9/2023

Krótka historia wojny rosyjsko-ukraińskiej dla Polaków

W czasie ostrzałów siedziałam w piwnicy. Bałam się, że zaraz coś na mnie spadnie i że właściwie jest to moja ostatnia szansa, żeby coś powiedzieć. Ułożyłam z moich historii sztukę” – o dramacie Mój sztandar zasikał kotek mówi Lena Laguszonkowa w rozmowie z Anną Korzeniowską-Bihun.

Obrazek ilustrujący tekst Krótka historia wojny rosyjsko-ukraińskiej dla Polaków

fot. Wojciech Sobolewski / TR Warszawa

 

ANNA KORZENIOWSKA-BIHUN Chciałam Pani serdecznie pogratulować premiery oraz faktu, że na scenie polskiego teatru pojawił się kolejny ukraiński dramat. Jest to dość rzadkie zjawisko, choć z przyjemnością obserwuję, że ta tendencja pomału się zmienia. Mój sztandar zasikał kotek to sztuka bardzo aktualna. Czy mogę nazwać ją „dokumentalną”?

 

LENA LAGUSZONKOWA Jest w niej trochę elementów autofiction, ale nie jest dokumentalna w dosłownym tego słowa znaczeniu. Choć oczywiście do jakiegoś stopnia utożsamiam się z tym światem. Tekst oparty jest na trzech sztukach: Pipidówa, Matka Gorkiego i Mój sztandar zasikał kotek… Postaci w nich występujące to synteza kilkorga prawdziwych ludzi. Dziadek na przykład składa się z kilku znanych mi staruszków. Tak samo inni bohaterowie. Postaci sceniczne właściwie tracą swoje cechy dokumentalne. Są to prawdziwi ludzie, ale w jakiś sposób przetworzeni artystycznie.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Spektakl, który powstał na jej podstawie w TR Warszawa, sama dla siebie nazwałam „krótką historią wojny rosyjsko-ukraińskiej dla Polaków”.

 

LAGUSZONKOWA Można tak powiedzieć. (śmiech)

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jest tam wszystko, co powinniśmy wiedzieć o wojnie. I dwóch braci, którzy stanęli po przeciwnych stronach barykady. I cały lokalny świat, który znalazł się na krawędzi katastrofy. Czy nie bała się Pani tego, że stereotypy, którymi się Pani posługuje, mogą być zbyt mocne? Zwłaszcza obraz nędzy Donbasu…

 

LAGUSZONKOWA Donbas naprawdę nie jest bogaty. A ci bracia to prawdziwe postaci. Ja tu niczego nie wymyślałam.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Mój sztandar zasikał kotek to jedna z wielu ukraińskich sztuk o wojnie, które obecnie powstają. Jaką rolę tego typu dramaturgia pełni w Ukrainie?

 

LAGUSZONKOWA Należy rozgraniczyć to, co działo się w Ukrainie przed – i po 24 lutego. Przed pełnowymiarową inwazją rosyjską w teatrze wojna była pewnym tabu. I jeśli dramaturg mówił, że napisał sztukę o wojnie, słyszał: „Przykro nam, ale widz na to nie przyjdzie”. Zresztą w ogóle współczesna dramaturgia ukraińska była traktowana dość po macoszemu przez nasze rodzime teatry. One są po prostu niereformowalne. Na przykład moja przyjaciółka napisała sztukę dziecięcą o utylizacji śmieci. Okazało się jednak, że teatrem, w którym miała się odbyć premiera, rządzi księgowa. I księgowa uznała, że śmieci to zły temat na sztukę. Podstawą do podejmowania decyzji w teatrze ukraińskim często nie są kwestie artystyczne. Zwłaszcza sztuka trudna i wielowymiarowa ma niewielkie szanse, by trafić na scenę. Natomiast po 24 lutego zauważyłam wręcz przeciwną tendencję. Temat wojny jest aż za bardzo eksploatowany i odbywa się to kosztem jakości. I to wcale nie jest dobre, bo dramaturdzy chcą pisać nie tylko o wojnie. Oczywiście, my zawsze piszemy o wojnie, ale chodzi o inną perspektywę.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN W jakich okolicznościach powstał Mój sztandar zasikał kotek?

