3/2024
Artur Pałyga

Syndrom oszusta

 

– A co, jeśli uwierzysz?

– Że ktoś mówi prawdę?

– Tak. Że naprawdę mu się bardzo podobało…

– Odbieram to jak pusty komplement typu: „Dzień dobry, ładnie pani dziś wygląda”.

– …że jest pod dużym wrażeniem, że to jest świetnie zrobione…

– Słucham chętnie i myślę sobie, że jest bardzo miły. Możliwe, że chce czegoś ode mnie. Lub służę mu do jakichś celów. Że to wzmacnia jakieś jego przekonania, poglądy estetyczne czy towarzyskie, albo w jakiś inny sposób buduje mu jego wartość.

– …przedstawia ci argumenty, dlaczego to, co zrobiłeś, jest naprawdę bardzo dobre.

– Zaczynam czuć się niewygodnie. Jednocześnie chcę słuchać i chcę uciec. Kręcę się, wiercę.

– Załóżmy, że to jest ktoś, kto serio umie cię przekonać.

– Nie jest w stanie mnie przekonać, że to jest dobre. Jest w stanie mnie przekonać, że on tak uważa i ma na to jakieś argumenty.

– No dobrze. No i co?

– To jest najgorsze. To jest najbardziej wstydliwe i najbardziej podłe w tym wszystkim.

– ?

– Myślę o nim jak o kimś głupszym. Pobłażliwie.

– Czyli masz przekonanie, że ludzie, którzy cenią to, co robisz, to są ci głupsi?

– Nie znają się. To jest straszne. Wiem.

– Nawet ludzie bliscy? Przyjaciele?

– Bliskim i przyjaciołom łatwiej to wybaczyć. Są nieobiektywni.

– A nagrody?

– To są wypadkowe przekonań i poglądów jurorów w połączeniu z ulotnością wrażeń.

– Dlaczego tak uważasz?

– Mam takie głębokie przekonanie. Ja przecież wiem, jak to robiłem. Jak chodziłem sikać w przerwach, jak się męczyłem, w którym miejscu odpuściłem, w którym poleciałem schematem itp.

– A inni nie chodzą sikać, nie męczą się, nie odpuszczają?

– Jestem przekonany, że ci inni są mądrzejsi.

– Skąd wiesz?

– Bo ja nie jestem.

– No dobrze, a jeśli ktoś mówi lub pisze, że coś w tym było dobre, ale wytyka, że coś mu się nie podobało.

– Boli mnie to, co wytyka. Wkurza mnie to, że mnie to boli. Walczę z tym. Czasem próbuję to odbierać jako wskazówki, ale to tak nie działa. Im bardziej i dłużej boli, tym bardziej wkurza, i myślę, że jestem strasznie głupi, że się w to wkręcam. Że po co w ogóle o tym myślę. To jest dowód na to, że jestem małym człowiekiem. Małostkowym. Bo to jest jałowe myślenie. Nic z niego nie wynika. Po prostu te same słowa, zdania kręcą się w głowie w kółko, odtwarzają się.

– No tak, ale ten ktoś napisał też, co było dobre.

– Amortyzacja. Nieistotna.

– A jeśli cała wypowiedź była, że dobre, a tylko w połowie ostatniego zdania drobne zastrzeżenie?

– To znaczy, że cała wypowiedź była amortyzacją. To zastrzeżenie ma naprawdę dużą rangę, skoro tak bardzo musiało być obudowane.

– Przypuśćmy teraz, że ktoś rzuci słowo, zdanie, wypowiedź, napisze po prostu, że to jest nic, że to żadne, że to nieporozumienie, tandeta, banał, cokolwiek z asortymentu słów wyrażających niechęć i zdegustowanie.

– To oczywiste. Zdemaskował mnie. Brutalnie zerwał tę zasłonę, za którą widać całą nagą prawdę. Brzydką, głupią, złą.

– Uważasz, że jest mądrzejszy i rozumie więcej niż wszyscy, którzy cenią to, co robisz, niż wszyscy, którzy mówią o tym dobrze, niż wszyscy bliscy i przyjaciele?

– Albo nie ma powodów, żeby bał się mnie urazić. Może nawet chce mnie urazić, bo jest wrednym typem i po prostu celnie uderza w to miejsce, które wszyscy inni pomijają, bo chcą je pominąć, albo tego nie widzą. To celne uderzenie sprawia, że obnażona zostaje prawda o mnie. Jestem zdemaskowany.

– I co wtedy?

– Wstyd. Potworny wstyd. Wyszło na jaw, że jestem oszustem i złodziejem, który wyłudza publiczne pieniądze. Cała moja zręczność to tanie kuglarstwo, łatwe do zdemaskowania, jeżeli tylko ktoś chce i jest wystarczająco bystry.

– To jak reagować? Milczeć?

– Milczenie jest jawną oznaką. Jest tak źle, że nie warto gadać. Reaguj, jak uważasz. To i tak niczego nie zmieni. Będę udawał, że wszystko jest w porządku, tak, że się nie zorientujesz, nie martw się.

– Może najlepiej tego nie słuchać, nie czytać, nie przywiązywać się, w ogóle nie zwracać uwagi, tylko po prostu robić swoje.

– Może lepiej. Umiesz tak? Bo ja nie. Chociaż się staram.

– To dotyczy tylko pracy i twórczości?

– A skąd! Wszystkiego! Od tego, jak chodzę, jak stawiam kroki, jak jem, jak mówię, jak jestem ubrany (nawet nie próbuję się ubierać, hm, gustownie, bo mój gust jest na pewno totalną porażką, a innym gustom, jeśli chodzi o mnie, nie dowierzam), jakie wypowiadam zdania i w jaki sposób, jak się zachowuję na każdym kroku, wszędzie, cały czas. Spoko, da się z tym żyć. Od kiedy stosunkowo niedawno dowiedziałem się, że to jest opisane, że ma swoją nazwę, że istnieje test, który to sprawdza oraz terapie, na które na pewno nie pójdę, zrobiło mi się lżej, łatwiej. Jak schizofrenikowi, który wie, że jest schizofrenikiem. Choć jednocześnie czuję wstyd, że to mam.

– A to nie wynika z nadmiernego skupienia na sobie?

– Masz mnie! Wiedziałem, że to moja wina. Serio. Dzięki za celne podsumowanie.

– No dobrze, skończmy tę rozmowę.

– Skończmy. Nie sądzę, żebym powiedział coś mądrego, ciekawego czy wartościowego. Oszukuję, udając, że coś mówię i zajmując miejsce w czasopiśmie. Moja ocena jest trzeźwa. Nie przekonasz mnie.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).