Miniatura dramatyczna z papierkiem po gumie, kawałkiem szkła, blond włosem i martwą biedronką
- BOHATERKA
JA
To jest tak, że idę ulicą i ta ulica przypomina mnie, jest tak samo zmęczona, tak samo niestabilna, w stanie ciągłego przepoczwarzania się, pokracznych prób dopasowania do sytuacji, czeka na pustkę, na spokój, na deszcz.
To jest tak, że idąc ulicą, ciągnę za sobą myśli, związane ciasno w pęczki, toczą się od lat po asfalcie, zahaczają o wszystko, zbierają piasek, pety, nasiona traw i niewidzialne gołym okiem cząsteczki psiego moczu. Miały być czyste te moje myśli, miały latać wolno, ale wiecie, jak to jest, znacie to świetne wyjaśnienie, którym się kwituje różne przegrywy: „życie”. „Życie!” mówię w myślach i w myślach wzruszam ramionami, i robię tę minę w myślach, ten uśmiech, w którym znikają wargi i brwi idą do góry – ni to zdziwienie, ni rozbawienie – „życie!” mówię, tłumacząc sobie wszystko, co mnie spotyka, a myśli wchłaniają to jak gąbka i po chwili widzę, że „życie” oblepia się papierkiem po gumie, kawałkiem szkła, blond włosem i martwą biedronką.
Minę mam złą, twarz mam niedobrą, niechętną. Mimo to zatrzymuje mnie chłopak, mężczyzna właściwie, na oko w moim wieku, czyli na pewno piętnaście lat młodszy. Tę moją twarz nie taką obejmuje czułym spojrzeniem, razem z całą głową, szyją i tym wszystkim poniżej, z czym ostatnio poluźnił mi się kontakt. Mężczyzna ów ma uśmiech szeroki, głodny i niepokojący.
Zobaczcie, o taki, i staje w taki sposób, mocno, pewnie i mówi, pyta nawet.
CHŁOPAK
Czy może pani dziś o sobie powiedzieć, że jest bohaterką?
JA
Wybucham specjalnym, przeznaczonym dla obcych ludzi śmiechem i mówię, że dziś na pewno nie.
CHŁOPAK
Może jednak chciałaby pani zostać bohaterką?
JA
Za długo trwa już ta rozmowa, już wytrąciła mnie z pędu do gdzieś tam, już mieszają się wydychane gazy. Zdejmuję z siebie jego ciekawość jak cudzy włos z koszulki. Mówię, że przepraszam, ale mam koszmarny dzień.
On bierze wdech, a ja daję nogę i biegnę, biegnę, biegnę. Myśli tłuką o asfalt, szurają, spowalniają mnie, cholera jasna. Chłopak przydeptuje je butem, wyciąga kajecik i długopis, walczymy zaciekle.
CHŁOPAK
Żeby zostać bohaterem, wystarczy jeden podpis!
JA
Wydaję z siebie taki dźwięk, jaki wydobywa się po nadepnięciu boso na klocek Lego, i to go płoszy. Ja jestem dziś zwierzę dzikie, nie widzisz tego? Wrzeszczą do niego moje oczy i nozdrza, a on zwija się w rulonik i odfruwa z wiatrem, obejmując kurczowo kajecik z podpisami.
Idę ulicą cała upierdolona monologami jak ten. Cudzymi życiami niezainteresowana, w nieustannym autofokusie, hej, wy też tak macie?
A to dopiero początek, nie czytacie dalej – nie idę z wami do łóżka.
- YESTERDAY
JA
Dzień wcześniej obchodziłam czterdzieste urodziny, dziś żałuję, że nie obeszłam ich jakąś dalszą trasą. I naprawdę, wcale nie o to chodzi, że się starzeję i że czterdzieści to okrągła liczba, nie wierzycie mi, ale poważnie, to nie to.
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, to wszystko umowne. W innym systemie liczbowym kończyłabyś cztery lata. Albo tysiąc dwieście, haha. Haha.
JA
(Hahaśmieszne)
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, w ogóle nie wyglądasz, coś kombinujesz z peselem.
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, stu lat twórczości, licząc od teraz.
JA
(Błagamtylkonieto)
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, bo jak się ma zdrowie, to reszta przyjdzie.
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, życie zaczyna się po czterdziestce. Te pierwsze czterdzieści lat to tylko planowanie.
JA
(Ojapierdolę)
GOŚĆ URODZINOWY
Kochana, sto lat.
