Ciągłe cięcie
Kupałowcy czynią Lublin i inne polskie miasta białoruskimi, ponieważ grają po białorusku i dla Białorusinów.
fot. Maciej Rukasz / CK Lublin
Najpierw trzeba rozpoznać mit, w którym się żyje. Potem należy go sobie przypomnieć, powtórnie opowiedzieć. Może coś się dzięki temu wyjaśni? Otworzy? Coś nas gdzieś – gdzie? – przepuści? Albo tak: najpierw trzeba znaleźć misznę, która pasuje do naszego życia. A potem spróbować dopisać do niej gemarę. Może coś się dzięki temu ustali. Coś nami gdzieś – gdzie? – pokieruje?
Wolni Kupałowcy to grupa sierotek po mińskim Teatrze im. Janki Kupały, opuszczonym w akcie protestu przeciwko represjom po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku. Praca poza instytucją czyni z nich grupę opozycjonistów, fakt, że grają w Polsce, pozwala nazwać ich dysydentami, uchodźcami politycznymi, artystami na wygnaniu. Tworzą sztukę, ale i Białoruś. Jej duch rozpycha się w polskich miastach. Znamy dobrze ten model. Czy Warszawa jest dziś dla Białorusinów jakowymś Paryżem? A może jest nim Lublin? Białoruski przecież od dłuższego już czasu, odkąd mieszkają i tutejsze środowisko naukowo-artystyczne współtworzą takie postaci jak dramatopisarz Siergiej Kowalow i badaczka Irina Lappo. Ten pierwszy jest autorem Komedii Judyty, której inscenizacji będziemy się za chwilę przyglądać. Lappo zaś spektakl współprodukuje i od dawna współpracuje z jego reżyserem – Pawłem Passinim.
Kupałowcy czynią Lublin i inne polskie miasta białoruskimi, ponieważ grają po białorusku i dla Białorusinów (dzięki Internetowi także dla tych, którzy zostali w kraju). Świadomi miejsca i kontekstu, na afisz biorą również polskich autorów, na przykład Mickiewicza, którego Dziady wystawili wspólnie z Passinim w marcu 2022 roku. To było ich pierwsze spotkanie, drugim jest właśnie Komedia Judyty. Wiele się przez te kilkanaście miesięcy zmieniło. Stężała wojna w Ukrainie, której pełnoskalowy wybuch położył się cieniem na Mickiewiczowskim arcydramacie, uwypuklając jego III część. Tamta chwila sprowadzała Ukrainę i Białoruś (a w domyśle również Polskę) do wspólnego mianownika kontaktu z rosyjskim imperializmem. Dziś opowieść o konflikcie zamienia się w rozważania o istocie wspólnoty. Podczas gdy w Ukrainie każdy dzień przynosi nowe wojenne erupcje, Białoruś zdaje się zmrożona grubą taflą represji. Walka zamarła i tylko co jakiś czas trzeszczy kolejną tragiczną śmiercią. Na przykład tą sprzed kilku dni, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł więziony performer i opozycjonista – Aleś Puszkin. O bezpośrednim doświadczeniu kontaktów z reżimowymi służbami opowiadał w innym białoruskim spektaklu Passiniego fotograf Zmicer Waynowski (Najpiękniejszy Wschód, neTTheatre, 2021).
Komedia Judyty bierze szerszy zamach i wychodząc od biblijnej historii, łączy doświadczenie Białorusinów (ale i Ukraińców oraz Polaków) z losem Żydów – wpisując się tym samym w konteksty, które Passini eksploruje najchętniej. Twórcy poprzez cytat z Nawiedzonej, wieku XX Jacka Kaczmarskiego sięgają aż po Zagładę. Wróćmy jednak do punktu wyjścia. Asyryjska armia pod wodzą Holofernesa chce narzucić Izraelitom władzę Nabuchodonozora, króla, który obwołał się bogiem. Na drodze do zdobycia Judei stoi górska twierdza – Betulia. W niej zaś obrońcy, wśród nich Judyta. Wyprzeć się tożsamości i ocalić życie? Czy to możliwe? Czy to trudne? To zależy, o której tożsamości mówimy. Ta religijna wydaje się dziś sprawą prywatną i w gruncie rzeczy marginalną. Żyjemy przecież w świecie po-Bogu. Dlatego tak wiele w inscenizacji Passiniego cytatów z Samuela Becketta, dlatego też podstawowym jej tematem wydaje się pytanie: jak pozostać narodem wybranym, skoro nie ma tego, kto dokonał wyboru? Jeśli więc nie jego decyzja czyni nas Żydami, to co sprawia, że nimi jesteśmy? Gdzie tkwi źródło bycia Białorusinem, Ukraińcem, Polakiem? Czy nie w sprzeciwie, wobec tego, kto chce nam tę tożsamość odebrać? W buncie przeciwko asyryjskiej armii stającej pod murami naszych prywatnych Betulii, broniących dostępu do wspólnotowej, narodowej Judei? Jej istnienie wydawało się do niedawna – przynajmniej na zachodzie – sprawą przeszłości. Tymczasem wschód ponowił stare, niewygodne pytania. Nie tylko o sens oporu, ale także o jego strategie. Białorusini nie mogą dziś walczyć tak jak Ukraińcy – z otwartą przyłbicą, bronią w ręku i rozwiniętymi sztandarami. Potrzebują alternatywnych strategii, forteli i podstępów. Oto lekcja Judyty. Passini nie zagrzewa nas jednak do boju, nie motywuje. To byłoby zbyt proste. Odgrywa mit i pyta, czy się w nim rozpoznajemy? Dlatego choć historia wzięta jest z przeszłości, dzieje się w wiecznym teraz.
