fot. Marcin Korczyński
Warszawski sen o improwizacji
Śpiewanie, zdrowa dawka wygłupu, postaci historyczne, biblijne i zupełnie abstrakcyjne, a obok problemy zwykłych ludzi. A to wszystko zaimprowizowane, a więc wymyślone bezpośrednio na scenie Domu Kultury Śródmieście.
To nie jest najlepszy czas dla festiwali improwizacji teatralnej. W 2023 odbyły się w Polsce tylko dwa – Międzynarodowy Festiwal Improwizacji Teatralnej JO! w Toruniu oraz Międzynarodowy Festiwal Improwizacji Scenicznej ImproFest w Krakowie. Warszawa, gdzie społeczność impro jest prawdopodobnie najliczniejsza w Polsce, od czasu pandemii nie miała swojego festiwalu (w latach 2017–2019 odbyły się trzy edycje Warsaw Improv Festival). Dyktowany potrzebą integracji warszawskiego środowiska i chociaż częściowego wypełnienia luki po WIFe, w tym roku odbył się pierwszy warszawski Przegląd Improwizacji Komediowej. Było to wydarzenie dosyć kameralne – zainteresowanie nim znacznie przerosło pojemność sali w Domu Kultury Śródmieście. Co ciekawe, festiwal odbywał się poza głównymi miejscami zajmującymi się improwizacją w Warszawie, czyli Klubem Komediowym, Resortem Komedii i działającą przy nim Szkołą Impro. Podczas przeglądu zobaczyliśmy grupy, które występują lokalnie w różnych ośrodkach i różnych dzielnicach Warszawy, a jego celem była integracja środowiska i zapoznanie ze sobą grup, które często nie wiedzą o sobie nawzajem.
Na głównej scenie na popyt improwizacji muzycznej odpowiedziały Impro Quartet (w składzie: Agnieszka Bajer, Katarzyna Michalska, Michał Głowacki i Andrzej Perkman na pianinie) oraz Sto Piosenek Na Godzinę (Justyna Budek, Konrad Gniazdowski i Stanisław Rekosz jako pianista). Obie grupy prezentowały gry muzyczne, czyli krótkie scenki oparte na konkretnych zasadach, ze śpiewaniem jako głównym elementem. Członkowie i członkinie Impro Quartetu imponują umiejętnościami wokalnymi i muzycznymi, wynikającymi zresztą z ich wykształcenia. Andrzej Perkman świetnie sobie radził z nieprzewidywalnymi sugestiami muzycznymi padającymi z widowni, takimi jak utwór w stylu country-jazzowym. Jego akompaniament nie stanowił jedynie tła dla wykonywanych piosenek, lecz wnosił odrębną jakość muzyczną do całego występu. Najlepszym momentem ich przedstawienia było zagranie, według sugestii publiczności, VII aktu opery o kredycie hipotecznym. Była ona wspaniale zaśpiewana, zagrana z odpowiednio operowym rozmachem aktorskim, a przy okazji bardzo zabawna.
Występy zarówno Impro Quartetu, jak i Stu Piosenek Na Godzinę spotkały się z dużym aplauzem ze strony publiczności. Jednak z mojej perspektywy występ duetu Sto Piosenek zyskałby na wartości, gdyby Justyna Budek i Konrad Gniazdowski potrafili być w nim razem, współpracować i poczuć się ze sobą swobodnie. Improwizatorzy wyraźnie performują bycie „sexy” i pewność siebie, a jednocześnie boją się wzajemnie dotknąć, a kiedy to robią, widać, że nie czują się z tym komfortowo.
Z kolei występ duetu We Polak, tworzonego przez Monikę Ozdarską i Jeffa Michalskiego, skłania do refleksji na temat pomyłek i błędów w improwizacji. Jednym z haseł powtarzanych podczas nauki impro jest: „Fail and have fun”, rozumiane jako pozwolenie sobie na porażkę i popełnianie błędów – ale hasło to może stanowić miecz obosieczny. Można je rozumieć jako wychodzenie poza schematy i kreatywne wykorzystanie porażki jako paliwa do tworzenia ciekawych historii. Są jednak w improwizacji sytuacje, których nie da się uznać za „konstruktywne” błędy, na przykład niesłuchanie partnera na scenie, blokowanie jego propozycji czy forsowanie swoich pomysłów. Podstawą wspólnego tworzenia scen jest bowiem współpraca i uważność na drugą osobę. Duet We Polak miał zaś poważny problem z komunikacją na scenie, wynikający z różnicy zarówno w poziomie posługiwania się językiem angielskim, jak i w umiejętnościach improwizatorskich.
Przykład pomyłki, która posłużyła jako paliwo do stworzenia ciekawej sceny, pojawił się podczas spektaklu Jetpunk (w składzie: Jerzy Wierzbicki, Mariusz Ciechoński i Stanisław Święcicki). Członkowie tej grupy często wykorzystują zabieg „wyjścia z roli”, uwypuklając różne nieporozumienia, które się pomiędzy nimi pojawiają, pytając się na przykład, gdzie teraz są albo kto jest kim. W spektaklu granym podczas przeglądu początkowa niemożność umówienia się, kto gra Leonarda da Vinci, kto zaś Michała Anioła, doprowadziła do interesującej sceny, w której da Vinci wpada w paranoję. Obalanie czwartej ściany przez członków grupy Jetpunk ma na celu ujawnienie teatralności całego działania, pokazanie prawdy scenicznej oraz wywołuje efekt komediowy. Równocześnie jednak wybija widza z imersji i rozbija spójną, gatunkową historię. Ich występ, zagrany według autorskiego formatu „Miłość i lasery”, w stylu science fiction, należał do najciekawszych formalnie spektakli przeglądu.
