotowi nie tylko realizować koncepcje reżyserów, ale i tworzyć samodzielnie. Należy życzyć sobie, żeby takich przedstawień – o tematyce istotnej dla samych studentów, odważnych i angażujących (zarówno dla aktorów, jak i dla publiczności) – było więcej. Nie tylko w offie, ale też na całym festiwalu.

 

XLI Festiwal Szkół Teatralnych

Łódź, 8–14 maja 2023

doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UŁ. Tegoroczna zdobywczyni głównej nagrody w konkursie organizowanym przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego na najlepszą pracę magisterską z zakresu wiedzy o teatrze, widowisku i performansie.