Artyści zapraszają nas do osobliwego limbo. Niewielką przestrzeń Sali Czarnej w lubelskim Centrum Kultury otworzono na kolejne pomieszczenia, czyniąc z niej retrofuturystyczny i foliowo-srebrzysty, skrzący się odbitymi światłami tunel znikąd donikąd (scenografia i kostiumy – Aleksandra Konarska). W tym miejscu/przedsionku sądu ostatecznego i końca świata wyczekują uwięzieni Holofernes (Aleksander Harcujew) i Judyta (Zoja Biełachwoscik). On pod postacią wyłącznie głowy w kiczowatej krwawej fontannie. Ona na inwalidzkim wózku, unieruchomiona monstrualnym kostiumem ze zwielokrotnionych fragmentów ciała. Jakby przygnieciona zwłokami. Groteskowe rymy do Winnie ze Szczęśliwych dni Becketta.
Towarzyszą im Służąca Andżela (Walancina Harcujewa) i perski kochanek królów Begoas (Aleksander Kaziełło). Ubrany w biały smoking i czarne buty na obcasie, cyberpunkowy strażnik miejsca i ekspresyjnie przegięty narrator opowieści. Zgodnie z naturą trickstera więcej jednak wprowadza zamętu niż porządku. Chaosu jest tu całkiem sporo i bez niego – jak to w teatrze postdramatycznym, który brawurowo łączy pomysły i skleja warstwy, nie przejmując się tym, że prędko od siebie odpadają. Fragmentaryczność podkreśla potłuczone szkło chrzęszczące pod butami widzów zajmujących miejsca.
Jednym z najciekawszych elementów Komedii Judyty jest formalne zderzenie języka teatralnego, który Passini wypracował przez lata spędzone na pograniczu teatru instytucjonalnego i offowego, z solidną szkołą białoruskich aktorów, którzy dobrze odrobili lekcje ze Stanisławskiego – za które to lekcje w polskim teatrze nie dostaje się dziś wysokich ocen. Unieruchomieni Biełachwoscik i Harcujew muszą zrezygnować z gestu i odnaleźć bohaterów w głosie i mimice. Być może dlatego tak przejmujące było to lekko rozbawione kiwanie Holofernesa. Z dezaprobatą kręci się urżnięta głowa. Z rozweseleniem podtrzymuje takt smutnego disco śpiewanego i pastiszowo tańczonego przez młodszą część obsady, czyli Harcujewą i Kaziełła. Muzyka – jak to u Passiniego – snuje się zresztą cały czas. Grana na żywo przez reżysera i Marcina Sudzińskiego.
Poza pytaniami o substancję narodu i prawa wspólnoty równie istotny w Komedii Judyty jest kontekst feministyczny. Tytułowa bohaterka zwycięża Holofernesa i ocala swych rodaków, czyni to jednak wbrew zasadom – podstępem, który mężczyźni widzą podwójnie okrutnym, bo śmiercionośnym, ale i emocjonalnie fałszywym. Judyta podsyca w nich niechęć wobec kobiet, ponieważ używa siły zdolnej rozsadzić system pozwalający mężczyznom na obwoływanie się bogami. Jest zagrożeniem dla patriarchalnego porządku świata. Zamiast wdzięczności za ocalenie Izraela spotyka ją więc kara wymierzona przez społeczność – potępienie i zepchnięcie na margines.
Dlaczego emancypacja, która przy okazji sprzęga się z interesem wspólnoty, tak łatwo poddaje się negatywnym ocenom moralnym? I jaka jest w tej walce między kobietą a mężczyzną, i między porządkami świata, które reprezentują, rola miłości – narzuconej na całość niby siatka maskująca za pomocą przywołania Pieśni nad Pieśniami? Czy Judyta mordując wroga, nie zabija w sobie także nagłego uczucia? Nie poświęca samej siebie lub choćby chwili własnego szczęścia? I jakie w tej sytuacji ma znaczenie pożądanie (a może prawdziwa miłość) Holofernesa? Czy nie ma żadnego?
Ale Judyta krusząca męski porządek to ledwie wstęp. Bohaterka przyznaje, iż jej podstęp był podwójny. Zwiodła nie tylko wrogą armię, ale i swoich rodaków. Bóg niczego jej nie szepnął, nie podpowiedział i nie pobłogosławił krwawej misji. Nie była narzędziem większego planu, wręcz przeciwnie – zaprojektowała zamach na Holofernesa zupełnie sama. Pierwsza terrorystka. A zatem tylko ona spośród wszystkich Żydów zna prawdę o świecie bez Boga. I tej prawdy Żydzi zaakceptować nie mogą – dźwiga ją sama. Ciężką jak stosy trupów, które nie dotarły do nieba. Ale nie jest to prawda ostateczna. A przynajmniej nie można mieć w tej sprawie pewności. Dlatego Judyta chwyta się skrawka nadziei, strzępu choroby – czegoś, na czym da się zawiesić oczekiwanie na koniec świata i sąd ostateczny. Wiarę, że Bóg, owszem, milczy, ale jednak jest. I pozwala ścinać głowy wrogom.
Centrum Kultury w Lublinie
neTTheatre
Kupałowcy
Komedia Judyty na motywach sztuki Siergieja Kowalowa
scenariusz, reżyseria, muzyka Paweł Passini
premiera 23 czerwca 2023