 

LAGUSZONKOWA Zawsze piszę w zeszytach, nigdy na komputerze. Miałam zapisane jakieś uwagi i jakieś notatki. Zebrałam to później wszystko w telefonie. Po 24 lutego 2022 w czasie ostrzałów siedziałam w piwnicy. Spędziłam tam dwa tygodnie i w sumie miałam niewiele do roboty. Bałam się, że zaraz coś na mnie spadnie i że właściwie jest to moja ostatnia szansa, żeby coś powiedzieć. Ułożyłam z moich historii sztukę. Na szczęście w tej piwnicy był bardzo dobry Internet. Od razu wysłałam ją na konkurs. Byłam przekonana, że zaraz umrę. Ale na szczęście nie umarłam. I sztuka też powstała.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jak wyglądała Pani droga do polskiego teatru?

 

LAGUSZONKOWA W 2021 roku wzięłam udział w festiwalu „Aurora”, poznałam tam wielu ludzi. Feralnego 24 lutego jeszcze nie wiedziałam, że się zaczęła wojna. Otworzyłam pocztę i zobaczyłam masę zaproszeń do Polski. Początkowo nie planowałam wyjazdu. Dopiero gdy koło mojego domu spadł pocisk, w ciągu dwudziestu minut zabrałam mamę, zabrałam kota i podjęłam decyzję o wyjeździe. Miałam do wyboru trzy kraje: Niemcy, Litwę i Polskę. Będąc już w drodze, postanowiłam, że jadę do Polski.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Dlaczego?

 

LAGUSZONKOWA Po pierwsze, kwestia języka. A po drugie, próbowałam myśleć – jak mi wtedy się wydawało – racjonalnie. Litwa wydawała mi się zbyt małym krajem. Bałam się, że nie będę miała tam pracy. Byłam już po raz drugi uchodźczynią. Pierwszy raz musiałam uciekać w 2014 roku. Zamieszkałam w Kijowie. Wiedziałam już, że wszelkie plany w stylu „chwilę przeczekamy i wrócimy” są po prostu bez sensu.

Do Niemiec nie chciałam jechać ze względu na język, a po polsku mówię. Mało tego, byłam w Polsce w styczniu, miesiąc przed wybuchem wojny. Oglądałam spektakl Krystiana Lupy Capri – wyspa uciekinierów w Teatrze Powszechnym. Pamiętam, że siedzieliśmy ze znajomymi i zastanawialiśmy się, czy jest sens wracać do Ukrainy. I śmialiśmy się, że wojna na pewno się nie zacznie.

A więc, gdy wojna wybuchła, pojechałam do Polski, do teatru w Bydgoszczy, bo tam mnie przyjęto i od razu dano mi pracę. Przygotowałam czytanie performatywne właśnie sztuki Mój sztandar zasikał kotek.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN W wywiadzie dla polskiego Radia Kapitał powiedziała Pani, że nie bardzo ciągnie Panią do pracy w Ukrainie, że niechętnie tam Panią widzą. Dlaczego?

 

LAGUSZONKOWA Nie wiem. Wydawało mi się, że mam przed sobą karierę. Przed rozpoczęciem pełnowymiarowej inwazji miałam zaplanowane trzy spektakle, na które już sprzedano bilety. Premiera pierwszego miała się odbyć 27 lutego, drugiego – 5 marca, a trzecia w czerwcu. Te trzy zostały zerwane z oczywistych przyczyn. Ale były też inne, które także zdjęto z afisza. Nie wiem dlaczego i nie mnie o to pytać.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jak temat wojny w Ukrainie traktują teatry zagraniczne?

