7-8/2024
Obrazek ilustrujący tekst Bohaterowie na jeden sezon

Bohaterowie na jeden sezon

 

Dramatem Słabi. Ilustrowany banał teatralny, który w 2017 roku otrzymał Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną, Magdalena Drab rozpoczęła swoje dramaturgiczne zmagania z przygnębiającą rzeczywistością, zasiedloną smutnymi outsiderami. „Lubię zostawiać bohaterów i widza w najtrudniejszym momencie”[1] – zadeklarowała w jednym z wywiadów, wyznaczając sobie niełatwy kierunek teatralnej kariery. Słabi stali się projekcją pisarskich obsesji, w których kobieca wrażliwość miesza się z ostrą i bezkompromisową oceną otaczającego świata. W tekstach Drab znajdziemy wątpliwości i brak wiary we wspomnianą sprawczość – tę fikcyjną i literacką. Nie ma w nich miejsca na wyrazisty krzyk, jest natomiast przestrzeń na odmawiane pod nosem litanie próśb i błagań, narzekań i ubolewań. Konsekwentnie eksplorowane depresyjne stany tworzą monochromatyczną mozaikę zaburzeń osobowości, którym w swoich sztukach autorka poświęca najwięcej miejsca. Budowanie postaci poprzez nieustające podważanie ich autonomiczności to ulubiona zagrywka pisarki.

Bohaterowie sztuk Magdaleny Drab w swojej świadomości nigdy nie są źródłem działań. Ich poczucie sprawczości jest zerowe. To inni mają nad nimi kontrolę. Zbyt słabi, aby zawalczyć o siebie, nie potrafią długo utrzymać się na powierzchni. „Bohaterowie na jeden sezon”[2] – przepraszają za to, że są i nie potrafią żyć lepiej. W tej nierównej walce z losem pomaga im jedyna broń, w jaką zostają przez autorkę wyposażeni: uszczypliwy humor, wyzwalający mechanizmy odwagi, do których nie mają dostępu na co dzień.

 

Dziurawe dusze

Antologia sztuk Magdaleny Drab Dramaty kilku pomniejszych osób wydana nakładem Księgarni Akademickiej, wzbogaca obszerny cykl publikacji z serii Nasze Dramaty, który regularnie udostępnia czytelnikom najnowszą twórczość polskich dramatopisarzy. Do tej pory byli to między innymi Anna Wakulik, Maciej Wojtyszko, Rafał Wojasiński, Małgorzata Sikorska-Miszczuk czy Artur Pałyga – a więc czołówka najpopularniejszych twórców regularnie współpracujących z teatralnymi scenami. Pojawienie się Drab w tym gronie było kwestią czasu. Wybrano sześć reprezentatywnych tekstów, które powstawały na potrzeby konkursów dramaturgicznych (Bohater, Nic, Patoformy), były realizowane w teatrach instytucjonalnych (Madagaskar. Horror metafizyczny – spektakl grany przez Teatr Papahema w koprodukcji z Teatrem Żydowskim w Warszawie w reżyserii Gosi Dębskiej, Słabi. Ilustrowany banał teatralny w reżyserii Rafała Sabary w Teatrze Jaracza w Łodzi) i sukcesywnie publikowane w miesięczniku „Dialog”. Część z nich zainscenizowano w formie performatywnych czytań scenicznych oraz spektakli „Teatroteki”. Spośród opublikowanych dramatów zdecydowanie największy sukces odnieśli Słabi, choć i oni dość długo czekali na swoją premierę przed widownią w teatrze. Teksty Drab unoszą się na teatralnych wodach, powolnie dryfują, raz na jakiś czas wypływając na brzeg. Tak było z docenionymi i nagradzanymi Dzielnymi chłopcami czy Wyzwoleniami. Autorka lubi teatralne peryferia i offową niezależność (współpracowała z Teatrem Układ Formalny) ale świetnie odnajduje się także w świetle reflektorów scen profesjonalnych (adaptacja Solaris Stanisława Lema w reżyserii Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie).

