12/2023
Dorota Kozińska

Lulajże, El Niño

 

Połowa listopada. W Rio de Janeiro padł rekord temperatury odczuwalnej. O dziewiątej rano termometry w sześciomilionowym, drugim co wielkości mieście w Brazylii wskazywały blisko czterdzieści stopni, organizmy ludzkie odczuły ten skwar na poziomie pięćdziesięciu ośmiu i pół stopnia – najwyższym w historii pomiarów. Pora deszczowa wciąż jeszcze nie nadeszła, choć w tym regionie pierwsze ulewy pojawiają się zwykle pod koniec września. Położona dalej na północ równina Pantanal powinna już o tej porze wyglądać jak wielkie jezioro z mnóstwem tętniących życiem wysepek. Tymczasem mierzy się z największą od stu lat suszą. Od początku listopada w tamtejszych lasach tropikalnych wybuchło przeszło dwa tysiące pożarów. W całym kraju klimatyzatory działają pełną parą: ceny prądu wzrosły trzykrotnie. Rzeki wysychają, statki ze zbożem grzęzną na płyciznach, delfiny amazońskie giną setkami. Nieregularne zjawisko powiązane z ociepleniem wód Pacyfiku, przed wiekami nazwane przez peruwiańskich rybaków pieszczotliwym mianem El Niño – nasila się bowiem w okolicach Bożego Narodzenia – zachodzi coraz częściej i trwa coraz dłużej.

Straszne Dzieciątko, zamiast nieść miłość i pokój, sprowadza na świat wojny i klęski żywiołowe. W Europie przyczyniło się do wieloletniego nieurodzaju, który stał się iskrą zapalną rewolucji francuskiej. Było współwinne najdotkliwszych klęsk głodu w drugiej połowie XIX wieku. Tylko w 1876 roku posłało na śmierć trzynaście milionów Chińczyków. W końcu minionego stulecia najgorzej dało się we znaki przed milenijnym przełomem, w latach 1997–1998.

Właśnie wtedy amerykański minimalista John Adams, twórca głośnej opery Nixon in China, wystawionej po raz pierwszy w 1987 roku w Houston Grand Opera, w reżyserii Petera Sellarsa i choreografii Marka Morrisa, postanowił skomponować coś w rodzaju własnego Mesjasza, oratorium bożonarodzeniowe na miarę nowego tysiąclecia. Nazwał je El Niño. Zależało mu na tej niejednoznaczności. Potoczne określenie ciepłego prądu oceanicznego przyjęło się w świecie nauki dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy zaburzenia naturalnych faz ENSO, tak zwanej cyrkulacji południowej, zaczęły wzbudzać poważny niepokój badaczy. Każdy obawiał się innego końca świata: biologom i ekologom Dzieciątko kojarzyło się wówczas z katastrofalną w skutkach zmianą wzorców pogodowych i klimatycznych, klęskami suszy, plagą lawin błotnych, zagładą ryb w oceanach i wymieraniem raf koralowych. Adams stwierdził w jednym z przedpremierowych wywiadów, że tak jak prąd El Niño zakłóca równowagę w przyrodzie, tak narodziny Dzieciątka wywołały kiedyś swoistą burzę duchową, niszcząc dawny porządek świata i zastępując go nową, radykalnie odmienną wizją ludzkości.

Oratorium, a właściwie opera-oratorium El Niño nawiązuje do tradycyjnej opowieści o zwiastowaniu, o wizycie Marii u Elżbiety, o narodzinach i adoracji Jezusa w Betlejem, o rzezi niewiniątek i ucieczce do Egiptu. W tej opowieści ważniejszy jest jednak sam fenomen rodzicielstwa i dzieciństwa; psychologiczny portret ciężarnej, jej trosk, radości, obaw i nadziei; doświadczenie porodu; budowanie intymnej więzi z istotą, która we krwi i śluzie wyszła z łona i natychmiast doświadczyła bezpieczeństwa u piersi matki. A także przestroga, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tej więzi zabrakło.

Peter Sellars, tym razem w roli librecisty, ułożył narrację z proroctw Aggeusza i Izajasza, z przejmujących wierszy współczesnej meksykańskiej pisarki Rosario Castellanos, poezji siedemnastowiecznej meksykańskiej zakonnicy Juany Inés de la Cruz, chilijskiej noblistki Gabrieli Mistral i nikaraguańskiego modernisty Rubéna Dario, ze średniowiecznych gier misteryjnych, kazań bożonarodzeniowych Lutra, fragmentów Ewangelii Łukasza i apokryfów gnostyckich, tekstów własnych i samego Adamsa. Kompozytor ubrał to wszystko w nacechowaną potężnym ładunkiem emocji szatę dźwiękową, na przemian motoryczną i kontemplacyjną, wbrew oczekiwaniom niektórych słuchaczy wolną od aluzji do muzyki latynoamerykańskiej, za to pełną odniesień do twórczości oratoryjnej Bacha i Händla.

Paryska premiera w Théâtre du Châtelet, 15 grudnia 2000 roku, pod batutą Kenta Nagano, z Dawn Upshaw w roli Marii i Willardem White’em jako Józefem, została także wyreżyserowana przez Sellarsa – w wersji półscenicznej, z udziałem tancerzy wmieszanych między chór i solistów, bez żadnych rekwizytów poza kilkoma krzesłami, na tle rzutowanych na ogromny ekran statycznych obrazów i projekcji filmowych. Cud narodzin w ujęciu Sellarsa dokonał się gdzieś na Zachodnim Wybrzeżu Stanów, Dzieciątko przyszło na świat w rodzinie bezdomnych Latynosów, Trzej Królowie przyszli złożyć mu pokłon w mundurach Los Angeles Police Department.

Inscenizacja – zarejestrowana na DVD dla wytwórni Arthaus Musik – czasem odciąga uwagę od muzyki, częściej stapia się z nią w jeden organizm, tworząc prowokacyjny konglomerat twardej rzeczywistości ulicy z realizmem magicznym, fascynującą dziedziną tajemnic i symboli. Oto Dzieciątko na Nowy Wiek. El Niño, który burzy porządek natury, wywraca na nice współczesną duchowość, ale też wstrząsa ludzkim sumieniem. Urodził się po to, żebyśmy wreszcie zaczęli naprawiać ten świat. Jeśli go zawiedziemy, spali nas, zaleje błotem, zagłodzi. Nie chce już za nas umierać. Skończył się czas zbawicieli.

krytyk muzyczna i teatralna, tłumaczka, wykładowczyni, latynistka.