 

LAGUSZONKOWA Pracowałam w Polsce, pracowałam w Niemczech i było mi dużo łatwiej porozumieć się z tamtejszymi ludźmi niż z Ukraińcami. Na przykład w Kijowie usłyszałam, że sztuka Matka Gorkiego to temat donbaski i oni jej nie chcą. A w Stuttgarcie wszyscy byli zachwyceni. Nie wiem dlaczego. Spektakl na festiwalu „Aurora” w 2021 roku polscy widzowie przyjęli owacjami na stojąco. A w Ukrainie pewnie zadziałała jakaś bariera psychologiczna. Możliwe, że widzowie nie chcą się utożsamiać z bohaterami z Donbasu. Wolą ich wypchnąć ze świadomości. Dla nich to odległa kraina, gdzie mieszkają dziwni ludzie, z którymi lepiej nie mieć nic wspólnego.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jeszcze dalsza zagranica niż my tutaj?…

 

LAGUSZONKOWA Tak, w dodatku ukraińscy widzowie doszukują się zupełnie przypadkowych sensów. Gdy wystawiliśmy Matkę Gorkiego w Stuttgarcie, w Ukrainie podniosły się głosy, że ta sztuka pokazuje problem z punktu widzenia kultury rosyjskiej. A ja nigdy czegoś takiego nie zakładałam.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Chciałam chwilę porozmawiać o Pani tożsamości. Bo w sztuce Mój sztandar zasikał kotek pokazuje Pani bardzo ponury świat. Ale z drugiej strony widać, że Pani lubi i szanuje swoich bohaterów… Jak wyglądała Pani droga z Donbasu do Kijowa?

 

LAGUSZONKOWA Donbas był bardzo zrusyfikowanym regionem. Kiedyś mieszkali tam Ukraińcy, ale w czasie Wielkiego Głodu zostali wymordowani. Do Donbasu przyjechali ludzie, którzy przywieźli ze sobą kulturę nawet nie tyle rosyjską, co radziecką. I nas wychowywano na ludzi radzieckich. Ja poszłam do szkoły już po upadku Związku Radzieckiego, już nie byłam pionierką, ale mimo wszystko dorastałam na kulcie „pabiedy” [ros. „zwycięstwo”]. Mieszkałam w małym miasteczku Stanica Ługańska. Śpiewałam radzieckie pieśni w chórze, bo to była jedyna możliwość jakiegokolwiek awansu społecznego. Pracować nie ma gdzie. Nie ma za kogo wyjść za mąż, bo tam mieszkają sami alkoholicy. No więc udzielałam się w chórze. Znałam na pamięć cały repertuar wielkiej wojny ojczyźnianej. Później przeniosłam się do Ługańska. Tam już było trochę więcej możliwości. Wstąpiłam na uniwersytet i bez większych problemów zaczęłam studiować w języku ukraińskim. Kiedy przyszło do wyborów Janukowycz – Juszczenko, Donbas oczywiście opowiedział się za Janukowyczem, bo to „swój chłop, czapki kradł”. A my w dodatku byliśmy wiecznie głodnymi studentami. Te płatne mityngi, które pokazuję w swojej sztuce, są jak najbardziej prawdziwe. Ta podwójna korupcja także. Nam płacono, żebyśmy chodzili na mityngi i jednocześnie znajdował się ktoś, kto te pieniądze częściowo zabierał. Dopiero w 2014 roku naszła mnie jakaś refleksja. Prawie wszyscy mieliśmy krewnych w Rosji. Gdy się zaczął Euromajdan, gdy anektowano Krym, byłam szalenie zdziwiona, że nagle zaczęli nam tłumaczyć, co się u nas dzieje. Nie zwracali najmniejszej uwagi na nasze opinie. Był to dla mnie szok, bo myślałam, że to inteligentni ludzie. Zresztą to był szok, który przeżywał cały nasz kraj. Widać go na przykład na fotografiach z tamtych czasów. Pamiętam zdjęcie ukraińskiego żołnierza, wokół którego stoją Rosjanie z wycelowanymi karabinami, a jemu się wierzyć nie chce, że mogą do niego strzelić. I gdy w 2014 roku rozpoczęła się Operacja Antyterrorystyczna, ludzie w Donbasie naprawdę nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo agresywnie nastawieni są Rosjanie. Oni się do tego już od dawna przygotowywali, a myśmy żyli w jakiejś bańce, śpiewaliśmy Katiuszę i głosowaliśmy na Janukowycza.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN I później przeniosła się Pani do Kijowa?