Choć Drab obiera różnorodne kierunki tematyczne, dostosowując swój warsztat do potrzeb chwili – jej sztuki utrzymane są w podobnym tonie. Często opatrzone odautorską instrukcją obsługi i ironicznymi komentarzami, otwierają realizatorom pole do nieustającej gry aktora i widza, jednocześnie zaznaczając silną obecność samej pisarki. Autorka ani na chwilę nie opuszcza swoich bohaterów – towarzyszy im w ich porażkach i życiowych klęskach. Skleja dramaturgiczną nicią ich podziurawione dusze, albowiem jak pisze w swoich Patoformach: „Wszyscy jesteśmy z alfabetu, świat powstał z alfabetu i w alfabet się obróci, bo rozumiani jesteśmy tylko z nazwy…”. Słowa i litery determinują tożsamość kolejnych postaci. Słowa kłębiące się w obolałej od myślenia i analizowania głowie, ale też te artykułowane przez innych: oceniających, krytykujących, wytykających błędy, umniejszających, odtrącających (chór dobrze radzących i wszystkowiedzących sąsiadek, koleżanek, lekarek, mężów i matek świetnie pokazał Rafał Sabara w inscenizacji Słabych!). Język jest formą ucieczki przed bezradnością. Słowa zastępują czyny. Bohaterowie zagadują rzeczywistość, monologują, wypluwają z siebie ciążące im zdania. Co ciekawe, w równym stopniu służą im one nie tylko do opisywania tego, co uwiera ich w danej chwili, lecz również do opowiadania o tym, co się nie wydarzyło i (w najbliższej przyszłości) się nie wydarzy. Językowe gdybanie staje się ich kołem ratunkowym, a jednocześnie nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Słowa płyną, ale nic się nie dzieje…

Emblematyczną sceną staje się scenka z Patoform zatytułowana „C” jak „czemu się nie powiodło”, nawiązująca do filmu Magnolia Paula Thomasa Andersona oraz granej w nim przez Toma Cruise’a postaci Franka T.J. Mackeya. Guru podrywu, bezczelny i pewny siebie coach, uczy samotnych i nieporadnych mężczyzn, jak ujarzmiać kobiety, uprzedmiotawiając je i traktując jak kolejne trofea. W wulgarnym i cynicznym stylu namawia słuchaczy do przemocy i dominacji, do przejmowania kontroli nad innymi. Bzdury urastające do rangi mantry i swoistej życiowej filozofii ukazują kruchość przekazu ubranego w przekonujące słowa. Powtarzane i bezmyślnie skandowane hasła dają namiastkę pewności, że coś się wydarzy. Im głośniej są jednak wykrzykiwane, tym większa pewność, że nie uruchomią żadnych działań – a tym bardziej zmian.

„My ludzie musimy trzymać się razem” – powie inna bohaterka tego samego dramatu, podważając tezy stawiane przez autorkę. Bohaterowie Drab nie trzymają się razem, nie słuchają się. Walczą o siebie bez pomocy innych, ponieważ zwątpili w szczerość intencji i bezinteresowność działań. Nie wierzą w sprawiedliwość, boską opatrzność, gesty empatii. Nie ma dla nich miejsca na ziemi. Z pomocą przychodzi fikcyjny raj, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, a promyczki nadziei co raz szturchają zagubionych i cierpiących za życia.

 

Niebezpieczne słowa

Obok Słabych, na pierwszy plan w lekturze antologii wysuwa się sztuka Madagaskar. Horror metafizyczny. Obydwa teksty zostały zresztą nagrodzone podczas XXVIII edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. To pewne niuanse językowo-konstrukcyjne decydują o tym, że można wyraźnie oddzielić wybrane do antologii sztuki konkursowe od pozostałych. Madagaskar, podobnie jak Słabi, to dla mnie dramat kompletny – gotowy do realizacji, porywający czytelnika od pierwszych zdań, czarujący bogactwem pomysłów, a jednocześnie w sposób przemyślany dawkujący kolejne literackie niespodzianki. To zresztą jedyny dramat, z którym czytelnikowi będzie jakby lżej i mniej poważnie. „Abstrakcyjnie i lekko. O Żydach” – we wstępie zaznacza autorka, i dotrzymuje tej obietnicy.