GOŚĆ URODZINOWY
Wszystkiego naj naj, kochana.
JA
Jestem kochana przez tak wiele osób.
GOŚĆ URODZINOWY
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam
JA
Wszyscy patrzą na mnie, uśmiecham się.
GOŚĆ URODZINOWY
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam
JA
Może się szerzej uśmiechnę, może pokołyszę do rytmu.
GOŚĆ URODZINOWY
Jeszcze raz, jeszcze raz
JA
Gibanie zaskoczone, onieśmielone, wdzięczne za obecność.
GOŚĆ URODZINOWY
Niech żyje, żyje nam
JA
Ostatnie, rozciągnięte jak stare gacie, słowa śpiewam razem z nimi, to takie paradne, sama sobie śpiewa, no ubaw po pachy, ona jest niepospolicie przezabawna.
GOŚĆ URODZINOWY
Niech żyje naaam
JA
Jakieś trzy osoby dośpiewają „yesterday”.
GOŚĆ URODZINOWY
Yesterday
JA
Śpiewam z nimi „yesterday”, łapiemy się wzrokiem, nasza mała wspólnota.
GOŚĆ URODZINOWY
Niech jej gwiazdka pomyślności…
JA
Druga, nie dam rady, druga, po co ja to… Przestali. Myślę o tym, czy temu, co zaczął śpiewać drugą, jest głupio lub przykro i czy będzie to przeżywał.
Jedzą – ja nie, rozmawiają – ja nie, znaczy ja tak, ja tak, tańczą, piją alkohol, nie, nie bawią się dobrze, źle to wymyśliłam, jestem taka nudna, też tańczę, leci moja playlista, tworzyłam ją tydzień, same hity, ale na pewno złe hity, najgorsze hity, tańczą przez grzeczność, z braku innych rozrywek. Jestem nudna i spięta, czemu oni tu przyszli, przecież nie dla mnie, a mogłam być w wannie.
Twarz mam dziś pełną słodyczy
z rąk liczne dary mi kapią
nic z tego mnie nie dotyczy
Czas się ratować terapią!
Mam czterdzieści lat, kiedy będę dorosła?
TERAPEUTKA
Mieści pani w sobie wewnętrzny konflikt. To, co nazywa pani maską, zakładaną dla innych ludzi, to także jest pani. Ale teraz, odkąd jest pani w procesie terapeutycznym, nawiązała pani głębszy kontakt z tym, co pod spodem, co do tej pory było spychane.
JA
Po czterdziestce mam głęboki kontakt z tym, co we mnie spięte i nudne.
Terapeutka z kiepsko ukrywanym obrzydzeniem chwyta w dwa palce kolejną moją myśl, odklejamy z niej paprochy, włosy, kurz, płatki sadzy, okruchy poczucia ważności, sprawczości i ogryzek jabłka.
- AŻ ZRODZI SIĘ POD POWIEKĄ
JA
Przepraszam, dzień dobry…?
Przepraszam, mogę cię spytać o coś tylko?
LEWA POWIEKA
No.
JA
Bo tak mi się wydaje… Znaczy, jakby, wiesz, wczoraj tak zauważyłam… znaczy, to pewnie ze zmęczenia i ten… Ale czy ty mi trochę nie opadłaś?
LEWA POWIEKA
Opadłam ci.
JA
Aha… Tak? Bo wiesz, pomyślałam, że to przez niedobór magnezu i właśnie wypiłam magnez.
LEWA POWIEKA
Ale to nic-nic, mały zwisik.
JA
Ojej, to dobrze.
LEWA POWIEKA
Do czwartku opadnę ostatecznie.
JA
Do czwartku…
LEWA POWIEKA
To może być środa.
JA
A czy… A co… Ostatecznie?
LEWA POWIEKA
Jak by ci powiedzieć tak, żebyś zrozumiała… Taką piosenkę znasz? „Jeszcze się tam żagiel bieli…”
JA
Znam.
LEWA POWIEKA
Ten żagiel to ja dziś, a jak go spuszczą i sflaczeje na pokładzie – ja w czwartek. Can’t wait!
JA
Aha. No a… Aha. A co z prawą, z prawą powieką?
LEWA POWIEKA
Prawa, proszę cię! To jest żałosne po prostu. Tak po prostu, wiesz, za wszelką cenę udawać, że, że nie jest się, kim się jest! Ty wiesz, jaki to jest wysiłek? Przecież to są ogromne emocjonalne koszty za coś takiego! To jest jakaś maska, to jest obciążające!