 

LAGUSZONKOWA Tak, najpierw sama pojechałam, a potem zabrałam mamę. Mama nie mogła od razu przyjechać, bo mój tata chorował. Dopiero gdy umarł, spakowała się i przeniosła do mnie.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jak wyglądał wtedy teatr w Kijowie?

 

LAGUSZONKOWA Jeszcze wtedy nie pracowałam w teatrze, ale ludzie mówili, że strasznie. Zmiany zaczęły się dopiero w 2014 roku.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN No właśnie, powstał na przykład Teatr Dramaturgów…

 

LAGUSZONKOWA Jestem jego założycielką, ale uważam, że artyści nie chadzają w grupach. Traktuję go bardziej jak platformę do ochrony interesów zawodowych dramaturgów. Natomiast trudno jest mi pracować w zespole.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN No ale przecież to projekt mający rozmach godny Wielkiej Reformy Teatru. Oto oddajemy władzę w teatrze w ręce dramaturgów…

 

LAGUSZONKOWA Moim zdaniem już się skończyły czasy, kiedy jeden człowiek może rządzić teatrem. Spektakl to efekt pracy zespołowej. Niewiele możesz zrobić, jeśli cię zablokuje oświetleniowiec… Albo księgowa…

 

KORZENIOWSKA-BIHUN A czego Pani jako dramaturżka oczekuje od teatrów?

 

LAGUSZONKOWA Jestem człowiekiem pomysłów. Jeśli spodoba mi się jakiś pomysł, to się w niego angażuję. Ważne, by ktoś odbierał na tej samej fali co ja. Właśnie kończę projekt, nad którym pracowałam pół roku. To sztuka o matkach żołnierzy rosyjskich. Udało mi się dostać do finału festiwalu „Aurora”. Planuję także napisać dramat o żołnierce, która jeździ po wszystkich krajach świata i prosi o broń.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Nieustannie zajmuje się Pani tematem wojny?

 

LAGUSZONKOWA Tak, nie ma co się oszukiwać i szukać innych tematów. Wojna ma bardzo dużo wymiarów.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Czy czuje się Pani dramaturgiem, który pracuje na emigracji?

 

LAGUSZONKOWA Przez większość czasu nie, ale miewam chwile, gdy płaczę łzami emigranta. Czuję się częścią Ukrainy, ale nie czuję się częścią teatru na emigracji, bo niestety nie mamy żadnego wsparcia instytucjonalnego. Na przykład w zeszłym roku dostałam nagrodę w Niemczech. Na wręczenie przyjechali przedstawiciele Polski, przedstawiciele Litwy, a z ukraińskiej strony nikt nie przyjechał. Główna dramaturżka tego teatru spytała mnie: „Frau Lena, czy Pani czasem nie jest dysydentką?”.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN A jak wygląda specyfika pracy w Polsce?

 

LAGUSZONKOWA Bardzo mi się poszczęściło, że mój tekst trafił do rąk Oli Popławskiej. I że wcześniej Roman Pawłowski zaprosił mnie na festiwal Sopot Non-Fiction. Właśnie tam zaczęłam pracę nad sztuką o matkach żołnierzy rosyjskich. Poza tym z Wojciechem Farugą i Ulą Kijak zrobiliśmy spektakl dokumentalny na festiwal w Toruniu. To był kwiecień 2022 roku, tuż po moim przyjeździe. Materiałem, który wykorzystaliśmy w przedstawieniu, były instrukcje, na przykład: co robić w wypadku alarmu lotniczego? Co robić w przypadku nocnego nalotu? Co robić w przypadku wybuchu jądrowego?

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jak aktorzy TR Warszawa zareagowali na Pani sztukę?