Bohaterów o wypartych tożsamościach – pół Polaków, pół Żydów, odmieńców tułających się za życia po świecie – Drab umieszcza na tytułowej wyspie. To miejsce zsyłki zagubionych dusz, niesklasyfikowanych i nieokreślonych. Trochę piekło – trochę raj: „Jedna noga stoi w niebie dla Polaków tak zwanych właściwych […]. Druga noga w piekle żydowskim czeka na Mesjasza”.

Ludwik Zamenhof, Stanisław Lem, Helena Rubinstein, Helena Deutsch, Julian Tuwim, Samuel Goldwyn – a właściwie to co z nich zostało – to postaci tworzące krąg potępieńców bez powodzenia poszukujących ukojenia i wiecznego spokoju. Wśród nich jest twórca języka esperanto wielokrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla, okulista z zawodu, urodzony w żydowskiej rodzinie w Białymstoku. Idea stworzenia uniwersalnego języka ponad podziałami, posługującego się, jak pisze autorka, „literami bez ciężaru”, staje się podświadomym łącznikiem wszystkich bohaterów. Każdy z nich wykreśla ciążące w życiorysie litery/słowa/zdania. Wymazuje wstydliwe wątki, pozbywa się niewygodnych wspomnień. Po raz kolejny to język stygmatyzuje bohaterów, skazując ich na społeczne odrzucenie. To język wywołuje w nich swoistą schizofrenię i myśli samobójcze. „Chcę strzelać! Do siebie! Do wszystkich siebie, którzy się we mnie tłoczą!” – wykrzykuje to, co zostało z Juliana Tuwima. Podobnie jak bohaterowie Słabych, bez pomocy innych niesie na wymęczonych barkach swój krzyż. Wojuje sam ze sobą, męcząc się własnym istnieniem. Marząc o nieistnieniu, które może go wyzwolić, tak naprawdę prosi o wyswobodzenie z karcących i oceniających spojrzeń innych. Makabreskowa wizja dekapitacji poety – gest emfatyczny i tragiczny zarazem – to kwintesencja autorskiego lotu w przestworza wyobraźni, z których czytelnikowi ciężko wrócić na ziemię. Zachwycają również poetyckie songi utrzymane w klimacie pesymistycznego, czarnego humoru, które podbijają hasła stopniowo rodzące się w głowach uciemiężonych: „Być dziewczynką – to źle! / Być Polką – to źle! / Być Żydówką – fatalnie! // Być słabym – to źle! / Być chorym – to źle! / Być żywym – fatalnie!”.

Los nie oszczędza nikogo. Im bardziej chcesz żyć, tym wyżej postawiona jest poprzeczka. Im bardziej się starasz, tym mniej ci wychodzi. Czy ratunku można upatrywać w dobrej woli? Zbyt prosta odpowiedź może wzbudzić nasze podejrzenia.

 

