Kolaps
Wydaje się, że wszyscy już wszystko napisali i powiedzieli na temat kolapsu w warszawskim Teatrze Dramatycznym im. Gustawa Holoubka pod światłym zarządem Moniki Strzępki i jej Kolektywu. A jednak. Pośród lamentów „postępowców” i Schadenfreude „wsteczników” zabrakło mi jednego, wydawałoby się oczywistego wniosku. Ten nieudany eksperyment oznacza nie tylko kompromitację środowiska, któremu Strzępka chciała dać Dramatyczny. Nie chodzi też jedynie o to, że publiczny mecenat (nawet ten podzielający poglądy „postępowców”) po Heksach będzie miał ograniczone, eufemistycznie mówiąc, zaufanie do feminizmu, aktorstwa performatywnego, szałwii, grzybów, ekoseksualizmu i zajęć jogi w repertuarach miejskich teatrów. Nawet nie o to, że trzeba będzie w eksplikacjach konkursowych na stanowiska dyrektorów wstydliwie ukrywać zamiłowanie do tych wszystkich fantastycznych spraw.
Mam wrażenie, że środowisku, zapatrzonemu głównie w czubek własnego nosa, umyka sprawa kluczowa. Szkody wizerunkowe po wyczynach Kolektywu Strzępki w Dramatycznym – to szkody przede wszystkim dla teatru rozumianego nie jako środowisko, ale jako sektor. Po wyborach do władzy doszła opcja liberalna, także w tym gorszym dla teatru wariancie. Wystarczyło kilka dni i już w debatach coraz częściej zaczyna się pojawiać słowo klucz: „rozdawnictwo”. Czy już do wszystkich pięknoduchów i optymistów to dotarło? „Wygraliśmy!” „Mamy to!” Tak, wygraliście i macie to, ale już idą ciężkie czasy. Środowisko zrobiło swoje i teraz nie ma co się nad nim rozczulać. Może Państwo nie wiedzą, ale rok w rok, przy układaniu budżetów, trwa bezwzględna walka o to, któremu sektorowi dać mniej, a przynajmniej nie podwyższać, nawet do poziomu inflacji. Dla układających budżety skarbników miejskich, dla ministerstwa finansów, to, co zrobiła Strzępka – to istne złoto. Idealny argument za odessaniem z systemu stałych dotacji, które niedawno w zwiększonej ilości pojawiły się za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Mamy przed sobą ciekawy, przejściowy rok. Główny instrument polityki kulturalnej, czyli dotacje w konkursie ministerialnym, będzie w pełni działał dopiero od wiosny 2025, ponieważ wnioski na rozpoczynający się rok były pisane jeszcze przed wyborami i nie uwzględniały aktualnej, nazwijmy to tak, dynamiki systemu. Do tego Koalicja Obywatelska zapowiada właściwie coś na kształt resetu dotychczasowego systemu finansowania kultury – czyli zamykanie sieci instytutów powołanych za poprzednich rządów. Oznaczałoby to likwidację wielu wizerunkowych projektów, o których czytaliśmy w mediach, ale też koniec prowadzonych przez nie konkursów dotacyjnych sięgających w głąb, do tzw. Polski powiatowej, a nawet na Ukrainę i Białoruś. Inne istotne pytanie: jaka będzie przyszłość instytucji ministerialnych niedawno otwartych w mniejszych i większych ośrodkach, a także tych, które otrzymały współprowadzenie? Kolejne: czy rzeczywiście w nowym sejmie kontynuowane będą prace nad ustawą o statusie artysty zawodowego?
Po Bogdanie Zdrojewskim pozostała infrastruktura budowana przy udziale środków europejskich, trochę wysokiej jakości superinstytucji artystycznych oraz punktowo przyznawane, głównie w dużych ośrodkach, ministerialne współprowadzenia instytucji samorządowych. Co zostanie po Piotrze Glińskim? Przeglądam wydaną właśnie broszurę „Piękno. Pamięć. Wspólnota. Działania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 2016–2023”. Wydaje się, że głównym rysem jego polityki były – korzystające z możliwości oferowanych przez budżety państwa – dążenia do decentralizacji, paradoksalnie związane z przejmowaniem obowiązków samorządów. Nie było to dostrzegane i dyskutowane, bo działania te przesłaniały polemiki wokół personaliów, konserwatywnego systemu wartości czy wyrazistej polityki historycznej ministerstwa. Czy decentralizacja się dokonała, rzeczywiście i na trwałe? Czy nowy rząd powróci do centralizacji i modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego, szkodliwego dla kultury? Jest to temat wykraczający poza ramy moich skromnych zapisków. Mogę jedynie pomarzyć, żeby ktoś na serio przygotował rzetelny, zewnętrzny i niezideologizowany raport zamknięcia polityki kulturalnej ekipy Kaczyńskiego, Morawieckiego i Glińskiego, bo zdaje się, że mamy koniec pewnej epoki.