Grupą, która zdecydowanie czuje się ze sobą komfortowo i wprowadza na scenę dużo potrzebnego luzu, są Kifaje (w składzie: Marek Baranowski, Mateusz Ślizak, Jan Woźniak i Tomasz Hada, który akurat nie wystąpił podczas przeglądu). Zagrali „Improwizowane historie przy piwie”, czyli historię szkatułkową, która zaczyna się od dyskusji na absurdalny temat zaproponowany przez publiczność (padło pytanie: „Czy płatki to zupa?”), podczas której improwizatorzy na zasadzie „opowiem ci historię…” przechodzą do kolejnych scen. W ich spektaklu zobaczyliśmy m.in. Napoleona, który dowiaduje się, że przegrał bitwę, Kleopatrę, która nie mogła wybrać pomiędzy Cezarem a Kowalem Łukaszem, Trzech Muszkieterów tuż przed zabiciem Kardynała Richelieu, czy pływaka, który jako pierwszy postanowił pływać na nieparzystych torach. Opowiadane historie są błyskotliwe, pełne odwołań do historii i kultury, zarówno popularnej, jak i wysokiej – nawet jeśli jednocześnie ich treść wydaje się absurdalnie głupia i śmieszna.
Projektem wyróżniającym się na tle polskiej sceny impro jest międzypokoleniowa grupa Seniorwizacja, która otworzyła ostatni dzień przeglądu. Liczy ona około dwudziestu osób, z czego czternaścioro występuje na scenie. Połowę grupy występującej stanowią seniorki i seniorzy, a podczas przeglądu seniorki stanowiły większość występujących. Ciekawie jest zobaczyć na scenie inne osoby niż w większości grup impro w Polsce, w których występujący są przeważnie w okolicach trzydziestki (co wynika częściowo z faktu, że osoby, które mniej więcej piętnaście lat temu zaczynały zajmować się improwizacją, nie zdążyły się jeszcze zestarzeć, ale i ludzie zakładający nowe grupy zaliczają się zazwyczaj do tego przedziału wiekowego). Członkowie Seniorwizacji posługują się trochę innymi skojarzeniami, myślą trochę inaczej i trochę inaczej budują sceny. Podczas przeglądu Seniorwizacja zagrała „Strumień świadomości”, czyli szereg scen związanych ze skojarzeniami z jakimś słowem. Improwizatorki i improwizatorzy opowiadali choćby o spotkaniu sąsiadek w sprawie balkonu zabrudzonego przez gołębie, ale pojawiały się też bardziej abstrakcyjne sytuacje, jak upuszczenie płuc do transplantacji przez dwie pielęgniarki, albo biczujące się zakonnice.
Najbardziej udany był spektakl grupy Impy (w składzie: Jacek Mikulski, Jerzy Wierzbicki i Juliusz Roszczyk), która w ten sposób powróciła do regularnego grania po ponad roku nieobecności na scenach Warszawy. Członkowie grupy zagrali format „Teraz to będzie dziwne”, w którym improwizatorzy pozwalają sobie na różne szalone, ryzykowne lub wręcz głupie pomysły. Format luźno zakłada rozpoczęcie od sceny o normalnym życiu, potem pojawia się jakaś scena w świecie metafizycznym, a następnie te dwa światy są łączone w spójną historię. Zagrali do sugestii „Chrystus”, co jest bardzo odważną decyzją i potencjalnie może wyjść z tego coś bardzo kontrowersyjnego albo w złym smaku. Improwizatorzy stworzyli jednak z jednej strony historię o zaświatach, trochę w stylu serialu Good Omens, z drugiej strony – historię zwykłego parafianina Łukasza, który przychodzi się modlić, bo wali mu się życie, i księdza Marka, który stara mu się pomóc. Zobaczyliśmy też Jezusa, który zakłada się z Tomaszem, że Judasz niedługo wygra jakieś pieniądze, Belzebuba kłócącego się z Szatanem o cheetosy, Archaniołów zwiastujących Apokalipsę, a następnie odjeżdżających na rowerach, a także Antychrysta, którego przesłaniem jest, że każdy zasługuje na miłość. Akompaniował im Stanisław Rekosz, którego muzyka nie tylko była tłem, ale też współtworzyła i inicjowała sceny. Trzeba tu docenić reżyserię świateł Miriam Hmissi, która w wielu spektaklach doskonale reagowała na sceniczne wydarzenia, w tym przypadku choćby rzucając punktowe światło na pępek jednego z bohaterów, z którego wychodzili Archaniołowie, czy też snop światła reprezentujący Boga w innej scenie.
Wygląda na to, że improwizacja teatralna w Polsce jest już na tyle popularną dziedziną, że może powstać festiwal prezentujący grupy pochodzące tylko z jednego miasta, który jest w stanie wyprzedać kilka spektakli w jeden weekend, działając poza głównymi ośrodkami promującymi impro w Warszawie. Zobaczyliśmy improwizatorów zróżnicowanych wiekowo, z różnym doświadczeniem scenicznym. Można powiedzieć, że warszawski sen o improwizacji, który zaczął się osiemnaście lat temu (licząc od powstania pierwszej warszawskiej grupy Klancyk), jest już snem spełnionym, a z pewnością jeszcze wiele się wydarzy.
Przegląd Improwizacji Komediowej
Warszawa, 11–14 stycznia 2024