 

LAGUSZONKOWA Wspaniale! Bardzo uważnie wczytywali się w tekst. Ola przyniosła książki o Donbasie. Czytaliśmy je, oglądaliśmy filmy. Mieliśmy scenografkę Alonę Zozulię, też Ukrainkę. Pokazywała obrazy, które chciała włączyć do spektaklu. Aktorzy słuchali wszystkich pieśni, o których była mowa w sztuce. W tekście jest dużo aluzji do lokalnych realiów. Szalenie trudno je przetłumaczyć na polski, ale myślę, że się udało.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Jak polscy aktorzy radzili sobie z ukraińskimi odniesieniami?

 

LAGUSZONKOWA Dużo rozmawialiśmy na przykład o molfarach. W spektaklu te wierzenia w moc molfarów stworzyły coś wyjątkowo magicznego. Widać to na przykładzie chociażby tańca w pierwszej scenie.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Co trzeba zrobić, by polskie teatry zainteresowały się ukraińską dramaturgią nie tylko z powodu wojny?

 

LAGUSZONKOWA Nie wiem. Nie podoba mi się to, że świat zaczyna się interesować Ukrainą i kulturą ukraińską tylko wtedy, gdy dzieje się u nas coś traumatycznego. Cała wiedza o Ukrainie ogranicza się do Czarnobyla, Majdanu i wojny. Z nami jest trochę jak z dziećmi – jesteśmy zauważani tylko wtedy, gdy się nam dzieje krzywda. W zeszłym roku Nagrodę Nobla dostała pisarka francuska Annie Ernaux. Kontrkandydatami byli Salman Rushdie i Serhij Żadan. Bardzo zdziwiło mnie pytanie, które usłyszałam w Ukrainie: „A dlaczego Francuzka? Ona co, cierpiała?”. Jeśli nagrodę dostaje się tylko za cierpienie, to wywołuje to bardzo niekorzystne reakcje behawiorystyczne.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Czy dramaturgia może w Ukrainie pełnić rolę terapeutyczną dla teatru i dla widzów?

 

LAGUSZONKOWA Dramaturgia może wiele. Zarówno w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie. Kiedy pisałam sztukę o matkach żołnierzy rosyjskich, to było straszne pół roku mojego życia. Musiałam zanurzyć się w mroku, który trudno sobie wyobrazić. Ze strachu ryglowałam drzwi. Przeczytałam w wiadomościach, że gdzieś w Europie chodzą wagnerowcy. Wiedziałam, że to jest absurdalne, bo byłam akurat w centrum Warszawy, ale wydawało mi się, że zaraz wejdzie do mnie wagnerowiec. Kiedy piszesz sztukę, to się w niej zanurzasz. Ja przecież korzystałam z prawdziwych materiałów: z prawdziwych wywiadów, z prawdziwych postów internetowych. Sama świadomość tego, do czego ludzkość jest zdolna, potrafi być przerażająca. Bardzo przeżywałam tę sztukę. Nie mogłam jeść. A potem ciężko wychodziłam z tego stanu. Dopiero teraz trochę się uspokoiłam. Może dlatego, że wiem, że w Ukrainie na pewno tej sztuki nie wystawią.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Nie wystawią?

 

LAGUSZONKOWA Nie, bo powiedzą, że jest o Rosjanach.

 

KORZENIOWSKA-BIHUN A Pani broni w niej tych Rosjan?

 

LAGUSZONKOWA Nie!

 

KORZENIOWSKA-BIHUN Gdy siedziała Pani w piwnicy i pisała sztukę Mój sztandar zasikał kotek, była to dla Pani forma terapii?

 

LAGUSZONKOWA W pewnym sensie tak. Bo dramaturgia to moje drugie ja. Gdybym mogła wymienić najważniejsze rzeczy w swoim życiu, byłyby to mój kotek i mój zawód. Jeśli chodzi o dramaturgię, wiem, że robię to dobrze. Nic nie przynosi takiej radości jak dobrze wykonana praca. No i kotek…

 

absolwentka Wiedzy o Teatrze AT i ukrainistyki UW, doktor nauk humanistycznych. Tłumaczka z ukraińskiego, redaktorka antologii dramatu ukraińskiego, autorka artykułów i publikacji naukowych w obu językach.