Kobieta jałowa

Kobiety w sztukach Drab ponoszą dojmujące klęski. Porażki obejmują ich życie zawodowe i prywatne. Nie realizują się jako matki i partnerki, zawodzą siebie i innych. Towarzyszą im wstyd i poczucie niespełnienia. Są dziurawe, niekompletne, wybrakowane. Mówią o sobie niepochlebnie, z pochyloną głową przyjmują kolejne ciosy od losu. Nie tworzą portretów kobiet silnych i niezależnych, jakich nie brakuje w dominującej narracji psychospołecznych analiz i medialnych dyskusji. Każda z nich, położona na wygodnej kozetce w prywatnym gabinecie terapeuty, szybko otrzymałaby plakietkę z konkretną diagnozą: depresja i psychoza poporodowa, zaburzenia osobowości, dwubiegunowość, szeroko pojęte zaburzenia psychiczne. Anina, Sara, Sobota: matki bez dzieci, kobiety bez mężczyzn, żony bez mężów. Definiuje je brak, a nie posiadanie. Ich ontologiczny status jest wątpliwy. Są głodne życia, miłości i czułości. Wykorzystywane i niezrozumiane, krytykowane i osądzane. Winne i niewinne jednocześnie. Magdalena Drab świadomie bierze na warsztat ten obszar kobiecych doświadczeń, który, wciąż poddawany częściowej tabuizacji, budzi kontrowersje i skrajne emocje. Ten temat jest zresztą niezwykle silnie eksploatowany przez psychologów i socjologów – by wspomnieć chociażby świetną i ważną publikację Justyny Dąbrowskiej: Przeprowadzę cię na drugi brzeg. Rozmowy o porodzie, traumie i ukojeniu. Tak jest też z bohaterkami kreowanymi przez Drab – zawieszonymi między nieprzepracowanymi traumami a potrzebą bycia ukojonym.

„Snujesz się z umęczoną miną i rzucasz jakieś pseudofilozoficzne pomruki. Krzycz, płacz, śmiej się! Ożyj! Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę tego znieść. […] Połóż się na kanapie i śmiej się. Śmiej się do mnie. […]”.

Nie do zniesienia jest wegetacja bohaterów – ich rezygnacja z życia. Cierpią ich bliscy, cierpią oni sami. Nie mają siły na śmiech – chyba że ten nerwowy, wymuszony, nienaturalny. Śmieją się inni: ci bogatsi, szczęśliwsi, z koneksjami i urodą, dobrze ustawieni, zakochani, pracujący, wierzący, spełniający się. Otoczeni obronnym murem stawiają się zawsze w opozycji. Tworzą niewidzialnych wrogów. Na walkę z nimi pożytkują całą swoją energię.

Autorzy antologii trafnie nadali publikacji tytuł określający to, co w twórczości Drab jest kluczowe. Dramaty kilku pomniejszych osób – pomniejsi, cisi, niewidzialni, niedocenieni, słabi, tacy niebohaterscy i nieciekawi. W ich życiu nie ma miejsca na epickie rozwiązania, nie ma biblijnego patosu i gromów z nieba. Nie ma boskich interwencji (tych międzyludzkich zresztą też nie!), choć pojawiają się próby nawiązania metafizycznego kontaktu: czasem w akcie desperacji, czasem z nudów. Są trochę jak płaczące niemowlęta: bezradne, wyciągające ręce ku rodzicowi, nierozumiejące jeszcze własnych potrzeb i emocji. Ten motyw zgrywa się z punktem widzenia współczującego obserwatora[3], który w swoich sztukach stosuje autorka. Autorka, aktorka, reżyserka, pedagożka i matka. Życiowe role i doświadczenia Magdaleny Drab budują jej dorobek literacki, tworząc dojrzałą, a jednocześnie niepozbawioną ludzkiego chaosu twórczą materię. Pewnie dlatego tak łatwo się w niej odnaleźć i bezpiecznie zakopać. Popłynąć na falach smutku i niepewności kawałek do przodu. I zaraz wrócić z oddechem ulgi i refleksją, że przecież nasze życie nie wygląda aż tak przygnębiająco. Prawda?

 

[1] Teraz wyjdź!, [z M. Drab rozmawia J. Jaworska], „Dialog” nr 5/2022.

[2] M. Drab, Bohatersko, „Teatr” nr 9/2021.

[3] Zob. Każdy musi znaleźć swoje korytko, [z M. Drab rozmawia J. Gruca], „Teatr” nr 9/2017.

autor / Magdalena Drab

tytuł / Dramaty kilku pomniejszych osób

seria / Nasze Dramaty

wydawca / Księgarnia Akademicka

miejsce i rok / Kraków 2023

absolwentka kulturoznawstwa UKSW. Pracuje w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy jako sekretarz literacki.