JA
No… tak…
LEWA POWIEKA
Wiesz, jak ja podjęłam decyzję, a uwierz mi, że mnie to też kosztowało, zobacz, jak ja wyglądam, to powiem ci, jakbym zrzuciła słonia z pleców! Autentycznie! Rozumiesz, musiałam doczekać do tej twojej czterdziestki, bo przed to jakoś tak, wiesz, nieuprzejmie, mi się wydawało, że cię w jakiś sposób, nie wiem, rozczaruję, czy zdradzę, czy.
JA
Dzięki…
LEWA POWIEKA
Ale w końcu! Robię to! Aaaaa! Body positive! Opadam bez wstydu! Idziesz w to?
JA
Ja?
LEWA POWIEKA
Idziesz?!
JA
Tak.
LEWA POWIEKA
To krzyczymy!
Gra-wi-tacja! Jest dla ludzi!
Dawaj, gra-wi-tacja! Jest dla ludzi!
Dołączam i krzyczymy, ja i moja lewa powieka.
LEWA POWIEKA
I super! Owal twarzy jest z nami!
Gra-wi-tacja! Jest dla ludzi!
I cycki!
- FAJNE ZAKOŃCZENIE
JA
Wiesz, że tylko nastolatkom wydaje się, że są dorośli? To chwilowy stan, jak zaburzenie co przechodzi z wiekiem.
KTOŚ
Dorosłość potrzebuje pełnej kontroli. Władzy nad wszystkim. Znasz kogoś, kto miał władzę nad wszystkim?
JA
Kiedyś bym powiedziała, że mój ojciec. Dawno. Gdy miał władzę nade mną.
KTOŚ
A teraz?
JA
Kto ma pełną kontrolę?
KTOŚ
Kto albo co.
JA
Czas. Śmierć. Kurwa nie wiem, wojna. Strach, same złe rzeczy.
KTOŚ
Palisz?
JA
Nie, dzięki.
KTOŚ
Masz przed sobą jeszcze coś między dwadzieścia a czterdzieści lat. Jak się z tym czujesz?
JA
Serio pytasz?
KTOŚ
Może.
JA
No chcę tego.
KTOŚ
Wszystko cię będzie od teraz opuszczać w bardziej widoczny sposób. Zdrowie. Siła. Uroda. Pamięć. Kreatywność. Spontan. Rozumienie świata. Ludzie.
JA
I jak się z tym czuję?
KTOŚ
No.
JA
Opiszę ci to, dobra?
To jest tak, że idę ulicą, normalnie sobie idę, nie, a ta ulica przypomina mnie. I nagle biorę nożyczki. I ty się dziwisz…
KTOŚ
Mnie tu nie ma.
JA
No wiem, wiem, że cię nie ma, ale boisz się: o boże, co ona z tymi nożyczkami. A ja kucam, nie? I ciach, ciach, te sznurki.
KTOŚ
Jakie sznurki?
JA
No te takie. Co do nich mam poprzyczepiane wszystkie kurde traumy, nieprzepracowane sytuacje, wyobrażenia, plany, jakieś z dupy pretensje i oczekiwania, całe to takie gówno po prostu, co się za człowiekiem ciągnie i co go zatrzymuje.
KTOŚ
No.
JA
I ja to przecinam, ciach, ciach, potem myję to wszystko…
KTOŚ
Czekaj, jak myjesz.
JA
No pod szlauchem.
KTOŚ
Gdzie?
JA
Na działce.
KTOŚ
Okej.
JA
I potem puszczam na wiatr! Akurat jest taki super wiatr! I one się okazują pięknymi ptakami!
KTOŚ
Gołębiami.
JA
Gołębie srają.
KTOŚ
Wszyscy srają.
JA
I ja patrzę, jak one odlatują, puściłam je na wolność i tak stoję, patrzę w niebo na nie, opada mi powieka, ale chuj, i myślę sobie – jednak dzisiaj zostałam bohaterką!
KTOŚ
No, no i co?
JA
I uwalniam się od tego wszystkiego, co było, co mnie trzymało…
KTOŚ
No wiem, i co?
JA
Co – co?
KTOŚ
Uwalniasz się i co dalej?
JA
Nie wiem.
Milczymy.
KTOŚ
Coś w tym jest.
JA
Dobry pomysł?
KTOŚ
Dobry. Tylko poszukaj jakiegoś fajnego zakończenia. Takiego, co urywa dupę.
JA
Dobra.
KONIEC